Choroba ciała

(fot. tentencents/flickr.com)

Było tam wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich chorób (Łk 6,17-18)

W powszechnej świadomości wiernych Lourdes kojarzy się głównie z cudownymi uzdrowieniami. A mnie intryguje fakt, że Bernadetta, która sama cierpiała na gruźlicę, chociaż widziała Matkę Bożą i piła cudowną wodę, nie została uwolniona od choroby. I nawet tego wielce nie pragnęła. Co więcej, z czasem miała się coraz gorzej. Nikt jakoś o tym głośno nie mówi. Nadto, przyznam, że z pewnym zakłopotaniem wysłuchałem słów Maryi wypowiedzianych do świętej podczas jednego z objawień: "Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, lecz w przyszłym". Szokujące i niewygodne stwierdzenie jak na nasze czasy, kiedy wielu wierzących uważa, że zdrowie w życiu najważniejsze. Tymczasem wiara wcale nie gwarantuje powodzenia, zdrowia, pomyślności i idylli, tak jak często byśmy tego oczekiwali.
Mimo to chorzy są tutaj uprzywilejowani i rzucają się w oczy. Podczas mszy przed grotą patrzę na długie rzędy wózków inwalidzkich. Doznaję małego wstrząsu. Wpatrując się z górnego placu w setki ludzkich cierpień, powykrzywianych lub zastygłych w bezruchu twarzy, z rękami mozolnie wznoszonymi w geście usilnego błagania, czuję się nieswojo. Póki co nic poważnego mi nie dolega, myślę sobie. Skoro jestem jeszcze fizycznie zdrowy, czy to znaczy, że Bóg dał mi więcej, a im mniej? Czy powinienem dziękować za zdrowie, a skoro tak, to za co oni powinni podziękować? Chyba nie tędy droga. Choroby fizyczne doskwierają, bolą, czujemy je w zmysłach. Choroby ducha ujawniają się i wydają swoje żniwo czasem dopiero po latach Matka Elżbieta Czacka z Lasek, która sama straciła wzrok, mawiała, że "ślepota duchowa bywa poważniejszym problemem niż ślepota duchowa".
Na terenie sanktuarium dzieje się to samo co w Ewangelii. Do Jezusa, bo przecież to On uzdrawia, a nie Maryja, przychodzą chorzy, oblegają Go zewsząd, licząc na ulgę i uleczenie. Ale Chrystus często zwraca uwagę, że uzdrowienia są jednie znakami, potwierdzeniem istnienia niewidzialnej rzeczywistości, zapowiedzią tego, co dopiero w pełni nadejdzie.
U nikogo w Lourdes nie zauważyłem jednak takiej żarliwości i szczerości modlitwy jak u tych chorych. Co prawda, jeśli chodzi o stwierdzone fizyczne uzdrowienia, to obecnie nie zdarzają się one zbyt często. Same statystyki nie wystarczyłyby więc, by skłonić te rzesze sparaliżowanych, powykręcanych i nieruchomych do pojawienia się w Lourdes. Dlaczego więc przybywają? Czy nadal mają nadzieję na uzdrowienie? Zapewne tak. Ale może i na coś więcej.
Zupełnie przypadkiem, trochę jak reporter, pytam panią siedzącą na wózku, dlaczego pozwoliła się przywieźć pod grotę massabielską. Odpowiada, że tutaj czuje, iż Bóg jest blisko.
Doświadcza Jego solidarności z jej własnym cierpieniem. Wie, że Bóg przejmuje się jej losem, i z takim przekonaniem może spokojnie wracać do domu. Jej wypowiedź robi na mnie wielkie wrażenie. Okazuje się, że nie wszyscy stoją tutaj w kolejce po cud. Godzą się z tym, że nie zostaną uleczeni, odkrywając głębszy wymiar swego cierpienia. I wcale nie widać na ich twarzach rezygnacji.
Jessica Hausner, austriacka reżyserka, nakręciła niedawno film o fenomenie Lourdes. Przygląda się temu miejscu na chłodno, z pozycji niezaangażowanego obserwatora. Analizuje wszystko od podszewki. Stawia pytanie o wiarę. Ostatecznie dochodzi do wniosku, że Bóg musi być kapryśny, podobny do greckich bogów, skoro rozdziela swoje łaski tak "nierównomiernie". Nie wiadomo, dlaczego jednym daje, innym zabiera. Dlatego, jej zdaniem, cuda są takie ambiwalentne, niewytłumaczalne. Ciekawe jednak, że Jezus uzdrawia na ciele paralityka, któremu wcześniej odpuścił grzechy, dopiero na widok niewiary faryzeuszów. Jakby prawdziwa wiara nie potrzebowała żadnych cudów, bo "cuda to są obrazki w książkach, piękne obrazki" - pisze Georges Bernanos. Poza tym, dziesięciu trędowatych zostało oczyszczonych. Jeden przyszedł podziękować. Nawet cuda nie zawsze zmieniają człowieka.

Fragment pochodzi z książki: Duchowa pielgrzymka do Lourdes

27 osobistych refleksji wskazuje szlak duchowej wędrówki dla każdego, kto tęskni za prostotą, szuka uzdrowienia, kocha życie...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Choroba ciała
Komentarze (25)
A
Agata
12 lutego 2014, 02:52
Choroby ducha ujawniają się i wydają swoje żniwo czasem dopiero po latach Matka Elżbieta Czacka z Lasek, która sama straciła wzrok, mawiała, że "ślepota duchowa bywa poważniejszym problemem niż ślepota duchowa". ?????
C
chłop
13 lutego 2013, 15:35
Anna namolna. Chyba ojciec P. wpadł jej w oko.  Kinga, nie dorównujesz jej w wytrwałości. Może macie podobną motywację? ;) Od powietrza, głodu, ognia, wojny i natrętnej kobiety... 
AC
Anna Cepeniuk
11 lutego 2013, 10:24
Świetny tekst i wzruszająca refleksja..... Sama doświadczam towarzyszenia chorej mamie, więc może bardziej rozumiem tych, którzy są nim dotknięci.... I to , że nam zdrowym pozostaje wyłącznie im towarzyszyć i czasmi nic nie rozumieć.... Tylko być....
Jadwiga Krywult
11 lutego 2013, 10:00
No chyba żeby się odwrócił od poprzednich wypowiedzi.... To by dopiero głupstwo zrobił, gdyby się odwrócił. Dobrze pisze. Nie wszystkim musi się podobać to samo, mnie się np. nie podoba Twój ukochany ojczulek dyrektor.
A
Anna
11 lutego 2013, 09:57
Do Beaty Tak zgadza się. Trzeba wiedzieć kto pisze i czy mozna mu wierzyć. Jeżeli ktoś tracił pomału zaufanie swoimi poprzednimi, już wiele lat pisanymi artykułami, to nie może później, jak gdyby nic, być wiarygodnym.... No chyba żeby się odwrócił od poprzednich wypowiedzi.... A tu chyba po prostu chodzi o reklame swojej książki....
B
Beata
11 lutego 2013, 09:48
Anno, tyle wiary i dobra jest w tym artykule... Jak Ty patrzysz, że widzisz tylko postmodernistyczne zło. Może nie ten artykuł czytasz. Albo widzisz nazwisko autora i już jest źle. Jak w bajce Andersena :Królowa śniegu"Szkiełko wpada w oko i to, co dobre wydaje się brzydkie.
E
Ewa
11 lutego 2013, 09:37
Ja jestem młoda i zdrowa:) W wieku 12 straciłam mamę, niedawno tatę. Wiele przez to wycierpiałam, ale też dzięki Bogu wiele się nauczyłam. Każdy człowiek się z czymś w życiu zmaga i nie zawsze mamy wybór. Nie rozumiem modlitwy o "cięższy krzyż" lub więcej cierpień. My sami tego nie wybieramy. Nie odnajduję w Pismie Świętym takiej zachęty. Uważam, że tekst księdza jest ok i że nie każdy ksiądz musi być ciężko chory, żeby głosić i rozumiec sens cierpienia innych.
A
Anna
11 lutego 2013, 09:27
"Zupełnie przypadkiem, trochę jak reporter, pytam panią siedzącą na wózku, dlaczego pozwoliła się przywieźć pod grotę massabielską" - pisze ksiądz. A cały artykuł to nie reklama tylko swojej książki?  "Szokujące i niewygodne stwierdzenie jak na nasze czasy, kiedy wielu wierzących uważa, że zdrowie w życiu najważniejsze. Tymczasem wiara wcale nie gwarantuje powodzenia, zdrowia, pomyślności i idylli, tak jak często byśmy tego oczekiwali." - przeciez to każdy katolik wie, aż dziwne że autor pisze że tego oczekujemy? Duchowny już tyle napisał rzeczy opierając się na swoim postmoderniźmie że nawet książkę o pielgrzymkach do Lourd to mozna by chyba przeczytać tylko jako reportaż jakiegos redaktora - by poznać co taki redaktor myśli o sobie bo co myśli o wierzących to juz wielokrotnie poznaliśmy...
K
katty
11 lutego 2013, 08:48
Czasami cierpienie zmiania nas duchowo, otwiera na cierpienie blizniego, pomaga nam wzrastac...Ja po wypadku samochodowym, po dlugiej rehabilitacji docenilam wartosc zycia i sie zatrzymalam w swoim biegu
A
AK
26 lutego 2012, 20:02
Autor mądrze zauważył Do Jezusa, bo przecież to On uzdrawia, a nie Maryja, przychodzą chorzy, oblegają Go zewsząd, licząc na ulgę i uleczenie.
D
DVYXR
13 lutego 2012, 23:18
Najlepiej zakażcie Maryi uzdrawiać. Tylko że w Kościele pozostanie wtedy garstka masochistów którzy uwierzą waszemu niezgodnemu z Ewangelią doloryzmowi.
L
leszek
12 lutego 2012, 10:46
A właśnie. To jest pytanie, czy my na pewno rozumiemy co to jest świętość czy cud. Austriacka reżyserka próbowała to zrozumiec, ale - jak widać - poniosła porażkę. Nie zrozumiała. Chorzy udają się do Lourdes i chociaż wiedzą, że szansa cudu który sie objawi na nich jest jak szansa wygrania miliona w totolotka. A jednak przychodzą. I liczą na cud. A może liczą na coś innego. Albo jak Bernadetta, która pomimo że ciężko chora, nie została cudowanie uzdrowiona. A jednak została kanonizowana - może właśnie dlatego ? Dała nadzieję innym, ale nie prosiła dla siebie. Czy to w ogóle da się zrozumiec ?
KJ
Krwią jego Ran
12 lutego 2012, 09:08
Dzień Chorych ustanowił Jan Paweł II w 11. rocznicę zamachu na Placu św. Piotra, a przypada on 11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Każdego roku Jan Paweł II przygotowywał orędzie na ten Dzień. Benedykt XVI kontynuuje ten zwyczaj. W tegorocznym orędziu, zatytułowanym „Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni”, papież przypomina, że Bóg odpowiada na cierpienie człowieka współcierpieniem.
KJ
Krwwią Jego Ran
12 lutego 2012, 09:06
<a href="http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,4633,dzis-19-swiatowy-dzien-chorego.html">www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,4633,dzis-19-swiatowy-dzien-chorego.html</a>
WW
Wy wszyscy którzy
12 lutego 2012, 04:26
tak piszecie o wartości choroby, pomódlcie się dla siebie na przykład o raka. Dlaczego tego nie robicie? Bo w waszym przekonaniu, WAS nie dotyczy to o czym piszecie. Cierpieć według was mają zawsze inni.
N
Nikita
12 lutego 2012, 00:25
Przez Maryję do Jezusa i przez Jezusa do Maryi - tak powiedział kiedyś Jan Paweł II.  Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię - tak powiedział sam Chrystus. Tylko On jest Drogą, Prawdą i Życiem - i można - a wręcz trzeba! przychodzić do Niego bezpośrednio. I w Nim odkrywać Jego matkę.
&
<jerzy>
11 lutego 2012, 15:40
 Czy naprawdę ci wszyscy chorzy przychodzą do Jezusa, a nie do Maryi? Czy mają tę świadomość / wiarę, że tylko On może ich uzdrowić, pocieszyć? Mam wrażenie, że we wszystkich sanktuariach maryjnych to Maryja jest na pierwszym miejscu, ona jest najważniejsza, a nie On... Przez Maryję - do Jezusa - nie odwrotnie. Jezus leczy w nas nie to, co wg. naszej "logiki" w danej chwili wydaje nam się lepsze, ale to co wg. Niego jest - zbawienne.  Często, w czasie cierpienia koncentrujemy się jedynie na tym co powierzchowne, (płytkie) i  wówczas rozglądamy się za jakimś "skalpelem", bądż innym (chemicznym) "wynalazkiem" w celu natychmiastowego pozbycia się dolegliwości, co wydaje się być naturalne (któż urodził się masochistą?). Nie oto jednak chodzi, a o to że będąc w pełni "sprawnymi" (w dodatku żyjącymi w dostatku), często jesteśmy "ślepi", by dostrzec - po co żyjemy i dokąd zmierzamy. Jakakolwiek niedyspozycja 'pomaga' (o ile zechcemy) dostrzec wyrazniej ulotność terażniejszości, która dla wierzacego w Byt Nadprzyrodzony - nie jest celem życia na tym świecie. Jezus nieustannie nas uzdrawia, niezależnie od naszej kondycji (fizycznej/psychicznej), często jednak potrzebuje naszej "zgody", wszak jesteśmy wolni na Jego podobieństwo. Najważniejsze jest uzdrowienie wewnętrzne - bezcenne (choć niedoceniane?!).
2
2M7IF
11 lutego 2012, 12:20
Myślę, że to żaden grzech, jeśli proszą Chrystusa o uzdrowienie za pośrednictwem Jego Matki. Też tak robię i nie wiem czy miałabym jeszcze dzisiaj wiarę, gdyby nie Maryja.
N
Nikita
11 lutego 2012, 11:55
 Czy naprawdę ci wszyscy chorzy przychodzą do Jezusa, a nie do Maryi? Czy mają tę świadomość / wiarę, że tylko On może ich uzdrowić, pocieszyć? Mam wrażenie, że we wszystkich sanktuariach maryjnych to Maryja jest na pierwszym miejscu, ona jest najważniejsza, a nie On...
E
Ewa
11 lutego 2012, 11:41
 Wiadomo powszechnie, że gruxlica powoduje podwyższenie nastroju chorego. W przeciwienstwie do innych chorób, które obniżaja tenże nastrój. I oto odpowiedz na pytanie, czemu Bernadetta nie prosiła o uzdrowienie.
Q
Q3DAY
11 lutego 2012, 11:16
Jak ktos słusznie zauważył pod innym artykułem, Chrystus będąc na ziemi nie pouczał chorych o wartości ich cierpienia, nie oceniał czy jest ono "OK", czy nie "OK", tylko uzdrawiał. Trudno mi pytać Księdza o jego niemiłe doświadczenia, ale w Jego wypowiedziach zauważa się kompletny brak wspólczucia i dlatego jestem zdania, że lepiej gdyby taki temat podejmował ktoś, kto sam niesie jakis krzyż.
Dariusz Piórkowski SJ
11 lutego 2012, 10:50
Bo kapłan może mieć inny krzyż niż choroba fizyczna. I też odkryć głębszy wymiar cierpienia. A i choroba może na niego kiedyś spaść. W tym tekście nie chodzi o deprecjonowanie choroby fizycznej, ani twierdzenie, że cudze cierpienie jest OK. Mnie uderzyło to, że Bernadetta, będąc chorą na ciele, nie prosiła nawet o uzdrowienie.
Q
Q3DAY
11 lutego 2012, 10:36
A dlaczego kapłan nie miałby nieść krzyża właśnie choroby, skoro może przez to "odkryć głębszy wymiar cierpienia" oraz mieć świadomość, że Bóg przejmuje się jego losem? Tak beztrosko godzimy sie na cudze cierpienie i wynajdujemy w nim same plusy, ale sami nie palimy się do tego, aby je przyjąć. Znamienne.
Dariusz Piórkowski SJ
11 lutego 2012, 10:24
Skąd Pani/ Pan wie, że młodzi ludzie nigdy nie mieli ciężkiego krzyża? Nie tylko choroba ciała jest krzyżem. Są jeszcze inne, nieraz cięższe.
Q
Q3DAY
11 lutego 2012, 10:14
Jaka szkoda że takie refleksje piszą ludzie młodzi i zdrowi, którzy nigdy nie mieli na swoich barkach żadnego ciężkiego krzyża. A może o taki krzyż należałoby się pomodlić, skoro się jest kapłanem.