Gdy przychodzimy na Eucharystię, pierwszą rzeczą, której doświadczamy, jest jej inność w stosunku do tego, z czym na co dzień się stykamy. Język wydaje się archaiczny i napuszony, gesty - wystylizowane, treści często odbierane jako dalekie od życia i codziennych zmartwień. Do tego stopnia, że nawet wielu księży czuje się nieswojo, kiedy, na przykład, pozdrawiają wiernych na początku mszy św. słowami z mszału: "Łaska i pokój od naszego Pana Jezusa Chrystusa", za chwilę coś każe im jeszcze dodać: "Serdecznie Was witam, drodzy, na naszej Eucharystii" - aby było bardziej "po ludzku".
Zarówno świeccy jak i księża mają więc kłopot z tym, że liturgia jest jakby z innego świata. Czy to źle? Czy powinna bardziej przypominać kolację, ucztę weselną czy spotkanie przyjaciół? Czasem próbuje się iść także w tym kierunku.
Z pewnością liturgia (słowo to utożsamiam z Eucharystią) nie jest kalką codzienności, a jednak kryje w sobie zaskakującą moc Życia. Bóg nie dał nam przecież liturgii po to, by umartwiać nasze pragnienie życia bezczynnością lub zadręczyć nas nudą. Liturgia ma nadać życiu smak, zapewnić mu możliwość rozwoju, wskazać na jego obumarłe bądź zaniedbywane wymiary. Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych i chce życie przekazywać.
Zaufaj prostocie
Jak więc powiązać liturgię z życiem? Teolog belgijski, Paul de Clerk, proponuje: gdy wybierasz się na Eucharystię po prostu nastaw się na to, że coś się podczas niej wydarzy. To znaczy, spodziewaj się czegoś po mszy św., pozwól sobie na pewną dozę życzliwej otwartości, miej nadzieję, że coś cię dotknie i zaskoczy. Nie warto iść na Eucharystię, jeśli niczego od niej nie oczekujesz. Kiedy idziesz na mecz, zazwyczaj oczekujesz emocji. I rzeczywiście je znajdujesz. Kiedy idziesz na kabaret, chcesz rzucić się w wir zabawy, rozluźnienia i śmiechu. I często tego doświadczasz. Kiedy idziesz na basen, masz zamiar się odprężyć i odpocząć. I tak się na ogół dzieje. Wystarczy, że na Eucharystię przyjdziesz z otwartym uchem, z gotowością, by zostać zaskoczonym. I na pewno spotka cię niespodzianka - proporcjonalnie do twojego wewnętrznego nastawienia.
Jednak na Eucharystię nie przychodzi się po to, by spędzić czas w pojedynkę. Bo jej celem jest spotkanie z innymi. Co więcej, Eucharystia - jej rytuały, gesty i słowa - są "nieinwazyjne", nie wkraczają w życie ludzkie gwałtem, ale bardzo ostrożnie, by nikogo nie atakować, niczego nie wymuszać, by delikatnie sugerować, raczej zapraszać niż zobowiązywać. Bywałem nieraz na liturgiach, gdzie celebrans, w ramach uatrakcyjniania Eucharystii, kazał uczestnikom powiedzieć coś do siebie albo wykonać jakiś określony gest wobec siebie. Ludzie wyraźnie czuli się zakłopotani. Przypuszczam, że niektórzy w przyszłości skrzętnie omijali takie celebracje. Liturgia stwarza przestrzeń do tego, by w delikatny sposób zawiązywała się między jej uczestnikami głębsza więź, która doprowadzi ich do bycia wspólnotą, czyli grupą osób znających się i otwartych na wzajemną pomoc w imię Jezusa.
Wsparcie w drodze
Bycie we wspólnocie nastawionej z góry na modlitwę ułatwia, czy wprost "wymusza" modlitwę indywidualną - nawet jeśli jest to tylko modlitwa ciała, modlitwa prostych gestów i języka. Nieraz mogę czuć opór przed modlitwą, gniew na Boga, obojętność wobec Niego, czy też najzwyczajniej w świecie nie chce mi się modlić. Liturgia i sprawująca ją wspólnota mogą mnie w takich sytuacjach nieść, jeśli tylko poddaję się temu wpływowi, robię, mówię i śpiewam, co mi polecają. Choć wygląda to tak niedoskonale, nie ma w tym nic złego. Bo przecież wszystko wokół pracuje nade mną, nad poprawą mojego wewnętrznego stanu, jakikolwiek by on nie był. To może dać mi impuls do głębszej przemiany.
Czasem ludzie narzekają, że liturgia niewiele im daje, bo nie dotyka tego, co akurat przeżywają. Komuś chce się płakać, a tu wszyscy radośnie śpiewają "Alleluja" i dziękują Bogu. I wtedy rodzi się pytanie: Czy nie lepiej poprzestać wówczas na indywidualnej modlitwie? Poprzestać, czy raczej zamknąć się w niej? Eucharystia ma w swej prostocie i "bezsile" tę moc, że stara się wyrwać nas z samych siebie, ze skoncentrowania na naszym małym światku i na sobie. Liturgia zachęca nas, byśmy uznali, że nie jesteśmy sami na świecie, byśmy otworzyli się na innych; uzdalnia nas do tego, by cieszyć się z tymi, którzy się cieszą, płakać z tymi, którzy płaczą - nawet wtedy, gdy mamy dokładnie przeciwne odczucia.
Dzięki Eucharystii poszerzają się nasze horyzonty, zostajemy ukierunkowani na tych, którzy mogą być w całkiem innej sytuacji niż my sami. Msza św. roztacza przed nami różne opowieści (w czytaniach, w homilii, w modlitwie wiernych, w niektórych modlitwach eucharystycznych): radosne i smutne historie ludzi spotkanych, bliskich i dalekich, opowieści narodów walczących z głodem, cierpiących prześladowania, uwikłanych w konflikty. Bóg delikatnie pragnie otwierać nasze wewnętrzne ucho, abyśmy coraz wyraźniej słyszeli głosy i wołanie świata, jego realne życie, byśmy stawali się coraz bardziej wrażliwi, wsłuchujący się, współodczuwający z Nim. To jest cel tej niby "odległej od naszego życia" liturgii.
Liczy się więź
Każda Eucharystia jest też kolejną szansą na nawiązanie świadomej i osobistej komunikacji z Bogiem. Liturgia jest dialogiem: "Pan z wami" - "I z duchem twoim" - "W górę serca" - "Wznosimy je do Pana"; "Módlmy się za …" - "Wysłuchaj nas, Panie"; "Ciało Chrystusa" - "Amen". Dialogi na Eucharystii próbują nas wciągnąć w wewnętrzną rozmowę z Bogiem, który cały czas komunikuje się ze swoim ludem. W ten sposób Eucharystia uczy, że relacja z Bogiem jest wzajemną wymianą. Ta lekcja wspiera naszą osobistą modlitwę, która czasem po prostu grzęźnie w długich i męczących monologach.
W końcu, na Eucharystii wychodzimy jako wierzący z ukrycia. Obecność w modlącej się wspólnocie "demaskuje" nas jako ochrzczonych. Czasami można odnieść wrażenie, że jesteśmy katolikami tylko na tę jedną godzinę w tygodniu. Może się nieraz wydawać, że jako katolicy mówimy jednym głosem tylko w kościele, robimy te same rzeczy i wypowiadamy te same słowa tylko podczas Eucharystii. Poza nią czasem wszystko nas dzieli. Przychodząc do kościoła, objawiamy się też innym chrześcijanom jako ludzie wierzący, jako ci, którzy się modlą i chcą spotkać się z Bogiem. Dla wielu naszych bliskich, sąsiadów i znajomych może to być wielka nadzieja na, przykładowo, przebaczenie, przemianę, uzdrowienie relacji. Bo przecież skoro ktoś się modli, to otwiera się na działanie Boga w swoim sercu.
Eucharystia wzmacnia życie na całkiem innym, bardziej podstawowym, poziomie niż tego na ogół oczekujemy. W każdej liturgii wchodzimy bowiem w delikatną przestrzeń wypełnioną Bożym Życiem, które chce się przelać do życia ludzi biorących w niej udział, a dalej przez nich - jak przez system strumieni i kanałów - popłynąć dalej, do świata, by dać mu Życie.
Skomentuj artykuł