Czy Bóg karze śmiercią? "Nie wysłuchał żadnych modlitw"

(fot. Mike Labrum / Unsplash)
Notker Wolf OSB

Pozwólcie mi opowiedzieć o pewnym skandalu. Prawdziwym skandalu. Natknąłem się na niego w pewnym nekrologu.

„Gdzie byłeś, dobry Boże? – było tam napisane. – Gdzie byłeś, gdy moja żona została podstępnie zaatakowana przez chorobę i przez dziewięć miesięcy była niewłaściwie leczona? Gdzie byłeś, gdy została wyrwana życiu, po tym, jak przez długie lata ofiarnie pielęgnowała swoją chorą matkę? Ta, która zawsze Tobie ufała i wychowała swoje dzieci w wierze w Ciebie; która nigdy się nie skarżyła i zawsze miała dobre słowo dla wszystkich. Gdzie byłeś, gdy zmarła dwa dni po swojej matce? I dlaczego karzesz mnie tak okrutnie jej śmiercią? Dlaczego nie podarowałeś nam więcej czasu? Gdzie byłeś, dobry Boże?” – tak brzmiało ostatnie zdanie w tym nekrologu.

Serce kochającego męża musiało z bólu rozpaść się na kawałki. Bóg nie wysłuchał żadnych modlitw. Nie dał nic, o co Go błagano. Nie uczynił nic, gdy ten człowiek zapukał do Niego. Bóg nie miał dla niego nic innego poza bólem. A zmarłej odmówił jak zawsze niewystarczającej zapłaty, zasłużonego szczęścia. Teraz odbył się sąd. I tym razem to nie Bóg zasiada w sądzie przeciw człowiekowi, lecz pełen zwątpienia człowiek przeciw Bogu. Powiada: jakiż z Ciebie niegodziwy, bezwzględny i obojętny Bóg! Pyta: po co w ogóle jesteś? Jak możesz odpłacać za miłość, poświęcenie i wiarę takim nieszczęściem? Czy jest jakieś usprawiedliwienie dla takiego skandalu?

Płaczemy. Ale płacząc, zadajemy sobie być może pytanie: czy ten los byłby łatwiejszy do zniesienia, gdyby nie było Boga? Czy rzeczywiście pomogłoby nam zrezygnowanie z wiary w Boga? Czy rzeczywiście ulżyłoby nam, gdybyśmy wszystko przypisywali ślepemu losowi? Heinrich Heine, poeta, ostatnie lata swego życia spędził w łóżku, cierpiąc katusze z powodu choroby. Nigdy nie wierzył w Boga. Ale teraz, kiedy obok nie było człowieka, z którym mógłby porozmawiać o swojej nędzy, potrzebował kogoś, komu rzuciłby do stóp swoje zwątpienie i wściekłość. Teraz rozmawiał z Bogiem każdej nocy. Do kogo człowiek powinien się zwrócić, gdy nieszczęście przechodzi wszelkie pojęcie? Sam tego nie wiem. Chyba tylko do Boga.

DEON.PL POLECA

Fragment książki „Z jasnego nieba. Pomysły i inspiracje do życia ziemskiego”

Notker Wolf OSB urodził się 21 czerwca 1940 r. w Unterallgäu (Bawaria). W 1961 r. wstąpił do benedyktyńskiego opactwa Sankt-Ottilien. Studiował filozofię, teologię, zoologię, chemię i historię astronomii. Od 1971 r. wykładał filozofię w rzymskim Anselmianum. Od roku 1977 był arcyopatem największego benedyktyńskiego klasztoru w Europie. W roku 2000 został wybrany Opatem Prymasem, zastępując Marcel’a Rooney’a.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Bóg karze śmiercią? "Nie wysłuchał żadnych modlitw"
Komentarze (4)
AS
~Antoni Szwed
2 października 2020, 11:21
Można rozumieć ból męża, który stracił tu na ziemi swoją żonę, można mu współczuć. W takiej sytuacji trudno nie przeżywać bólu, ale nie trzeba oskarżać Pana Boga, że wybrał dla tej osoby złą rzecz (ziemską śmierć). Nie, bo celem człowieka jest zbawienie wieczne. Może w życiu tej kobiety był to najstosowniejszy moment, by mogła pójść do nieba, i dlatego Bóg ją zabrał w tym momencie. Niestety ulegamy iluzji (to bardzo ludzkie i nieraz trudno przestać tak myśleć), że nasze szczęście jest TYLKO tu na ziemi, i że liczy się tylko to, ile tego szczęścia tu na ziemi dostaniemy. A przecież w zamyśle Boga tak nie jest. Nasze życie na ziemi jest czasem próby, czasem egzaminu, który zdajemy przed Bogiem. I Pan Bóg wie ile czasu potrzebujemy, by go pomyślnie zdać.
CM
~Chrabąszcz Majowy
15 października 2020, 10:54
Szanowny Antoni, po pierwsze, dziękuję za Twoją aktywność na Deonie. Należysz do osób, którym chce się pisać zamiast ograniczania się do klikania łapek. Po drugie, artykuł ojca Wolfa to jeden z najlepszych tekstów o cierpieniu, jakie czytałem. Delikatny, pełny współczucia, pozbawiony banalnego moralizowania. Po trzecie, kochającego Boga potrzebujemy na co dzień, ale w takiej sytuacji potrzebujemy Go dramatycznie. To zrozumiałe, że nie doświadczając Go, ten człowiek cierpi jeszcze bardziej. On potrzebuje Boga, a nie ludzkich słów. Czy ktoś jest w stanie nakłonić Boga, żeby realnie stanął przy człowieku?
JM
~Jan M.
1 października 2020, 14:28
Czytając ten tekst spodziewałem się ujrzeć 0 komentarzy. No i tak jest. Gdyby tekst dotyczył jakiejś drugorzędnej metafizycznie i teologicznie, ale politycznie lub obyczajowo nośnej, sprawy (LGBT, C19, pedofilia, komunia na rękę, celibat, objawieniaprywatne, cuda eucharystyczne itd) byłby tu pewnie shitstorm :). Co do tekstu: zakładam możliwość nieistnienia Boga. Wydaje mi się, że dość uważnie i świadome przyjmuję za co najmniej możliwe istnienie takich konfuguracji jak. 1. Nie ma Boga. Bóg jest wytworem kultury. Wszelkie doświadczenie Boga to wytwór umysłu. 2. Bóg jest, ale potrzebuje nas bardziej niż my Jego. I nie daje nam w zamian tego, co sobie po Nim obiecujemy.3. Bóg jest, ale o nas zapomniał. Jesteśmy opuszczonym stadem. 4. Bóg jest, ale bawi się nami jak chłopczyk muchami w butelce. Ponieważ 1-4 brzmią strasznie i wywołują w nas lęk, więc wierzymy "na siłę" w Boga, wszystko interpretując na jego korzyść. Mamy w tym dużą wprawę, robimy to od tysięcy lat.
CM
~Chrabąszcz Majowy
15 października 2020, 10:33
~Janie M., Twój wpis podzieliłem na dwie części. Trzy pierwsze zadania kończące się uśmiechem to diagnoza, z którą w pełni się zgadzam. Jeszcze większe znaczenie ma dla mnie pozostała część, ponieważ odnajduję w niej człowieka, który pragnie Boga. Boga, o którym tyle dobrego słyszał, ale nigdzie Go nie widzi. Powiedz, proszę, czy zrozumiałem to poprawnie.