Tak silnie mamy zakorzenioną pogańską mentalność zasługiwania i zapracowywania na niebo, że nawet tłumacz w polskim przekładzie użył słowa "osiągnąć" i włożył je w usta Jezusa - uważa jezuita.
Publikujemy treść wpisu Dariusza Piórkowskiego SJ, opublikowaną na Facebooku:
"Gdy uczniowie to usłyszeli, bardzo się przerazili i pytali: "Któż więc może być zbawiony?" Jezus spojrzał na nich i rzekł: "U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe".Na początek trzeba wyjaśnić dwa dość potoczne nieporozumienia, które zbierają swoje żniwo po dziś dzień wśród wierzących, a jeszcze większe wśród niewierzących.
1. Królestwo niebieskie, o którym mówi Jezus, nie dotyczy czasu po śmierci, lecz już życia teraźniejszego. Zbawienie rozpoczyna się teraz, a nie po śmierci. Jeśli po śmierci, to znaczy, że Bóg tak naprawdę się nie wcielił, sakramenty są pustym rytuałem, człowiek nie dojrzewa do świętości na ziemi itd.
2. Z tym wiąże się ściśle drugie błędne założenie. Jezus nie mówi przy okazji spotkania z bogatym młodzieńcem, że królestwo niebieskie się "osiąga" czy "zdobywa". Do królestwa niebieskiego się "wchodzi", To ogromna różnica. A jednak tak silnie mamy zakorzenioną pogańską mentalność zasługiwania i zapracowywania na niebo, że nawet tłumacz w polskim przekładzie użył słowa "osiągnąć" i włożył je w usta Jezusa. Tymczasem Jezus odpowiada zarówno młodzieńcowi jak i później uczniom, że do królestwa niebieskiego się "wchodzi". Tak stoi tam w języku greckim. Niczego się tu nie zdobywa. Królestwo się przybliżyło, jest otwarte, jest dane. To młodzieniec pyta: "Co zrobić, aby mieć życie wieczne?" Jezus jednak wyraźnie zaznacza, że życia wiecznego nie można posiadać, zdobyć. Zachowywanie przykazań nie jest od tego, by zdobyć życie wieczne, ale by do niego wejść. Wejść może tylko ten, kto jest przygotowany, wolny, oczyszczony. Życie wieczne zawsze jest darem, ale dar można przyjąć z odpowiednim nastawieniem i przygotowaniem. Zachowuje przykazania ten, kto żyje łaską Boga, a nie sam z siebie.
Jeśli jednak będziemy żyli tymi wyobrażeniami, co jest dość częste w naszej religijności, oznacza to, że nie weszliśmy jeszcze nawet na drogę do królestwa niebieskiego. Możemy być przerażeni tak jak uczniowie, którzy sądzili, że bogactwo jest przecież znakiem Bożego błogosławieństwa. I jeśli bogatym trudno wejść, to cóż dopiero tym, którym nie wychodzi w życiu.
Jezus uspokaja ich jednak, że nikt nie może się zbawić. Każdy może być zbawiony - strona bierna to nie przypadek w tym pytaniu. Zbawienie można jedynie przyjąć, można do niego wejść. Zbawia tylko Bóg. I właśnie mentalność zasługiwania albo przesuwania zbawienia poza granice śmierci, kiedyś tam, sprawia, że człowiek nie przyjmuje daru Boga. Najpierw dar się przyjmuje, potem wydaje się owoce. Nigdy na odwrót.
Obawiam się jednak, że w naszych czasach coraz mniej ludzi w ogóle trapi się pytaniem o zbawienie. Ich to nie interesuje. Wcale nie spędza im snu z powiek kwestia zbawienia. I to jest chyba największa trudność naszych czasów. W rozwiniętych krajach jest nam tak dobrze, że potrafimy skutecznie zagłuszyć sferę duchową, odsunąć śmierć na boczny tor, nie szukamy sensu, nie pytamy, po co tu żyjemy, lecz po prostu konsumpcja i szybki bieg przez życie skutecznie oddziela od pytań fundamentalnych. W ten sposób coraz większe rzesze ludzi nie spodziewają się już niczego większego i innego niż to życie. Czasem odzywają się te głębsze pragnienia w postaci szukania przeżyć duchowych, ale nie religijnych. Poszukuje się odprężenia, oderwania chwilowego, ale tylko po to, by się lepiej poczuć. Ciągle jest to mentalność samozbawienia. To powierzchowność i bogactwo wrażeń sprawia, że tak wiele osób prowadzi życie bezrefleksyjne. I to nas powinno martwić w Kościele.
Skomentuj artykuł