Dlaczego wierzysz? - świadectwo (część 1)

(fot. jessleecuizon / Foter / CC BY)
Piotr Miśta

To pytanie padło pewnego razu podczas lekkiej rozmowy ze znajomymi przy piwie. Jestem wyznawcą Chrystusa, katolikiem, działam w różnych inicjatywach związanych z Kościołem i nie ukrywam tego - wszyscy moi znajomi o tym wiedzą, więc prędzej czy później takie pytanie musiało paść.

Uruchomiło ono we mnie ciąg refleksji, które zmusiły mnie do odnalezienia jasnej i konkretnej odpowiedzi na to pytanie.

Wierzę, bo chcę. Tak wybrałem.

Ta odpowiedź nie przekonała wszystkich moich znajomych. Niektórzy z nich pokręcili głowami z miną w stylu "ale ściemniasz, my i tak dobrze wiemy jak było". Według nich wierzę, bo tak zostałem wychowany. Taki schemat narzuciła mi kultura, w której żyję, a ja, nie chcąc się wychylać, dałem się w niego wtłoczyć. Według nich, wiara (a raczej religia - bo to tylko pozornie jedno i to samo) jest jedynie tradycją, rodzajem "mody" i stylu bycia pokazywanego na zewnątrz. Religię dziedziczy się po rodzicach i katechetach, a indywidualna decyzja wiary dorosłego człowieka jest jedynie przyznaniem racji tradycji, a więc ślepym podążaniem za bezmyślnym tłumem pokoleń.

DEON.PL POLECA

Oburzyła mnie taka ocena. Rzeczywiście, parę lat wstecz moja wiara była płaska. Dorastałem w rodzinie katolickiej, ale temat Boga był (i nadal jest) w moim domu tematem tabu, o tym się po prostu nie rozmawia; być może dlatego, że temat ten został uznany za zbyt trudny i mało życiowy. Chodziło się na Msze niedzielne "bo tak trzeba", chociaż nigdy nikt nie wytłumaczył mi dlaczego. Gdzieś w głębi przeczuwałem, że te praktyki religijne są ważne i mają jakiś ukryty sens, choć nie miałem pojęcia jaki.

Jednak później zacząłem dojrzewać i szukać tego ukrytego sensu. Pierwszym przebudzeniem było przyjęcie bierzmowania. Pokazano mi wówczas wielką mądrość Pisma Świętego, którym nigdy wcześniej się nie interesowałem. W tym czasie byłem też na wycieczce szkolnej w pełnym złota Licheniu. Te dwa czynniki - fascynacja Biblią i odraza dla pełnych przepychu świątyń - skierowały mnie w stronę wyznań protestanckich. Nadal chodziłem na Msze, na zewnątrz nic się nie zmieniło, ale w środku kontestowałem coraz więcej elementów Kościoła Katolickiego. Przekopywałem Internet w poszukiwaniu innych wyznań, z którymi byłbym w stanie zgodzić się w pełni.

Moim doświadczeniem po bierzmowaniu było osamotnienie w wyznawanej wierze. Chciałem być wierzącym, ale zewsząd spotykałem się z zupełnie nieprzyjaznymi postawami. Z jednej strony rówieśnicy, dla których wiara była staroświecką naiwnością dla moherów, z drugiej strony rodzina, dla której wiara jest czymś niezrozumiałym, w co lepiej się nie angażować, bo może się to źle skończyć. Ja byłem pośrodku tego, a że mam niepokorną naturę, tym bardziej interesowałem się religiami - na przekór wszystkiemu.

Osamotnienie to dało się we znaki mocniej, gdy zacząłem naukę w liceum. Wtedy to poznałem kilka osób, dla których wiara również nie była sprawą obojętną. Dzięki nim, nie bez oporów, znalazłem się w Ruchu Światło-Życie, popularnej "oazie" - a więc w miejscu, które utożsamiałem z moherową, smutną młodzieżą o charakterze sekciarskim oddającą cześć złoconym bożkom w świątyniach.

Tekst pochodzi z bloga Piotra Miśty: podroznawschod.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dlaczego wierzysz? - świadectwo (część 1)
Komentarze (11)
A
Adam
29 lipca 2013, 07:47
@Wolverane Twoja puenta jest tak samo prawdziwa jak i odwrotna. Niczego nie dowiodłeś i niczego w ten sposób nie dowiedziesz :) A z innej beczki, jest coś takiego jak doświadczenie Boga. Oczywiście, Ty w to nie uwierzysz, ale tak jest. Powiem więcej, jeśli będziesz chciał, to doświadczysz, ale właśnie to otwarcie jest takie trudne, dużo trudniejsze niż uwierzenie w zasady rządzące tym światem (świadomie piszę uwierzenie, bo zrozumienie jest dla większości zbyt trudne, a zrozumienie z wielu dziedzin przez jednego człowieka nie możliwe). Jest nie tylko trudne, ale wiąże się z konsekwencjami, które dla wielu są zbyt trudne do przyjęcia.
MB
Mateusz Bendek
28 lipca 2013, 17:29
Super, ale szkoda, że świadectwo Autora rozciąga się na liceum i dalej już nie. Liceum to jednak tylko liceum...
X
Xenomorph
28 lipca 2013, 02:33
kamilius, W sumie mądrze mówisz - KK w Europie się sypie, w Polsce jeszcze nie tak strasznie jak na zachód, ale już trzeszczy w posadach. Nie ma co wybrzydzać na wyznawców Jezusa, ale cieszyć się, że jeszcze jacyś są, nawet jeżeli modlą się kompletnie bez zrozumienia i refleksji. Grunt, że zapełniają - regularnie lub od czasu do czsu - kościoły. Liczy się sztuka. Jak na pastwisku z owcami. Trzeb dbać, żeby tyle owiec ile rano wyjdzie - wieczorem do zagrody wróciło, żeby którejś zly wilk nie zeżarł.
K
kamilius
26 lipca 2013, 13:33
Uwaga: odnoszę się do całości świadectwa, którego cz. II dostepna jest pod http://podroznawschod.blog.deon.pl/dlaczego-wierzysz-2/#comment-27. Przede wszystkim dziękuję za ważne świadectwo i głos w dyskusji na temat jakości naszej wiary. Pytanie w tytule jest fundamentalne. Zastanawiam się nad nim co jakiś czas i muszę przyznać, że nie potrafię na nie odpowiedzieć tak przekonująco jak Autor. Chciałbym jednak podjąć polemikę z ostatnim fragmentem artykułu - również z tego względu, że zawiera on już nie tyle świadectwo, co opinię: "Wiara bezrefleksyjna jest bezwartościowa" - byłbym ostrożny z takimi stwierdzeniami. W ciągu wieków miliony osób zapewne nie zadawały sobie sprawy, dlaczego wierzą, dostrzegając w tym zapewne tradycję uświęconą świadectwem przodków, ale i Tajemnicę, której po prostu nie da się zgłębić. Choć zatem miewam takie zapędy, staram się nie potępiać babć odmawiających Różaniec podczas Eucharystii (absurd teologiczno-liturgiczny!), ale i takich osób, które z rzadka zaglądają do Kościoła, ale uważają się za wierzące, i szanują kryjącą się w wierze Tajemnicę. Myślę, że nad każdą (nie)wiarą Bóg pochyli się kiedyś indywidualnie i w większości wypadków będzie w stanie wydobyć wartość się w niej kryjącą, a przejawiającą się uczynionym w życiu dobrem... Wbrew częstym - również swoim własnym - sądom skłaniam się ku przekonaniu, że katolicyzm masowy ma wiele zalet. Tworzy on rzeczywistość Kościoła, w której miejsce ma nie tylko "elita", lecz również grzesznicy ( i to nawet ci budzący zgorszenie) . Motywuje nas to z jednej strony do pokory, a z drugiej do dawania świadectwa indywidualnej więzi z Bogiem. A jeśli "tamci" idą do spowiedzi wyłącznie ze względu na zbliżający się ślub córki - cóż, nie jest to idealna sytuacja, ale pamiętajmy, że sakrament jest łaską, i cieszmy się, że są oni nim objęci. Być może za kilkanaście lat nasz Kościół będzie miał radykalnie mniejszy zasięg...
W
Wolverane
24 lipca 2013, 11:20
Słabo zorientowany to Ty jesteś. Nauka nie jest w stanie dowieść stnienia Jahwa, Chrystusa, Allaha, Mitry, Zeusa, Dionizosa i kilku tysięcy innych bogów których, wymyslili i o których mówili ludzie przez ostatni tysiąc lat. Czy to znaczy że oni wszyscy nie istnieją? Może istnieją? Może istnieje np. Zeus? A może Mitra? Dlaczego akurat Jezus? Bo ma najwięcej (obecne wyznawców). Kryteriumistnienia Boga jest ilościowe? Bo dużo religiantów w niego wierzy? Nauka nie jest w stanie dowieść istnienia krasnoludków, smoków, elfów, troli, gnomów, skrzatów. Czy to znaczy że nie istnieją? A co do wiary naukowców w boga/bogów to polecam ten film: [url]http://www.youtube.com/watch?v=s47ArcQL-XQ[/url] - to jest część I, ale jest też część II:  [url]http://www.youtube.com/watch?v=6Gt4WSK_NlQ&feature=relmfu[/url] Innymi słowy - słabo zorientowany jesteś. Argument - "nie możemy udowodnić nieistnienia boga, to możemy twierdzi, że istnieje" - jest argumentem na poiomie dziecka z piaskownicy.
L
Ladyinred
22 lipca 2013, 12:26
Wolverane* - nauka jest w stanie dowieść tylko tego co da się zmierzyć i zbadać. A Bóg jest istotą niematerialną, niepojętą stąd teza o ubóstwie nauki, tudzież naukowych metod. Nauka  nigdy na Boga nie wskazuje? A ilu jest naukowcyw wysokiej klasy mówiących o stworzeniu przez Boga? Coś mało zorientowany jesteś...
J
Ja
22 lipca 2013, 05:36
Żeby katecheci wierzyli naprawdę, zupełnie inaczej toczyły by się losy młodzieży.
K
koval
21 lipca 2013, 12:20
Świadectwo zaczyna się świetnie! U mnie to samo. Rodzina niby wierząca i praktykująca, ale tylko dlatego, że "tak trzeba". Impuls po bierzmowaniu, tylko u mnie fascynacja Duchem Świętym. Potem rozeznawanie swojego miejsca w innych religiach. Trafienie do Oazy. I u mnie wtedy znalezienie Ojca oraz braci i sióstr w Ruchu Światło-Życie.  Czekam na kolejną część świadectwa :)
W
Wolverane
20 lipca 2013, 14:02
Ed, nie ja to wymyśliłem. Nauka jest w służbie Boga? A Ty długo nad tym myślałeś? A to co napisałeś jest po prostu głupie gdyż nauka nigdy i nigdzie nie wskazywała i nie wskazuje na istnienia Boga, raczej każe w niego wątpić. Pewnie wyprano Ci mózg w kościele, więc piszesz takie pierdoły.
E
Ed
20 lipca 2013, 11:31
Wolverane, długo nad tym myślałeś? Może jakoś "naukowo" się do tego zabrałeś? Nauka jest w służbie Boga - nie odwrotnie, jesli uważasz, że jest tak jak napiałeś - biedny jesteś. 
W
Wolverane
20 lipca 2013, 01:32
Too stupid to understand science ? Try religion !