Tytuł może nie jest zbyt optymistyczny, ale za to realistyczny. Przychodzi taki czas kiedy Twoja i moja twarz staje się ponura. Nie jest to powód do chluby (bowiem twarz Kaina też była ponura, nie było w niej Bożej radości), ale czasem tak jest, że masz gorszy czas i co wtedy?
Nie dostaniesz tutaj gotowej recepty na to jak poradzić sobie z duchową depresją, ale podzielę się z Tobą swoim doświadczeniem.
U mnie duchowa depresja to czas, który odbija się na każdej dziedzinie życia. Dotyka najczulszych jego strun i wzmaga pragnienie ukrycia się przed światem. Trochę tak jak Eliasz mam chęć wlezienia w jakąś grotę i zapadnięcia w zimowy sen jak niedźwiedź. I za każdym razem jak to pragnienie jest najsilniejsze, jak powezmę sobie taką myśl: "Tak! Ucieknę przed światem" to dzieją się rzeczy, które zmuszają mnie do wytknięcia noska z norki. (Jak chcesz możesz to nazwać lekkim powiewem).
Okazuje się, że kiedy już się obkopie i przysypie ziemią trudnych wspomnień i niepowodzeń życiowych okazuje się, że nie mogę uciec (szczególnie od ludzi), bo… jestem najzwyczajniej w świecie potrzebna. Ludzie zaczynają pytać, co u mnie słychać (choć robią to rzadko, ale wtedy akurat tak!), ktoś chce się spotkać, wypić herbatę i pogadać (myślę sobie, że mogłabym odmówić, ale tak w zasadzie to i tak nie mam nic lepszego do roboty, bo leżę w swoim okopie), babcia dzwoni, że upiekła pączki (no na pączki do Babci nie pójdę?) i cała masa takich i podobnych zdarzeń ma miejsce.
Mój lekki powiew przychodzi w ludziach, od których chce uciec. I kiedy chcę znowu zapaść się pod ziemię, z tyłu głowy już pojawia się myśl: "uciekaj i tak zaraz ktoś zadzwoni, zrobi ci się miło i zapomnisz o ucieczce". Czasem lekki powiew wieje dłużej, czasem krócej, na szczęście Ten, który przez niego przychodzi jest cierpliwy.
Tekst pochodzi z bloga Karoliny Olszewskiej. Więcej na: olszewska.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł