Duchowa depresja - jak sobie z nią poradzić?

(fot. GabrielaP / flickr.com)
Karolina Olszewska

Tytuł może nie jest zbyt optymistyczny, ale za to realistyczny. Przychodzi taki czas kiedy Twoja i moja twarz staje się ponura. Nie jest to powód do chluby (bowiem twarz Kaina też była ponura, nie było w niej Bożej radości), ale czasem tak jest, że masz gorszy czas i co wtedy?

Nie dostaniesz tutaj gotowej recepty na to jak poradzić sobie z duchową depresją, ale podzielę się z Tobą swoim doświadczeniem.

U mnie duchowa depresja to czas, który odbija się na każdej dziedzinie życia. Dotyka najczulszych jego strun i wzmaga pragnienie ukrycia się przed światem. Trochę tak jak Eliasz mam chęć wlezienia w jakąś grotę i zapadnięcia w zimowy sen jak niedźwiedź. I za każdym razem jak to pragnienie jest najsilniejsze, jak powezmę sobie taką myśl: "Tak! Ucieknę przed światem" to dzieją się rzeczy, które zmuszają mnie do wytknięcia noska z norki. (Jak chcesz możesz to nazwać lekkim powiewem).

Okazuje się, że kiedy już się obkopie i przysypie ziemią trudnych wspomnień i niepowodzeń życiowych okazuje się, że nie mogę uciec (szczególnie od ludzi), bo… jestem najzwyczajniej w świecie potrzebna. Ludzie zaczynają pytać, co u mnie słychać (choć robią to rzadko, ale wtedy akurat tak!), ktoś chce się spotkać, wypić herbatę i pogadać (myślę sobie, że mogłabym odmówić, ale tak w zasadzie to i tak nie mam nic lepszego do roboty, bo leżę w swoim okopie), babcia dzwoni, że upiekła pączki (no na pączki do Babci nie pójdę?) i cała masa takich i podobnych zdarzeń ma miejsce.

Mój lekki powiew przychodzi w ludziach, od których chce uciec. I kiedy chcę znowu zapaść się pod ziemię, z tyłu głowy już pojawia się myśl: "uciekaj i tak zaraz ktoś zadzwoni, zrobi ci się miło i zapomnisz o ucieczce". Czasem lekki powiew wieje dłużej, czasem krócej, na szczęście Ten, który przez niego przychodzi jest cierpliwy.

Tekst pochodzi z bloga Karoliny Olszewskiej. Więcej na: olszewska.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Duchowa depresja - jak sobie z nią poradzić?
Komentarze (8)
K
kiu
14 marca 2014, 01:59
Póki twarz potrafi się stawać ponura (poważna?), gniewna albo radosna póty wiem, że żyję a nie odgrywam wyuczone role (głupkowata moda na uśmiechy i samozadowolenie). Przecież Chrystus stąpając po ziemi był poważny, gniewny, radosny..., a cierpiąc nie szczerzył zębów. Na przygniatający ciężar życia, tylko modlitwa
A
ann
12 marca 2014, 21:21
mi tak się nigdy nie dzieje, raczej to wciąż ja zabiegam i pytam, a jesli w końcu czuję sie tym zmęczona, to nikomu jestem niepotrzebna
KO
Karolina Olszewska
12 marca 2014, 21:35
Mi jesteś potrzebna, chociażby dlatego, żeby napisać ten komentarz i nie myśl, że tak nie jest :)
Z
zuz
12 marca 2014, 23:26
mam tak samo... jak zapadam się w taki "duchowy dół" to dopiero wtedy widzę że jestem sama...
KO
Karolina Olszewska
12 marca 2014, 23:36
Najskuteczniejsze w tym przypadku jest wyzbycie się oczekiwań, oczywiście też najtrudniejsze. Bo ja doskonale wiem, co to znaczy zapaść się w samotność. Ale jak chcecie dawać, nie mając, tak po ludzku, skąd brać? Z pustego i Salomon nie naleje. Czasem warto powiedzieć "nie umiem, nie dam rady ci pomóc". Jednak zastrzegam, że a) mi samej rzadko się to udaje; b) potrzebowałam wiele czasu i rozmów z kierownikiem duchowym, żeby to choć w małej dawce zrozumieć. 
M
makarena
12 marca 2014, 20:56
Ciekawe doświadczenie lecz w moim przypadku to bzdury. Ludzie są na tyle zimni, nieczuli, samolubni że mógłbyś im życie ratować lecz oni i tak nie odezwą się do Ciebie do momentu aż znów nie będziesz im do czegoś potrzebny.
KO
Karolina Olszewska
12 marca 2014, 21:03
Nie dla każdego są to ludzie, ale też nie ma co ich skreślać. To, że w Twoim życiu okazało się, że 90% to ciołki, to nie znaczy, że nie spotkasz 10%, którzy zabiją cały niesmak, tylko czasem, możesz czekać jak Jezus na dobrego łotra, ale zawsze to jakaś nadzieja :)
E
Ewa-Maria
14 marca 2014, 00:20
z własnego doświadczenia wiem,ze jak bardzo skupiam się na sobie i moim bólu to tak samo mam,ale jak popatrzę na Jezusa to nabieram sił ,to nie zarty tak jest to ja jestem zawsze potrzebna a o mnie dba sam Bóg i to w bardzo różnej postaci,a bywa szokująco,jak już całkiem leżę nagle staje ktoś kto jest przy mnie i nie ten na kogo czekam ale człowiek posłany od Pana Boga to zawsze mnie zdumiewa,jak bardzo troszczy się o mnie,mimo że jestem taka słaba ,wydaje mi się ze ja nic nie daję czasami tylko słucham ,coś poradzę a jednak Bóg zawsze odwdzięcza mi swą miłością:) Kocham Boga On jest Wspaniałym Tatusiem:)