Dziewczyna, która wychodzi z takiego domu, ma w sercu dziurę jak po uderzeniu meteorytu

(fot. depositphotos.com)
Magda Frączek / Tomasz Nowak OP

"Relacja z ojcem powinna być dla córki pierwszą bezpieczną relacją, jaką zbuduje z mężczyzną. Dramat córek Lota i wielu innych dziewczyn polega na tym, że zdarzyło im się mieć ojca, który nie zapewnił im zaspokojenia tej podstawowej potrzby. Z jednej strony czują, że to jest ich tato, chcą go kochać, ale z drugiej - doświadczają przez niego zupełnie czego innego: lęku, przemocy, manipulacji" - mówi Magda

Magda Frączek: Bycie ojcem to w dużej mierze podążanie drogą pioniera. Nie da się przecież skopiować czyjegoś ojcostwa. Nawet jeżeli ktoś mi imponuje, pozostaje jedynie inspiracją. Jeżeli będę próbować go małpio naśladować, szybko okaże się, że część jego ruchów i zachowań jest niedostosowana do specyfiki mojego życia, do potrzeb moich dzieci, do moich możliwości. Wierzę w to, że każdy ojciec ma w sobie wszystkie narzędzia potrzebne do tego, by wypracować swój własny, autentyczny ojcowski język.

DEON.PL POLECA

Analogicznie do ojca córki Lota też nie stają się pionierkami. Nie miały od kogo się tego nauczyć. Tworzą sobie świat, w którym drastycznie naruszają własne oraz społecznie przyjęte granice. Oczywiście one żyły w innych czasach, innej kulturze niż nasza, ale problem, który obrazuje ich zachowanie, w jakimś sensie wciąż jest aktualny. My, współczesne kobiety również niejednokrotnie cierpimy na brak umiejętności podjęcia jakiejkolwiek sprzyjającej nam, twórczej, samodzielnej, odpowiedzialnej decyzji. Chodzi mi o takie relacje, w których córki są toksycznie przywiązane do swojego taty. Boją się wyjechać z rodzinnego miasta, zaplano- wać dzień, patrząc jedynie na własne potrzeby, uciekać z Sodomy, nie czekając, aż on powie: "Do startu! Gotowi! Start!".

Tomasz Nowak OP: To, co mówisz o wzięciu odpowiedzialności za swoje życie, wiąże się z podjęciem ryzyka. Wiarą w to, że można wziąć los we własne ręce. Córki Lota żyją natomiast w zależności. I wolą być z ojcem. To jest taki ciasny świat. Gdy raz w niego wejdziesz, bardzo trudno będzie ci potem z niego wyjść, będziesz ciągle na uwięzi.

Mnie również ciekawi, dlaczego mimo doświadczenia i wiedzy, kim są mieszkańcy Sodomy, Lot tak długo nie mógł się zdecydować na opuszczenie miasta. Jest w nie uwikłany, a jego córki wciąż znajdują powody, żeby stamtąd nie odchodzić.

Myślę, że taka postawa także i dziś jest bardzo powszechna. Co rusz spotykam ludzi żyjących w podobnych wyniszczających ich relacjach, z których nie chcą albo nie potrafią zrezygnować. To bardzo przykre, zwłaszcza że takiej osobie bardzo trudno jest pomóc.

Pozwól, że wybiegnę trochę do przodu. Można powiedzieć, że Lotowi udało się tylko jedno - Rut, pochodząca w kilkunastym pokoleniu od jego syna Moaba. Rut była zupełnie inna niż

Lot. Na tyle pokorna, że po śmierci męża wróciła z Noemi, swoją teściową, do jej kraju, wiedząc, że będzie tam nikim. Trzeba jej przyznać, że będąc potomkinią Lota, miała coś, czego brakowało jemu - własne zdanie i umiejętność wybierania własnej drogi. Wspominam o tym, bo spotykam wielu ludzi, którzy opowiadają mi o tym, jak w wyniku swojej niedojrzałości popełnili błędy, przez które nie mają teraz dobrych relacji z własnymi dziećmi. Czasami w takich sytuacjach okazuje się jednak, że wnuki czy prawnuki potrafią uratować sprawę.

(…)

TN: Myślę, że kobiety takie jak córki Lota w ogóle nie liczą na mężczyzn. Popatrz, jacy mężczyźni otaczali je do tej pory. Słyszałem o podobnych współczesnych historiach - w Rosji czy w krajach byłej Jugosławii, gdzie toczyły się wojny, mężczyźni ginęli albo byli deprawowani przez wojnę, alkohol czy układy mafijne, kobiety z reguły nie spodziewały się po nich niczego dobrego. Mocno pragnęły potomstwa, równocześnie całkowicie odsuwając od siebie jednak perspektywę życia z mężczyzną. Trudno się im zresztą dziwić, bo czym jest życie z mężczyzną uzależnionym od alkoholu lub wplątanym w jakieś mafijne porachunki? Jeden z ojców dominikanów z Petersburga mówił mi kiedyś, że gdy w czasie spotkania w duszpasterstwie akademickim rozmowa zeszła na temat zamążpójścia, dziewczyny tam obecne nawet jakoś bardzo się nie krygowały z tym, co myślą. Było dla nich oczywiste, że nie mogą się spodziewać spotkania mężczyzny, z którym będzie się dało żyć. Już na starcie to wykluczały. Mówiły: "Oczywiście mamy instynkt macierzyński, więc z kimś tam się prześpimy, żeby mieć dziecko, ale mąż to tylko kłopoty". Dość powszechny społeczny model rodziny w Serbii czy w Rosji to samotna matka, której pomagają rodzice. Częściej babcia, bo dziadkowie nie żyją długo - różnica w średniej długości życia między mężczyzną a kobietą sięga tam nawet dwudziestu, trzydziestu lat. Duży wpływ na to ma też ilość spożywanego alkoholu. Ta sytuacja jest chora już na poziomie społecznym. Potem takie dzieci wychowywane bez ojców rozpoczynają dorosłe życie, myśląc, że brak ojca to coś naturalnego. Ten schemat powtarza się z pokolenia na pokolenie.

Pamiętam historię rodziny, która wyjechała do Bośni, gdzie większość stanowią muzułmanie. W dużym, chyba stutysięcznym mieście było zaledwie stu katolików. Gdy ta rodzina dołączyła do ich wspólnoty, na owe sto osób nie było ani jednej w związku małżeńskim. Po dziesięciu latach głoszenia Ewangelii i dawania świadectwa przez tę rodzinę zawarto tam teraz trzecie małżeństwo. Taka jest w tamtym społeczeństwie skala utraty wiary w to, że życie rodzinne jest w ogóle możliwe. Ktoś dopiero musi tę wiarę powoli przywracać, bo to, co wydawałoby się naturalne i oczywiste, dla tych ludzi wcale takie nie jest.

MF: Lot jako ojciec nie stworzył w domu warunków do tego, aby jego córki uwierzyły w miłość. To w ogóle jest jeden z takich popularnych antydarów, jakimi ojcom zdarza się obdarzać córki: nadawanie komunikatu, że miłość to jakaś gra, która nie ma nic wspólnego z budowaniem relacji i bezpieczeństwem. Dziewczyna, która wychodzi z takiego domu, ma w miejscu serca dziurę jak po uderzeniu meteorytu.

Tam gdzie powinna być miłość, jest lęk, gdzie potrzeba poczucia bezpieczeństwa - jest cierpienie. My, córki po przejściach, potrzebujemy dać sobie dużo czasu i łagodności, ponieważ nie wszystko można w nas poukładać, ponaprawiać. Przynajmniej nie od razu i nie według jakichś najwyższych standardów. Potrzebujemy pomocy, by na spokojnie zrobić porządek z trudnymi doświadczeniami - na tyle, na ile jesteśmy w stanie sobie z nimi poradzić, troszcząc się o samą siebie. Być może nie brzmi to jak wielki finał amerykańskiego filmu, ale w codziennym życiu to wystarczy. Tego właśnie potrzebujemy.

(…)

Wierzę w to, że w każdej rodzinie przychodzi czas na odwrócenie biegu rzeki. Są takie córki, które potrafią zmienić wszystko, wybierają wolność, łamią kajdany, wychodzą za mur. To bardzo odważne kobiety: nie mając wsparcia w swojej rodzinie, dokonują trwałych przemian w sobie. Potem zakładają własne rodziny, już na swoich warunkach. Każda z kobiet, która odnajdzie się w tych słowach, wie, ile trzeba mieć sił i uporu, by wyrwać się z takiego zaklętego kręgu niemocy.

Takie przypadki pokazują, że nie jesteśmy zdeterminowani przez wybory naszych rodziców ani środowisko, w którym żyjemy. Nawet jeśli realia naszej historii do złudzenia przypominają te, w jakich wzrastały córki Lota.

TN: Czyli nie myślisz, że one nosiły jakieś piętno? Pewien ślad tego, w jakich sferach się obracały? Mentalność mają przecież po tatusiu. Niedaleko padło jabłko od jabłoni...

MF: Czy to ważne, czy blisko, czy daleko? Tu chodzi o wewnętrzny zew wolności. O satysfakcję z bycia niezależną od nikogo jednostką. Myślę o takiej sytuacji, w której wiesz, że nie możesz mieć wszystkiego, nie możesz mieć kochającego ojca, ale wiesz również, że możesz mieć samą siebie. Dziewczyna żyjąca w takiej rzeczywistości słusznie może mieć doświadczenie pustki, bo...

TN: ... w jej domu byli mężczyźni, których nazywano tatą, bratem czy mężem, a którzy nimi zwyczajnie nie byli. Zawsze mamy jednak ojcostwo, braterstwo, a nawet oblubieńczość Boga, który ma moc wyprostować wszystkie te zawiłe sytuacje.

MF: W historii Lota jest jeszcze jedna ważna rzecz: motyw drzwi i ich otwierania. Ojciec otwiera drzwi i zamyka je nie zawsze w najwłaściwszych momentach. Mam wrażenie, że on nie potrafi wyczuć, co w jakich sytuacjach powinien robić, nie potrafi opiekować się domem, co sprawia, że potem w ogóle już go nie ma. Zostaje mu tylko jaskinia. Lot nie potrafił dać swoim córkom prawdziwego domu, azylu.

Myślę, że najbezpieczniejszym domem jest serce ojca. Jeśli masz serce dla swoich dzieci, jeśli masz serce dla swojej żony i samego siebie, to budujesz im dom, jakiego potrzebują. Lot nie potrafi tego dać.

Ten model powielają potem jego potomkowie: Moabici i Ammonici. Ich historia to ciągłe zawłaszczanie czyjegoś domu. To ciągłe szukanie swojego miejsca. Córki Lota i ich synowie kontynuują dziedzictwo dziadka.

TN: Czyli ciągle mówimy o modelu rodziny zdeterminowanej, uzależnionej. Dziś często to alkohol jest problemem, który nie pozwala ojcom angażować się w życie rodziny i sprawia, że zostawiają oni dzieci i żony samym sobie. Takim uzależnieniem mogą być narkotyki, seks albo praca. To pewnie zależy od pokolenia.

Nie uchronisz dzieci przed złymi pokusami tego świata, jeśli tak jak Lot masz w sobie Sodomę. Dzieci zobaczą w tobie chaos i przejmą go od ciebie. Powinieneś przestać się oszukiwać, że masz w sobie jakiś wspaniały wskaźnik, który powie ci, kiedy jeszcze postępujesz moralnie, a kiedy już zszedłeś na manowce. Sam musisz do tego dojść. Im szybciej, tym lepiej, bo jeśli nieświadomie żyjesz już w Sodomie, to na pewno źle się to skończy.

MF: Myślę, że ważnym momentem w życiu każdego rodzica jest uświadomienie sobie swoich braków i poszukanie dla siebie odpowiedniej pomocy. Ja zaczęłam od dobrej literatury, terapii i otwarcia się na spotkanie z innymi rodzicami, którzy sami mają poszar- pane historie, a teraz mają swoje dzieci i budują z nimi relacje na nowych zasadach.

Odkryłam dzięki temu, że my, dwudziesto-, trzy- dziestolatkowie, jesteśmy pierwszym pokoleniem mogącym zaopiekować się tym dzieckiem, które mamy w sobie, a którym nie zajęli się nasi rodzice. Przyjmując nową perspektywę, odwracamy bieg historii. Jeżeli stanie się to naszym codziennym staraniem, zatroszczymy się o tę małą Magdę, Tomka, Marysię, Marcina, Patrycję i Piotrka, których w sobie mamy, otworzymy się na zupełnie nową rzeczywistość w relacji z naszymi dziećmi. Chciałam powiedzieć jeszcze, że tak właśnie rozumiem bohaterstwo. I chyba nic nie wzrusza mnie bardziej niż mężczyźni i kobiety z dziurą po meteorycie w miejscu serca, którzy robią wszystko, aby kochać swoje dzieci lepiej, niż robili to ich rodzice.

Ojciec bardzo często jest tym, który stwarza warunki życia dla swojej rodziny. Od tego, jakie one będą, zależy również to, jakie będą jego dzieci. Jeżeli ojciec pozwoli sobie na trwanie w destrukcyjnej rzeczywistości, nie chcąc zmuszać się do podjęcia wysiłku zmienienia czegoś we własnym życiu, może skazać swoje dzieci na to, że one również nie będą szczęśliwe.

Córki muszą mieć świadomość, że mają moralne prawo opuścić rodziców, którzy prowadzą je na dno, mogą się od nich oderwać i rozpocząć własne życie.

Nasza przeszłość, rodzina, z której pochodzimy, czy miejsce, w którym dorastaliśmy, nas nie definiują. Mamy prawo i możliwość zerwania z nimi i rozpoczęcia własnej drogi życia.

Fragment pochodzi z książki "Ojcowie i córki", którą możecie kupić w sklepie Wydawnictwa WAM.

***

"Ojcowie i córki" to książka dla tych, którzy chcą kochać lepiej. Powinien przeczytać ją każdy ojciec kochający swoją córkę i każda córka chcąca zrozumieć ojca.

Magda Frączek - wokalistka, pianistka, autorka piosenek, kompozytorka, buntowniczka. Autorka albumu Wola życia. Prywatnie żona wspaniałego człowiekai mama Józka. Wrażliwa feministka. Gdzieś w połowie swojego życia spo- tkała o. Tomasza Nowaka i tak zaczęła się wspaniałahistoria ich przyjaźni.

Tomasz Nowak - dominikanin, kaznodzieja, fan muzyki jazzowej i Łodzi. Wydał kilka książek i kilka audiobooków. Prowadzi na YouTube kanał STREFA WODZA. Głosi wszystkim wszędzie i na wszyst- kie sposoby. Gdy poznał Magdę, stała się dla niegoniczym córka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziewczyna, która wychodzi z takiego domu, ma w sercu dziurę jak po uderzeniu meteorytu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.