Może się nam wydawać, że zmiana naszego życia, szczególnie ta w kontekście Pana Boga, musi być wynikiem naszych decyzji, wielkiej modlitwy, nawrócenia. Tymczasem idzie o zwykłe, wręcz przypadkowe, spotkanie przy studni. Bóg sam nas znajdzie.
Spotkanie z Bogiem Żywym może być dla człowieka bardzo niebezpieczne i nieobliczalne w skutkach. Widzieliśmy to w niedzielnych czytaniach. Dwie historie.
Najpierw Naród Wybrany. Siedzieli w niewoli egipskiej. I chyba było im tam całkiem nieźle, skoro później marudzili. Jakoś tak jest z nami, że z czasem przyzwyczajamy się do najgorszych warunków. I niby nasze serce tęskni do czegoś wielkiego, wolnego, a jednak zostaje w starym. Tęsknimy za chorymi układami, bo nauczyliśmy się z nimi żyć i nie tęsknić za wolnością. Zabijamy nasze serca, wmawiając im, że nie ma do czego tęsknić, że marzenia i pragnienia są dla mięczaków i romantyków. Podobnie było z Izraelitami. Wyszli z długiej niewoli, a już po niedługim czasie zaczynają tęsknić. Tęsknić do utartych schematów, do tak zwanej stabilizacji, świętego spokoju, w której było pod dostatkiem jedzenia. Nędznego, ale zawsze jedzenia. Wystarczyły pierwsze kłopoty, by zatęsknili za niewolą. Bóg się na nich zdenerwował, ale nie dlatego, że poczuł się urażony. Jego szczęście nie jest zależne od naszych humorów. Zdenerwował się, bo walczy o nasze serce. By było przepełnione wielkimi pragnieniami, a nie tylko nędzną cebulą w niewoli. I do dziś denerwuje się, za każdym razem kiedy wybieramy coś, co podcina skrzydła naszych pragnień. Denerwuje się, za każdym razem, kiedy nie idziemy za pasją naszego życia, kiedy nie żyjemy naprawdę.
Ewangelia mówi o tym samym. Mówi o sercu. Oto zwykła scena z życia kobiety. Kobiety, która nie żyje w zgodzie ze swoimi pragnieniami, która nie ma spokojnego serca. To, że w południe, kiedy nikt do studni nie chodził z racji palącego słońca, znalazła się przy niej, może być wyrazem tego, że unikała ludzi. Czyżby miała coś do ukrycia? To, że miała tylu mężów, którzy w rzeczywistości się nimi nie okazują, wskazuje zapewne na to, że bardzo intensywnie szczęścia szukała i go pragnęła. Jej historia, choć ważna dla niej samej, jest i dla nas wielką nadzieją. Też często załatwiamy nasze codzienne sprawy, jakby w ukryciu, żeby innych nie spotkać. Bo wstyd nam, nawet przed samymi sobą. Czujemy się obici przez nasze różne dziwne i nie zawsze mądre wybory. Nasze szukanie szczęścia i wolności często prowadzi nas do czegoś przeciwnego - nieszczęścia i niewoli. I gdzieś tam, po drodze, przychodzi nam może czasem nieśmiała myśl, a może by tak spróbować z Panem Bogiem? Jednak jakoś nie możemy się do tego zabrać. I możemy tak jak ta kobieta wciągnąć niejako Boga w nasze zmiany. Po swojemu. Możemy nawet mówić, że mamy męża, tak kreować naszą rzeczywistość, że wszystko będzie wyglądało w porządku. Jednak w sercu będziemy czuli, że coś jest nie tak. Może się nam też wydawać, że zmiana naszego życia, szczególnie ta w kontekście Pana Boga, musi być wynikiem naszych decyzji, wielkiej modlitwy, nawrócenia. Tymczasem idzie o zwykłe, wręcz przypadkowe, spotkanie przy studni. Bóg sam nas znajdzie. Znajdzie nas przy studni naszej codzienności. Jeden warunek. Wcale nie wielka wiara i pobożna gorliwość. Tym warunkiem jest słuchanie swoich pragnień i bycie uczciwym wobec siebie. Zresztą Bóg sobie poradzi.
Historia tej kobiety, pokazuje na czym polega prawdziwy grzech. To często nie jest radykalne zerwanie z Bogiem. To jest częściej powolne od Niego odchodzenie w naszym myśleniu. Budujemy swój świat i przestajemy przejmować się zdaniem Boga. W to miejsce pojawia się nasz sposób myślenia i rozumienia świata. I trzeba pozwolić spotkać się Bogu przy studni i nazwać grzech grzechem. Wtedy Bóg nie oskarża, nie osądza. A co robi? Wysyła właśnie ją, nie apostołów, by zaświadczyła o tym, jaki Bóg jest.
Ta Ewangelia jest wejściem w głąb pytania o nas samych, pytania, o to, kim jestem? Tu nie wystarczy już odpowiedź, nazywam się Grzegorz Kramer i jestem jezuitą. Tu trzeba wejść głębiej i zobaczyć kim się jest w sercu. Kim tak naprawdę się jest, jakim się jest.
Kim jesteś?
Tekst pochodzi z prywatnego bloga Grzegorza Kramera SJ - Bóg jest dobry
Skomentuj artykuł