Jak poznać wolę Bożą?

(fot. shutterstock.com)
Dariusz Michalski SJ

Poznanie i wypełnienie woli Bożej wydaje się być jednym z zagadnień, wokół których narosło najwięcej nieporozumień. Wielokrotnie w rozmowach słyszałem westchnienia pełne nadziei: "Gdybym tylko usłyszała od Boga, że mam wyjść za tego, konkretnego mężczyznę, to bym to zrobiła!". Albo: "Gdybym tylko usłyszał od Boga, że mam zostać kapłanem to bym to zrobił!". A jednak nic takiego się nie dzieje.

Gdy stoimy przed wyborem ważnej decyzji życiowej zazwyczaj nie słyszymy w głowie wyraźnego, słyszalnego głosu Boga: "Zrób to i to". Nie! A jednak jesteśmy przekonani, że istnieje coś takiego jak wola Boża w odniesieniu do naszego życia. Wierzymy przecież, że istnieje taki sposób życia i takie decyzje, które mogą być wypełnianiem woli Bożej.
Św. Paweł w Liście do Rzymian stwierdza wyraźnie, że sposobem na poznanie woli Bożej jest rozumna służba Boża i pisze:
A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (Rz 12, 1-2).
 
A więc wolę Bożą możemy poznawać za pomocą konkretnych środków. Na pierwszym miejscu zostaje wymienione trzeźwe, logiczne myślenie i dbałość o to, aby nasz umysł odnawiał się pod wpływem Ducha Świętego. Chodzi o to wszystko, co nazywamy w sobie trzeźwym myśleniem nie zmąconym różnego rodzaju nowinkami o lepszym świecie dostępnym o tyle, o ile kupimy to, czy tamto. Nie chodzi też o myślenie zakłócone emocjonalnym przywiązaniem, w którym potrafimy oszukiwać samych siebie pędząc od jednej przyjemności do drugiej lub wikłając się w niezdrowe relacje. Św. Paweł podpowiada nam, że wola Boża to coś dla nas dobrego.
Jak więc rozpoznać co jest dla nas dobre, a co złe? Tu z pomocą przychodzi nam głos sumienia. Najprostsza jego definicja mówi, że to głos samego Boga, który w nas rozbrzmiewa i poucza nas o dobru, które mamy czynić i o złu, którego mamy unikać (por. KKK 1776). Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas również, że ten głos będzie w nas zawsze rozbrzmiewał, nawet wtedy, gdy osłabimy go naszym złym postępowaniem. Nigdy w nas nie zamilknie (por. KKK 1865). Jest to rodzaj duchowego kompasu, który do końca naszych dni będzie wskazywał właściwy kierunek życia. Lubię porównywać sumienie do samochodowej nawigacji GPS. Nawet wtedy, gdy zmylimy drogę i pojedziemy nie tam, gdzie trzeba, GPS odzywa się po chwili i informuje nas, że... oblicza nową trasę! A po kolejnej chwili informuje nas z niewzruszoną stanowczością jak mamy jechać, by dotrzeć do celu. Podobnie jest z sumieniem. Gdy postąpimy niewłaściwie, wtedy odzywa się ponownie i wyraźnie nakazuje nam powrót na właściwą drogę.

Co Bogu przyjemne ...

List do Rzymian wskazuje, że wola Boża to coś Bogu przyjemnego. Czy zwrot ten oznacza, że Bóg ma pewną tajemniczą listę zachowań, które Mu się podobają i jeśli uda nam się ją odnaleźć i odczytać, to będziemy mogli niezawodnie pełnić Jego wolę? Nie wydaje mi się, że mamy traktować Boga jako kogoś, kogo możemy zadowolić naszym postępowaniem. To, że coś może być Bogu przyjemne odczytuję przede wszystkim jako powołanie do osobistej odpowiedzialności. O co tu chodzi?
Często spotykamy ludzi, którzy owszem wykonują jakieś polecenia, postępują za głosem sumienia, ale są po prostu smutni i niezadowoleni z tego, co robią. Są poprawni, ale nie ma w nich radości i życia. Czy takie postępowanie może być Bogu przyjemnej? Gdy widzę wokół siebie osoby zatroskane o dobro, a jednocześnie umęczone tym zatroskaniem np. z powodu przesadnej odpowiedzialności, to nie czuję w sobie przyjemności z powodu ich umęczenia. Może więc tym, co jest Bogu przyjemne jest nie tylko to, co robimy, ale też to jak to robimy?Mówiąc o odpowiedzialności mam na myśli postawę pewnej dorosłości i dojrzałości, dzięki której umiemy zdecydować się na czasem przykre dla nas działania, ale konieczne dla naszego osobistego dobra lub dobra bliźnich. Realizacja woli Bożej zakładałaby więc nie tylko to, że przedmiotem naszego działania ma być coś dobrego, ale również to, że w realizację tego dobra zaangażujemy w pełni nasz rozum i wolę. Wyrazem takiej dojrzałej postawy jest chociażby zadeklarowanie się: "Chcę to zrobić, bo choć wiem, że to dla mnie jest trudne, to dostrzegam w tym sens!". Często uciekamy przed podjęciem decyzji do końca i po prostu mówimy sobie: "Chciałbym to zrobić", "Nie chcę, ale muszę". A czasami: "Wypada tak postąpić, bo co inni pomyślą o mnie" itd. Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, jak ważne dla Boga jest nasze "chcę". Ktoś powiedział, że słowo "chcę" jest magiczne. Czemu? Gdyż ma moc sprawczą! Gdyż powoduje zaangażowanie całej moje osoby w to, co sobie wyznaczam. Warto w tym miejscu postawić sobie pytanie: "Jak często używam słowa chcę, a jak często słowa muszę?".
Spróbujmy postawić się na miejscu Pana Boga. Pomyślmy, że dziś Bóg dał nam możliwość dokonania czegoś dobrego. Tym dobrem może być np. spotkanie z przyjacielem, który jest w trudnej sytuacji. Po rozeznaniu swoich możliwości stwierdzamy, że owszem dysponujemy nawet wystarczającym czasem, aby wysłuchać przyjaciela i zwyczajnie pokrzepić go swoją obecnością i uważnym wysłuchaniem, a może jakąś radą. Jednak badając swoje serce odkrywamy, że jest w nas pewien opór. Okazuje się, że już dawno nie widzieliśmy się z nim i gdzieś zaczął w nas narastać opór przed spotkaniem wynikający chociażby z żalu, że wcześniej się do nas nie odzywał i robi to dopiero teraz, gdy jest w potrzebie. Jest więc przed nami konkretne dobro. Czujemy, że będzie ono przyjemne Bogu, gdy wbrew swoim odczuciom opowiemy się po stronie pewnych zasad i wartości i pójdziemy za nimi wbrew pewnej niechęci. I właśnie to przełamanie siebie, swojego oporu, niechęci jest Bogu niezwykle przyjemne, a nasze działanie może uczynić pełniejszym.
Warto w tym miejscu odwołać się do sytuacji Jezusa w Ogrodzie Oliwnym (por. Łk 22, 39-46). Jezus modli się tam następująco: "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!". Tę modlitwę odczytuję jako prośbę Jezusa skierowaną do Ojca: "Ojcze, jeśli jest możliwe, aby zbawienie świata dokonało się inaczej, to proszę o to. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!". Jezus ostatecznie przełamuje się wewnętrznie i zgadza się na to, co dopuścił Ojciec, choć po ludzku wydaje mu się to straszne i bolesne. A Ojciec chce ukazać światu, że miłość Boga do człowieka jest większa niż wszystko, większa nawet od wycofania się w obliczu śmierci. Jednak ta modlitwa Jezusa, a przede wszystkim Jego dalsze postępowanie jest oczywistym świadectwem tego, że nie tyle musiał nas zbawić, co po prostu chciał nas zbawić. Bo do końca nas umiłował! Widząc, że zbawienie świata jest możliwe jedynie poprzez bolesną ofiarę z siebie, ofiarę z pragnienia miłości do człowieka, Jezus ostatecznie decyduje się na nią. Jest Jedynym, który chce i może dokonać tej ofiary. Dlatego jest naszym Zbawicielem, bo chciał wypełnić wolę Ojca do końca. I uczynił to podtrzymywany Jego miłością.
W każdym naszym wyborze dobra wcześniej czy później pojawi się coś, czego wcześniej nie przewidywaliśmy. Jeden z nieżyjących już jezuitów zwykł mawiać, że każde dobro musi zostać ukarane. Nie chodzi tu o cynizm, ale o pewien realizm. Ilekroć bowiem decydujemy się na realizację jakiegoś dobra, tylekroć możemy spodziewać się jakiegoś oporu - czy to w nas samych, czy w ludziach wokół nas, czy w świecie. Pojawia się tu miejsce dla naszego "chcę i pragnę" jak powie św. Ignacy Loyola. Miejsce na potwierdzenie do końca naszej decyzji już nie tyle w słowach, co przede wszystkim w czynach: w wysiłku, pocie, wyrzeczeniach, zmaganiu się ze sobą... I właśnie nasz upór po stronie dobra jest Bogu miły i przyjemny. Całe chrześcijaństwo krąży wokół tematu ofiary. Nasze życie ma być ofiarą składaną czynami i postawami Bogu i bliźnim. Oto sens powszechnego kapłaństwa wiernych. Jednak biada tym, którzy chcą ją składać dlatego, że muszą, czy dlatego, że wypada. Czy ma wtedy sens? Wydaje się, że i z takimi naszymi niedojrzałymi postawami Bóg może sobie poradzić. Przykładem może być postawa Szymona z Cyreny, który został przymuszony, aby nieść krzyż Jezusa. A jednak Jezus przyjął jego wymuszoną pomoc. Tradycja chrześcijańska mówi o późniejszym nawróceniu Szymona. Ten wątek jego wewnętrznej przemiany został pięknie ukazany w filmie Mela Gibsona "Pasja".
Co doskonałe ....
Na koniec wypada zastanowić się nad ostatnią cechą wypełniania woli Bożej czyli szukaniem i realizowaniem tego, co doskonałe. Czy to wezwanie św. Pawła oznacza, że pełnić wolę Bożą mogą jedynie perfekcjoniści? Na marginesie warto postawić sobie pytanie: "Czyją wolę pełnią perfekcjoniści: bardziej Bożą czy raczej swoją własną?". Ale powróćmy do postawionej kwestii. Przez to, co doskonałe rozumiem rozeznanie tego, co mam robić w swoim życiu w relacji do swoich możliwości, do tego, co najbardziej odpowiada moim zdolnościom, talentom ale i ograniczeniom. Przypomina mi się w tym miejscu słynne powiedzenie św. Augustyna, że łaska buduje na naturze. Jeśli komuś naprawdę zależy na dobrym pełnieniu woli Bożej musi poznać siebie. Musi zdobyć samoświadomość swoich zalet i wad, swojego charakteru i temperamentu. Można łatwo wyrządzić szkodę sobie i innym wybierając jakąś drogę życia, która bardzo kłóci się z naturalnymi predyspozycjami. Pójście za swoimi chęciami bez wzięcia pod uwagę swoich możliwości może grozić późniejszym zgorzknieniem i niezadowoleniem, poczuciem bycia nie na swoim miejscu, życia w niezgodzie ze sobą.
Często w rozmowach spotykam się z przekonaniem, że Bóg, gdzieś w jakimś tajemniczym i pilnie strzeżonym sejfie zapisał na maleńkiej karteczce, co dokładnie jest powołaniem danego człowieka. Na owej karteczce rzekomo ma się znajdować dokładny opis powołania życiowego owego mężczyzny lub kobiety. Problem tkwi tylko w tym, jak do tego sejfu się dostać. W takiej wizji woli bożej (specjalnie używam małej litery), Bóg jawi się jako ktoś okrutny. Skoro wszystko wie, to wie również, co mam w życiu robić. A więc wie kim mam zostać, z kim zawrzeć związek małżeński itd. Ale niestety z jakiegoś powodu nie chce mi tego powiedzieć. Tak więc całe swoje życie człowiek traci na odnalezienie woli Bożej, na odgadnięcie czego Bóg od niego chce i tak jej nie znajdując.
Gdy w rozmowie proponuję odwrócenie paradygmatu obrazu Boga i sugeruję, że może nie tyle Bóg wszystko wie, co przede wszystkim jest ciekaw tego, co dobrego zrobisz ze swoim życiem, widzę błysk życia w oczach rozmówcy: "Jak to? To Bóg może nie wiedzieć co ja uczynię ze swoim życiem?". W moim przekonaniu Bóg przede wszystkim jest ciekaw tego, jak wykorzystamy dar życia wraz ze wszystkimi możliwościami, które zostały nam udzielone. Wizja Boga, który już zawczasu dokładnie ustalił plan na nasze życie jest po prostu paraliżująca! Często spotykam ludzi, którzy w swoim sercu noszą pragnienia dobra, ale go nie realizują. Dlaczego? Ze strachu! Boją się, że a nuż nie wstrzelą się w to, co Bóg wcześniej zaplanował. Okropne! A jednak taka wizja Boga towarzyszy wielu osobom.
Bóg ma plan na Twoje życie!
Jak więc ostatecznie jest z tym planem Bożym? Czy istnieje? A jeśli tak, to jaki jest? Owszem istnieje i od razu mogę ci powiedzieć jaki jest. Otóż Jego plan względem ciebie jest taki... abyś był szczęśliwy w swoim życiu! Koniec kropka! Natomiast to, w jaki sposób to zrealizujesz, zależy od ciebie, od twojej pomysłowości. Chodzi o to, aby po pierwsze czynić to, co mieści się w ramach dobra wyznaczonego przez Boże przykazania. A po drugie, aby czynić to z pasją. Aby realizować swoje marzenia i najgłębsze pragnienia. Aby wykorzystywać swoje talenty. Aby również brać pod uwagę swoje... ograniczenia. A więc będzie to pewien kompromis między marzeniami a realnymi możliwościami. Ale zdrowy i potrzebny kompromis, który nie wyklucza marzeń. Właśnie takiego dobrego i radosnego życia Bóg pragnie dla ciebie. I to jest Boży Plan na Twoje życie! Jeśli pójdziesz za tym planem urzeczywistniając go w konkretnej formie życia, wtedy pewnego dnia zapytasz Boga: "Panie, Boże, czy to jest właśnie ta droga, którą dla mnie kiedyś wybrałeś?". I usłyszysz Jego pełną miłości odpowiedź: "Tak! To jest właśnie ta droga, o której kiedyś myślałem, że byłaby dla ciebie najlepsza, ale nie chciałem ci tego mówić wprost, bo bardzo mi zależało na tym, abyś ty sam ją odnalazł i w pełnej wolności poszedł za nią!".
Na zakończenie chcę przytoczyć historyjkę o małym Janku, który był bardzo wyczekiwanym dzieckiem przez swoich rodziców. Przyszedł na świat w rodzinie muzyków. I rodzice od samego początku pragnęli, aby Janek został muzykiem tak, jak oni. Gdy przyszedł czas nauki posłali Janka do szkoły muzycznej. Kupili mu fortepian, dbali o prywatne lekcje gry itd. Pewnego dnia, gdy Janek miał już piętnaście lat i całkiem dobrze grał na fortepianie, zupełnie przez "przypadek" włączył telewizor i natrafił na sprawozdanie z wyścigów Formuły 1. Na ekranie zobaczył bolid kierowany sprawnie przez Roberta Kubicę. Poczuł zachwyt, którego wcześniej nie odczuwał uderzając w klawisze fortepianu. W jednej chwili zrozumiał, że urodził się w jednym celu: aby zostać kierowcą Formuły 1. Podekscytowany wpada więc do pokoju rodziców i krzyczy: "Mamo, tato, chcę od teraz zrobić wszystko, aby zostać kierowcą Formuły 1!". Co zrobią kochający rodzice? Zapewne będzie im żal, że Janek nie pójdzie w ich ślady. Jednak wiedząc, że nie mogą uszczęśliwiać syna na siłę staną po jego stronie i zapewne odpowiedzą: "Myśleliśmy, że najlepszym rozwiązaniem dla ciebie było, abyś został pianistą. Skoro jednak z całych sił pragniesz zostać kierowcą wyścigowym, to od dzisiaj jesteśmy gotowi cię w tym wspierać".
Kim jest Pan Bóg? Jaka jest Jego wola względem ciebie? Odpowiedź jest zapisana w Twoim sercu. Nie bój się sięgnąć do niego i pójść za tym, co w nim zostało zapisane przed wiekami! A On z pewnością będzie cię w tym wspierał.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak poznać wolę Bożą?
Komentarze (39)
MK
~Marta Kłos
8 grudnia 2019, 22:29
a jeśli przegrało się życie? Bo lekarze zadecydowali o tym, że zniszczą mi życie?
25 lipca 2019, 13:40
Czy mogę poprosić o wskazanie konkretnych zapisów w Piśmie, na podstawie których Autor wyraża swoje przekonania? To nie jest złośliwość, a prośba zmierzająca do podstaw, na których można oprzeć poznanie woli Boga, prawdy na moje życie i moich bliskich.  Dziękuję.
S
s.
6 stycznia 2015, 17:46
Piękny artykuł! Ważne jest by czynić dobro oraz przy tym, co robimy, w pełni poddawać się Bogu. Właśnie tak jak Jezus! ("Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!") Jeśli już coś robimy, a nie wychodzi nam to do końca tak, jakbyśmy chcieli - prośmy Boga o pomoc, a jednocześnie poddajmy się Jego woli. Może rzeczywiście, to, co robimy teraz nie jest naszym Bożym Planem. Może, Bóg chce nas zaprowadzić gdzieś indziej? Po prostu przyjmujmy z pokorą wszystko, co dostajemy od Boga. I prośmy Go o to, by zawsze nas prowadził.
Królewna Śnieżka
30 sierpnia 2014, 19:02
Dziękuję za podnoszący na duchu tekst. Rzeczywiście nigdy nie pomyślałam o tym, że dla Boga jest różnica między moim "chcę" a "czuję, że powinnam" - i to różnica dość znacząca. Bo przez takie wewnętrzne poczucie przymusu można wpaść w niezłą paranoję, o czym zdążyłam się przekonać. A fragment o poznawaniu swoich zdolności i ograniczeń muszę chyba wydrukować i wręczyć osobom, które notorycznie przypominają, że jako kobieta powinnam przede wszystkim znaleźć męża i wychować dzieci. Pozdrawiam.
N
Niochlem
30 sierpnia 2014, 10:58
Autor to Świadek Jehowy...
N
Nati
30 sierpnia 2014, 11:41
nie Świadek Jehowy, to skrót od Jezuitów: http://www.pow.jezuici.pl/pytania.2.html
J
jaaaa
30 sierpnia 2014, 13:33
Zapukał do Twoich drzwi? ;)
J
Joanna
25 sierpnia 2014, 11:34
Zgadzam się z autorem. Nie dostaniemy gotowych i konkretnych odpowiedzi na nasze życie i nasze wybory w życiu. Trzeba zrobić wysiłek, trochę się potrudzić w szukaniu - rozeznawaniu. Jaka to dla nas korzyść jak dostaniemy jedną gotową odpowiedż czy podane "na tacy" wskazówki? Czy wszyscy jesteśmy tacy sami?, i ile musiałoby być takich wskazówek...Każdy z nas jest inny, wyjątkowy na swój sposób i Bóg to szanuje nie narzucając nam gotowych planów na całe życie. Postępując krok po kroku według wskazówek stawalibyśmy się jak zaprogramowane roboty - zaprogramowane na szczęście?
25 sierpnia 2014, 11:14
@Dariusz Michalski SJ – tak. @kate – odniosę się tylko do: „Chcę czytać artykuły o uniwersalnych kodach, które można by zastosować do każdego człowieka niezależnie od płci, rasy, języka czy przynależności etnicznej” Chcę równouprawnienia płci, ras, języków, narodów. Również szukam wspólnego języka porozumienia, zgody. Ale nie możemy się oszukiwać, że te jednostki nie są takie same. Są inne, a więc inaczej funkcjonują, rozumują, posługują się innym językiem, który najlepiej trafi do nich. To jest różnorodność świata. Nie możemy zunifikować świata, bo to wbrew nieskończonej wyobraźni Boga Wszechmogącego. W Niebie będzie jeszcze większa różnorodność, a nie, że wszyscy ubrani tylko w białe szaty, chodzący z pobożnymi twarzami w kółko ze złączonym rączkami do modlitwy i śpiewającymi tylko hymny pochwalne. Cywilizacja Niebiańska to dopiero będzie zróżnicowana, urozmaicona przewspaniała przygoda na wieki.
A
Andrzej
25 sierpnia 2014, 10:09
A jednak, mimo tych wszystkich gorzkich słów, coś was jednak niepokoi, czegoś szukacie, czegoś lub Kogoś wam brakuje, skoro zaglądacie do katolickich portali....
R
Ryfka
25 sierpnia 2014, 01:35
"...jak zwykle miganie sie od konkretnej odpowiedzi i banały, które powtarzane są wszędzie..." - cała religia jest o tym, same banały, zero konkretów, okrągłe zdania z których zawsze wynika, tylko to że Jezus Cię kocha jest pełen dobroci dla Ciebie: czy leżysz na plaży szcześliwy/ szcześliwa z mężem/ żoną u boku, jest wspaniale i mucha nie siada, czy dowiadujesz się że masz raka, czy twoje dziecko umiera w hospicjum, to zawsze odpowiedź jest taka sama, standardowa, przewidywalna do bólu: Jezus cię kocha, jest miłosierny i ma najlepszy plan na Twoje życie. Wystarczy się dłużej zastanowić, że religia to tylko banały, frazesy pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.
A
attila
25 sierpnia 2014, 02:38
Ryfka, masz absolutna i totalna racje ,religia to tylko takie naiwne historyjki dla poprawienia samopoczucia tzw. wiernych
E
Edyta
25 sierpnia 2014, 21:12
Wiesz, nie miałam czegoś takiego na myśli. Chodziło mi o to, że akurat w tym temacie - woli Bożej - któyś raz spotykam się z tego typu opisem - w stylu banałów, które nic nie wnoszą. A Bóg ma wobec każdego szczegółowy plan plus jeśli nie uda Ci się zrealizować planu A zawsze ma plan B itd. Chodzi o to, że Bóg nigdy Cię nie skreśli i zawsze można zacząć od nowa. A co do tego co napisałaś: odnośnie tego, że Jezus Cię kocha i różnych okoliczności... Nie można winić Boga za to, że jeden ma bezstresowe życie, a drugi chore dziecko: takie jest życie po prostu, ale łatwiej jest przejść przez nie ze świadomością, że nie jesteś w nim sama, że Ktoś właśnie kocha Cię bez względu na okoliczności... Jezus kocha wiernie, czy jesteś przez wszystkich lubiana, czy nienawidzona, czy zarabiasz dużo, czy nie... Będzie z Tobą nie tylko jak Ci się wiedzie, ale też kiedy Ci nie idzie. Bóg nie wyklucza problemów, ale zapewnia, że nigdy Cię nie opuści. Przepraszam, jeśli znów ja rzuciłam jakimś "banałem", ale starałam się to prosto wyjaśnić.
E
Edyta
24 sierpnia 2014, 23:43
Tekst jest za długi. Musiałam go podzielić na "dwa podejścia", bo chciałam przeczytać koniecznie na temat, który mnie mocno nurtuje i ciekawi. Niestety jestem zawiedziona - jak zwykle miganie sie od konkretnej odpowiedzi i banały, które powtarzane są wszędzie. W zasadzie można rozumieć, że odpowiedź na to, jaka jest wola Boża co do danego człowieka jest w nim samym - zalatuje to troszeczkę filozofią wschodu. Uważam, że ni edo końca tak jest. Poznaj siebie - ok, bądź świadomy siebie - ok, żyj w zgodzie ze sobą - ok, ale nie zawsze to, czego się chce jest tym, czego chce Bóg. Czasami pomysł Pana Boga na ciebie jest lepszy niż ci się początkowo wydaje. I czasem to, co ty chcesz nie jest tym, czego chce Bóg... Jednak warto się wówczas nie upierać przy swoim.
A
Ania
24 sierpnia 2014, 17:17
Nie do końca zgadzam się z autorem. "Otóż Jego plan względem ciebie jest taki... abyś był szczęśliwy w swoim życiu!" nie jestem o tym przekonana, że to jest centrum planu Boga dla nas. Na pewno Bóg chce byśmy się z nim spotkali w raju i tam będziemy wszyscy razem szczęśliwi. Ale czy akurat ten krótki okres naszego pobytu na ziemi ma być szczęśliwy. Chyba sam fakt grzechu pierworodnego to uniemozliwa, nasze słabości i wady. Słyszałm kiedyś wypowiedź amerykańskiego pastora, który właśnie twierdził, że dzisiejszy świat zupełnie wprowadza nas w błąd mówiąc, że każdy może/musi być szczęśliwy! Czy życie świętych było takie "szczęśliwe" w rozumieniu dzisiejszego świata. Czy Maryja z Józefem byli super szczęśliwi, że na czas porodu musieli schronić się w pasterskiej szopie, a potem uciekać do innego kraju? Samo życie Jezusa na ziemi... te ciągłe niedowierzanie ludzi i na końcu totalne przez nich odrzucenie.... Oczywiście, są piękne momenty w życiu i naszym i swiętych i nie wątpliwie Pan Bóg chce byśmy ich doświadczali jak najwięcej. Ale jak mówi tekst znanej piosenki "W życiu piękne są tylko chwile" przynajmniej ja tez tak uważam. P.S. A chyba tak najlepiej sumuje to jedno zdanie, które kiedyś gdzieś przeczytałam "Bóg obiecuje bezpieczne lądowanie, ale nie spokojny lot." Pozdrawiam!
A
Andrzej
24 sierpnia 2014, 22:52
http://ewangelia.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20140522
24 sierpnia 2014, 15:50
Bardzo inspirujący artykuł :) "Nie bój się sięgnąć do niego i pójść za tym, co w nim zostało zapisane przed wiekami!" Naszła mnie w tym momencie refleksja, choć właściwie miałam napisać coś zupełnie innego. Jakże jednak często mylimy strach z szacunkiem... Boimy się bólu, boimy się Boga... zamiast bac się tego, że mogę w tym życiu nie zdążyc Go poznać, odkryć w sobie Jego wielką miłość... nie ma respektu przed Jego wielkością, nie ma we mnie pokory... a może właśnie z tego strachu przed samotnością, przed tym co sie ze mną stanie po śmierci decyduję się zacząć w Niego wierzyć... strach mną zawładnął? czy robię to, bo to mi ważne i najważniejsze, by odkryć Go w sobie... zacząć działać dla Niego jak On dla mnie wszystko robi...
G
Grzesiek
24 sierpnia 2014, 20:19
Przyjacielu/ Przyjaciółko, Taki awatar na portalu katolickim, dlaczego i po co? Dla nas facetów?
E
Ewa
25 sierpnia 2014, 08:03
Ech.... Grzegorzu musze przyznac Ci racje. Ale drazni mnie co innego niz Ciebie. Pisanie o Jezusie z takim awatarem to czysta kpina z Niego i tyle.
A
Andrzej
24 sierpnia 2014, 14:35
"Nie bój się sięgnąć do niego i pójść za tym, co w nim zostało zapisane przed wiekami!". No właśnie, czyli jednak Bóg zapisał Swój plan w naszych sercach, czy tak? Trzeba "dokopać się" zatem do tego co Bóg tam zapisał. A co jeśli się nie uda tam dotrzeć...?
24 sierpnia 2014, 15:42
A nawet wsadził nam taki haczyk, żebyśmy my, którzy wiecznie czegoś pragną, zawsze czują brak i chcą więcej poczuli w końcu, że tam dalej jednak coś jest, ktoś jest kto to wszystko stworzył i to wszystko ze względu na mnie... jeśli to czuję, zaczynam wchodzić w to głębiej... nie oszukujmy się mówiąc o jakiejś bezwarunkowej miłości... nie wiemy tak naprawdę czym ona jest... a jeśli naprawdę chcemy poznać Stórcę... nie może nam się to nie udać, bo przecież On tego chce, byśmy Go poznali - z własnego wyboru, nie z przymusu... bo inaczej kochałby nas pod warunkiem...
K
Krzysiek
24 sierpnia 2014, 14:12
Dzięki za ten tekst. Co prawda, już z góry znałem kilka jego myśli przewodnich, ale dobrze było je pogłębić i rozwinąć. Mądre i do rzeczy.
M
młoda
24 sierpnia 2014, 13:36
Fanastyczny, bardzo mądry tekst :) dla mnie bardzo na czasie,  walczę o spełnienie moich marzeń, tylko sama nie wiem, czy dobrze robię, bo wciąż natrafiam na przeciwności...
24 sierpnia 2014, 15:46
Co Bogu przyjemne ... <- było coś takiego w tekście... jeśli więc Twoje marzenia chcesz spełniać, by Jemu sprawiać tym przyjemność... to nie ma nawet mowy o jakiś sprzecznościach czy przeciwnościach... a to wszystko jest w naszym obecnym odbiorze, byśmy podnieśli się wyżej w postrzeganiu świadomości...
W
wierny
24 sierpnia 2014, 12:21
A ja mam takie marzenie, aby mieć wiarę jak ziarnko gorczycy. Mało prawdopodobne jest, że ją otrzymam tu na ziemi, ale będę robił wszystko, aby ją otrzymać i umrę szczęśliwy nawet wtedy, gdy marzenie się nie spełni. Ale będę miał świadomość, że pragnąłem czegoś wielkiego, czegoś co wypełniło moje życie.
H
Hll
24 sierpnia 2014, 11:47
Ten przykład z Jankiem doskonale ilustruje, jak NIE należy postępować z dzieckiem. Dla jakiejś chwilowej fascynacji czymś zupełnie nieznanym i przypadkowym poświęcić talent, możliwości oraz lata pracy własnej i rodziców. Hmm, to bardzo nierozsądne, żeby nie powiedzieć ... W tym wszystkim jest zupełny brak cnoty roztropności.
M
Marenth
24 sierpnia 2014, 10:55
Śłiczny tekst o powołaniu. Od razu przypomniała mi się ta konferencja bp. Rysia http://biskup-rys.pl/images/nagrania/201310/bp_Grzegorz_Rys-20131025-nauka-Forum%20Nowej%20Ewangelizacji%20Kalisz.mp3. Polecam każddemu ją zobaczyć.
B
Błąd
24 sierpnia 2014, 10:56
Trzeba tylko usunąc kropkę po mp3.
A
Adam
24 sierpnia 2014, 10:36
Dzięki. Przez wiele lat miałem wrażenie, że to co robię to niekoniecznie jest to, co "powinienem". I ciągłę zastanawianie się, czy mam pojść tędy a może tamtędy. Najbardziej przekonujący argument to ten o sejfie i karteczce. Rzeczywiście! Gdyby tak było, Bóg jawiłby się jako jakiś gracz, co wie ale nie powie, ale ty człowieku zgaduj. "Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie" (1 Tes 4). Jeszcze raz dziękuję.
K
kate
24 sierpnia 2014, 10:17
Artykuł pisany przez mężczyznę dla mężczyzn i uwzględniajacy tylko męski punkt widzenia, męską mentalność. Kobietom przyda się o tyle o ile. Dla mnie to artykuł raczej o pasjach, które mogą być dowolnie zmieniane poprzez moje chce lub nie, jako wyraz mojego indywidualizmu. Na tym zasadza się męski egozim i męska pycha. Wolałabym przeczytać artykuł jak nieść swoje powołanie, jak go dźwigać w ciemnościach życia, jak nie zwariować ze swoim powołaniem.
L
libero
24 sierpnia 2014, 11:36
"Artykuł pisany przez mężczyznę dla mężczyzn i uwzględniajacy tylko męski punkt widzenia, męską mentalność." - a czy to coś złego. Rozumiem, że feminizm posunął sie już tak daleko, że jak mężczyzna chce napisać tylko do mężczyzny to to już jest męski egoizm. Każdy artykuł powinien być adresowany tylko i wyłącznie / również do kobiet. To chcesz powiedzieć? Ten artykuł nie jest o pasjach, ale o powołaniu. To coś więcej niż sklejanie modeli czy jazda na nartach. Powołanie to najgłębszy sens życia. Indywidualizm ma różne odcienie, ale nie tylko złe. Ostatecznie, każdy ma swoją niepowtarzalną ścieżkę na zrealizowanie życia w pełni, nawet jak w wielu punktach podobną do ścieżek innych. Każdy ma swoje Westerplatte - powiedział kiedyś JPII, coś co musi obronić, o co musi zawalczyć, czego nie może odpuścić. To coś jest ostatecznie ukierunkowane na pomoc innym. To nazywasz męskim egoizmem i pychą? Czekaj cierpliwie na artykuł dla kobiet (zresztą tych jest zalew w sieci), a nie fukaj, że ten jest adresowany do mężczyzn. Zresztą i tak uważam, że tu się mylisz. Kobiety też mogą wiele się z niego nauczyć, chociażby o co mężczyźnie może chodzić w życiu. W końcu od jakiegoś momentu większość z nasz przeżywa życie w związkach. Taka wiedza jest więc bezcenna.
B
babeczka
24 sierpnia 2014, 13:03
za przeproszeniem ale trzeba być nienormalnym żeby w każdym artykule doszukiwać się feminizmu albo szowinizmu
K
kate
24 sierpnia 2014, 15:34
Czy ja coś napisałam o feminizmie czy szowinizmie? Chcę czytać artykuły o uniwersalnych kodach, które można by zastosować do każdego człowieka niezależnie od płci, rasy, języka czy przynależności etniczej. A w tym artykule tego nie widzę - jest mowa o frustracjach współczesnych ludzi, o lękach, pasjach, indywidualizmie (ja chcę, ja muszę), o powołaniu nie widzę prawie nic.
K
kate
24 sierpnia 2014, 16:22
Artykuł jak dla mnie jest przykładem modnego obecnie trendu wśród jezuitów na teksty z gatunku "treningu personelnego" - zarządzania osobą. Chcemy uczynić ludzi szczęśliwymi, a nie prawdziwymi. Ja się na to nie piszę jako człowiek- dla mnie jest to też mało chrześcijańskie: za szczęście jednostkowe ktoś musi zapłacić (męźczyźni tego czesto nie widzą, ze za każdym ich tzw. sukcesem stoją rzesze ludzi, zwykle kobiet) - wierzymy przecież, że to sam Bóg zapłacił okup za człowieka, żeby był szczęśliwy. Nie zgadzam się też z Twoją tezą, że sensem życia jest realizacja powołania. Dla mnie sensem życia jako człowieka i chrześcijanina jest miłość. Tzw. powołanie jest tak mało zależne od człowieka i jego wolności: buduje je m.in. wychowanie, miejsce urodzenia, historia zbiorowości, w której żyję, warunki ekonomiczne, społeczne, polityczne, że najlepiej, jeśli się ma do tego dystans. Jedyne co mnie interesuje to miłość -widzę ją przed swoimi oczami i nie rozumiem, to zupełnie z innego świata rzeczywistość. Chcę, żeby do mnie przemówiła, chcę z nia nawiązać kontakt, zgłębić sercem i umysłem. Doskonale ujęłeś to co nazywam głównym grzechem mężczyzn: ich usilne dążenie do doskonałości poprzez konfrontację (ja zrobię, ja wywalczę, ja obronię, ja zapewnię). Tzw. sukces to największa przeszkoda, żeby być sobą: nic mnie tak nie rozbraja, jak męska słabość. Wtedy takie osiłki nagle widzą, że potrzebują innych, że niczego nie zrobią bez drugich. Ani Westerplatte, ani Termopile nie broniły jednostki. Nikt nie jest samotną wyspą.
L
libero
24 sierpnia 2014, 18:27
Dzięki za odpowiedź, przeczytałem z uwagą i kilka komentarzy: - miłość to nie osoba, chociaż jest osobowa (bo jest pomiędzy kimś, a kimś). Powołanie karmi się miłością - ona jest drogowskazem - nie idzie tych rzeczy oddzielić. Może wypatrujesz jakiejś nieistniejącej miłości - Pani Miłości (postaci). Miłość idzie dostrzec, doświadczyć, ale w realacji z ludźmi, a nie samą "wyizolowaną z tego świata" jak nadchodzi we wianku Nikt nie jest samotną wyspą - racja, ale jeżeli Twoje powołanie karmi się miłością, to wspólnotowość pewnych przeżyć, związki z ludźmi, będą z tego same wynikać. Bo faktycznie jesteśmy po części indywidualistami (podmiotem), ale po części całkowicie ukierunkowani na wspólnotę. Ale innym ludziom (w ekstremalnych przypadkach) niektórzy służą jako odludkowie również. Jest wiele bardzo samotnych zawodów i powołań (ale to nie znaczy, że są egocentryczne) A co do artykułów o kobietach i mężczyznach. Są sprawy ogólnoludzkie, ale są sprawy typowe dla płci. Kobiety tego mają pełno: babskie pisma, babskie pogaduchy itd. Mężczyźni kiedyś mieli bardziej - sport (kobiety w szatni nie miały wstępu), wyprawa z kumplem, a teraz sorry, ale wszędzie się kobiety wciskają w męski świat. A jak ktoś próbuje oponować, to feministki podnoszą larum o dyskryminacji. A mężczyzna w świecie kobiet nigdy nie dojrzeje (nie będzie więc dla kobiety atrakcyjny). Stąd większość feministek jak już stworzy związek to zawsze z takich niedojrzałym pantofelkiem. Ma go pod kontrolą, on nie zaoponuje, ale po latach sama odkrywa, że nie jest szczęśliwa. Feminizm w ogóle jest mało kobiecy. Kiedyś kobiety były silniejsze, teraz są bez wyrazu (podobnie jak i wielu facetów - tu się zgodzę)
D
drozofila
24 sierpnia 2014, 10:15
Bardzo zdrowo rozsądkowe podejście, podoba mi się:)
ŻZ
Żeglarz z Krakowa
24 sierpnia 2014, 09:08
Świetny artykuł, akurat tego teraz potrzebowałem, dziękuję! :)
A
asad
24 sierpnia 2014, 10:09
też tego szukałem :)
S
Strażaczka
24 sierpnia 2014, 12:59
Ja również :)