Jakże nieraz nieewangeliczne, a przez to nieludzkie są nasze wyobrażenia o prowadzeniu życia duchowego, modlitwie, przystępowaniu do sakramentów, spotkaniu z Jezusem, pełnieniu woli Bożej.
Wydaje się nam, że musimy być zdrowi, doskonali i nienaganni, aby móc spotkać się z Jezusem. Błędne pojmowanie psychologii sieje nieraz między nami poczucie winy, że nie jesteśmy spójni, zintegrowani i dlatego jesteśmy złymi chrześcijanami, rodzicami, księżmi, zakonnikami.
Kiedy przydarza się nam grzech czy słabość, czujemy się niegodni, by spotkać się z Jezusem twarzą w Twarz. Czujemy nieraz opór przed modlitwą, ponieważ wydaje się nam, że Jezus jest z nas niezadowolony.
Przywołanie naszych ran, tych z przeszłości i tych świeżych, ma stać się miejscem intymnego spotkania z Jezusem. Pokażmy nasze rany Jezusowi, odsłońmy je przed Nim, pozwólmy, aby je opatrzył jak dobry Samarytanin, zalewając winem i oliwą. Pozwólmy, by złagodził nasze cierpienie i nas uleczył.
Nasze rany ropieją nieraz latami, ponieważ są nieoczyszczone, pełne bakterii: chorego wstydu, lęku o siebie, wyniosłości, fałszywej dumy. W swojej pysze ukrywamy rany, pomniejszamy ich znaczenie we własnej świadomości i w relacjach z innymi, by się nie skompromitować.
Przecież bogowie nie podlegają zranieniu, bogowie nie chorują, nie umierają... Jednak nikt z nas bogiem nie jest. Dlatego choroby, rany, krzywdy, grzechy i śmierć dotyczą naszego życia. Prośmy o zaufanie do Jezusa jako Lekarza. Rany otwieramy jedynie przed kimś, o kim wiemy, że umie się z nimi obchodzić. A Jezus to najlepszy Lekarz.
O swoich grzechach człowiek mówi tylko komuś, do kogo ma największe zaufanie. Skrywamy nasze słabości, ponieważ boimy się być osądzani. Jednak Jezus nigdy nas nie sądzi. On jeden nigdy nas nie potępia. Spowiednicy robią nieraz niedźwiedzią przysługę Jezusowi, gdy wydają w konfesjonale surowe oceny o grzesznikach. Wtedy bowiem penitenci myślą, że Jezus każe tak robić. Surowe sądy księży w konfesjonale to jednak bezprawne działanie, z którym Jezus nie ma nic wspólnego. To nadużycie funkcji spowiednika.
Kapłan w konfesjonale nie może nikogo moralnie osądzać. Także do niego odnoszą się słowa Jezusa: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7, 1). Spowiednik może jedynie pomóc penitentowi rozeznać jego odpowiedzialność moralną, zdeklarować miłosierdzie Pańskie nad nim, udzielić mu absolucji.
Sprawiedliwość Boska nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością ludzką. Kapłan reprezentuje Jezusa Lekarza, a spowiedź jest procesem leczenia. Prośmy, aby nasze spowiedzi były okazją do intymnego spotkania z Jezusem, przed którym odsłonimy nasze rany.
Nasze rany miejscem spotkania z Jezusem
Rekolekcje dają nam pełniejsze poznanie siebie, ale to, co poznajemy, wglądając w nasze życie, może być trudne. Podziwianie siebie, zachwycanie się sobą na polu życia duchowego jest zawsze podejrzane. Poznając siebie, zwykle doznajemy rozczarowania, i to bolesnego.
Jednak właśnie owo rozczarowanie może służyć budowaniu intymności z Jezusem. Jeżeli dopuścimy do siebie Jezusa, On wypełni Boską miłością pustkę naszego serca i nasze rozczarowanie sobą. Również nasze grzechy i ułomności stają się okazją do budowania intymności z Jezusem.
Otwieranie się przed bliźnimi w sprawach intymnych jest zawsze ryzykowne, ponieważ narażamy się na zranienie. Nie ma nic bardziej bolesnego niż zdrada przyjaciela, ojca czy matki, którym okazaliśmy zaufanie. Zdrada to wykorzystanie przeciwko nam tego, co z zaufaniem powierzyliśmy osobie kochanej.
Judasz zdradził Jezusa właśnie dlatego, że intymną więź, jaką zbudował z nim Mistrz, wykorzystał przeciwko Niemu. Jezus jednak nie odpowiedział zdradą na zdradę. Podtrzymuje intymny kontakt z Judaszem i zwraca się do niego: Przyjacielu... (por. Mt 26, 50). To, co jest naszą krzywdą, raną, upokorzeniem i nieznanym nikomu grzechem, jest miejscem spotkania z Przyjacielem - z Jezusem.
Dzięki Jezusowi przestajemy bać się siebie, swoich ran i wstydliwych doświadczeń. On leczy, uzdrawia, umacnia i pociesza. Jedna nas z sobą i z bliźnimi, daje pokój. Dzięki Jezusowi wewnętrzny wstyd z powodu grzechów przestaje nas upokarzać. Mamy się wstydzić grzechów, ale nie życia. Mamy wstydzić się upadków moralnych, ale nie samych siebie.
Nie tylko doświadczenie własnej słabości staje się miejscem doświadczenia intymności, lecz także doświadczenie słabości i grzechów innych. Dotyka nas, boli i zawstydza ubóstwo, poniżenie i cierpienie naszych bliźnich. Właśnie ów ból i zawstydzenie możemy ofiarować Jezusowi. Rozdarcie i rozbicie Kościoła, skandale ostatnich dziesięcioleci, zgorszenia - to głębokie rany na Mistycznym Ciele Chrystusa, jakim jest Kościół. Jezus pragnie, aby i one były dla nas okazją do budowania intymności z Nim.
Jezus zaprasza do takiej intymności, jaką stworzył z Apostołami: Piotrem, Tomaszem. I nam pozwala włożyć palec w rany swoich rąk i nóg, a całą rękę w ranę boku. Więcej nawet - zaprasza nas do spożywania swo- jego Ciała i picia swojej Krwi. Jezus, dając nam swoje Ciało pod postacią chleba za pokarm, a swoją Krew pod postacią wina za napój, tworzy klimat intymności możliwy tylko między Bogiem a człowiekiem. Tylko Bóg-Człowiek może powiedzieć: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja (por. Mt 26, 26-28).
Dziękujmy Jezusowi za zaproszenie do bliskiej, zażyłej i intymnej relacji. Prośmy o świadomość, że atmosfera intymności jest możliwa tu i teraz. Niczego nie musimy zmieniać w naszym życiu, by to intymne spotkanie było możliwe. Musimy tylko otworzyć się na Jezusa. Zmiany w naszym życiu przyjdą wraz z trwaniem w intymnej więzi z Panem. Aby zbudować intymną więź, wystarczy chcieć odpowiedzieć naszą otwartością na Jego otwartość, naszym zaufaniem na Jego zaufanie, naszą ofiarnością na Jego ofiarność.
* * *
Józef Augustyn SJ - dr hab. teologii pastoralnej, wykładowca teologii duchowości na Podyplomowym Studium Duchowości "Bobolanum" w Warszawie.
Tekst pochodzi z książki "Sztuka modlitwy"
Skomentuj artykuł