Dobrze jest biegać. To sport atawistyczny, naturalny, niewiele trzeba, żeby go uprawiać. Daje poczucie swobody i poprawia kondycję. Co ma wspólnego z wiarą w Boga?
Ważne jest, by iść swoją, optymalną ścieżką, której nie można nazwać wyłącznie duchową albo terapeutyczno-psychologiczną, albo tylko pracą z ciałem czy treningiem umysłu. To musi być zawsze harmonia wszystkich tych kierunków, ale z szacunkiem dla własnej indywidualności. Niejeden tkwi w przykurczu egzystencjalnym i to nawet fizycznie widać, bo chodzi taki zgarbiony. Nagle zaczyna uprawiać sport i "wyciąga się", prostuje nie tylko fizycznie, bo ten ruch mięśni dodał mu skrzydeł i pewności siebie. Inny w podobnej sytuacji idzie na terapię i po kilku sesjach też podnosi głowę, garb znika bezpowrotnie. Trzeci znowu idzie ścieżką duchowości, praktyki pobożne "uprawia", szuka głębi i to też go prostuje. Najroztropniejszy wszystkie te ścieżki połączy.
Rozwijając tę myśl: dobrze jest biegać. To sport atawistyczny, naturalny, niewiele trzeba, żeby go uprawiać. Daje poczucie swobody, poprawia kondycję, zwiększa dopływ tlenu do organizmu i endorfin do mózgu et cetera. Same plusy. Tylko że jeśli ważysz sto trzydzieści kilogramów, to każdy lekarz ci zabroni, bo sobie kolana i stawy rozwalisz. Podobnie: dobrze jest odprawiać jutrznię i nieszpory, adorować przez godzinę Najświętszy Sakrament, codziennie być na mszy świętej i jeszcze odmawiać różaniec, koronkę i modlitwę serca. Pytanie, czy w tym momencie, w którym jesteś, w twoich życiowych okolicznościach, to w ogóle jest możliwe. "Dla chcącego nic trudnego" - powiedzą wytrawny maratończyk i mnich klauzurowy.
Świetnie byłoby "zawiesić" czas na spotkanie sam na sam z Bogiem, jeśli jednak masz pięcioro dzieci i nikogo do pomocy, to trochę tak jak z tymi stu trzydziestoma kilogramami i bieganiem. W życiu duchowym też jest ważne, jaką masz kondycję, na ile jesteś rozruszany. Wiele zależy też od tego, jaki masz obraz Boga, bo jeśli widzisz surowego ojca, to ciężko ci będzie tkwić godzinę na adoracji - zakatujesz się. Z drugiej zaś strony, jeśli chcesz usłyszeć Boga, a nie słuchasz, no to będziesz tak chciał do końca świata. Spowiadałem ostatnio siostrę zakonną, która mi wyznała, że doświadcza rozproszeń i chaosu, słychać było, że mocno się tym przejmuje. Kobiety o wiek się nie pyta, ale zza kratek słabo widać, więc zaryzykowałem. "Dwadzieścia trzy lata" - padła odpowiedź. "Kobieto, to co się dziwisz?" Zupełnie ją to zbiło z tropu, bo odkąd jest w klasztorze, już od jakichś pięciu lat, każdy jej radzi: uspokój myśli.
Słuszna uwaga, ogólnie rzecz biorąc, ale ja od razu usłyszałem mistrza, który się śmieje, że przychodzą do niego młodzi i po miesiącu chcą mieć pokój serca: "Ja żyję czterdzieści lat na pustyni i jeszcze mi do niego daleko, a oni po kilkudziesięciu dniach się frustrują". Słyszę więc tę zakonnicę i słyszę tego mnicha, i mogę jej jedynie podpowiedzieć: "Słuchaj kobieto, to jest niemożliwe, żebyś nie doświadczała rozproszeń, za dużo się w tobie dzieje w tym wieku. Natomiast zastanówmy się, co można zrobić. Te różne rzeczy, które ciebie nachodzą, choćby osądzanie innych, to jest pies, który chce cię ugryźć. Nie możesz sprawić, że zniknie albo że mu się odechce gryzienia. Jedyne, co możesz zrobić, to zamknąć furtkę. Będziesz słyszała, jak szczeka, jak rzuca się na płot, drapie, podkopuje, jak próbuje się do ciebie przedostać, ale realnie oprócz zamknięcia furtki nie jesteś w stanie nic zrobić.
Czy to oznacza, że nie robisz nic? Czasami będzie ci się wydawało, że nic nie zrobiłaś, a jedyne, co ci się udało osiągnąć, to to, że nie jesteś tak dotkliwie pogryziona, jak wcześniej. I tyle jest do zrobienia. Ale jest też mądrość duchowa, która mówi, że jeżeli po raz drugi, trzeci, piąty ten pies zobaczy, że nie wejdzie, to sobie odpuści. Pewnie będzie szukał innej ścieżki, bo diabeł jest pragmatyczny, jeśli jakaś ścieżka się nie sprawdza, to rezygnuje z tej, ale szuka innej. Tak, jak miłość jest cierpliwa, tak demon jest niecierpliwy". I to jest mądrość duchowa, którą się zyskuje przez lekturę mistrzów i przez własne doświadczenia. To jest właśnie droga poznania - nie wystarczy pstryknąć palcem. Oczywiście dziewięćdziesiąt procent ludzi na świecie, doświadczając kąsania przez psa, w ogóle nie zadaje sobie takich pytań. Jakoś nauczyli się żyć pogryzieni.
Tekst pochodzi z książki "Droga Wodza. Jak orzeł w kurniku".
Skomentuj artykuł