Jego królewski płaszcz to kawałek czerwonej szmaty. Berłem trzcina. Koroną czapa z ciernistych gałęzi. A tronem szubienica, czyli krzyż. Jakbyśmy się więc nie starali, Jezusowi nie będzie do twarzy w gronostajach, tiarach, złotych łańcuchach i tak dalej.
Przed namaszczeniem Dawida na króla Izraelczycy oświadczyli: „Oto my, kości twoje i ciało”. Czyli: oto my, naród, jesteśmy twoim organizmem, ty zaś jesteś naszą głową. Stanowimy nierozerwalną całość, której nie można w żaden sposób rozczłonkować bez jej unicestwienia. Głowa nie może istnieć samodzielnie, ale też i organizm bez głowy. To zjednoczenie głowy z ciałem jeszcze wyraźniej zarysuje się w przypadku Jezusa z Nazaretu, potomka, jak mówi Biblia, syna Dawida.
Paweł Apostoł zaś mówi o Jezusie, wciąż szukając odpowiedniego słowa, które uniosłoby prawdę o Nim. Świadczą o tym jego listy. Jezus jest „obrazem Boga niewidzialnego”, „pierworodnym wobec każdego stworzenia”, „pierworodnym spośród umarłych”, „Głową Ciała, to jest Kościoła”. Widocznie Paweł miał ostrą świadomość niewystarczalności pojęć i słów, przy pomocy których próbował opisać więź Jezusa zarówno z Bogiem, jak i z ludźmi, którzy Mu uwierzyli. Jeśli tak można powiedzieć, z listów Pawła Apostoła wynika, że patrząc na Jezusa, na Jego sposób myślenia i postępowania, widzimy „jak na obrazku” zarówno człowieka, jak i Boga, Stwórcę i stworzenie.
Nic więc dziwnego, że w odczytywaniu tego obrazu popełniamy błędy, choćby wtedy, gdy nazywamy Pana Jezusa królem. Po pierwsze dlatego, że dzisiaj słowo „król” to raczej, żeby użyć sformułowania papieża Franciszka, muzealny zabytek. Symbol monarchii absolutnej czy porządku feudalnego. Na dodatek w powszechnym przekonaniu król może robić, co tylko zechce, może mieć wszystko, co mu się tylko zamarzy. Może też z każdym swoim poddanym postąpić tak, jak mu się w danej chwili będzie podobało.
Krótko mówiąc, król jest wszechmogący. Poddani zatem, jeśli chcą żyć w spokoju, muszą usilnie zabiegać o przychylność takiego despoty i uważać, by nie daj Boże takiego omnipotensa czymś nie urazić lub rozgniewać. Jezus tymczasem, swoim zwyczajem, stawia sprawę na głowie, czyli, w ostatecznym rozrachunku, na nogach. Jego królewski płaszcz to kawałek czerwonej szmaty. Berłem trzcina. Koroną czapa z ciernistych gałęzi. A tronem szubienica, czyli krzyż. Jakbyśmy się więc nie starali, Jezusowi nie będzie do twarzy w gronostajach, tiarach, złotych łańcuchach i tak dalej. W Pierwszej modlitwie eucharystycznej o tajemnicy pojednania czytamy, że wszechmoc Boga najpełniej przejawia się „w łasce przebaczenia”.
Ale, podobnie jak w przypadku słów „król” i „wszechmoc”, „przebaczenie” znaczy u Boga niekoniecznie to samo co u ludzi. Nasz Bóg jest Miłością, która „gniewem się nie unosi”. Kajając się przed Bogiem, nie tyle Go przepraszajmy, co prośmy, by pomógł nam się z Nim przeprosić. To my się na Boga pogniewaliśmy. Juliana z Norwich mówi, że Bóg na grzech człowieka nie reaguje gniewem, ale współczuciem. Widząc, jak grzeszymy, nie ciska w nas piorunami, ale biegnie nam na ratunek. Inaczej być nie może, Bóg jest wszechmogący, a to znaczy, że nie może przestać kochać. Dlatego również w nieszczęściu człowieka może spotkać szczęście, jak tego dowodzi los Dobrego Łotra.
Skomentuj artykuł