W wielu polskich parafiach na zakończenie odprawianych przez wiernych tak zwanych misji parafialnych stawia się pamiątkowy krzyż. Często możemy tam przeczytać: "Zbaw duszę swoją".
Gdzieś w naszych chrześcijańskich głowach, a co gorsza w sercach, czai się myśl o wyższości duszy nad ciałem. Religijność i pobożność wielu kojarzy się z dbaniem o duszę, przy pominięciu ciała. Trochę po macoszemu traktuje się ciało w wyobrażeniach o doskonałości chrześcijańskiej. Może nawet w głębi siebie żywimy przekonanie, że ciało jest nam dane, żeby je umartwiać i w ten sposób uzyskać łaski dla duszy. Trochę gubimy się w tym patrzeniu na człowieka, robiąc rozróżnienie na dobrą duszę i trochę gorsze ciało. Często bywa, że traktujemy ciało jak więzienie dla duszy. Nie zdajemy sobie sprawy, że czyniąc tak, sprzeciwiamy się Bożej koncepcji człowieka. Żeby to zrozumieć, musimy cofnąć się aż do stworzenia świata.
W Księdze Rodzaju widzimy dwa opisy stworzenia (Rdz 1,1-2,7). Obydwa są pięknym obrazem literackim, pod którym kryje się prawda o Bogu-Stworzycielu i Jego dziele, jakim jest wszechświat. Autor biblijny, pochylając się nad tajemnicą stworzenia, szczególną uwagę kieruje na człowieka jako na wyjątkowe dzieło Boże. I nie skupia się tu bynajmniej tylko na duchu, który został tchnięty w człowieka, ale mówi także o jego ciele. Bóg stworzył człowiekowi ciało. Ono jest dziełem Najwyższego, tak samo jak dusza. Uczynione zostało z miłości przez Stwórcę wszechświata. Ten sam, który stworzył każdą gwiazdę, każdą planetę, anioły, postanowił dać człowiekowi ciało. Dał mu też duszę. Te oba Boże prezenty są dobre. Żaden z nich nie jest gorszy lub lepszy, oba są wyjątkowe! Od naszego Niebieskiego Ojca pochodzą same wspaniałe rzeczy.
To połączenie elementu materialnego z duchowym, jakim jest człowiek, nie wynika z grzechu pierworodnego, to nie jest kara za grzech. Bóg wymyślił to w doskonałym świecie, który jeszcze nie został skażony przez grzech. Uczynił człowieka istotą cielesno-duchową. A to, co uczynił, było bardzo dobre (por. Rdz 1,31).
Kiedy codziennie doświadczamy niedostatków naszego ciała, kiedy dotykają nas ułomności, choroby, słabość i zmęczenie, trudno nam dostrzec ten doskonały Boży dar, jakim jest nasza cielesność. Co się stało? Czyli jednak nie jest tak jak w opisie stworzenia? Nie wszystko jest dobre? Łatwo zapomnieć o tym, że pierwotny porządek Boży został zaburzony i grzech ma wpływ na stworzony przez Najwyższego wszechświat. Dotknął on też naszego ciała. Równie łatwo jednak zapominamy, że na tym nie kończy się historia człowieka. Wbrew dość powszechnej - o zgrozo, wśród chrześcijan - opinii, proch, którym stajemy się po śmierci, to nie koniec naszego ciała. Na grobie się nie kończy ani życie duszy, ani życie ciała. Egzystencja cielesna została chwilowo przerwana, lecz kiedyś znów stanie się realna. Kościół przypomina nam ciągle, że nastąpi "ciała zmartwychwstanie", ale to się nie mieści w głowach i sercach wielu tych, którzy uważają się za chrześcijan. Niestety. Mówienie o odprowadzaniu zmarłych na miejsce wiecznego spoczynku powinno być we wspólnotach chrześcijańskich zakazane. Do grobu, który jest czasowym miejscem spoczynku ciała, zdecydowanie tak, ale nie do grobu, który miałby być miejscem wiecznego spoczynku. Nie, nie pozostaniesz w grobie na zawsze. Nie tam będzie spoczywać na wieki twoje ciało, a tym bardziej twoja dusza nie pozostanie w grobie. Te miejsca na cmentarzu to tylko "poczekalnia", chwilowy spoczynek ciała, ale na pewno nie wieczny. Nie jesteśmy skazani na beznadziejny koniec w grobach, do których zostaniemy złożeni po śmierci.
Zbawienie, które stało się naszym udziałem dzięki dziełu Syna Bożego, dotyka także naszych ciał. Kiedy byłam w liceum, rozmawiałam z pewnym księdzem, który był aktywnym ewangelizatorem. Prowadził wiele rekolekcji, dni skupienia, misji parafialnych. Podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami dotyczącymi jednej kwestii. W wielu polskich parafiach na zakończenie odprawianych przez wiernych tak zwanych misji parafialnych stawia się pamiątkowy krzyż. Być może teraz ten zwyczaj już nie jest tak popularny jak kiedyś. Nie to stawianie krzyża jednak było centrum jego rozważań, lecz napis, który znajduje się na owych "pamiątkach". Często możemy tam przeczytać: "Zbaw duszę swoją". "Krótkie zdanie, a zawiera aż trzy herezje" - mówił mi. "Po pierwsze: nie ty zbawiasz, a Jezus. Ty nie masz mocy, żeby się zbawić, choćbyś się zaparł i próbował całe życie. Bez Jezusa nic z tego nie wyjdzie. Tylko On może tego dokonać. Nikt inny. Ani Maryja, ani św. Antoni, ani Anioł Stróż, a już na pewno nie ty sam. Tylko Jezus. Po drugie: nie tylko duszę. Bóg chce zbawić całego człowieka. Jego ciało też! Nie w drugiej kolejności, jak Mu starczy czasu i ochoty, ani nie jako bonus promocyjny dla duszy. Bóg zbawia całego człowieka, całe swoje dzieło. No i po trzecie: nie tylko swoją. To taki mały chrześcijański egoizm. Niech każdy martwi się o siebie. Ewentualnie, kiedy już ja się załapię, to mogę pomyśleć o innych. Nic z tego! Nie załapiesz się na zbawienie sam". Na tym właśnie polega chrześcijańskość - nie ma mowy o samotności "zbawiania się".
Słowa rekolekcjonisty bardzo mnie poruszyły, szczególnie ten drugi aspekt, o którym mówił. Tu nie chodzi tylko o duszę, ale także o ciało. Co w nim jest takiego szczególnego? Już wiemy, że zostało stworzone przez Boga tak jak i dusza - a więc jest dobre. Ale czy to wszystko? Z pewnością jeden argument by wystarczył i nie potrzeba by było żadnego innego, ale jednak jest coś jeszcze niezwykle ważnego. Ciało zostało dodatkowo "uświęcone" przez Boga, który je przyjął.
Bóg nie ma oporów przed przyjęciem ciała. Nie brzydzi się cielesności, sam ją stworzył i doskonale wie, jak jest cudowna. Jest w tym Jego dziele coś niesamowitego, coś co sprawia, że mamy problem z objęciem tego swym rozumem i sercem. Najwyższy, Syn Boży, "zrodzony, a nie stworzony", przyjmuje ciało - dobre ciało, ale do tej pory wspólne jedynie stworzeniom.
Wiele mówi się o podobieństwie człowieka do Boga, rozważając temat wolnej woli, intelektu, zarządzania powierzonym dobrem. A może warto by też zwrócić uwagę na ciało? Bóg -Jezus posiada je tak jak każdy z nas. Jesteśmy przez swoje ciało podobni do Boga. Czy kiedykolwiek myśleliśmy o tym w ten sposób? Zwykle mówi się o ciele Boga, poruszając kwestię przyjęcia przez Niego ludzkiego ciała i upodobnienia się do człowieka. To ważne i równie ciekawe, ale czy nie można odwrócić perspektywy? Jestem podobny do Boga - Syna Bożego, bo mam ciało! Bo żyję i czuję w ciele tak jak On. Czy to nie cudowne? Czy nie jest piękne to, że mam ciało? Ze także ono łączy mnie z moim Bogiem?
Bóg pragnie mieć jak najwięcej wspólnego z człowiekiem. On nie chce w żadnej kwestii zostawić nas samych. Chce być solidarny tak głęboko, jak tylko się da. Zwykle kiedy porusza się sprawę wcielenia Syna Bożego, mówi się o naprawieniu tego, co zniszczył Adam. Często w takich wypowiedziach pojawia się właśnie rzeczywistość psucia i naprawiania, która mocno weszła w nasze wyobrażenie o dziele Jezusa. Moim zdaniem porównanie to nie jest do końca satysfakcjonujące. Każdy z nas miał jakiś przedmiot, który uległ uszkodzeniu, a potem został naprawiony. W butach odebranych od szewca już nie odpada podeszwa, ale czasem się zdarza, że wnikliwy obserwator zauważy inny odcień nitki, albo ten, który je nosi, poczuje pod swoją stopą delikatne zgrubienie. Pęknięta porcelanowa filiżanka, sklejona na nowo w całość zachowa jakąś rysę - mniejszą lub większą. W naprawionym płocie nowe sztachety będą się wyróżniać - czy to odcieniem - czy to fakturą - i może się zdarzyć, że zaburzą estetyczną koncepcję całości. Rzadko bywa, by rzecz naprawiona była lepsza od tej, którą na początku stworzono jako bardzo dobrą, wręcz doskonałą.
A jak to jest z Jezusem i dziełem, którego dokonał, przyjmując ciało człowieka i wszystko, co z tym związane? Jezus nie naprawia tego, co zepsuł Adam. Robi coś znacznie więcej. On wynosi człowieka na zupełnie inny poziom doskonałości - większej i głębszej. Sklejając rozbitą filiżankę, sprawia, że nie ma na niej ani jednej rysy, a całość jest jeszcze piękniejsza niż przed wypadkiem. O taką naprawę chodzi. Dzieło Syna Bożego daje nam więcej niż rajskie szczęście. Daje nam Boga, który jest jednym z nas, a tym samym wynosi nas na wyższy poziom. Nie tylko nasze dusze, ale i cudowne ciała, które łączą nas z wcielonym Bogiem.
Fragment książki: Biografia Syna Bożego
Skomentuj artykuł