Ks. Grzegorz Strzelczyk o charyzmatykach, uzdrowieniach i modlitwie językami [WYWIAD]

(fot. Michał Lewandowski)
Ks. Grzegorz Strzelczyk / Dawid Gospodarek / KAI

"Co on ma wtedy zrobić? Gdzie on ma wtedy iść? Pójdzie do wspólnoty charyzmatycznej, to mu powiedzą, że ma małą wiarę... Albo że choroba to efekt szatańskiego zniewolenia. Znam takie przypadki"- mówi ks. Grzegorz Strzelczyk.

Przeczytaj pierwszą część wywiadu: Ks. Strzelczyk: egzorcysta, który wdaje się w rozmowy z diabłem, staje na granicy posłuszeństwa Kościołowi >>

DEON.PL POLECA

Dawid Gospodarek: Dlaczego wydaje się, że teologowie nie interesują się zjawiskiem ruchu charyzmatycznego, który pochłania przecież coraz większe rzesze katolików?

Ks. Grzegorz Strzelczyk: Teologowie "szkolni" przez długi czas w ogóle ignorowali sprawę wymiaru charyzmatycznego. Można było przejść seminarium nie dowiedziawszy się na ten temat kompletnie niczego. Teraz bywa i odwrotnie - zdarzają się rozcharyzmatyzowani przełożeni. Brakuje wyważonej refleksji. Pierwsza rzecz, którą jako teologowie musimy zrobić, to się zmierzyć z kwestią relacji między osobistym doświadczeniem duchowym oraz jego opisem i tym, jak ten opis ma się do wiary Kościoła. Trzeba się pogodzić z tym, że ludzie doświadczają, w związku z tym potrzebują interpretacji tych doświadczeń. Nie abstrakcyjnej, tylko prosto wyjaśniającej, co im się dzieje…

To nie wydaje się skomplikowane…

Problem w tym, że zalała nas cała gama słownictwa - ale i praktyk - z różnych wspólnot zielonoświątkowych i protestanckich, które nie pokrywają się z terminologią klasycznej duchowości. W związku z tym wydaje się, że mamy do czynienia z nowymi zjawiskami i trzeba znaleźć nowe interpretacje. Jednak to nie do końca jest prawdą. Zadaniem teologów jest m.in. pokazanie tego, że mamy do czynienia z rzeczami, które w tradycji katolickiej już dawno były ponazywane, są pewne zasady korzystania z nich itd.

Czyli edukacja.

Tak. Również teologowie powinni pilnować formacji liderów we wspólnotach charyzmatycznych. Jest mnóstwo takich zadań przyziemnych, które trzeba zacząć podejmować. Oczywiście to oznacza, że trzeba opuścić kanapę i zacząć słuchać ludzi i tego, czego doświadczają. Jeśli tego nie zrobimy, to nie realizujemy naszej misji.

Co jeszcze mogą robić teologowie?

Tłumaczyć, pisać bardziej publicystycznie niż naukowo. Wskazywać, że np. pewne doświadczenia w Kościele już zostały zbadane i omówione - zwłaszcza w ramach szeroko rozumianej tradycji duchowości zakonnej. Mamy np. klasyczne nauczanie o "łaskach darmo danych" - bo tak św. Tomasz nazywał charyzmaty - jednak jest ono kompletnie nieznane także wielu liderom wspólnot charyzmatycznych. Kolejna rzecz, którą teologowie mogą zrobić, to prywatne napominanie swoich kolegów (księży i świeckich), którzy w przypływie charyzmatycznej gorliwości idą na ślepo za intuicjami płynącymi wprost z doświadczenia i zaczynają opowiadać głupoty. Wreszcie powinni sygnalizować biskupom, że mamy do czynienia z poważnym problemem duszpasterskim, a w niektórych miejscach nawet doktrynalnym.

A konkretna ocena pewnych niepokojących zjawisk?

Tak, w którymś momencie biskupi poproszą o recenzję. Wtedy trzeba będzie dokonać krytycznej oceny nauczania niektórych liderów, księży, niektórych bardzo zaangażowanych w tym nurcie osób. I nazwać czasami rzeczy po imieniu, tzn. powiedzieć "Uwaga, tutaj mamy do czynienia z rzeczami, które nie są spójne z nauczaniem katolickim".

Jak Ksiądz się odnajduje w tej rzeczywistości?

Bardziej czy mniej, ale sam od wielu lat utożsamiam się z doświadczeniem charyzmatycznym, natomiast to mnie nie zwalnia z myślenia. I martwi mnie, że pojawia się coraz więcej dziwactw związanych z absolutyzacją jednostkowych doświadczeń, bezkrytycznym przekonaniem, że to, co nam się zjawia w świadomości na modlitwie, to jest jeden do jeden przemowa Boga, itd. Ekscesy zdarzają się - w mojej ocenie - coraz częściej.

Kiedy modlitwa staje się takim ekscesem?

Mamy np. gigantyczny problem z magicznym traktowaniem różnych praktyk religijnych, w tym modlitwy - nie tylko w nurcie charyzmatycznym. Właściwie każdą rzecz, w której Bóg wzywa do nawrócenia, przebiegły człowiek potrafi zmienić w praktykę magiczną. Na przykład praktykę "dziewięciu pierwszych piątków miesiąca". W ten sposób neutralizujemy wezwanie do nawrócenia, a wytwarzamy rytuał, który ma nam zagwarantować zbawienie. Niedawno na jednym z dużych portali z treściami religijnymi pojawił się wywiad z pewną szlachetną zakonnicą. Mówiła o tym, że według pewnych prywatnych objawień określonego dnia w roku Bóg odpuszcza wszystkie winy i kary za grzechy w sposób wyjątkowy, nie tak, jak w inne dni.

Taka jest treść tych objawień.

Nie. Zostało objawione wezwanie do nawrócenia. A nie czary, które można odprawić tego określonego dnia. Jeżeli cofa się wymiar intelektualny wiary, to cofa się zrozumienie objawienia publicznego. Musimy pamiętać, że Bóg objawił się w Chrystusie i to jest miara wiary. Kościół nie po to ma teologię, żeby utrzymywać teologów na posadach, tylko żeby zachować nienaruszoną pamięć o pierwotnym doświadczeniu, które pozostaje kryterium dla doświadczeń kolejnych. W związku z tym, jeżeli cofa się nam wymiar intelektualny, to zaczynamy mieć poważne kłopoty. Bo doświadczenie podlega interpretacji. Jeśli interpretacje puszczone są samopas, bez odniesienia do rdzenia wiary (dogmatu), to możemy zacząć rozmijać się z prawdą.

Dlaczego doświadczenie jest takie problematyczne?

Kiedy na Soborze Watykańskim II powstawała Konstytucja o Objawieniu Bożym, pracowano nad kwestią związaną z tym, w jaki sposób pogłębia się, rozwija Objawienie. W pierwotnym projekcie, nad którym debatowano na obradach, ten punkt był formułowany tak, że pogłębienie następuje poprzez doświadczenie duchowe wierzących. Paru przenikliwych ojców soborowych zwróciło uwagę na to, że to trzeba skorygować. Bo to nie doświadczenie, które jest ślepe, jest samo w sobie motorem, tylko jego zrozumienie. Tak został skorygowany do postaci dzisiejszej, która brzmi: "Ex intima spiritualium rerum quam experiuntur intelligentia" - poprzez głębokie zrozumienie rzeczy duchowych, których doświadczają. To jest niuans, ale wyraźnie pokazujący czujność ojców Vaticanum II. Nie wolno wyłączyć elementu zrozumienia z doświadczenia. To też pokazuje nasz problem. Jeśli wyłączymy element intelektualny z naszego doświadczania, to i tak ktoś nam dostarczy jakąś interpretację (czasem nasza własna podświadomość). Ale to już może nie być interpretacja katolicka. To jest niezwykle delikatna rzecz.

Czyli problemem jest, że do takich wspólnot lgną ludzie niezbyt zainteresowani refleksją teologiczną?

Nie, oni nie muszą być zainteresowani głębszą refleksją teologiczną, bo to nie jest obowiązek wiernych w Kościele. Oni są zainteresowani głębszym zjednoczeniem z Bogiem, i słusznie. Przy czym mają prawo oczekiwać, że we wspólnocie kościelnej to ich pragnienie zostanie wsparte, oparte na fundamencie zdrowej nauki, a nie poprowadzone na manowce. Pierwszy problem jest taki, że księża, którym się powierza wspólnoty charyzmatyczne, jako że sami nie bardzo się w tym doświadczeniu odnajdują, po prostu się nie angażują. W związku z tym są tylko pasterzami nominalnymi, a za wspólnoty i za nauczanie w nich faktycznie odpowiedzialni są świeccy. I teraz ci świeccy, którzy są często rozgrzani, pełni dobrej woli, sami sobie stają się żaglarzami i okrętami, sami się formują, co może przynosić różne efekty.

Skąd ci świeccy czerpią inspiracje do swojej formacji?

Czasami, jako że nie mają fachowego wsparcia od strony katolickiej, zaczynają ściągać różne rzeczy od wspólnot niekatolickich i zaczyna się zamieszanie. Do tych wspólnot przenikają nie tylko pewne praktyki, ale też elementy doktrynalne, np. myślenie w kategoriach predestynacyjnych, albo przeświadczenie o absolutnym zepsuciu człowieka po grzechu. To nie jest nauka katolicka.

Pierwszym problemem są więc księża nie wywiązujący się ze swoich obowiązków wobec wspólnoty. A drugim?

Księża odpowiedzialni za wspólnoty, którzy z kolei są na drugim końcu, czyli ci "odjechani" - zwykle chodzi o postawienie własnego doświadczenia nad nauczaniem Kościoła. I za nimi "odjeżdżają" wspólnoty. Czasem jest to efekt tego, że jak nikt się nie chce zająć jakąś wspólnotą, to się posyła tam ochotnika. Niekoniecznie po rozeznaniu tego, czy on się do tego nadaje i czy jest wystarczająco stabilny i ogarnięty.

Kolejny problem jest związany z tym, że jak już pasterz daje symptomy niezrównoważenia w nauczaniu, to bywa, że brakuje reakcji. Nie reakcji biskupa, bo biskup o tym się dowiaduje prawie zawsze na końcu, tylko jego współbraci. Braterskiego napomnienia brakuje, czyli: "Chłopie, ogarnij się, bo zaczynasz opowiadać głupoty".

Skoro problemy są z duszpasterzami, to sprawa jest dość poważna. Przecież ostatni sobór w tej kwestii nakłada na nich istotne zadanie.

Sobór Watykański II w nauczaniu o charyzmatach mówi, że sąd o ich prawdziwości i o sposobie wprowadzania w życie należy do pasterzy Kościoła. Czyli bez decyzji kompetentnego przełożonego kościelnego nikt nie powinien żadnym charyzmatem publicznie posługiwać. Jeżeli prezbiter zaczyna ogłaszać proroctwa, należy najpierw zapytać, czy on ma zgodę swojego biskupa na posługiwanie tym charyzmatem, swojego przełożonego, a wcześniej jeszcze, czy ten charyzmat został ogóle rozeznany przez kogokolwiek innego niż on sam. Bo sami sobie nie rozeznajemy charyzmatów. Ale niestety mamy samozwańczych proroków, samozwańczych uzdrawiaczy, którzy są dopuszczani do posługi i do nauczania bez żadnej weryfikacji choćby tylko zdolności do rozróżniania co jest dogmatem w Kościele katolickim, a co nie jest.

Takie osoby bez misji kanonicznej publikują książki (z imprimatur!), prowadzą rekolekcje, dla wielu stanowią autorytet kościelny…

Tu pojawia się pytanie, w którym momencie przebudzi się odpowiedzialność pasterzy Kościołów lokalnych. Mam nadzieję, że wkrótce.

Przecież dzieje się dużo: tłumy ludzi przychodzi na charyzmatyczne spotkania, dokonują się uzdrowienia, pojawiają się proroctwa…

Ja pamiętam poprzednią falę charyzmatyczną, sprzed dwudziestu lat. Też tak było. Pamiętam, że po następnych dziesięciu latach z tych wspólnot, które miały po dwieście, po pięćset osób, zostawało sześć, dziesięć.

Jak to się stało?

Kwestią jest to, co ich gromadzi. Dojrzała wiara czy specyficzne doświadczenie, potrzeba emocjonalnego przeżycia czegoś? Przeżycie emocjonalne może prowadzić do dojrzałej wiary, jeżeli za nim idzie systematyczna, porządna, nieefektowna formacja. My często mamy już w tej chwili do czynienia z sytuacjami, że ludzie jeżdżą z eventu na event, bo potrzebują placebo, potrzebują się lepiej poczuć. Czy z tego będzie dojrzała wiara? Wątpię. Plagą wielu parafii jest to, że jest dwadzieścia zaangażowanych osób, które są w trzydziestu grupach. Wydaje mi się, że na eventach charyzmatycznych robi się nam już podobnie. Na wszystkich są ci sami ludzie. Jeżdżą po Polsce za charyzmatykami i są wszędzie. Jest siedemdziesiąt spotkań, ale w nich uczestniczy podobny zestaw ludzi.

Przecież mówi się w tym kontekście o nowej wiośnie…

Doświadczenie charyzmatyczne jest szansą na ożywienie Kościoła, bo Duch Święty nią jest i to dla mnie jest oczywiste, tylko że ono musi pozostać w ramach tego, co my wiemy o Kościele i o działaniu Ducha Świętego. A my to ignorujemy. Ignorujemy Nowy Testament w tej kwestii. Ja ciągle przeżywam zaskoczenie reakcjami niektórych charyzmatyków, gdy ośmielam się cytować 14 rozdział pierwszego listu św. Pawła do Koryntian, w którym Apostoł mówi: "wolę powiedzieć pięć słów według mego rozeznania, by pouczyć innych, zamiast dziesięć tysięcy wyrazów według daru języków" (1Kor 14,19). On tam wprost stawia rozsądek nad charyzmatem. Niektórzy dziś by pewnie powiedzieli, że św. Paweł ma ewidentnie "demona intelektualizmu"…

Ojcowie soborowi wyczuwali możliwość takich problemów?

Nauczanie o charyzmatach na soborze było długo dyskutowane, to był bardzo ostrożnie dopinany tekst. Wbrew temu, co się czasami w legendach o Soborze Watykańskim II opowiada, to nie było tak, że teksty były gotowe i przeforsowała je mniejszość. Oni tam naprawdę spierali się właściwie o każde słowo. Charyzmaty należy przyjmować z dziękczynieniem i ku pociesze. I to jest pierwszy punkt. A dalsza część zdania mówi, że nie należy się pochopnie spodziewać po nich owoców duszpasterskiej działalności. Tu mamy w zasadzie odpowiedź na Pana pytanie. Tymczasem my często się spodziewamy pochopnie owoców naszego "charyzmatycznego" działania. A ja już trochę żyję na świecie i pamiętam poprzednią falę charyzmatyczną. Byłem młody i rozgrzany, ale na szczęście już wtedy trochę byłem teologiem i usiłowałem jednak mówić - spokojnie, bo pewne rzeczy nam się mogą wymknąć spod kontroli, to są sprawy delikatne. Są moje teksty sprzed dwudziestu lat na ten temat.

I miał Ksiądz rację.

Rzeczywiście potem się okazało, że tamta fala się przegrzała. Teraz mamy kolejną. Tamta była przegrzana w takim sensie, że naprawdę spodziewano się po tych charyzmatach wielkich rzeczy, brano się za dzieła ponad siły. Tam też było wiele błędów, niektóre wspólnoty odpadły od katolickiej jedności, ale boję się, że tym razem sytuacja jest groźniejsza.

Dlaczego teraz jest trudniej?

Bo wpłynęła nam fala gnostycyzmu, tzn. myślenia w takich kategoriach, że moje doświadczenie wewnętrzne jest absolutnym kryterium prawdy. W związku z tym mamy pełno objawień prywatnych, wszystko jest lepsze, ważniejsze od oficjalnego nauczania Kościoła. O schizmę w takich warunkach niełatwo. No bo co mi tam będzie mówić papież/biskup/proboszcz, jeśli do mnie Bóg mówi bezpośrednio? Albo przynajmniej mówi do lidera mojej wspólnoty? A jak to się jeszcze połączy z nauczaniem o Polsce jako o mesjaszu i w ogóle myśleniem w kategoriach narodowych, to z tego naprawdę może być mieszanka niebezpieczna. Bo nie daj Boże, że oni sobie znajdą jakiegoś biskupa… Można zrobić też schizmę bez biskupa, ale trudno się jednak pozbyć episkopatu z tradycji. A w pewnych środowiskach podgrzewanie atmosfery kontestujące biskupów lub papieża już jest wyraźne. To są rzeczy groźne dla Kościoła.

Dlaczego tak ważni są biskupi?

Gdy w starożytności chrześcijańskiej Kościół sobie radził z gnozą, to Ireneusz z Lyonu, żeby odróżniać gnostyków od chrześcijan, "wynalazł" rzecz niezwykle istotną: teorię sukcesji apostolskiej. My wiemy, od kogo się nauczyliśmy wiary. "Wy twierdzicie, że macie inne nauczanie, to pokażcie, od kogo się nauczyliście!" Ireneusz pomógł Kościołowi uświadomić sobie rzecz fundamentalną: mamy dostęp do Jezusa dzięki nieprzerwanemu ciągowi świadków, dzięki nieprzerwanej reinterpretacji doświadczeń wewnątrz wspólnoty Kościoła, której to ciągłości gwarantem jest nieprzerwana linia następców apostołów. Naruszanie autorytetu apostolskiego to nie jest kwestia administracyjna. To uderzenie w samo centrum kościelnej wiarygodności. Jeżeli nie jest wiarygodne nauczanie biskupów, to możemy zamknąć wspólnotę zwaną Kościołem katolickim, powołującą się na Jezusa Chrystusa.

Wracając do charyzmatów - w dokumentach soborowych, gdy mowa o charyzmatach, chyba nigdzie opisuje się zjawisk, które dziś kojarzone są z ruchem charyzmatycznym?

Bo Sobór nie wymienia poszczególnych charyzmatów. Nie wymienia ich także Katechizm, natomiast one przynależą do Tradycji. Np. całkiem szeroko o proroctwie pisał Tomasz z Akwinu w swojej Sumie Teologicznej, omawiając gratie gratis datae, czyli po naszemu "charyzmaty". Kwestię glosolalii mamy poświadczoną w Nowym Testamencie. O iubilatio pisali Ojcowie Kościoła, np. Augustyn. Mamy świadectwa o ekstazie i zachwyceniu, podobnych do tzw. spoczynków w Duchu Świętym. Musimy sobie uświadomić pewną rzecz. Panuje takie przekonanie, także wśród charyzmatyków, że to było w czasach apostolskich, potem nic, i w XX wieku wielkie przebudzenie. To nieprawda. Doświadczenie charyzmatyczne, niekoniecznie używające tego języka, trwało cały czas tam, gdzie żyło się intensywną duchowością, czyli w niektórych zakonach. Wystarczy wziąć żywoty świętych i zobaczymy, że tam to wszystko się cały czas działo, z różną dynamiką, z mniejszym akcentem na dar języków, który nie był szczególnie poważany (bo nie jest też w Nowym Testamencie).

Czyli nigdy w Kościele nie było okresu bez charyzmatów.

Tak. Cały ten charyzmatyczny nurt, poczynając od Ojców Pustyni, poprzez choćby Karmel itd., ciągle w Kościele był. W związku z tym, podejmując refleksję nad doświadczeniem duchowym, teologowie opisali całkiem dużo takich doświadczeń. Przede wszystkim wypracowała się jedna świadomość - nieufności do tego, co się zjawia w doświadczeniu. Wystarczy sobie poczytać np. św. Jana od Krzyża. Cokolwiek ci się zjawia, to nie jest Bóg. Jeśli ci się już zjawiło, to nie jest to Bóg. Nie zatrzymuj się nad tym, bo w momencie, kiedy się zatrzymujesz nad tym, przestajesz dążyć do Boga.

Czy jeśli ktoś nie ma takich charyzmatów, to coś z nim nie tak?

Charyzmaty są tylko i wyłącznie narzędziami, one nie świadczą o tym, że jestem lepszym chrześcijaninem. Każdy ma jakieś charyzmaty. Może o tym nie wiedzieć, bo to jest mniej spektakularne, mogą być nieuświadomione. Odróżnienie zwyczajnego charyzmatu od zdolności naturalnej jest trudne i tak naprawdę zbyteczne. Jeśli ktoś widzi, że coś umie, to powinien posługiwać, a nie zastanawiać się, skąd ta zdolność.

Skoro chryzmaty cały czas były w Kościele, dlaczego teraz nagle takie zamieszanie wśród teologów?

Mamy czasem taki problem, że nie zaglądamy do klasycznych tekstów. Panuje przekonanie, że charyzmaty to jest coś innego, a w "klasycznej" duchowości tego nie było... Zatem niektórzy specjaliści od duchowości nie zajmują się współczesną sferą charyzmatyczną - bo mają to w tradycji w innych nazwach…. Mieliśmy też świadomość tego, że niektóre charyzmaty mogą być symulowane. Św. Teresa pisze, że są takie siostry w klasztorze, które są w stanie cały dzień leżeć i tak się migać od roboty. To jest zdroworozsądkowe uchwycenie tego, że wszystko jest podatne na patologie. To, że coś się wydaje być od Pana Boga, wcale mnie od wypaczeń nie chroni. Wolność człowieka jest trudnym narzędziem i przy nim musi czuwać rozum. Antyintelektualny nurt to gigantyczna pokusa w Kościele.

Zwracał na to uwagę Benedykt XVI…

A jego przestrogi też zostały tak naprawdę zneutralizowane. Bo sprowadzono je do tego, czy klękać, czy nie klękać przy komunii. Te główne intuicje, np. postulat większego nacisku na formację filozoficzną przyszłych, zostały podtrzymane przez Franciszka w Veritatis gaudium. Mamy potężny problem z subiektywizacją i indywidualizacją wiary. Oczywiście, grzmimy na indywidualizm, ale nie widzimy go na własnym podwórku. Żyjemy w indywidualistycznej kulturze, wychowujemy się jako indywidualiści.

A jakiś przykład takiego indywidualizmu?

Na początku pewnej niedawno wydanej książki-wywiadu ze znanym charyzmatycznym pogromcą demonów, redaktor pyta: "Czuje się ksiądz wojownikiem?" Odpowiedź: "Coraz bardziej czuję się wojownikiem. Jestem co prawda zrzeszony w pewnej drużynie, ale na walkę wyruszam samotnie". Ojcowie Pustyni na walkę wyruszali z zastępami anielskimi, tabunami świętych, a tu dzielny, samotny wojownik…

Wspomniał Ksiądz, że charyzmatyczne zjawisko zwane "spoczynkiem w Duchu" w tradycyjnym opisie występuje jako ekstaza i zachwycenie. Można zrównywać te zjawiska?

Opisy tych fenomenów i owoców są zbliżone. Jest podstawa, by sądzić, że tam, gdzie nie występuje zjawisko indukowane psychologicznie, mamy do czynienia z zachwyceniem, czyli nagle przychodzącym skupieniem na obecności Bożej. Tak intensywnym, że człowiek ogranicza kontrolę nad ciałem, czasem itd. Co ciekawe, w badaniach nad kontemplatykami prowadzonymi metodą obrazowania mózgu potwierdzono, że przy intensywnej kontemplacji obszary mózgu odpowiedzialne za orientację w przestrzeni i czasie wyciszają się. To wyjaśnia ten rodzaj utraty kontroli. Częstsze są zjawiska związane z utratą poczucia czasu, czyli człowiek wchodzi głęboko w modlitwę i właściwie nie wie, ile czasu upłynęło. Rzadziej się zdarzają przypadki związane z osłabieniem kontroli nad ciałem. Ale w "spoczynkach" chodzi właśnie o to - silne skupienie na jednym aspekcie powoduje brak kontroli nad pozostałymi. Na tym polega zachwycenie. Bóg pochwycił, a reszta puściła. Jeśli doświadczenie to pochodzi od Ducha Świętego, głównym owocem jest przedłużony pokój. Dlatego jestem przekonany, że możemy wskazywać na zbieżności pomiędzy opisami klasycznymi, a tymi związanymi ze współczesnym doświadczeniem charyzmatycznym. To są te same sposoby działania Bożego, tylko my przejęliśmy nomenklaturę od np. zielonoświątkowców. Oni u swoich początków nie czytali Teresy z Avila ani innych klasycznych mistrzów katolickich, w związku z tym wymyślali nowe nazwy dla swoich doświadczeń. Czasem niezbyt szczęśliwie, dodajmy. A my zamiast sięgnąć do własnej tradycji, przejęliśmy nazwy stamtąd i mamy teraz misz-masz. Zamiast odżywania sakramentu bierzmowania mamy chrzest w Duchu Świętym…

A jak patrzeć na fakt, że takie zjawisko da się wywołać hipnotycznie?

Nawet nie trzeba hipnozy. Przy bardzo dużym stresie też takie rzeczy mogą się zdarzać. Wtedy jednak nie będzie to owocowało wydłużonym pokojem. Zawsze patrzymy na efekt, na relację do Boga i do ludzi. Bo samo doświadczenie na poziomie zewnętrznego fenomenu może wyglądać podobnie. Ważne jest to, co się dzieje potem. Można znaleźć filmy zachodnich protestanckich radykalnych kaznodziejów, którzy powalają na ziemię ludzi jak domino, a sami nie padają. Możemy mieć do czynienia z sytuacjami manipulacyjnymi. Ja z doświadczenia prowadzenia modlitw wspólnotowych wiem, że wspólnotą można emocjonalnie "zakołysać". I każdy, kto prowadził chociaż parę razy modlitwę wspólnotową w dużej grupie wie, że ma się bardzo duży wpływ na grupę. Tylko, że odpowiedzialny prowadzący nie korzysta z podpórek emocjonalnych, nie manipuluje temperaturą przeżycia. Bo chodzi o Boga, a nie o przeżycie. Nieodpowiedzialny zrobi show i uczestnicy będą mówili, że była wspaniała modlitwa, bo bardzo ją przeżyli. Tylko co przeżyli?

A jak to jest z charyzmatem uzdrawiania? Dlaczego modlitwa charyzmatyka jest często skuteczniejsza niż sakrament chorych?

A kto powiedział, że jest skuteczniejsza? Zacznijmy od tego, że sakrament chorych nie ma na celu uzdrowienia ciała. Już sformułowanie soboru florenckiego z 1439 r. mówi jasno, że skutkiem tego sakramentu jest uzdrowienie duszy. Dopiero jeżeli to jest pożyteczne dla duszy, to może się zdarzyć także uzdrowienie ciała. To nie jest sakrament leczenia z chorób. Ten sakrament wzmacnia chorych w przeżywaniu choroby. To zupełnie coś innego. Natomiast jeśli przyjdzie ekipa, pomodli się nad delikwentem, to każdemu się trochę poprawi - psychologiczny efekt placebo jest już dobrze przebadany. Tyle, że Kościół ma pewne procedury dotyczące uzdrowień. Mamy instrukcję o modlitwie o uzdrowienie, w której jest napisane jasno, że nie wolno ogłaszać uzdrowienia przed przeprowadzeniem procedury zbadania jego autentyczności.

Ale te świadectwa uzdrowień zaraz po modlitwach są już obowiązkowym punktem programu takich spotkań…

Prawie zmuszanie ludzi do świadectw na świeżo po modlitwie, co rzeczywiście bywa nagminne, jest przekraczaniem normy, którą daje Kościół. Skąd oni mają wiedzieć, że są uzdrowieni? Oczywiście ktoś będzie argumentował, powołując się np. na nowotestamentalny przypadek kobiety uzdrowionej z krwotoku. Ale jest pewna różnica pomiędzy uzdrowieniem przez Jezusa, a uzdrowieniem przez takiego charyzmatyka. Poza tym istnieje placebo. Dlatego powinniśmy tu zachować ostrożność i uważać na manipulacje. Jedno nieprawdziwe świadectwo bardziej godzi w wiarygodność Kościoła niż przemilczenie znacznie większej ilości prawdziwych.

Jest też też trochę tak, że te świadectwa i to, że potem ktoś może sobie wrzuca w media społecznościowe informację, że oto podczas mojej modlitwy pani Anita odrzuciła kule, skupiają na osobie charyzmatyka.

- Problem jest gorszy. Jak się ma odnaleźć taki człowiek, który się poczuł lepiej, powiedział już to świadectwo, a po tygodniu objawy choroby wróciły? Co on ma wtedy zrobić? Gdzie on ma wtedy iść? Pójdzie do wspólnoty charyzmatycznej, to mu powiedzą, że ma małą wiarę... Albo że choroba to efekt szatańskiego zniewolenia. Znam takie przypadki. To bywa manipulacyjne. Jeżeli wychodzi człowiek i mówi: "Tak, czuję, że jestem uzdrowiony", to nakręca wiarygodność uzdrawiaczy. Ale ten człowiek, gdyby po tygodniu nagle poczuł się gorzej, przecież powinien tam wyjść i powiedzieć "Proszę państwa, chciałbym zdementować sytuację z zeszłego tygodnia, jednak wyniki pokazują, że uzdrowienie nie miało miejsca". Czy ktoś zna choć jeden taki przypadek? Ja znam ludzi, którzy przeszli różnego rodzaju modlitwy, przez pewien moment byli przekonani, że wszystko już jest lepiej, a potem po badaniach się okazało, że nie jest. I nie potrafią sobie znaleźć miejsca, bo wspólnota przekonana o swojej nieomylności w posłudze szuka winy po ich stronie. Po to Kościół ma pewne normy, żeby nie używać niesprawdzonych informacji do - choćby nieświadomego i w dobrej wierze - manipulowania ludźmi. Jeżeli mamy uzdrowienie i jesteśmy go pewni, to jaki jest problem, żeby się zbadać, zrobić dokumentację medyczną i powiedzieć za pół roku: "Proszę państwa, mija pół roku od tamtej modlitwy, mamy tutaj dokumentację medyczną, Jezus uzdrowił tego człowieka. W świetle obecnego stanu wiedzy medycznej nie ulega wątpliwości, że był chory i jest zdrowy, chwała Panu!". Kto się jednak przejmuje tymi zasadami?

Niepokojące nieposłuszeństwo…

Warto w tym momencie zapytać, czy kiedy wyłączyliśmy posłuszeństwo wobec Kościoła, możemy liczyć rzeczywiście na tak intensywną asystencję Ducha Świętego, jakiej oczekujemy. Wyłączenie posłuszeństwa może być świadome bądź nieświadome. Z pewnością wielu charyzmatyków w ogóle nie wie, że istnieje taka instrukcja - i to jest kolejny kamyczek do ogródka pasterzy. Jeżeli wyłączymy posłuszeństwo w Kościele, to mamy gnozę. Po prostu. Ze wszystkimi możliwymi i paskudnymi konsekwencjami. Ja jestem starej daty, ja wierzę w posłuszeństwo Duchowi Świętemu poprzez posłuszeństwo kościelnym przełożonym. Wierzę, że ono jest bezpieczniejsze niż posłuszeństwo Duchowi Świętemu w prywatnym doświadczeniu. To moje przekonanie jest zdaje się ugruntowane na dość długiej tradycji kościelnej. Mógłbym wyjść przed kamerę i powiedzieć, że Duch do mnie mówi, bo dość często mi się zdarza, że On coś do mnie prywatnie sobie pogaduje. Z Bogiem gadam dość często. Ale tego nie zrobię, bo nie wolno takich rzeczy robić. Po prostu. Ja mam w Kościele misję głoszenia słowa Bożego, w której to misji mam mówić pięć słów wedle własnego sposobu rozumienia, a nie pięć tysięcy według daru języków czy innego charyzmatu.

Na nabożeństwach z modlitwą o uzdrowienie spotkać się można z taką praktyką, gdzie prowadzący ma też przy okazji dar poznania i mówi, że czuje iż ktoś właśnie jest uzdrawiany konkretnie z bólu głowy, ręki, jakiejś wady…

Jeżeli jest charyzmat poznania, to on, jak inne charyzmaty, powinien być rozeznany m.in. przez pasterza. Jeśli to nie zostało zrobione, mamy do czynienia z darem samozwańczym. To może być rzeczywiście dar związany z poznaniem, a może też być to technika manipulacyjna, za pomocą której zarządzamy sobie emocjami wspólnoty. Jak wiadomo, sugestia działa. Sugestia połączona z placebo może nam dać w niektórych z obecnych na spotkaniu pożądany efekt poczucia uzdrowienia. Dlatego należy bardzo ostrożnie robić tego typu rzeczy, bo jeżeli nie mamy porządnego rozeznania co do autentyczności charyzmatów, możemy wspólnotę oddać w ręce manipulatorów. Nawet nieświadomych, działających w dobrej wierze, ale manipulatorów. To może być bardzo niebezpieczne. Na takie spotkania przychodzi przecież niemało osób z nerwicami, skrupułami czy innymi zaburzeniami i można im poważnie zaszkodzić.

A taka narracja w nauczaniu, nawet warsztaty temu poświęcone, że charyzmat uzdrawiania jest powszechny, tylko trzeba nauczyć się skutecznie modlić i rozbudzić wiarę…

Narodowy Fundusz Zdrowia jest bardziej powszechny. Jeżeli traktujemy jeszcze Nowy Testament jako norma normans non normata, to pytamy, gdzie tam jest takie nauczanie. Obawiam się, że nie ma. W Starym Testamencie jest mowa o tym, że jeżeli lekarza Bóg Ci zesłał, to korzystaj z jego zdolności. Tu znowu wchodzi przeświadczenie na granicy ortodoksji, mianowicie że mamy dwa światy, świat łaski i natury. Tymczasem jest jeden świat stworzony przez Boga. W tym świecie mamy objawienie naturalne i objawienie nadprzyrodzone, zdolności naturalne i zdolności charyzmatyczne. Służba zdrowia przynależy do świata zdolności naturalnych. Z tego korzystamy najpierw celu uzdrowienia ciała. Tam się urządza warsztaty, to jest umiejętność. O charyzmat możemy prosić, ale nie możemy się go "uczyć". Przeciwstawianie jednego drugiemu jest efektem myślenia w kategoriach dualistycznych. Albo myślenia w takich kategoriach, że cokolwiek po grzechu wychodzi z człowieka jest tylko grzeszne. Nie ma żadnego dobra. To nie jest myślenie katolickie.

Czyli nie ma sensu modlić się o uzdrowienie?

Mamy prawo modlić się o zdrowie - ono jest dobre. To normalne, że rodzice się modlą o zdrowie dla dzieci itd. Ale gdyby tak było, że modlitwa o zdrowie jest najważniejszą sprawą i ona jest zawsze skuteczna, to wszyscy ludzie by uzdrawiali. Gdy zaczynamy twierdzić, że trzeba przejść przez "warsztaty", żeby modlitwa się zrobiła skuteczniejsza, to przepraszam, ale pękałbym ze śmiechu, gdyby nie to, że ludzi się wpycha w ten sposób w myślenie magiczne: że Bóg działa lub nie w zależności od "techniki", po jaką sięgniemy. Modlitwa rodziców za chore dziecko jest jedną z najbardziej intensywnych, szczerych i żarliwych modlitw, jakie jestem w stanie sobie wyobrazić. A bywa nieskuteczna. I co, jeśli zaliczą jakieś warsztaty czy przeczytają książkę, to się stanie skuteczniejsza? Mnie się wydaje, że zbyt rzadko sięgamy po redukcję do absurdu. A wiele praktyk i przekonań powinno być czasem sprowadzanych do absurdu, bo dopiero wtedy widać, jak bardzo są niedorzeczne.

Dlaczego Bóg nie uzdrawia, słysząc takie żarliwe modlitwy?

Bóg chce naszego dobra. To czasem obejmuje także zdrowie. Ale choroba wcale się z ostatecznym dobrem i szczęściem nie kłóci. Choroba jest sytuacją trudną, bo w chorobie człowiek cierpi, a jak cierpi, może się "fochnąć" na Boga. Dlatego jest potrzebny sakrament chorych. Jeśli podchodzimy do choroby tak, że trzeba ją uzdrowić modlitwą, narażamy chorego na podwójny "foch" - bo już cierpi, a jeszcze modlitwa nie zadziałała. Jakoś rezultaty działania naszych braci charyzmatyków są mierne. Gdyby rzeczywiście wyglądało to tak, jak opisują, to w ciągu właściwie kilku tygodni powinni rozwiązać problemy polskiej służby zdrowia…

Ale przecież w raju nie było choroby. Jak to choroba nie jest zła?

My nie wiemy, co było w raju. Odróżniamy natomiast zło metafizyczne od zła moralnego. Niedoskonałość świata to jest coś, co jest ceną za jego istnienie. To podstawy z metafizyki. Świat nie może być doskonały, bo gdyby taki był, byłby Bogiem. W raju nie było choroby? Zwierzęta chorowały na długo przed pojawieniem się człowieka na ziemi. Choroba jest częścią porządku biologicznego. Może to być niemiłe z naszego punktu widzenia, ale wirusy i bakterie już czekały u bram raju.

Często mówi się, że modlitwa w formie jest zła albo wiary za mało, skoro nie ma pożądanych efektów…

Już św. Jakub mówił: źle się modlicie troszcząc się tylko o zaspokojenie waszych żądz (Jk 4, 3). Pragnienie zdrowia też jest żądzą. Skuteczność modlitwy nie polega na tym, że są efekty. Modlitwa nie jest do tego. Modlitwa jest narzędziem zjednoczenia z Bogiem. Nie służy do załatwiania naszych doczesnych interesów.

Jak to?

Jezus pytał retorycznie: "Kto mnie uczynił sędzią i rozjemcą w waszych sprawach?" Bóg zostawił człowieka w ręku rady jego. To jest tłumaczenie ks. Wujka trzeciego opisu stworzenia świata w Księdze Mądrości, do którego prawie nie sięgamy. Tam jest mowa o sumieniu. Biblia Tysiąclecia tłumaczy: "On na początku stworzył człowieka i zostawił go własnej mocy rozstrzygania" (Mdr 15, 14). Tym, co mamy zrobić w sprawie zdrowia, jest dobra organizacja służby zdrowia. Jeśli przesuwamy modlitwę i czynimy z niej narzędzie do uzyskiwania efektów w życiu doczesnym, ona nas odwraca od Boga. To augustyńska definicja grzechu: aversio a Deum, conversio ad creaturam [odwrócenie od Boga, zwrócenie ku stworzeniu]. Jeżeli my przesuwamy znaczenie modlitwy z bycia środkiem zjednoczenia z Bogiem w stronę bycia środkiem do uzyskiwania pewnych bonusów doczesności, robimy bardzo niebezpieczną rzecz. Strukturalnie odtwarzamy istotę grzechu. Wiem, że to może się wydawać ósmym poziomem abstrakcji, ale teologia jest też po to, żeby ostrzegać przed takimi rzeczami.

* * *

Ks. dr Grzegorz Strzelczyk - prezbiter archidiecezji katowickiej i teolog (adiunkt Katedry Teologii Dogmatycznej i Duchowości Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach). Odpowiada za formację do diakonatu stałego w archidiecezji katowickiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Grzegorz Strzelczyk o charyzmatykach, uzdrowieniach i modlitwie językami [WYWIAD]
Komentarze (28)
IZ
~Iwona Zk
12 października 2019, 21:03
Proszę sobie skorygować: nie w Księdze Mądrości, ale Mądrości Syracha, czyli (Syr 14,15). Pozdrawiam
Danuta Hejduk
16 maja 2018, 19:40
"Ja jestem starej daty, ja wierzę w posłuszeństwo Duchowi Świętemu poprzez posłuszeństwo kościelnym przełożonym. Wierzę, że ono jest bezpieczniejsze niż posłuszeństwo Duchowi Świętemu w prywatnym doświadczeniu." Rozumiem, to w takim razie  Duch Święty jest już zbyteczny ? bo będąc matką ,żoną, przyjaciółką właśnie Duch Święty oświeca i prowadzi w meandrach życia tego codziennego, tu i teraz. Jedno nie przeczy drugiemu jeśli mamy wiarę ugruntowaną w słowie Bożym. "Doświadczenie charyzmatyczne, niekoniecznie używające tego języka, trwało cały czas tam, gdzie żyło się intensywną duchowością, czyli w niektórych zakonach." Czy tylko w zakonach?  To takie ludzkie myślenie i zamykanie w pewnych kategoriach.  Dobrze proszę księdza, że Bóg nie daje się tak zamykać , tylko nade wszystko żyje w każdym z nas. A jak to wyrażamy ?  To Jego tajemnica, dlaczego tak ? Nie mogę się pogodzić z monopolem na wiarę, która staje się życiem dzięki Bogu naszemu.
16 maja 2018, 22:56
Ja ten fragment o posłuszeństwie Duchowi poprzez Kościół odczytałem jako dotyczący osób, które mówią coś w imieniu Ducha do wspólnoty, publicznie. 
TB
Tru Badur
16 maja 2018, 17:59
Świetne! Jak zwykle u ks. dr-a Strzelczyka. Przed swoim świętem Duch Święty postanowił udzielić Kościołowi daru rozumu. "Przez wiarę powinno się dojść do zrozumienia a nie przez zrozumienie do wiary. Wierzę aby zrozumieć", pisał św. Anzelm w 12 wieku. "Bo to nie doswiadczenie, które jest ślepe, jest samo w sobie motorem, tylko jego zrozumienie", pisze dziś ks. Strzelczyk. Piekna ciągłość! Chwała Duchowi Świetemu!
TZ
Tomek Z
16 maja 2018, 13:03
Nic nie ujmując ks. Strzelczykowi... Czy w Raju było cierpienie? Skoro były choroby to i cierpienie. Czy wolą Boga było cierpienie dane człowiekowi?
16 maja 2018, 14:30
Bardzo trafne spostrzeżenie, poza tym nie pamiętam aby w Piśmie było cokolwiek o tym, aby Jezus chorował, czy Maryja.
TB
Tru Badur
16 maja 2018, 17:50
Czy może istnieć coś, czego Bóg nie stworzył? Jest jakiś inny "stwórca"? Skąd się wzięło zło w dobrych aniołach, które później zostały strącone do piekła? Skąd w ogóle wzięło się zło, skoro "wszystko, co Bóg stworzył było dobre"? A więc i wszyscy aniołowie byli dobrzy, więc skąd bunt Lucyfera przeciwko Bogu? Jeśli korzystając z wolnej woli Lucyfer wybrał zło, to ono już wcześniej, przed nim istniało? Czy możemy zadawać Bogu takie pytania? "Czyż może być Garncarz na równi z gliną stawiany". (Iz. 29, 16).
TZ
Tomek Z
17 maja 2018, 06:37
Bóg chciał pozostaś z całym swoim stworzeniem w relacji miłości. Miłość możliwa jest tylko w wolności - nie można nikogo zmusić by kogoś kochał, to musi być jego wolny wybór. Bóg nie stworzył zła, cierpienia, chorób. One pojawiły się jako skutek odrzucenia miłości bożej przez niektórych aniołów. Marne i daremne jest doszukiwanie się w tym logoki. Zło, diabeł nie ma logiki. Sam cierpi  i z zawiści chce innych na swoją drogę sprowadzić. Człowiek rozumny odwraca się od zła, dzieł szatana i zwraca się ku Bogu i ku Jego miłości.
WJ
Wiesław Jojo
16 maja 2018, 13:00
UWAGA!!! Ewelinamar 09:44:21 | 2017-06-27 Prawdziwe oblicze misjonarzam Podobną historię napisał o sobie Janusz L  występujący pod nickiem misjonarz. Typowym dla siebie słownictwem ‘’ a co ja nie mogę, wszystko mogę ‘’ opisał jak pobił własnego ojca i doprowadził do utraty pracy swojego kolegę z tejże pracy, który miał go nazywać gejem. To są jego wypowiedzi: ''Proszę sobie uważać, bo jak mnie kolega w pracy tak obraził, to doniosłem przełożonej a ona odpowiedziała tylko "dobrze" a mój koleganiedługo potem, wyleciał z roboty.  No co, ja to nie umiem się bronić ? Ano właśnie, umiem, i będę się bronił - amen.'' ''...znowu doszło do kłótni między rodzicami i mój ojciec zaczął wyzywać, wobec mnie moją mamę. Nie wytrzymałem i dostał tak mocno "po pysku", że aż upadł, normalnie nie mógł wstać. Mimo upływu czasu człowiek ten dalej podtrzymuje swoje czyny uważając je za dobre. Celowo obstawia się obrazkami świętych czy nawet samego Jezusa Chrystusa i cytuje różne modlitwy celem zakrycia kim naprawdę jest. Mimo ostrych słów od różnych osób aby zaprzestał ohydnych swoich wypowiedzi ( w większości cynicznych) ten dalej ubliża osobom piszącym na tym forum.  Osoba ta jest bardzo niebezpieczna co świadczy o jego słownictwie i czynach względem własnego ojca czy też innych ludzi. Bez żadnych zahamowań określa twarz swojego ojca jako ‘’pysk’’ a brak możliwości podniesienia się jego ojca po pobiciu przez niego określa dobrze mu tak. ( sam osobiście to opisał) Bez żadnych zahamowań doprowadza podstępem do zwolnienia kolegi z pracy za to, że ten nazwał go gejem .nie patrząc za co ten człowiek ma żyć. A nazwał go właściwie bo sam dostarczył mu dowodów poprzez swoje słownictwo i inne charakterystyczne cechy określające gejów. Teraz znowu zaczyna swoje gierki w swoim stylu .afiszując się obrazkami świętych i cytatami z Pisma.  Miał się dobrowolnie zgłosić na policję za pobicie własnego ojca ale jak widać nie zrobił tego i zaczyna od nowa paskudzić forum. Zobaczymy jak się to skończy. Jestem pewna, że wcześniej czy później trafi jednak do zakładu karnego lub do zakładu psychiatrycznego. Jego postawa, zachowanie na to wskazują.
MZ
Małgorzata Zmysłowska
16 maja 2018, 12:43
Chciałabym tylko zauważyć, że 20 lat temu Odnowa charyzmatyczna została przede wszystkim ograniczona przez zmianę liderów na kapłanów nie zaangażowanych w ruch charyzmatyczny. W naszym mieście doświadczyły tego 3 wspólnoty w tym samym czasie. Poza tym część wspólnot o charakterze charyzmatycznym  należała do Ruchu Światło - Życie i tam również zmiana przełożonego spowodowała, że nie było dłużej akceptacji na charyzmatyczność we wspólnotach. Problem jest o wiele bardziej złożony. Wspólnoty nie rozpadały się  tylko z powodu jakichś wygórowanych oczekiwań ale raczej ingerencji w jej tożsamość.
Fala Kwiat
16 maja 2018, 12:27
My katolicy mamy swoje sprawdzone od wiekow drogi.  Dziękuję, że ktoś mowi nareszcie np. o chrzecie w Duchu św. skoro jesteśmy na drodze wiary od swojego chrztu i bierzowania, zanurzeni w Duch św.  od lat, a tu nagle odkrycie! przyjmujemy spojrzenie na wiarę, na Boga, modlitwię wg różnych odłamów, zapominając o Piśmie św. tradycji kościoła, właśnie naszych kochanych Świetych. Od lat trwa odchodzienie z Katolicyzmu i nikt nie reagował a wręcz kapłani sami wchodzili w zwyczaje i głoszenia zielonoświatkowców, przyjmując ich kursy ewangelizacyjne!
Oriana Bianka
16 maja 2018, 10:46
Interesujący tekst. Wybrałam dwa krótkie fragmenty, które wydają mi się istotne i z którymi się zgadzam:  "Modlitwa jest narzędziem zjednoczenia z Bogiem. Nie służy do załatwiania naszych doczesnych interesów." "Jeżeli my przesuwamy znaczenie modlitwy z bycia środkiem zjednoczenia z Bogiem w stronę bycia środkiem do uzyskiwania pewnych bonusów doczesności, robimy bardzo niebezpieczną rzecz." 
AK
Aga Kop
16 maja 2018, 02:50
Mozna by nawet sie zgodzic z niektorymi rzeczami, o ktorych ten ksiadz mowi ale jak czytam, ze on ,,nie wie czy w raju nie bylo choroby,, bo ,,choroba jest porzadkiem biologicznym,, to przepraszam alle cos jest nie tak. Takie myslenie podchodzi pod herezje. Wszystko co stworzyly Bòg bylo dobre. Czy choroba jest dobra? Z tego co mi wiadomo jest skutkiem grzechu pierworodnego.
16 maja 2018, 08:01
A cierpienie, jest dobre ? Jezus zjawił nas przez swoją mękę a więc zbawił przez dobro, czy zło ? Pytam specjalnie, ale nie chodzi tutaj o cierpienie, lecz nastawienie do niego a cierpienie jest nieuchronne a w raju ludzie i tak prawdopodobnie by umierali, lecz z zupełnie innym nastawieniem psychicznym ?
TZ
Tomek Z
16 maja 2018, 13:07
W Raju ludzie by umierali?? Gdyby nie zgrzeszyli? Przeczytaj Biblię. Dlaczego śmierć dotknęła Stworzenie, nie tylko człowieka. Już pomijam pytanie, które powinno Ci się pojawić: A gdzie by szli po śmierci skoro już byli w Raju?
WJ
Wiesław Jojo
16 maja 2018, 13:08
Oddaj się w ręce policji ojcobijco!!! Komenda Powiatowa Policji w Nowym Targu ul. Konfederacji Tatrzańskiej 1A 34-400 Nowy Targ Telefon: 18 26 10 401 Faks: 18 26 10 425 E-mail: sekretariat@nowy-targ.policja.gov.pl WWW: http://www.nowy-targ.policja.gov.pl
AK
Aga Kop
16 maja 2018, 13:49
Cierpienie nie jest dobre ale Bóg moze ze zla wyprowadzic dobro tak jak to  zrobil Jezus ale to nie znaczy, ze Bóg stworzyl cierpienie i chorobę. Pismo mówi, ze zapłata za grzech jest smierc a jak w raju nie bylo grzechu to czemu ludzie mieliby umierac? To co piszesz zaprzecza Biblii i nauce KK.
WK
Wiktor Komenda
16 maja 2018, 16:28
Mówi się, że Bóg stworzył dwie księgi, Biblię i księgę praw przyrody. Obie muszą być z sobą spójne, bo w przeciwnym razie Bóg byłby sprzeczny sam z sobą. Większość chorób jest naturalnym procesem i bez nich człowiek by nie istniał. Przykładowo choroba nowotworowa jest naturalną konsekwencją mutacji, które to mutacje (jeśli były korzystne) doprowadziły do tego, że istniejemy i jesteśmy jacy jesteśmy. Aby nie było nowotworów musiałoby nie być mutacji ale wtedy człowiek również nigdy by nie powstał. Wszystko co Bóg stworzył jest dobre, tak więc i choroby są dobre. Mogą być oczywiście wyjątki od tej reguły kiedy choroba jest wynikiem działania wolnej woli człowieka. Tutaj przykładem jest alkoholizm.
16 maja 2018, 21:47
A co to znaczy owe "iść" ? No a gdzie był owy raj ? Moim skromnym zdaniem był i taki tak na ziemi, czyli w materii, natomiast "Bóg mieszka w niebie" a więc poza przestrzenią i czasem, jak więc można przenieść się "z materii" poza przestrzeń ? Ano można, np. Chrystus tak zrobił, ale on umarł i zmartwychwstał :-). Pytanie - dlaczego Chrystus umarł ? No tak, zaraz pojawi się odpowiedz - "dla naszego zbawienia" i nie zaprzeczam, tylko dlaczego poddał się On doświadczeniu śmierci, przecież zupełnie nie musiał tego robić. Chrystus był bez grzechu a umarł a więc ? Tak sobie pytam, ale cały ten "nasz łez padół", nie jest zły, to ludzie przeinterpretowują pewne sprawy i "czynią je złymi". Ok. to inne pytanie :-), bo mamy w komórkach tzw. lizosomy a więc "twory", który tam są, ale muszą być nieaktywne bo aktywowane, niszczą komórkę - i teraz pytanie, to co niszczy komórkę jest złe ? No, a inne sprawy fizjologiczne i np. genetyczne też są złe ? Prowadzę lekcję pływania z osobami niepełnosprawnymi umysłowo (raczej lekko, ale są różne poziomy) i co mam uważać, że to co przeżywają i odczuwają jest złe ? Mam  ich lub ich rodziców oskarżać o zło ? Mam tylko widzieć zło, bo mają niepełnosprawności - np. chłopak ok. 18 do 20 letni ma umysł 4, 5 latka i co to jest zło ? Mógłbym takich pytań zadawać w nieskończoność, ale podsumują - my mamy naturę niedoskonałą i dlatego podlegamy np. chorobie i śmierci ,ale to nie jest zło ! To, że dziedziczymy grzech pierworodny, nie znaczy, że dziedziczymy zło - to jest herezja ! Człowiek ma dobrą naturę, stworzoną przez dobrego Boga a, że jest ona niedoskonała, to inna sprawa.
TZ
Tomek Z
17 maja 2018, 06:54
Bóg naprawił ten świat przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie swego Syna jednorodzonego, narodzonego z Maryi. Zepsucie przyszło na świat przez zawiść szatana. Nie pisałem, że każdy kto cierpi, doświadcza skutków grzechu swojego lub swoich bliskich. Temu zaprzecza też Jezus: J 9, 1 - 41. Jak powinniśmy okazywać miłość osobom cierpiącym Jezus pokazał w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie Łk 10, 25-37.
17 maja 2018, 10:57
Bóg nie naprawił, tego świata, bo wiadomo, jaki jest tzw"świat" i do czego zmierza ? Bóg przywrócił godność ludzkiej naturze, która została "podeptana", przez grzech pierworodny, dlatego przywrócił nam Swoją łaskę i z tej łaski, teraz możemy korzystać, "pełnymi garściami", jednak warunkiem jest otwarcie się na nią a więc "szczerość do bólu", dlatego m inn. z Bogiem można się posprzeczać lub nawet pokłócić, np cyt "chodźcie spór ze mną wiedźcie" albo być przekornym, jak Jakub "nie odejdę dopuki mi nie pobłgosławisz" i Bóg błogosławi a Jakub utykał na nogę. Jakub to "pikuś", bo taki św Ignacy został ugodzony kulą armatnią w nogę a św br Albert stracił nogę. Aby nas nawrócić, Bóg nieraz używa drastycznych środków a taki szatan, tylkoo sprawia, że "wyobrażamy sobie przyjemności i rozkosze, życia, aby nas jeszcze bardzie pognębić. Bóg używa dla naszego wydoskonalenia pozornego zła a szatan najczęściej pozorów dobra i to jest duży problem dla nie potrafimy tego rozróżniać.
EJ
Elżbieta Jurkiewicz
15 maja 2018, 22:52
Świetny tekst! Dzięki!
15 maja 2018, 22:43
Bardzo dobrze, niech się w końcu ktoś zajmie tym nierozumnym charyzmatyzmem i ukróci to i owo.   Jeste jednak pewien problem, "ukrócenie jednego z drugim", naprawdę grozi rozłamem, gdyż często takie upomniany odchodzi i pociąga za sobą, jakąś liczbę tych, których jego słuchali. Tak powstają rozłamy i odejścia, do innych wyznań.   Pomimo wszystko ks. Strzelczyk bardzo trafnie ujął temat, tylko, że powiedz to jednemu z drugim takiem charyzmatykowi, toż to "święta obraza" i od raz będą się nad Tobą modlić, że to ty błądzisz. Problem jest a, jak go rozwiązać, to Bóg jeden wie :-).
WJ
Wiesław Jojo
16 maja 2018, 13:07
Komenda Powiatowa Policji w Nowym Targu ul. Konfederacji Tatrzańskiej 1A 34-400 Nowy Targ Telefon: 18 26 10 401 Faks: 18 26 10 425 E-mail: sekretariat@nowy-targ.policja.gov.pl WWW: http://www.nowy-targ.policja.gov.pl
Andrzej Ak
15 maja 2018, 22:22
Niby dużo prawdy, a jednak dostrzegam w księdzu Grzegorzu brak pełni wiary graniczący z zdroworozsądkowym Faryzeizmem (od Uczonych w Pismach). Kiedyś pytałem Pana Jezusa o takich ludzi, jak ich przekonać do głębszej wiary? Pan odpowiedział: Ci co nie wierzą we Mnie (np jako cudownym Lekarzu), sami sobie dary odbierają. A Pan Jest Drogą, Prawdą i Życiem, jest też Lekarzem, Nauczycielem i Przyjacielem. Kto w Niego wierzy ma życie w obfitości, a kto wątpi żyje namiastką życia, bo takie jest życie bez bliskości z Bogiem. Bardzo trudno polemizować z ludźmi, którzy pragną pojmowanie Boga ograniczać do swoich sił intelektualnych i zamykać Go w ramach Pism Świętych. Boga nie można ograniczyć do czegokolwiek, bo Bóg jest Istotą o wiele Większą niż my to możemy pojąć. Owszem Bóg pochyla się nad człowiekiem umniejszając samego siebie i wówczas my budujemy sobie w swoim umyśle Jego Obraz, jednak On jest tak naprawdę o wiele Większy, Potężniejszy, Doskonalszy niż my to możemy dostrzec. Naprawdę warto z tej perspektywy czasem spojrzeć na Boga w Trzech Przenajświętszych Osobach Bożych. Księdzu Grzegorzowi oraz wielu innym wątpiącym polecam świadectwo księdza Wojciecha Nazaruka, bo wiele jest tam bardzo cennej nauki: [url]https://www.youtube.com/watch?v=A5fQe3hzvnM[/url]
B
brunero
16 maja 2018, 14:35
Bracie, może i słusznie się troszczysz o to jak przekonać ludzi do głębszej wiary, ale czy nie jest to pytanie, które człowiek winien zadawać najpierw w odniesieniu do własnej osoby.  Trudno polemizować z ludźmi, którzy by dostrzec Ducha Świętego potrzebują fajewerków, upadków, spoczynków, psychodelicznego podkładu muzcznego, hałasu. Którzy nie widzą działania Ducha Świętego przemawiającego do człowieka w ciszy, w czasie adoracji najświętszego sakramentu, w modlitwie różańcowej w odmawianiu brewiarza. Uzdrowień nie widzą dokonujących się w konfesjonałach, szpitalach, w czasie bezpośredniego kontaktu ze Słowem. Ile trzeba mieć pogardy i pychy, by nie widzieć wiary w tych, którzy oddają się studium Słowa Bożego, którzy służą bliźnim w myśl dewizy contemplare  et contemplata allis tradere, którzy wierni Tradycji Kościoła  czerpią z jego bogactwa duchowego i intelektualnego.  Ja też polecam trochę cennych nauk. Pismo Święte, św. Tomasza Akwinatę, może "Moc milczenia" Kard. Saraha, może "Drogi niedoskonałości" S. Tugwella OP- jako skrótowy przegląd duchowości Kościoła, by przekonać się, że Duch Święty działa w Kościele nieustannie i nie zrobił sobie przerwy na 20 wieków. Powodzenia.
Andrzej Ak
16 maja 2018, 17:45
To prawda, różne są oblicza wiary w Boga, tak jak różni byli sami Apostołowie. Tak i dziś pośród nas są różne formy wyznawania wiary i różne też tego widzialne dobre owoce. Jednak dlaczego zabraniać innym, innych dróg kroczenia do Boga, skoro tak wiele jest przykładów, iż i na tych drogach są Boże powołania oraz owoce wiary? Odnoszę wrażenie, iż część z nas (niezaprzeczalnie wierzących w tego samego Wspaniałego Boga) zupełnie nie zrozumiała świadectwa Apostoła Piotra, gdy wyszedł z łodzi i kroczył po wodzie ku Panu. Po co Pan Jezus pozostawił owo świadectwo nam potomnym? Prawdziwa wiara jest jak "oceany". Jedni po "nich" jedynie żeglują, inni nurkują na kilka, kilkanaście metrów, jeszcze innych pociąga głębia. Jeżeli sam Bóg udziela takich doświadczeń oraz darów, dlaczego my ludzie wierzący mamy innym wierzącym wyznaczać nasze granice wiary? Czy jest to sprawiedliwe?
Abed Nego
15 maja 2018, 17:10
Kubeł zdrowej, zimnej wody Ducha Świętego na "rozgrzanych". Dziękuję.