Naczynia gliniane

(fot. waferboard/flickr.com)
Jan Grosfeld

Chrześcijaninem jest ten, kto uznaje się za „naczynie gliniane", kruche, pękające przy byle uderzeniu. Codziennie zdradzam Boga, i to wielokrotnie. Tą zdradą najpowszechniejszą i najrzadziej dostrzeganą jest osąd wobec innych ludzi. Jezus nie sądzi, lecz zbawia, dając swoje życie za najgorszego.

W powszechnym przekonaniu być chrześcijaninem oznacza żyć w sposób moralny, porządny, uczciwy, dobry. Byłoby absurdem twierdzić coś przeciwnego, a mianowicie, że chrześcijanin to człowiek postępujący niemoralnie, nieuczciwie, źle. Jednak w naszej obecnej cywilizacji coraz mocniej chrześcijaństwo utożsamiane jest z moralnością. I to nie tylko przez niechrześcijan, ale bardzo często także wewnątrz Kościoła czy Kościołów. Z różnych powodów używając określenia „wartości chrześcijańskie", często mamy na myśli wartości etyczne bądź, co gorsza, społeczne. Widoczny jest postępujący proces „horyzontalizacji" chrześcijaństwa, sprowadzania go do wymiaru doczesnego, gdzie podstawowym celem jest pewna skuteczność etyczna w życiu indywidualnym, a jeszcze bardziej zbiorowym. Z rewolucji chrześcijańskiej, jaką była Pascha Jezusa i zesłanie Ducha Świętego, uczyniliśmy rewolucję społeczną. Oznacza to niesłychaną redukcję chrześcijańskiego przesłania, a co więcej, jego zupełne zafałszowanie.

Nie jest moim zamiarem podważanie sensu dyskusji nad skalą i intensywnością zła w życiu publicznym i prywatnym w Polsce. Sytuacja jaka jest, każdy widzi. Zresztą prorocy Izraela bez przerwy wołali: Idziecie złą drogą, zmieńcie kierunek. Na tym właśnie polegała ich rola. Nie chodzi mi zatem o kwestionowanie pożytku, jaki może wynikać z podjęcia tej tematyki, lecz o zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwa płynące z „moralistycznej" wizji chrześcijaństwa i społeczeństwa, w którym ma się ono realizować. Co więcej, wizja ta jest mocno obecna po obu stronach sceny politycznej. Lewica od dawna twierdzi, że jest bliska chrześcijaństwu ze względu na swą doktrynę społeczną, prawica zaś głosi, że występuje w obronie wiary katolickiej, promując zaprowadzanie kodeksu moralnego głównie za pomocą prawa stanowionego, czyniąc to w sposób wybiórczy (przykładem kwestia kary śmierci).

Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, że chrześcijaństwo nie jest moralnością. Istnieją inne religie, doktryny czy idee, których wyznawcy są często o wiele bardziej moralni niż chrześcijanie. Potężny akcent na moralność kładzie się tam, gdzie głównym aktorem historii i sprawcą życia jest człowiek. W takich koncepcjach antropologicznych - ich najpełniejszym i najbardziej konsekwentnym wyrazem jest ten rodzaj humanizmu, który wynika z ateizmu - siła sprawcza wydarzeń, historii osobistej i zbiorowej znajduje się w rękach człowieka. Według nich „człowiek może", a skoro może, to i powinien. Natomiast w wielu religiach, czy może bardziej u wielu ludzi religijnych, wysuwanie moralności na plan pierwszy bierze się z lęku przed rzeczywistością, przed złem, które jakoby wygrywa, a zatem wygra. Postawa ta charakteryzuje także tych wszystkich chrześcijan różnych wyznań, których mentalność nie uległa przemianie w osobistym spotkaniu z Jezusem Chrystusem. W rezultacie akceptując formalnie nauczanie Kościołów, wyznając prawdy wiary, przekonani są oni o przegranej Chrystusa, uznając Go za bankruta. A w najlepszym razie nie rozumieją Jego misji, uznając, że trzeba Mu pomóc, skąd wynikałoby, że Mesjaszowi nie do końca się udało. „Weźmy nasze sprawy (w domyśle: także cudze) w nasze ręce" - hasło to w ustach ludzi ochrzczonych tak naprawdę kryje kontestację mocy Boga i Syna Człowieczego. Czy nie na tym polega głębokie znaczenie ewangelicznej sceny, gdy lud wybiera, kogo Piłat ma uwolnić: Jezusa czy Barabasza?

My, jako porządni chrześcijanie, jesteśmy, rzecz jasna, przekonani, że wybralibyśmy Jezusa. Czy aby na pewno? Barabasz, wbrew polskiemu przekładowi Biblii, wcale nie był zbrodniarzem, czyli pospolitym mordercą, ale bojownikiem o wolność narodową i społeczną. Walczył jak wszyscy ludzie - przemocą. I nie należy się dziwić, że zgromadzeni przed Piłatem Żydzi wybrali Barabasza. Ukazanie tej postaci w filmie Pasja jako obrzydliwego fizycznie i psychicznie człowieka jest nadużyciem, bo w gruncie rzeczy należałoby go raczej porównywać z wyzwolicielami narodu spod obcego panowania, a takie postaci są zazwyczaj obrazowane wprost przeciwnie, w sposób nawet nieco wyidealizowany. Jezus jest natomiast obrońcą sprawy po ludzku przegranej, absurdalnej. Krzyż, czyli uniżenie, umieranie za innych, to znaczy za wrogów, jest bowiem dla naszej mentalności skandalem: przed Chrystusem, w czasie Jego śmierci i po Chrystusie - aż do Jego ponownego przyjścia. Nasze ego ze swej natury buntuje się przeciwko orędziu krzyża. Starałem się to ukazać w książkach O pokusie zejścia z krzyża oraz Krzyż i gwiazda Dawida. Tak więc przed człowiekiem, tym bardziej przed chrześcijaninem, ale także przed całymi społecznościami w konkretnych sytuacjach życiowych nieodmiennie staje pytanie: wybieram Barabasza czy Jezusa Chrystusa? Czy walczyć o wartości ziemskie wszelkimi metodami, także (a może zwłaszcza) z użyciem przemocy, czy toczyć bój o sprawy większe, głębsze, rzekłbym eschatologiczne, dotyczące życia wiecznego, drogą pokory, kosztem samego siebie, a nie innych?

Krótko mówiąc, mamy do czynienia z pytaniem, jak walczyć ze złem. Czy doświadczanie na sobie zła, cierpienia, śmierci usprawiedliwia odpowiedź podobnego rodzaju? Dosyć łatwo przychodzi nam powtarzać za św. Pawłem i księdzem Popiełuszką „zło dobrem zwyciężaj", jednak realna historia, mała i wielka, brutalnie pokazuje, że postępujemy całkiem inaczej. Dalekie są od nas słowa Jezusa, który mówi, że wszelkie zło pochodzi z naszego, to znaczy z mojego wnętrza, że to moje, nasze postawy wpływają na bieg historii, nie zaś postawy „onych".

Czy jednak słowa Jezusa o miłości do nieprzyjaciół można uznać za nakaz, za prawo miłości pojmowane jako wymóg moralny? W żadnym razie. Już przecież Dekalog nie jest jakimś kodeksem moralnym, zbiorem nakazów w stylu „czyń tak, bo jeśli nie, to...". Przykazania są obietnicami złożonymi przez Boga ludowi wybranemu i mówią: Jeśli pójdziesz za Mną, jeśli będziesz Mnie słuchał, wracał do Mnie za każdym razem, gdy odejdziesz, to spełnią się twoje głębokie pragnienia bycia szczęśliwym, których wyrazem jest właśnie tych Dziesięć Słów. Na tej drodze Ja sam spowoduję, że stopniowo zaczniesz wypełniać Dekalog. Na tym polega religia Przymierza, które Bóg zawiera najpierw z Abrahamem, potem z Jakubem-Izraelem, a wreszcie z całym ludem żydowskim. Myśleć, a co gorsza, głosić, że ludzie są w stanie własnymi siłami wypełnić Prawo Boże, jest absurdem i zamykaniem człowiekowi perspektywy wolności i miłości. Dlatego też chrześcijaństwo nie oznacza przylgnięcia do jakichś prawd, choćby najwznioślejszych, lecz jest realnym doświadczeniem spotkania z żywym Jezusem Chrystusem. On właśnie ma moc udzielania ludziom tego samego ducha miłości do nieprzyjaciół, którego otrzymał od swego Ojca, gdy przechodził przez śmierć, dokonując Paschy na naszą rzecz. Kto Go nie spotkał, nie może uczestniczyć w tym największym skarbie, którym jest kosztowanie życia wiecznego tu, na ziemi. Nie chodzi tu oczywiście o jakieś spotkanie mistyczne, objawienia itp., choć i takie się zdarzają, lecz rzadko, ale o doświadczenie mocy Boga w imieniu Jezusa Chrystusa. Pismo mówi bowiem, że nawet jeśli my nie mamy wiary, to na samo wypowiedzenie imienia Jezus uciekają demony i siły duchowe zła słabną. Demony te, które uniemożliwiają nam życie w pełni, w całkowitej wolności, które nie pozwalają nam być w jedności z każdym człowiekiem bez względu na zło, które czyni, wiedzą, kim jest Jezus Chrystus, jaką ma moc, i ustępują Mu miejsca.

Skoro nawet w odniesieniu do pojedynczej osoby nie można ośmiu błogosławieństw uznać za prawo, to o ileż bardziej dotyczy to wymiaru społecznego. Póki żyjemy na ziemi, prawo stanowione przez człowieka zawsze będzie musiało uwzględniać ziemskie realia i zabezpieczać dobro wspólne przez ograniczanie możliwości czynienia zła. Nie oznacza to jednak, by chrześcijanie mieli pokładać nadzieję w prawie, w jego przepisach, karach i wszelkiego rodzaju przemocy. Póki co jest ona w jakimś stopniu złem koniecznym, wynikającym z charakteru ludzkiej natury, lecz tendencja zmian w prawie krajów rozwiniętych ma niewątpliwie charakter łagodzący.

Istnieje bardzo poważny problem nieakceptacji zła. Dotyczy on każdego człowieka, ale chrześcijanie mają możliwość bycia uwolnionymi od tej postawy, ponieważ chrzest oznacza zanurzenie w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. On zgodził się na to, by ludzkie grzechy przybiły Go do krzyża, ale nie dla jakiegoś cierpiętnictwa, umartwienia, lecz by zniweczyć śmierć będącą rezultatem grzechu. Skoro pozwolił, by ludzkie grzechy dosięgnęły Jego istnienia, pozbawiając Go życia, to nie po to, by ludzi sądzić, ale zbawić. Ta świadomość z wielkim trudem przebija się do wielu ochrzczonych, którzy w życiu prywatnym i publicznym usiłują zadać gwałt złu, uznając za winnych innych ludzi lub grupy. Jest rzeczą interesującą, że właśnie w Polsce, kraju ludzi ochrzczonych, są ugrupowania, które używają haseł „czyste ręce" czyniąc to z powołaniem się na moralność i tradycje chrześcijańskie. Czym zatem różnią się od innych ugrupowań w kraju i na świecie, które ze słusznym oburzeniem i niezgodą na szerzące się zło chcą zaradzać temu przez zaostrzanie prawa? Jeszcze większym fałszem jest działalność publiczna tych, którzy podszywając się pod chrześcijaństwo i Kościół katolicki, głoszą okrojoną Ewangelię, dostosowaną do własnych przekonań.

Działania ludzi zgromadzonych we Włoszech wokół sędziego di Pietro posługiwały się również zawołaniem „czyste ręce", jednak nie powoływali się oni na chrześcijaństwo. Na tym polega zasadnicza różnica. Chrześcijanie bowiem uznają najpierw za brudne własne ręce, nie cudze. Innych ludzi i ich grzechy chrześcijanin usprawiedliwia, swoich nie. Przekaz sprzeczny z Ewangelią nie tylko zamazuje jej wyzwalające orędzie, ale przede wszystkim fałszuje obraz samego Boga, pozostawiając grzesznych ludzi bez nadziei.

Sobór Watykański II wydobył na światło dzienne sens posługi Kościoła wśród ludzi. Kościół przez swe nauczanie, przez posługę prezbiterów, biskupów i świeckich, dzięki ewangelizacji pokornej, akceptującej ludzkie grzechy i słabości oraz prześladowania, wreszcie - co niezwykle ważne - przez świadectwo, ma uobecniać Jezusa Chrystusa na ziemi jako dar miłości Boga dla kolejnych pokoleń. Jednym słowem, ma być sakramentem zbawienia dla świata nie przez misję, która z lęku o zbawienie chce chrzcić jak największą liczbę ludzi z sięganiem po najrozmaitsze środki, często z gruntu obce Jezusowi Chrystusowi, lecz przez przepowiadanie i świadczenie o Bogu, który kocha właśnie grzeszników, a nie ludzi czystych.

Niezwykle poruszające są słowa św. Pawła z Drugiego Listu do Koryntian (4, 6-7): „Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa. Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas". Co oznaczają te słowa o naczyniach glinianych? Naczyniami glinianymi są właśnie ci, którzy doświadczyli mocy Boga nad ich własnymi grzechami, słabościami i niemocą, zaznali Jego miłości w przebaczeniu i wierności, jaką Bóg okazuje tym, którzy za Nim idą. Żadne moje niewierności nie mogą zniszczyć Jego przymierza. Jest tylko jeden warunek: uznać się za grzesznika, za kogoś, kto nie zasługuje na miłość Boga i człowieka, nie za lepszego od innych (czystego!), ale gorszego. Jest to droga kenozy, wyniszczenia własnego ja, droga, którą mógł odbyć tylko Jezus Chrystus, i dzięki temu chrześcijanin może iść po Jego śladach. Pokora jest sposobem na odkrywanie tych śladów.

Dzisiaj mało kto chce się przyznawać do swoich win, zwłaszcza w życiu publicznym. Nawet niepodważalne dowody winy nie są wystarczające, by uznać się winnym. Nie chcemy tracić twarzy, i to wbrew wszelkim faktom. Więzienia są zresztą pełne ludzi „niewinnych". Kto jest winny?

Oni, czyli nikt, a to oznacza, że na końcu winny jest Bóg. Dlatego właśnie Jezus - jedyny naprawdę czysty - musiał tę winę wziąć na siebie. Tylko Bóg może uznać się „winnym" grzechów człowieka i go wyzwolić, zadając sobie samemu śmierć, pomniejszając własną wszechmoc.

Chrześcijaninem jest ten, kto uznaje się za „naczynie gliniane", kruche, pękające przy byle uderzeniu. Codziennie zdradzam Boga, i to wielokrotnie. Tą zdradą najpowszechniejszą i najrzadziej dostrzeganą jest osąd wobec innych ludzi. Jezus nie sądzi, lecz zbawia, dając swoje życie za najgorszego. Osąd wobec drugiego człowieka oznacza, że jest ktoś gorszy ode mnie, że ze mną nie jest tak najgorzej. Tymczasem chodzi o to, że Bóg upodobał sobie w „kruchym naczyniu" dlatego, że dzięki tej naszej kruchości pozbawiamy się złudzeń co do naszych możliwości, tracimy niezłomne przekonanie o własnej „czystości i sprawiedliwości", by tym bardziej móc oddać chwałę Bogu.

Obietnica, którą Bóg złożył Izraelitom, że da im za darmo w posiadanie ziemię życia, przynoszącą wspaniałe owoce, dotyczy także chrześcijan: tymi owocami są uczynki życia wiecznego (czytamy o nich w Ewangeliach), których nasza natura sama z siebie nie jest w stanie dokonywać na ziemi, a które są jej najskrytszym pragnieniem: żyć wiecznie, czyli móc kochać bez ograniczeń. Bóg przypomina jednak Żydom, by gdy osiedlą się w Ziemi Obiecanej, w której „niczego ci nie zabraknie (...) będziesz błogosławił Pana, Boga Twego, za piękną ziemię, którą ci dał (...). Obyś nie powiedział w sercu: »To moja siła i moc moich rąk zdobyły mi to bogactwo«. Pamiętaj o Panu, Bogu twoim, bo On udziela ci siły do zdobycia bogactwa, aby wypełnić dzisiaj przymierze, jakie poprzysiągł twoim przodkom" (Pwt 8, 9-10.17-18). Z tego właśnie powodu skarb, o którym mowa, czyli owoce z drzewa życia, jakim jest Jezus Chrystus, nosimy w kruchych naczyniach, byśmy przypadkiem nie przypisali sobie ich autorstwa. Nieprzyjaciela, czyli grzesznika, kocha tylko Bóg, człowiek nie. Stąd też moralizatorstwo, wzywanie innych do „czystości" jest obrzydliwością w oczach Boga, bo oznacza pominięcie Autora wszelkiego dobra i sprawiedliwości. To prawda, że św. Paweł wzywa, aby ci, którzy kradną, przestali kraść. Adresatem tego apelu nie są jednak poganie, lecz chrześcijanie, którzy usłyszeli Dobrą Nowinę, a mimo to czynią zło. Wiara wprawdzie bierze się ze słuchania, trzeba jednak wciąż wstawać i iść drogą, którą Bóg będzie wskazywał.

Jan Grosfeld (ur. 1946 r.) - profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Instytucie Politologii, kierownik katedry Współczesnej Myśli Społecznej Kościoła. Wykłada antropologię polityczną, związki polityki i religii oraz żydowskie korzenie chrześcijaństwa i kwestie dialogu międzyreligijnego. Jest członkiem Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem oraz Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Publicysta, redaktor naczelny periodyku "Chrześcijaństwo-świat-polityka", tłumacz i autor książek, m.in.: Krzyż i gwiazda Dawida (1998), Czekanie na Mesjasza (2003).

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Naczynia gliniane
Komentarze (23)
K
katolik
9 lutego 2011, 17:49
Chrześcijaninem, tak można było powiedzieć dawno, gdy był tylko jeden Kościół albo teraz, gdy kościoła już nie ma. Polecam prawdę objawioną przez Boga. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
L
leszek
9 lutego 2011, 15:09
I jeszcze kilka cytatów z listów św. Pawła: Rz 10,1-13 1 Bracia, z całego serca pragnę ich zbawienia i modlę się za nimi do Boga. 2 Bo muszę im wydać świadectwo, że pałają żarliwością ku Bogu, nie opartą jednak na pełnym zrozumieniu. 3 Albowiem nie chcąc uznać, że usprawiedliwienie pochodzi od Boga, i uporczywie trzymając się własnej drogi usprawiedliwienia, nie poddali się usprawiedliwieniu pochodzącemu od Boga. 4 A przecież kresem Prawa jest Chrystus, dla usprawiedliwienia każdego, kto wierzy. 5 Albowiem o sprawiedliwości, jaką daje Prawo, pisze Mojżesz: Kto je wypełnił, osiągnie przez nie życie. 6 Sprawiedliwość zaś osiągana przez wiarę tak powiada: Nie mów w sercu swoim: Któż zdoła wstąpić do nieba? – oczywiście po to, by Chrystusa stamtąd sprowadzić na ziemię, albo: Któż zstąpi do Otchłani? – 7 oczywiście po to, by Chrystusa wyprowadzić spośród umarłych. 8 Ale cóż mówi: Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim. Ale jest to słowo wiary, którą głosimy. 9 Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. 10 Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia. 11 Wszak mówi Pismo: żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony. 12 Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. On to rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają. 13 Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony. Ga 2,15-21 15 My jesteśmy Żydami z urodzenia, a nie pogrążonymi w grzechach poganami. 16 A jednak przeświadczeni, że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary w Chrystusa, a nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, jako że przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków nikt nie osiągnie usprawiedliwienia. 17 A jeżeli to, że szukamy usprawiedliwienia w Chrystusie, poczytuje się nam za grzech, to i Chrystusa należałoby uznać za sprawcę grzechu. A to jest niemożliwe. 18 A przecież wykazuję, że sam przestępuję [Prawo], gdy na nowo stawiam to, co uprzednio zburzyłem. 19 Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. 20 Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. 21 Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga. Jeżeli zaś usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo. Ga 3,10-14 10 Natomiast na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach Prawa, ciąży przekleństwo. Napisane jest bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wypełnia wytrwale wszystkiego, co nakazuje wykonać Księga Prawa. 11 A że w Prawie nikt nie osiąga usprawiedliwienia przed Bogiem, wynika stąd, że sprawiedliwy z wiary żyć będzie. 12 Prawo nie opiera się na wierze, lecz [mówi]: Kto wypełnia przepisy, dzięki nim żyć będzie. 13 Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił – stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie – 14 aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha. Mam nadzieję że choć trochę kogoś przekonałem...
L
leszek
9 lutego 2011, 15:05
Serdeczne podziękowania dla Deonu za umieszczenie tego tekstu, gdyż opisuje on istotę chrześcijaństwa i obnaża fałszywość powszechnych wyobrażeń o jego istocie. I właśnie z tego powodu spotkał się on z tak negatywną reakcją wielu czytelników identyfikujących się z fałszywymi wyobrażeniami skrytykowanymi w tekście. W dość powszechnym przekonaniu, jak ktoś będzie przestrzegał przykazań i pielęgnując wartości chrześcijańskie będzie prowadził pobożne życie, to w nagrodę Pan Bóg da mu zbawienie. A więc wystarczy się sprężyć, zacisnąć ząbki, i przestrzegając przykazań robić dobre uczynki, a potem do Pana Boga jak do kasy po zbawienie, które MUSIMY dostać skoro sobie na nie zapracowaliśmy pobożnym życiem. I żaden Jezus ze swoją śmiercią krzyżową nie jest nam potrzebny, bo my sami siebie zbawiamy, sami sobie zapracowujemy swoimi dobrymi uczynkami na zbawienie. Czyli dokładnie tak jak faryzeusze, którzy pragnąc zasłużyć na zbawienie wręcz do absurdu doprowadzili swoje wymogi dotyczące przestrzegania Prawa. Tyle że to wszystko na próżno! I świetnie to opisuje św. Paweł w swoich listach, głównie w liście do Rzymian. Św. Paweł zwraca uwagę, że tak samo jak póki nie było prawa nie było przestępstw, tak samo póki nie było Prawa/Przykazań to nie było grzechów. A więc przykazania, choć miały być dla nas pomocnym drogowskazem to stały się oskarżycielem. Bo absolutnie nikt nie jest w stanie wypełnić wszystkich wymogów Prawa. I nawet jak część uda mu się wypełnić to reszta będzie go oskarżać jako grzesznika. A więc absolutnie nikt nie jest w stanie zasłużyć sobie na zbawienie wypełniając Prawo. Jakiekolwiek pobożne życie, jakiekolwiek przestrzeganie przykazać, jakiekolwiek dobre uczynki ZAWSZE są mniej lub bardziej ułomne i grzeszne, a więc ZAWSZE oskarżają nas jako tych którzy nie wypełnili Prawa. Bo nie dość że czasem wręcz mamy problem z określeniem co jest wolą Bożą, co będzie dobre a co złe, to nawet jak wola Boża jest dla nas jasna, to nie zawsze gotowi jesteśmy ją realizować. Ale na szczęście dla nas wcale nie musimy zapracowywać na swoje zbawienie, bo to nie nasze dobre uczynki mają zagwarantować nam zbawienie, ale to JEZUS CHRYSTUS nas zbawia! Zbawienie jest dla nas Jego darem darmo danym! I nie trzeba się sprężać i zaciskać zęby aby wypełnić Prawo. Wystarczy zrozumieć że jesteśmy tak wielkimi grzesznikami że nie jesteśmy w stanie zasłużyć w jakikolwiek sposób na zbawienie, i możemy jedynie przyjąć zbawienie jako darmowy dar. Poniżej podaję kilka cytatów z listu św. Pawła do Rzymian: Rz 3,9-31 9 Cóż więc? Czy mamy przewagę? żadną miarą! Wykazaliśmy bowiem uprzednio, że tak Żydzi, jak i poganie są pod panowaniem grzechu, 10 jak jest napisane: Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, 11 nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. 12 Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego. 13 Grobem otwartym jest ich gardło, językiem swoim knują zdradę, jad żmijowy pod ich wargami, 14 ich usta pełne są przekleństwa i goryczy; 15 ich nogi szybkie do rozlewu krwi, 16 zagłada i nędza są na ich drogach, 17 droga pokoju jest im nie znana, 18 bojaźni Bożej nie ma przed ich oczami. 19 A wiemy, że wszystko, co mówi Prawo, mówi do tych, którzy podlegają Prawu. I stąd każde usta muszą zamilknąć i cały świat musi się uznać winnym wobec Boga, 20 jako że z uczynków Prawa żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia w Jego oczach. Przez Prawo bowiem jest tylko większa znajomość grzechu. 21 Ale teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża niezależna od Prawa, poświadczona przez Prawo i Proroków. 22 Jest to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą. Bo nie ma tu różnicy: 23 wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, 24 a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie. 25 Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi. Chciał przez to okazać, że sprawiedliwość Jego względem grzechów popełnionych dawniej – za dni cierpliwości Bożej – wyrażała się 26 w odpuszczaniu ich po to, by ujawnić w obecnym czasie Jego sprawiedliwość, i [aby pokazać], że On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia każdego, który wierzy w Jezusa. 27 Gdzież więc podstawa do chlubienia się? Została uchylona! Przez jakie prawo? Czy przez prawo uczynków? Nie, przez prawo wiary. 28 Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa. 29 Bo czyż Bóg jest Bogiem jedynie Żydów? Czy nie również i pogan? Zapewne również i pogan. 30 Przecież jeden jest tylko Bóg, który usprawiedliwia obrzezanego dzięki wierze, a nieobrzezanego – przez wiarę. 31 Czy więc przez wiarę obalamy Prawo? Żadną miarą! Tylko Prawo właściwie ustawiamy. Rz 7,7-13 7 Cóż więc powiemy? Czy Prawo jest grzechem? żadną miarą! Ale jedynie przez Prawo zdobyłem znajomość grzechu. Nie wiedziałbym bowiem, co to jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie pożądaj. 8 Z przykazania tego czerpiąc podnietę, grzech wzbudził we mnie wszelakie pożądanie. Bo gdy nie ma Prawa, grzech jest w stanie śmierci. 9 Kiedyś i ja prowadziłem życie bez Prawa. Gdy jednak zjawiło się przykazanie – grzech ożył, 10 ja zaś umarłem. I przekonałem się, że przykazanie, które miało prowadzić do życia, zawiodło mnie ku śmierci. 11 Albowiem grzech, czerpiąc podnietę z przykazania, uwiódł mnie i przez nie zadał mi śmierć. 12 Prawo samo jest bezsprzecznie święte; święte, sprawiedliwe i dobre jest też przykazanie. 13 A więc to, co dobre, stało się dla mnie przyczyną śmierci? żadną miarą! Ale to właśnie grzech, by okazać się grzechem, przez to, co dobre, sprowadził na mnie śmierć, aby przez związek z przykazaniem grzech ujawnił nadmierną swą grzeszność.
9 lutego 2011, 07:52
Ten artykuł równie dobrze mógłby ukazać się w "GW" to ten sam klimat. Nie ma nad czym się specjalnie rozwodzić skoro autor wyznaje, że: „Przede wszystkim Chrześcijaństwo nie jest moralnością” ... „Nie zabijaj, nie cudzołóż” ...  ??? ... to rozumiem wyciąg z Regulaminu Zarządu Transportu Miejskiego?
A
angel
3 lutego 2011, 11:02
Błąd. Auschwitz urządzili "oni", ale był tam też O. Maksymilian Kolbe. Owszem był, ale przypominam, że bynajmniej nie spędził on życia wyłącznie na kontemplowaniu spraw eschatologicznych. Z wielką energią przeciwstawiał się jak najbardziej ziemskim wpływom masonerii.
R
R
1 lutego 2011, 21:15
Dosyć łatwo przychodzi nam powtarzać za św. Pawłem i księdzem Popiełuszką „zło dobrem zwyciężaj", jednak realna historia, mała i wielka, brutalnie pokazuje, że postępujemy całkiem inaczej. Dalekie są od nas słowa Jezusa, który mówi, że wszelkie zło pochodzi z naszego, to znaczy z mojego wnętrza, że to moje, nasze postawy wpływają na bieg historii, nie zaś postawy „onych". Nieprawda. Są rozliczni "oni", którzy czynią zło. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś tu próbuje użyć chrześcijaństwa przeciw chrześcijanom. W czyim interesie autor usiłuje wzbudzić nieuzasadnione poczucie winy w chrześcijanach za wszelkie zło? Czy walczyć o wartości ziemskie wszelkimi metodami, także (a może zwłaszcza) z użyciem przemocy, czy toczyć bój o sprawy większe, głębsze, rzekłbym eschatologiczne, dotyczące życia wiecznego, drogą pokory, kosztem samego siebie, a nie innych? (...) Wszystko jasne. Chrześcijanin ma siedzieć cicho w kruchcie, żeby nie przeszkadzać "onym" w zagarnianiu "wartości ziemskich". Błąd. Auschwitz urządzili "oni", ale był tam też O. Maksymilian Kolbe. Żadni mityczni, czy realni "oni" nas nie usprawiedliwiają, a służą jedynie (np. w Radio Maryja) do eksternelizacji własnych przewin.
O
olek
1 lutego 2011, 20:27
już teraz wiem dlaczego możliwe jest, ze w katolickich szkołach i uczelniach wpajają swoje "wartości" wykładowcy zyjący w luźnych związkach, mający nieślubne dzieci itd... tylko jak ma się do tego tzw. grzech społeczny?
CB
cui bono
1 lutego 2011, 18:18
Dosyć łatwo przychodzi nam powtarzać za św. Pawłem i księdzem Popiełuszką „zło dobrem zwyciężaj", jednak realna historia, mała i wielka, brutalnie pokazuje, że postępujemy całkiem inaczej. Dalekie są od nas słowa Jezusa, który mówi, że wszelkie zło pochodzi z naszego, to znaczy z mojego wnętrza, że to moje, nasze postawy wpływają na bieg historii, nie zaś postawy „onych". Nieprawda. Są rozliczni "oni", którzy czynią zło. Nie  mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś tu próbuje użyć chrześcijaństwa przeciw chrześcijanom. W czyim interesie autor usiłuje wzbudzić nieuzasadnione poczucie winy w chrześcijanach za wszelkie zło? Czy walczyć o wartości ziemskie wszelkimi metodami, także (a może zwłaszcza) z użyciem przemocy, czy toczyć bój o sprawy większe, głębsze, rzekłbym eschatologiczne, dotyczące życia wiecznego, drogą pokory, kosztem samego siebie, a nie innych? (...) Wszystko jasne. Chrześcijanin ma siedzieć cicho w kruchcie, żeby nie przeszkadzać "onym" w zagarnianiu "wartości ziemskich".
M
Michal
1 lutego 2011, 17:45
Jezus powiedział idź i nie grzesz, ale powiedział to z miłością, pochylił się nad nią, podniusł na duchu. Powiedział także "i Ja cię nie potępiam". A czy my mówimy do innych nie grzesz, ale tak naprawdę umiemy pomóc im wyjść z grzechu? czy pogardzamy grzesznikami?
R
R
1 lutego 2011, 16:02
Stąd też moralizatorstwo, wzywanie innych do „czystości" jest obrzydliwością w oczach Boga. No to się Jezusowi nie raz przydarzyła taka obrzydliwość. Tudzież licznym jego Towarzyszom z TJ. Ale skoro się powiedziało A to trzeba powiedzieć B i przestać się wygłupiać z jakimiś ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Skoro zdaniem p. Grosfelda sens posługi Kościoła wśród ludzi to (...)świadczenie o Bogu, który kocha właśnie grzeszników, a nie ludzi czystych, to najwyższy czas na artykuły instruktażowe jakimi grzechami najłatwiej zaskarbić sobie Bożą miłość. Tylko nie bardzo rozumiem, dlaczego Jezus powiedział do kobiety cudzołożnej: - Idź, a od tej chwili już nie grzesz. Czyżby od tej chwili nie chciał jej kochać? I naprawdę myslisz, że ona juz więcej nie grzeszyła? Przecież KAŻDY grzeszy i tylko Jezus był bez grzechu i chyba Matka Boska, ale o tym nie wiem.
Grażyna Urbaniak
1 lutego 2011, 14:45
Stąd też moralizatorstwo, wzywanie innych do „czystości" jest obrzydliwością w oczach Boga. No to się Jezusowi nie raz przydarzyła taka obrzydliwość. Tudzież licznym jego Towarzyszom z TJ. Ale skoro się powiedziało A  to trzeba powiedzieć B i przestać się wygłupiać z jakimiś ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Skoro zdaniem p. Grosfelda sens posługi Kościoła wśród ludzi to (...)świadczenie o Bogu, który kocha właśnie grzeszników, a nie ludzi czystych, to najwyższy czas na artykuły instruktażowe jakimi grzechami najłatwiej zaskarbić sobie Bożą miłość. Tylko nie bardzo rozumiem, dlaczego Jezus powiedział do kobiety cudzołożnej: - Idź, a od tej chwili już nie grzesz. Czyżby od tej chwili nie chciał jej kochać?
M
Michal
1 lutego 2011, 14:27
-Bóg kocha przede wszystkim ludzi "czystych", w przeciwnym razie po co dążyć do świętości, po co jechać w maju do Rzymu...? Ta myśl mimo sprzeczności bardzo dobrze odzwierciedla założenie "jesteśmy glinianymi naczyniami", bo skoro MUSIMY DĄŻYĆ do świętości, to znaczy, że jej jeszcze nie posiadamy i właśnie takimi kocha nas Bóg, i On dopiero prowadzi nas do świętości. A w Rzymie spotkasz Papieża Benedykta XVI który powie Ci, że jest niedoskonałym narzędziem :)
M
Michal
1 lutego 2011, 14:09
Według mnie artykół jest bardzo dobry. Bóg kocha nas słabych i pragnie uczynić nas czystymi, ale nie jesteśmy czyści. To nie znaczy, że mamy dać sobie spokój i grzeszyć. Sam Jezus powiedział do tych co potępiali kobietę cudzołożną "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na Nią kamień", i jakoś nikt nie okazał się czystym choć przed tym wydarzeniem tak się im wydawało.Do tego fragmentu Pisma Św. bardzo pasuje cytat: "Codziennie zdradzam Boga, i to wielokrotnie. Tą zdradą najpowszechniejszą i najrzadziej dostrzeganą jest osąd wobec innych ludzi." Gdyby Pan nie kochał tej grzesznicy to pozwoliłby ją ukamienować, nieprawdaż? Jezus nam przykazuje abyśmy się wzajemnie miłowali!!!
B
bart.czI.
31 stycznia 2011, 23:43
 Kolejna "wtopa" Deonu, jak można coś takiego drukować? No chyba w ramach programu "Doceniona geriatria"
B
bart.czI.
31 stycznia 2011, 23:41
 Tak "glinianymi naczyniami jesteśmy" - i to wszystko z tych mętnych wywodów. Bo; -nie można - z czego autor czyni warunek sine qua non - chrześcijaństwa oderwać od moralności i aksjologii w ogóle. -Casus Barabasza, poddany tak dowolnie beznadziejnej interpretacji, że wstyd a nawet hańba (hańba nawet tym co to czytali). -Bóg kocha przede wszystkim ludzi "czystych", w przeciwnym razie po co dążyć do świętości, po co jechać w maju do Rzymu...? -Św. Paweł przemawia do wszystkich: tak chrześcijan jak i ateistów jak i...,W przeciwnym razie Pismo Święte mogą czytać wyłącznie chrześcijanie.
H
hope
31 stycznia 2011, 20:58
"Codziennie zdradzam Boga, i to wielokrotnie. Tą zdradą najpowszechniejszą i najrzadziej dostrzeganą jest osąd wobec innych ludzi." Trzeba tuszyć, że o. Wśniewski już zapoznał się z artykułem, szczerze żałuje i postanawia poprawę.
M
Michal
31 stycznia 2011, 18:50
Jestem przekonany do tego, że chrześcijanin to ktoś kto nie walczy ze złem, ale czyni dobro. Tak, dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili. Komu moze zależeć, żeby z chrześcijan zrobić bezwolne kukły, niezdolne do trzeźwej oceny rzeczywistości i ludzkich poczynań (bo grzech!). Automaty do "miłowania", "wybaczania", i przyklepywania każdego zła bez protestu. Bo ponoć (jak twierdzi Autor) Bóg kocha właśnie grzeszników, a nie ludzi czystych. Wyjatkowo przewrotne pomieszanie pojęć. Albo: "Codziennie zdradzam Boga, i to wielokrotnie. Tą zdradą najpowszechniejszą i najrzadziej dostrzeganą jest osąd wobec innych ludzi." A czyż nie Jesus zaleca nam czujność, żebysmy się nie dali zwieść fałszywym prorokom? Kto mówi, że nie ma grzechu jest kłamcą i oszukuje samego siebie - (z Pisma Św.) Bóg kocha grzeszników, bo każdy człowiek ma burudne ręce,TZN. JEST GRZESZNIKIEM (tylko Maryja była Niepokalana), nie chodzi o to aby bagatelizować zło, ale odkryć prawdę o własnej grzeszności. Potrzeba być czujnymi, aby właśnie nie dać przystępu złu przez osądzanie innych. W przypowieści Jezusa o faryzeuszu i grzeszniku, Jezus właśnie mówi, że nie ten został usprawiedliwiony, który widział zło w innych i mówił "dobrze, że nie jestem taki jak ci grzesznicy...", bo ja jestem "czysty", ludzie często widzą zło w innych, a nie w sobie
A
angel
31 stycznia 2011, 15:04
Jestem przekonany do tego, że chrześcijanin to ktoś kto nie walczy ze złem, ale czyni dobro. Tak, dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili. Komu moze zależeć, żeby z chrześcijan zrobić bezwolne kukły, niezdolne do trzeźwej oceny rzeczywistości i ludzkich poczynań (bo grzech!). Automaty do "miłowania", "wybaczania", i przyklepywania każdego zła bez protestu. Bo ponoć (jak twierdzi Autor) Bóg kocha właśnie grzeszników, a nie ludzi czystych. Wyjatkowo przewrotne pomieszanie pojęć. Albo: "Codziennie zdradzam Boga, i to wielokrotnie. Tą zdradą najpowszechniejszą i najrzadziej dostrzeganą jest osąd wobec innych ludzi." A czyż nie Jesus zaleca nam czujność, żebysmy się nie dali zwieść fałszywym prorokom?
W
w
31 stycznia 2011, 10:13
A więc jak? postępować wobec zła skoro nie walczyć, ukazywać, piętnować... Jestem przekonany do tego, że chrześcijanin to ktoś kto nie walczy ze złem, ale czyni dobro. Zresztą w ten sam sposób postępował Pan Jezus. 
Z
zgred
31 stycznia 2011, 10:07
A więc jak? postępować wobec zła skoro nie walczyć, ukazywać, piętnować... bardzo ciekawy artykuł w sensie pokazania inaczej problemu ale niebezpiecznie "podprowadzający" pod relatywizm... Pytania w Biblii nie są retoryczne - niech mowa wasza będzie tak-tak, nie-nie
R
R
31 stycznia 2011, 08:35
Żydowskie korzenie wychodzą na całego z autora. Paszkwil na chrześcijan. Żydowskie korzenie wychodzą w całym Nowym Testamencie. Ostrożniej proszę Państwa, z tymi pouczeniami Autora.
A
Alfista
31 stycznia 2011, 08:14
Żydowskie korzenie wychodzą na całego z autora. Paszkwil na chrześcijan.
Grażyna Urbaniak
30 stycznia 2011, 18:49
moralizatorstwo, wzywanie innych do „czystości" jest obrzydliwością w oczach Boga. I co na to czcigodni kaznodzieje? Też mi się zdaje, że się pan Grosfeld  troszkę zagalopował. Bo nic takiego nie znalazłam w Pismie Św. Od zawsze nauczyciele i prorocy moralizowali a nigdy nie skierowano do nich takich słów: Łuk17. 1 Rzekł znowu do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. 2 Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!