Nie lękajcie się - łatwo powiedzieć…

(fot. s~revenge/flickr.com/CC)
Stanisław Morgalla SJ

"Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi" - swego czasu gorąco i sugestywnie przekonywał nas Jan Paweł II. My jednak lękamy się i to właśnie Boga, i to - paradoksalnie - dlatego że otworzyliśmy Mu na oścież drzwi naszego życia.

A przynajmniej tak nam się wydawało Rodzaje tego lęku i sposoby radzenia sobie z nim można by wymieniać bardzo, bardzo długo. Niech jednak nas nie zwiedzie ta wielość postaci czy wymyślnych scenariuszy. W istocie chodzi o ten sam odwieczny i prymitywnie prosty problem: o kontrolę nad własnym życiem lub -jak kto woli - o starodawną pokusę, by "być jak Bóg" (por. Rdz 3). To źródło wszelkich przesądów i zabobonów, bo to one dają nam złudne poczucie, że wszystko jest pod kontrolą.

Kontroluję, więc jestem!

DEON.PL POLECA

Niech za przykład posłuży nam historia skrupulanta - patologiczny przypadek samokontroli. Choć jest przerysowany i niemal karykaturalny, to odsłania mechanizm zabobonu. Załóżmy, że nasz skrupulant szuka pomocy u księdza z powodu kłopotów z modlitwą. Nie potrafi rano wyjść do pracy, zanim nie odmówi solidnie pacierza, tj. jednego "Ojcze nasz" i trzech "Zdrowaś Maryja". Trudność polega na tym, że zaczyna mu to zajmować coraz więcej czasu, gdyż - jak wyjaśnia - "każde słowo musi być wypowiedziane wyraźnie, głośno i w pełnym skupieniu". Wcześniej wystarczało mu kilka minut, teraz nierzadko pełna godzina to za mało, bo zbyt często się myli i rozprasza, a wtedy musi pacierz zaczynać od początku. Jeśli nie odmówi pacierza jak należy, to w ciągu dnia zwykle spotyka go za to jakaś kara.

To przykład zachowania, które za Katechizmem Kościoła Katolickiego śmiało można by nazwać zabobonem, tj. wypaczeniem postawy religijnej oraz praktyk, jakie ona nakłada (KKK 2111). Na czym polega to wypaczenie? Czy na tym, że ktoś chce w skupieniu i z powagą odmówić poranny pacierz? Nie, to jest bardzo dobra i chwalebna postawa. Czy na tym, że poranny pacierz trwa godzinę? Nie! Wielu ludzi modli się na początek dnia równie długo i nierzadko powtarza nawet krótszą formułę niż ta wspomniana wyżej (patrz: modlitwa Jezusowa). Sedno zabobonu tkwi w jego wymiarze duchowym, w teologicznej treści, która dotyczy obrazu Boga i relacji z Nim. Jak przypomina Katechizm, popaść w zabobon oznacza wiązać skuteczność modlitw lub znaków sakramentalnych jedynie z ich wymiarem materialnym, z pominięciem dyspozycji wewnętrznych, jakich one wymagają.

W omawianym tu przypadku fiksacja na materialnej stronie modlitwy jest wyraźna. To, co jest mniej wyraźne, ale równie istotne, to obraz Boga, który wyłania się z takiej praktyki. Bóg jawi się jako sadystyczny oprawca czyhający na ludzkie pomyłki, a relacja z nim opiera się na ślepym posłuszeństwie. To jednak nie jest relacja z Bogiem, ale z jakimś wypaczonym Jego obrazem. To nie przypadek, że Katechizm umieszcza zabobon wśród grzechów dotyczących pierwszego przykazania dekalogu: "Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną!". W zabobonie bowiem miejsce prawdziwego Boga zajmuje jakaś inna postać (bóstwo, duch nieczysty itp.), a jeśli się dobrze przyjrzeć, to okazuje się nią sam człowiek, bo za pomocą przewidzianych zabobonem działań kontroluje Boga, stawiając siebie ponad Nim.

Iluzje, które pomagają żyć

Jak żałosna i karykaturalna jest ta kontrola pokazuje wspomniany przykład skrupulanta. W sensie obiektywnym to nie on kontroluje rzeczywistość, ale raczej ona jego. W sensie subiektywnym ma on jednak poczucie pewnej władzy nad własnym życiem. To oczywiście złudzenie, ale subiektywnie wewnętrzny świat, który skurczył się do serii dziwacznych rytuałów, jest znacznie bardziej "bezpieczny" i "przewidywalny" niż ten realny, który czai się gdzieś tam, poza zasięgiem kontroli, i dlatego prowokuje ogromny lęk. A przecież o okiełznanie lęku tu idzie i to nawet za cenę utraty kontaktu z rzeczywistością. W myśl przysłowia: lepsze znane piekło niż nieznane niebo.

W lot łapiemy istotę problemu, kiedy analizujemy przykład skrupulanta, dużo trudniej jest nam natomiast odnieść się do własnego życia. Łatwo diagnozujemy innych, a nawet dajemy im dobre rady. Naszych własnych zabobonnych tendencji i przesądów nie nazywamy po imieniu, wolimy używać eufemizmów, określając je niegroźnymi przyzwyczajeniami, prywatną pobożnością, bezwiednymi rytuałami lub co najwyżej słabościami, przy czym w całej pełni korzystamy z błogiej iluzji kontroli nad własnym życiem. A przecież zabobon może dosłownie siedzieć w pierwszej ławce na Mszy św., bo może on także dotyczyć kultu prawdziwego Boga, np. gdy przypisuje się jakieś magiczne znaczenie pewnym praktykom, nawet uprawnionym lub koniecznym (KKK 2111).

Nieodzowne jest więc dotknięcie problemu lęku i zrozumienie, dlaczego się przed nim bronimy.

Bać się, czy się nie bać?

Powyższe pytanie godne jest Szekspirowskiej emfazy, bo istotnie "oto jest pytanie". Z jednej strony nie możemy zakazać sobie odczuwania emocji, ale z drugiej sama natura - by nie mówić wprost o tzw. mechanizmach obronnych -pomaga nam pogodnie uśmiechać się nawet w obliczu największego niebezpieczeństwa.

Im bardziej prymitywne są owe mechanizmy obronne, tym bardziej komuś stojącemu z boku włosy stają dęba na głowie. Często to nie lęk jest przerażający, ale to, do czego gotów jest posunąć się człowiek, by go w sobie zagłuszyć. Czasem płaci się najwyższą cenę-traci się własne człowieczeństwo. Warto w tym miejscu przypomnieć głośny ostatnio przypadek Andreasa Breivika, który przygotowując się do ataku terrorystycznego na bezbronne dzieci i młodzież, obawiał się, że strach w czasie spełniania "misji" mógłby go sparaliżować i zatrzymać. Dlatego już zawczasu zaplanował, że nafaszeruje się sterydami powodującymi wzrost agresji i będzie słuchał sugestywnej muzyki z iPoda, by zagłuszyć jęki umierających… .. A wszystko po to, by się nie bać.

Jak więc żyć, by nie zatracić własnego człowieczeństwa, a jednocześnie nie umrzeć ze strachu? Z przeciwstawnych elementów powyższego pytania należałoby uczynić nie tyle wzajemnie wykluczające się ekstrema, ale raczej dwa bieguny tej samej rzeczywistości, które potrzebują siebie nawzajem, by utrzymać niezbędną dla godnego życia równowagę. Lęk przypomina nam bardzo podstawową, choć niewygodną prawdę, że jesteśmy stworzeniami, tylko stworzeniami. Choć nasze życie jest cudowne i wspaniałe, to jednocześnie niezwykle nieprzewidywalne i kruche. Wystarczy nieskoordynowany ruch kierownicą na ostrym zakręcie, a z kolorowych planów na przyszłość nie zostanie nic, dosłownie nic. Nie znaczy to jednak, że mamy zamknąć się w czterech ścianach i mdleć na samą myśl o możliwym niebezpieczeństwie. Przeciwnie, z tego realnego napięcia między dwoma biegunami należy uczynić koło zamachowe duchowego wzrostu, tak by pozytywna strona mogła przeważyć tę negatywną - by odwaga zwyciężyła tchórzostwo, wiara niewiarę, nadzieja beznadzieję, a duch mdłe ciało. W tym duchowym zmaganiu nie jesteśmy przecież sami, wspomaga nas Bóg, który chce być z nami w nieustającej relacji.

Straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żyjącego (Hbr10,31)

Jesteśmy tylko stworzeniami, dlatego musimy odczuwać wobec naszego Stwórcy lęk i szacunek. Jednocześnie wiemy- bo przekonuje nas o tym Objawienie Boga w Jezusie Chrystusie - że Bóg jest miłością, dlatego nie mamy powodu, by lękać się Go ponad miarę. Wpaść w ręce Boga żyjącego, synonim śmierci w Starym Testamencie, w Nowym Testamencie nabiera zupełnie innej wymowy, bo oznacza wpaść w ręce miłosiernego Ojca, kochającego Oblubieńca czy też wszechogarniającego Ducha. Miłość jest tym językiem, który w relacji z Bogiem powinien być pierwszy i podstawowy. A ponieważ miłość oznacza bezwarunkowe oddanie się drugiej osobie, dlatego nie ma mowy o żadnej kontroli nad nią, a tym samym nie ma miejsca na zabobony lub przesądy.

Co więcej, w miłości nigdy oddanie się drugiemu nie jest jednostronne, ale zawsze jest obopólne. Bóg w tym dialogu miłości bynajmniej nie jest kimś biernym czy nieobecnym. Przeciwnie, On nas przebija tysiąckroć, wydając się w nasze ręce. Począwszy od daru zbawienia, którego owocem i uobecnieniem jest święta liturgia Kościoła, a kończąc na przykładach ciągłych interwencji Opatrzności Bożej, która każdego z nas nieustannie otula i strzeże. Paradoksalnie to, co w zabobonach i przesądach w sposób magiczny i ostatecznie bezowocny usiłuje się osiągnąć (kontrolę nad własnym życiem), to w żywym kontakcie z Bogiem jest dane darmo i w nadmiarze. Przecież Chrystus, któremu otwieramy drzwi naszego życia, nie jest nikim innym, tylko tym samym Jezusem z kart Ewangelii, który przychodzi, aby służyć, a nie żeby Jemu służono; przychodzi dać życie i to dać je w obfitości (por. J 10,7-11). Otwórzmy drzwi Chrystusowi szerzej i wpuśćmy Go w nasze życie. Niech weźmie wszystko, bo wtedy i my otrzymamy wszystko!

o. dr Stanisław Morgalla, jezuita, psycholog, kierownik duchowy, wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie lękajcie się - łatwo powiedzieć…
Komentarze (19)
DW
do wojtka rycha
1 maja 2013, 08:50
" Bóg... Dopuszcza do nas zło, gdy je zapraszamy do siebie..." Ha, gdyby tak było rzeczywiście jak piszesz.... Co powiesz jednak na zło, którego np. doświadczają dzieci od ojca alkoholika? Albo czy uważasz, że zgwałcona kobieta sama dopusciła do siebie to zło? A może zdradzony i opuszczony małżonek sam tego chciał? Upraszczasz Bracie.
BJ
Bóg jest naszym wrogiem
29 kwietnia 2013, 01:56
@wojtek rych ...U mnie było odwrotnie. Zyłem od wielu lat miłością do Boga i do bliźniego. Bóg był w centrum mojego życia. Mimo to, w swojej niesprawiedliwości zabierał mi On po kolei to co było dla mnie ważne i niezbędne. Jak już zabierze mi wszystko, popełnię samobójstwo. A ze szczurami nigdy nie umiałem i nie próbowałem się ścigać. Twoja historia nie jest moją historią.
O
olek
23 kwietnia 2013, 16:24
Ja rowniez dziekuje za swiadectwo i artykul powyzej.
CP
Chwała Panu!
23 kwietnia 2013, 09:10
@Wojtek rych  Zmieniłem i zaczynam od nowa ''budować na SKALE'' ... Dzięki za piekne świadectwo!
WR
wojtek rych
22 kwietnia 2013, 17:27
Tak uprawiałem zabobon, chociaż przez uważałem siebie za przykładnego katolika. Postawiłem Pana Boga na wysokiej kolumnie, niby dostojnym cokole i od czasu do czasu zwykle wniedzielę oddawałem Jemu pokłony w sensie następujacym (co widzę dopiero dzisiaj); Ty tu Panie Boże wyniesiony wysoko pomagaj mnie, abyś tylko nie przeszkadzał w moich sprawach. I wedle zasady ''róbta co chceta'' działałem w ''wyścigu szczurów''. Aż spotkało mnie nieprawdopodobne szczęście. Utraciłem wszystko po co sięgnąłem, bez oczekiwania aż bedzie mi dodane i zatrzymałem się osaczony jak wylękniony zwierzak. Ktoś powie; zgłupiał, mówi o szczęściu a utracił wszystko. Tak mówię o szczęściu, bo to Łaska. Odkąd zaprzestałem biegu do piekła i brukowania  drogi minnym. Z ogromnym trudem uświadomiłem to sobie; przyznałem się do tego i przed sobą i BOGIEM, że budowałem ''na piasku a nie na SKALE'' Wszystko się odmieniło, ujrzałem Prawdę i piękno życia jako Piękno Stworzenia, zachwyciłem się. Zmieniłem i zaczynam od nowa ''budować na SKALE'', teraz  nasłuchuję, co mówi Bóg do mojej duszy. To trwa dużo czasu to ''nie pstryk'', to pokorna praca nad sobą wedle uproszonych Łask dla Ludzkości przez Maryję; skruchy za grzechy, zadośćuczynienia i umocnienia do czynienia dobrych rzeczy. Czy Pan Bóg chciał mnie odebrać wszystko? Dzisiaj wiem że na pewno NIE. Ale jak to sie mówi; nie było na mnie siły, to był jedyny sposób uratowania mnie. Abym mógł żyć Miłością Boga do Bliźniego w; Miłości, Wierze, Dobrej woli, Prawości intencji, Wstrzemięźliwości, Szczetości i Duchu ofiary. Pan Bóg to Sama DOBROĆ w Miłości Miłosiernej, Który wedle udzielonej nam Wolnej Woli, nie narusza nigdy naszej suwerennej decyzji. Dopuszcza do nas zło, gdy je zapraszamy do siebie. Ale czyni to tak aby nas przekonać do Siebie i Swoich Intencji.  Aż sami zdecydujemy na powrót do Niego; Uznając Jego za Króla Królów Królestwa Niebieskiego. Wtedy Pomaga i przez Anioły i Świętych.
R
Renata
22 kwietnia 2013, 00:14
Jak byłam mała to moi dwaj bracia bili mnie po głowie, od tego bicia w wieku dorosłym jestem stuknięta i agresywna.
BJ
Bóg jest naszym wrogiem
21 kwietnia 2013, 23:58
Nie potrzebuję waszej sympatii i nie szukam przyjaźni wśród takich falszywców jak "(nie)życzliwy", mam cie gdzieś razem z twoimi wszystkimi uwagami, to ty pisałeś i wyzywałeś mnie jako klara i życzę ci tego wszystkiego co spotyka mnie, oby przeszło na ciebie skoro jesteś taki pewny że kłamię. I jeszcze raz: MAM W TYLE twoją sympatię i zainteresowanie, podcieram sobie nimi cztery litery.
ŻA
Życzliwy, ale już mniej
21 kwietnia 2013, 23:44
"Też się za ciebie pomodlę ty NIEZYCZLIWY chamie, o raka z przerzutami i samotność do końca życia. Oby przeszły na ciebie wszystkie moje choroby i cierpienia." Nie wiem co Ci jest, ale takimi tekstami na pewno nie wzbudzisz tu sympatii ani zbyt długiego zainteresowania. Ludzi, którzy cierpią nie zachowują się tak jak Ty, więc mam wrażenie, że to tylko jedna wielka ściema: Ty tylko prowokujesz i trollujesz. Jeśli tak jest to tym bardziej potrzebujesz pomocy. Żal mi Cię i weź się nawróć na jakieś minimum przyzwoitości. I nie odpowiadaj na ten tekst, bo jak widzisz administrator wyrzucił już co bardziej wulgarne teksty. 
K
kasia
21 kwietnia 2013, 23:36
@Bóg nie jest dentystą ani lekarzem. Bóg jest sadyzmem który wyszukuje sobie ofiary zeby je dręczyć całe życie. Tacy jak ty są dowodami nienawiści Boga. ___ hmm tak sobie myślę że jesli w jakiś sposób wierzysz w to co piszesz - że Bóg taki jest, że 'szuka i dręczy' a pewnie w Niego nie wierzysz - to jakaś sprzeczność jest tutaj. chyba że naszą ludzką nautrą - szukasz kogoś/czegoś na co można zrzucić jakieś swoje niepowodzenia. przykładowo - ludzie którzy są 'zadeklarowani' jako ateiści czy wierzą w inne bóstwa - też przecież cierpią, chorują. i albo zwracają się  z tym do tego swojeg boga, albo jakby są zmuszeni to przyjąć ze to trafiło właśnie na nich. jeśli ktoś nie wierzy w Boga nie powinien na niego zrzucać jakiejś krzywdy-bo niejako uznaje Jego istnienie. dodam że Szatan przeciez jest świadomy isnienia Boga- wie że jest ale Mu się sprzeciwia. a czasem taka 'walka z Bogiem' i pytanie 'dlaczego ja?' może być objawem Jego działania w naszym życiu. choć nie wszyscy to zrozumieją. i jeszcze jedno jeśli stwierdzasz, iż ktoś jest 'dowodem nienawiści Boga' - to może nieświadomie ale uznajesz Jego istnienie, nie wiem czy uciekasz, boisz się czy jest ci to obojętne, ale uznajesz, ze gdzieś tam coś/ktoś jest-bo na kogoś trzeba zrzucić swoje nieszczęscia, słabości, choroby, cierpienia. a jeśli to wszystko to tylko prowokacja kogoś, kto nie ma co robic ze sobą, i wzburza krew w "tych fanatykach", albo po prostu szuka przyjaciela może mało udolnie - to przykro mi że do tej pory nie udało Ci się znaleźć kogoś kto z Tobą porozmawia,wysłucha i zrozumie, poda pomocną dłoń. moja maleńka rada - spróbuj raz powiedzieć "TAK", ciągłe bycie na "nie" i "anty" wszystko nie zmniejszy cierpienia, nie uzdrowi z choroby. trzymaj się Przyjacielu, spokoju życzę i jeśli nie uznajesz Boga to choć wiary w siebie! sam możesz w swoim życiu coś zmienić na lepsze - naprawdę to jest możliwe!!! pozdrawiam swą modlitwą Kimkolwiek jesteś.
BJ
Bóg jest naszym wrogiem
21 kwietnia 2013, 22:25
@Bóg jest naszym wrogiem Liczą się czyny a nie uczucia. ... Czyli każdy dentysta jest naszym wrogiem. Tak? ...Bóg nie jest dentystą ani lekarzem. Bóg jest sadyzmem który wyszukuje sobie ofiary zeby je dręczyć całe życie. Tacy jak ty są dowodami nienawiści Boga.
BJ
Bóg jest naszym wrogiem
21 kwietnia 2013, 22:19
Też się za ciebie pomodlę ty NIEZYCZLIWY chamie, o raka z przerzutami i samotność do końca życia. Oby przeszły na ciebie wszystkie moje choroby i cierpienia.
Ż
Życzliwy
21 kwietnia 2013, 21:17
@ Bóg jest naszym wrogiem Bracie, chyba pomyliłeś deon z onet.pl. Tutaj takie chamskie teksty nie przejdą. Klara próbowała się do Ciebie odezwać po ludzku, a Ty do niej jakbyś był jakimś trollem. Chłopie opanuj się! Twoja reakcja stawia pod znakiem zapytania wszystkie treści, które zamieściłeś. Jeśli szukasz pomocy, to napisz to jasno. Jeśli tylko chcesz się na kimś wyładować, to już nie musisz tego pisać, bo to jest dość jasne.  Pomodlę się w twojej intencji, bo tak czy inaczej potrzebujesz takiego wsparcia. 
K
klara
21 kwietnia 2013, 20:43
G. cie obchodza moje cierpienia. ... To po co się tu z nimi afiszujesz?
K
klara
21 kwietnia 2013, 20:05
@Bóg jest naszym wrogiem Liczą się czyny a nie uczucia. ... Czyli każdy dentysta jest naszym wrogiem. Tak?
K
klara
21 kwietnia 2013, 19:05
największym, najbardziej nieobliczalnym zagrożeniem i wrogiem, które może w każdej chwili, z zimną nienawiścią, zabrać nam wszystko i nie dać nic w zamian. Jego kolejne kroki to kolejne ciosy. Ten potwór nie ma żadnych uczuć albo nie istnieje. Znam to wszystko z własnego życia. ... To prawda, że może w każdej chwili zabrać nam wszystko. Temu zaprzeczyć nie można. Znamy to i z życia i z Pisma Św. Ale przypuszczenie, ze czyni to "z zimną nienawiścią" jest zwykłym pomówieniem - nie masz  możliwości wglądu w Boże uczucia.
O
og
21 kwietnia 2013, 17:43
Bóg jest miłością! To jest imię naszego Boga! Innego Boga nie mamy! To co przedstawiasz jako Boga jest jego karykaturą!
J
J8VXV
21 kwietnia 2013, 17:14
Jeśli Kościół nie odejdzie od doloryzmu (który jest zresztą herezją), to jeszcze wielu ludzi odejdzie od Kościoła i Boga, który tak czy owak ma zamiar ich zniszczyć.
O
og
21 kwietnia 2013, 16:35
może tylko tyle, że skrupulanctwo jest formą zabobonu, choć nikt tego pewnie tak nie nazywa.
L
lukasz
21 kwietnia 2013, 15:36
Nie rozumiem dlaczego tu został podany przykład skrupulanta. Przecież skrupulanci to osoby które chorują na nerwicę i odczuwaja wewnętrzny przymus i w zasadzie chcą się z tego uwolnić ale nie mogą, pomimo tego że zdają sobie sprawę z bezsensu swoich natręctw. Często są to osoby pedantyczne, pragnące poczucia kontroli i tym bardziej bolesne jest dla nich to przymusowe wykonywanie kompulsji. Ale co to ma wspólnego z zabobonem?