Ogromny błąd w naszym myśleniu o Bogu

(fot. shutterstock.com)

Gdy wstąpiłem do nowicjatu, pojęcie bycia w "relacji" z Bogiem wprawiało mnie w zakłopotanie. My, nowicjusze, słyszeliśmy o niej dość często. Ale co ja miałem zrobić, by nawiązać relację z Bogiem? Co to w ogóle miało oznaczać?

Największym błędem w moim myśleniu było to, że sądziłem, iż zanim zbliżę się do Boga, będę musiał się zmienić. Jak wielu początkujących w życiu duchowym, czułem, że nie jestem godzien, by się do Niego przybliżyć. Dlatego też czułem się głupio, próbując się modlić. Wyznałem to Dawidowi Donovanowi. "Co muszę zrobić, zanim nawiążę relację z Bogiem?", zapytałem. "Nic", odpowiedział. "Bóg spotka się z tobą tam, gdzie jesteś".

To spostrzeżenie miało moc wyzwalającą. Choć Bóg zawsze wzywa nas do nieustannego nawracania się i wzrostu i chociaż jesteśmy ludźmi niedoskonałymi, a czasem grzesznymi, Bóg kocha nas takich, jacy jesteśmy teraz. Jak pisze hinduski jezuita Anthony de Mello, "nie musisz się zmieniać, by Bóg cię kochał". I to jest jedno z najważniejszych spostrzeżeń pierwszego tygodnia Ćwiczeń duchownych św. Ignacego: jesteś kochany nawet w swoich niedoskonałościach. Bóg już cię kocha.

Chrześcijanin może to wyraźnie zauważyć w Nowym Testamencie. Jezus często nawołuje ludzi do nawrócenia, by przestali grzeszyć, do zmiany życia; nie odkłada jednak spotkania z nimi do momentu, gdy tak uczynią. Od razu wchodzi z nimi w relację - z takimi, jacy są. Spotyka ich tam, gdzie są, i takich, jakimi są.

DEON.PL POLECA

Bóg wie, jak masz go szukać

Istnieje jeszcze jeden sposób rozumienia tej prawdy. Bóg nie tylko pragnie pozostawać z tobą w relacji, ale Jego sposób jej nawiązywania często zależy od tego, gdzie jesteś w swoim życiu.

Jeśli znajdujesz szczęście przede wszystkim w relacjach, to może być właśnie sposób, w jaki Bóg chce cię spotkać. Szukaj Boga w przyjaźni. Jeśli jesteś rodzicem, Bóg może spotykać się z tobą poprzez twojego syna lub córkę (a także wnuka lub wnuczkę). Kilka dni temu pewien mężczyzna opowiadał mi, z jak wielkim trudem przychodzi mu być wdzięcznym. Gdy zapytałem, gdzie najczęściej znajduje Boga, jego twarz natychmiast się rozjaśniła. Powiedział: "W moich dzieciach!". Łatwo było mu znaleźć Boga, ponieważ wiedział, gdzie szukać.

Znajdujesz radość w przyrodzie? Szukaj Boga w morzu, na niebie, w lesie, na polach i w strumykach. Spełniasz się w świecie poprzez działanie? Szukaj Boga w pracy. Radość daje ci sztuka? Idź do muzeum, na koncert lub do kina i tam szukaj Boga.

Szukajcie łaski w rzeczach najmniejszych, a znajdziecie łaskę umożliwiającą dokonanie rzeczy największych, wiarę w nie i nadzieję. Bł. Piotr Faber SJ, jeden z pierwszych jezuitów
Bóg może nas spotykać wszędzie. Jeden z moich najbliższych jezuickich przyjaciół, George, jest kapelanem więziennym. Niedawno zaczął udzielać ćwiczeń duchownych osadzonym w bostońskim więzieniu. W rozmowie z Georgeem jeden z więźniów wyznał, że właśnie miał uderzyć faceta w twarz, gdy nagle poczuł, że Bóg daje mu "trochę czasu", by jeszcze raz się zastanowił. Dzięki temu doświadczeniu zaniechał przemocy. Oto Bóg spotkał więźnia w jego celi.

Bóg chce, byś go znalazł

Co więcej, Bóg spotyka nas na sposób, który rozumiemy, którego sens potrafimy odczytać. Niekiedy spotyka nas w jeden z opisanych powyżej sposobów, a czasem w sposób tak osobisty, tak dopasowany do niepowtarzalnych okoliczności naszego życia, że wyjaśnienie go innym jest prawie niemożliwe.

Jeden z moich ulubionych przykładów z literatury ilustrujący takie spotkanie pochodzi z napisanego w 1877 roku opowiadania Gustawa Flauberta zatytułowanego Prostota serca, przedstawiającego historię biednej służącej Felicyty.

Przez wiele lat ta dobroduszna kobieta cierpliwie znosiła ponurą pracodawczynię, władczą panią Aubain, która pewnego razu ciężko pracującej Felicycie ofiarowała kolorową papugę Lulu. Ptak był jedyną niezwykłą rzeczą, jaką posiadała (pojawia się on również w tytule powieści Papuga Flauberta Juliana Barnesa, angielskiego pisarza, który "odczuwał brak Boga").

Niestety, doszło do nieszczęścia: ukochana Lulu zdechła. W akcie rozpaczy Felicyta wysłała papugę do wypchania. Kobieta umieściła ptaka na dużej szafie obok świętych relikwii. Jak czytamy: "Felicyta, budząc się, widziała ją w szarym brzasku poranka i wtedy wspominała minione dni: obrazy codziennych zajęć i sceny bez znaczenia przesuwały się przed jej oczami dokładnie, aż do najdrobniejszych szczegółów. Rozpamiętywała je bez bólu, pełna wewnętrznego spokoju".

Po śmierci swojej pani Felicyta postarzała się, a jej życie stało się proste i pobożne.

"Minęło lat wiele", pisze Flaubert. W końcu, w chwili śmierci, Felicyta doświadczyła dziwnej, acz pięknej wizji: "I kiedy oddawała ostatnie tchnienie, zwidziała się Felicycie olbrzymia papuga krążąca w otwartych niebiosach, ponad jej głową".

Bóg przychodzi do nas w taki sposób, który możemy pojąć.

Bóg przychodzi nieoczekiwanie

Podam przykład z własnego życia. W pewnym momencie mojej jezuickiej formacji zostałem wysłany na dwa lata do Nairobi w Kenii, gdzie pracowałem w Jezuickiej Służbie na rzecz Uchodźców.

Pomagałem osiedlającym się w mieście uchodźcom z Afryki Wschodniej zakładać własne interesy, które dawały im utrzymanie. Na początku mojego pobytu, odcięty od przyjaciół i rodziny w Stanach, czułem się przytłoczony samotnością. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy rozchorowałem się na mononukleozę i potrzebowałem całych dwóch miesięcy, by powrócić do zdrowia. Był to naprawdę trudny czas.

Na szczęście przyszło mi pracować z ludźmi wielkodusznymi. Wśród nich była Uta, świecka Niemka mająca duże doświadczenie w pracy z uchodźcami w Azji Południowo-Wschodniej. Gdy wyzdrowiałem, praca paliła się nam w rękach: z czasem nam dwojgu udało się pomóc uchodźcom w założeniu około dwudziestu biznesów - od zakładów krawieckich przez niewielkie restauracje, piekarnię aż po małą kurzą fermę. W rozległej dzielnicy slumsów Nairobi otworzyliśmy nawet sklepik z artykułami rękodzielniczymi wytwarzanymi przez uchodźców.

Była to niewiarygodna odmiana - na początku wyczerpany leżałem w łóżku i zastanawiałem się, po co tam przyjechałem. Przeżywałem, że będę musiał wrócić do domu, a myślenie o tym, co w ogóle mógłbym jeszcze w takiej sytuacji zrobić, przyprawiało mnie o ból głowy. Na końcu w pocie czoła pracowałem z uchodźcami z całej Afryki Wschodniej, zarządzałem sklepem, w którym drzwi się nie zamykały, i miałem świadomość, że nigdy wcześniej nie doznałem tak wielkiego szczęścia i wolności. Było wiele trudnych dni, ale były też i takie, kiedy myślałem: "Wprost trudno mi uwierzyć, że aż tak uwielbiam tę pracę!".

Pewnego dnia wracałem ze sklepu do domu. Długa, brunatna droga biegła od pobliskiego kościoła, stojącego na skraju slumsów, na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na rozległą dolinę. Stamtąd wyboistą ścieżką schodziło się w dół, przez gąszcz bananowców z ciężko zwisającymi liśćmi, bujnych fikusów, pomarańczowych liliowców, wysokich traw, przez pola obsiane zbożem. W drodze do doliny mijałem ludzi pracujących w ciszy na swoich poletkach. Podnosili głowy i wołali do mnie, gdy przechodziłem. Bajecznie kolorowe, opalizujące nektarniki śpiewały z wierzchołków wysokich traw. Dnem doliny przepływała niewielka rzeka. Przez wątły mostek dostałem się na drugą stronę.

Wspiąłem się na przeciwległą stronę wzgórza i odwróciłem, by spojrzeć za siebie. Mimo że była już piąta po południu, równikowe słońce paliło zieloną dolinę, oświetlając długą, brunatną drogę, niewielką rzekę, ludzi, bananowce, kwiaty i trawy.

Niespodziewanie poczułem, jak zalewa mnie szczęście. "Jestem szczęśliwy, że tu jestem". Doświadczywszy samotności, choroby, tylu trudności, w końcu czułem, że jestem właśnie tam, gdzie mam być.
Było to doznanie zadziwiające. Oto Bóg mówił do mnie tu, gdzie byłem - fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie - i zapewniał mi to, czego tamtego dnia potrzebowałem.

Czy to była jasność? Niepospolita tęsknota? Uniesienie? Trudno powiedzieć. Może wszystko naraz. Miało jednak szczególne znaczenie w miejscu, w którym się wówczas znajdowałem.

Nie czekaj! Bóg jest gotowy

Bóg przemawia do nas w sposób, który jesteśmy w stanie pojąć. Z Ignacym zaczął się komunikować w czasie jego rekonwalescencji - gdy był szczególnie słaby i gotowy słuchać. Do mnie tamtego dnia w Nairobi Bóg przemówił przez obraz niewielkiej doliny.

Również ciebie Bóg może spotkać w każdym czasie, niezależnie od tego, jak dziwne mogłyby być okoliczności. Do tego, by doświadczyć Boga, twoje codzienne życie nie musi być doskonale zorganizowane. Twój duchowy dom nie musi być wysprzątany, by Bóg chciał do niego wejść.

W Ewangeliach Bóg bardzo często spotyka ludzi w samym środku ich pełnego zajęć życia. Piotr naprawia sieci na brzegu morza, Mateusz pobiera cło na swoim posterunku. Równie często spotyka ludzi znajdujących się w ich najgorszym położeniu: cudzołożnicę, która ma zostać ukamienowana, kobietę chorą od wielu lat, obłąkanego i opętanego mężczyznę. W każdej z tych sytuacji Bóg mówił tym zajętym, zestresowanym, zmartwionym i przerażonym ludziom: "Jestem gotowy spotkać się z wami, jeśli tylko wy jesteście gotowi na spotkanie ze mną".

Jeśli Bóg spotyka cię tam, gdzie jesteś, oznacza to, że właśnie tam jest dobre miejsce na spotkanie z Bogiem. Nie musisz czekać do momentu, w którym twoje życie się ustabilizuje, dzieci wyfruną z rodzinnego gniazda, znajdziesz idealne mieszkanie lub wrócisz do zdrowia po długiej chorobie. Nie musisz czekać do momentu, w którym przezwyciężysz swoje grzeszne nawyki, staniesz się bardziej "religijny" lub będziesz umiał "lepiej" się modlić.

Nie musisz czekać na żadną z tych sytuacji.

Bóg jest gotowy już teraz.

* * *

Fragment pochodzi z książki Jamesa Martina SJ "Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim. Duchowość twojej codzienności". Teraz 20% taniej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ogromny błąd w naszym myśleniu o Bogu
Komentarze (4)
K
k.jarkiewicz.ign
30 lipca 2017, 08:27
Trzy uwagi: 1) James Martin mimo,że jest wybitnym amerykańskim jezuitą to przemawia jak typowy zbuntowany prezbiterianin, który się spiera z "Księgą Dyscypliny" -fakt, na kontakt z Bogiem nie musisz zasługiwać,ale nie jest to wynikiem Twojej duchowej postawy,ale konsekwencja działania Bożego - ono jest wyprzedzające,Bóg nie jest z tego świata i nie obowiązują go nasze humanistyczne kryteria dostępności czy łaski 2) w świecie pozbawionym transcendencji osoby, które pociąga duchowość,nawet jeżeli nie są duchowo wyrobione, pragną i robią wszystko,aby stworzyć "platformę lądowania Ducha Świętego". Głód transcendencji jest straszny i nie może nic z nim się równać niemniej humanizacja Boga w żaden sposób go nam nie przywróci. Nie dlatego dokonało się zmartwychwstanie,że Maryja, uczniowie czy Maria Magdalena tęsknili za Jezusem i chcieli go zobaczyć, tylko dlatego,że Bóg tak chciał. Nie można zastępować realnego kontaktu z Bogiem doświadczeniem Boga w ludziach, przyrodzie czy emocjonalnym poczuciu szczęścia. Przykro stwierdzić,ale to są ersatze,które równocześnie umniejszają wagę człowieka, przyrody czy uczuć. Zestawianie ich z Bogiem jest nieadekwatne do rangi problemu doświadczenia transcendentnego. 3) Rozumiem frustrację Jamesa Martina - jest powołanym do głoszenia Dobrej Nowiny w świecie zupełnie zlaicyzowanym i pozbawionym transcendencji, jest duszpasterzem, do którego przychodzą ludzie jak do lekarza mówiąc,że umierają z powodu głodu Boga i ten stara się jak umie zaradzić ich dramatowi: wiemy,że czasami placebo pomaga,ale w sprawach duchowości to nie działa. Transcendencja nie jest do podrobienia,bo nie jest na naszą miarę rozumowania. Kapłanom radzę:odmawiać codziennie brewiarz i różaniec,odprawiać mszę św. i udzielać sakramentów i nic wiecej ponad to nie robić nawet gdyby świerzbiły ręce. Reszta należy do Boga i tylko do niego.
P
piotr.b936
3 września 2018, 23:35
Bóg szanuje Twoją wolność. Chodzi o pewna otwartość na Boga, zaproszenie, ufność albo błaganie. Łotr na krzyżu poprosił Jezusa aby wspomniał na niego i Jezus nie dość że nawiązał z nim relacje to jeszcze wybaczył natychmiast jemu wszystnie winy i powiedział że będzie w raju. Oczywiście jeśli grzechy życia przeważają dobre uczynki to jeszcze pokuta na ziemi albo w czyścu. Sakramenty też należy przyjmować jeśli ma sie taka możliwość. Gdy sie jest naprawde blisko z Bogiem, zawierza sie Jemu całkowicie, to Bóg nas przemienia i uzdalnia do wykonywania jego dzieła naszymi rękoma - wtedy dopiero wydajemy owoce pełniąc Jego wolę (dorastamy)
Zbigniew Ściubak
29 lipca 2017, 10:43
Doskonały tekst. Zwłaszcza jego długość wybrana przed redaktora deonu. Więcej w internecie trzeba takich długi tekstów. Może dwa razy dłużyszy byłby dwa razy lepszy? Albo tak trzy razy? Cztery? Ten byłby najlepszy. Pięć. Zdecydowanie pięć. Pięć razy dłużyszy. Tyle dobra by spłynęło do czytelników. Sześć? Teraz do rzeczy. Racja. Właściwa myśl. Błędna nauka głoszona od najmniejszego jest taka: "Nie jesteś godzien". "Nie teraz!". "Czy już się przygotowałeś, odpokutowałeś, odpowiednio przeszedłeś wszystkie niezbiędne procedury". To jest zachowanie Apostołów, którzy nie dopuszczali dzieci do Pana Jezusa. To jest praktyka niestety nauczania KK u nas. Ta zawistna krytyka, że gdzie indziej ludzie gremialnie przystępują do sakramentu eucharystii, gdy tymczasem - nie przygotowani jak ten Mateusz siedzący na drzewie. To się powoli zmienia, to podejście, ta percepcja. Ten tekst jest dobry w tym sensie własnie
AC
Anna Cepeniuk
30 lipca 2017, 11:38
Dokładnie tak samo uważam... i dlatego piszę oprócz oceny pod Twoim komentarzem... Dodam do tego, że obecnie nie tylko nie dopuszczają do Pana Jezusa, ale tych, którzy są przy nim na każdy możliwy sposób odpychają lub wręcz "wyrzucają" z Kościoła. Zarówno nieustanną krytyką, wpuszczającą słuchaczy wyłącznie w poczucie winy.... mówienie o tych, których w Kościele nie ma... a jak tego mało to straszenie wszystkim tym co jeszcze straszy... z dopatrywaniem się diabła we wszystkim co możliwe...