Nie raz, dopuszczając się aż ludobójstwa, zabijaliśmy w ludziach to, czego nienawidziliśmy w sobie – przede wszystkim sumienie. Jeśli tak, to rozważając mękę i śmierć Pana Jezusa, tym uważniej przypatrujmy się, jak Jezus reaguje zwłaszcza na tych z ludzi, którzy wyrządzają Mu krzywdę.
Sumienność sumienia. O co chodzi w tym sformułowaniu, najtrafniej wykłada wiersz Zbigniewa Herberta pt. Potęga smaku, dedykowany filozof, żołnierzowi AK i opozycjonistce, prof. Izydorze Dąmbskiej. Z tego też wiersza zaczerpnięto tytuł tego eseju. Poeta, opisując terror komunistyczny, którego on sam aż nadto doświadczył, mówi:
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
[…]
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa[1].
Idąc za Herbertem, i parafrazując jego „potęgę smaku”, można pewnie powiedzieć, że sumienność jest smakiem sumienia, jego istotą. Po tym smaku poznajemy, jakie jest nasze nastawienie do rzeczywistości, i to on pozwala orientować się w gąszczu wydarzeń – smakować je. Sprawia, że nie dajemy się ograniczyć tylko do jednego sposobu poznawania rzeczywistości. Kiedy jednak sumienie z uporem wyjaławiamy, ono – wbrew naszej woli – znajduje sposób, żeby zaburzyć i zburzyć ten bezsmakowy tak zwany święty spokój. Do tego typu rewolucji dochodzi z różnych przyczyn i na różne sposoby. W wierszu Zbigniewa Herberta Brewiarz czytamy:
Panie,
wiem że dni moje są policzone
zostało ich niewiele
Tyle żebym jeszcze zdążył zebrać piasek
którym przykryją mi twarz
nie zdążę już
zadośćuczynić skrzywdzonym
ani przeprosić tych wszystkich
którym wyrządziłem zło
dlatego smutna jest moja dusza
życie moje
powinno zatoczyć koło
zamknąć się jak dobrze skomponowana sonata
a teraz widzę dokładnie
na moment przed kodą
porwane akordy
źle zestawione kolory i słowa
jazgot dysonans
języki chaosu
dlaczego
życie moje
nie było jak kręgi na wodzie
obudzonym w nieskończonych głębiach
początkiem który rośnie
układa się w słoje stopnie fałdy
by skonać spokojnie
u twoich nieodgadnionych kolan[2].
Spróbujmy więc przypatrzeć się sumienności sumienia kilku postaci Nowego Testamentu, które odegrały znaczącą rolę w życiu społecznym, politycznym, kulturalnym i religijnym ówczesnego pokolenia i takąż samą odgrywają dzisiaj. Paweł Apostoł mówi, że Jezus „nas uzdolnił, byśmy byli sługami Nowego Przymierza, które nie opiera się już na literze, lecz na Duchu: litera bowiem zabija, a Duch ożywia” (2 Kor 3,6)[3].
Sumienny apostoł
W Ewangelii św. Jana czytamy, jak to „Maria wzięła funt pachnącego i drogiego olejku nardowego, namaściła nim stopy Jezusa, po czym wytarła je własnymi włosami, a woń olejku napełniła cały dom. Wtedy odezwał się Judasz Iskariota, jeden z Jego uczniów, ten, który miał Go wydać: «Dlaczego nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów, a pieniędzy nie rozdano ubogim?». Powiedział to jednak nie dlatego, że zależało mu na ubogich, lecz dlatego, że był złodziejem. Mając bowiem sakiewkę, zabierał wkładane do niej datki. Jezus więc rzekł do niego: «Zostaw ją w spokoju. Ona przechowała go na dzień mojego pogrzebu»” (J 12,3–7). Niebawem dzień ten nadejdzie i będzie czasem męki, śmierci i pogrzebu zarówno Mistrza, jak i Jego ucznia, co więcej – przyjaciela. Judasz Iskariota był przecież skarbnikiem Jezusa i Dwunastu, co wskazuje, że Jezus i apostołowie darzyli go zaufaniem. Pieniędzy nie powierza się byle komu.
Po tym, co Judasz wyrządził Jezusowi, dla Kościoła, i nie tylko, stał się symbolem wszystkiego, co w człowieku najgorsze. Niektórzy z chrześcijan bez skrupułów umieszczą Judasza na samym dnie piekła, a swoich wrogów będą przezywać jego imieniem – judasze. Co gorsza, to piętno przylgnie do całego Izraela i będzie źródłem niepomiernych cierpień. Nie raz, dopuszczając się aż ludobójstwa, zabijaliśmy w ludziach to, czego nienawidziliśmy w sobie – przede wszystkim sumienie. Jeśli tak, to rozważając mękę i śmierć Pana Jezusa, tym uważniej przypatrujmy się, jak Jezus reaguje zwłaszcza na tych z ludzi, którzy wyrządzają Mu krzywdę. Spróbujmy też porównać nasze reakcje na naszych wrogów z Jego reakcjami. Dla przykładu popatrzmy, jak Judasza widzi papież Franciszek.
Otóż Franciszek, nawiązując do przypowieści o dobrym pasterzu i zaginionej owcy (por. Mt 18,12–14), nazywa Judasza bezprzykładną, zaginioną owcą. Człowiekiem rozgoryczonym, zawsze stojącym z boku, skrytym, nieznającym smaku bezinteresownej przyjaźni, nie wspominając o miłości. „Judasz – mówi papież – nigdy nie był człowiekiem zadowolonym”. Nosił w duszy jakąś ciemność, która oddzielała go od innych. Był złodziejem, co w tym przypadku znaczy, że był człowiekiem o rozdwojonym sumieniu, gdyż prowadził podwójne życie. Przyjaciela i wroga jednocześnie. Jednak Franciszek nie potępia Judasza, przeciwnie, ze współczuciem mówi o nim: „Owca zagubiona, biedaczysko!”, „biedny Judasz”. Przypomina też, że Jezus w Ogrodzie Oliwnym, kiedy Judasz przyszedł, aby Go wydać, z czułością nazywa go przyjacielem (por. Łk 26,50)[4].
Franciszek, nawiązując do przypowieści o dobrym pasterzu i zaginionej owcy, nazywa Judasza bezprzykładną, zaginioną owcą.
Przy innej okazji Franciszek przypomniał księdza Primo Mazzolariego, który w jednym z kazań tak mówił o Judaszu: „Biedny Judasz […]. Jest jedną z najbardziej tajemniczych postaci w Męce Pańskiej. […] Proszę was o okazanie łaski naszemu biednemu bratu Judaszowi. Nie wstydźcie się, że jesteście z nim spokrewnieni. Ja osobiście nie wstydzę się, ponieważ wiem, jak wiele razy zdradziłem Pana. Nazywając go bratem, używamy języka Boga”[5]. Co więc papieżowi i prezbiterowi, starszym Kościoła, daje prawo do takiego traktowania Judasza. Na pewno nie podszyta pychą litość.
Ewangelista Mateusz pisze, że kiedy Judasz „dowiedział się, że skazano [Jezusa] na śmierć, poczuł wyrzuty sumienia i odniósł trzydzieści srebrników wyższym kapłanom oraz starszym. Powiedział: «Zgrzeszyłem, gdyż wydałem niewinnego». A oni mu odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa». Wtedy rzucił pieniądze w stronę świątyni, odszedł stamtąd i powiesił się. A wyżsi kapłani wzięli srebrniki i powiedzieli: «Nie wolno ich wrzucać do skarbony, bo są zapłatą za krew». Po naradzie kupili za nie Pole Garncarza na cmentarz dla cudzoziemców. Dlatego miejsce to aż do dnia dzisiejszego nazywa się Polem Krwi” (Mt 27,3–8).
Trochę inaczej historię Judasza opowiada w Dziejach Apostolskich Piotr Apostoł: „Przewodził on tym, którzy uwięzili Jezusa – mówi apostoł – chociaż należał do nas i miał udział w tym samym posługiwaniu. On to kupił kawałek ziemi za pieniądze nieuczciwie zdobyte. Spadł jednak głową na dół, rozpękł się i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności. Dowiedzieli się o tym wszyscy mieszkańcy Jeruzalem i dlatego tę ziemię nazwano w ich języku Hakeldamach, to znaczy: Ziemia Krwi” (Dz 1,16–19). Tych przeczących sobie opisów nie da się uzgodnić, ale też nie ma takiej potrzeby. W jednym i drugim opisie jedno jest wspólne – Judasz ginie w tragicznych okolicznościach.
Myśląc o Jezusie, Judaszu i o sobie, chcę wierzyć, że jego tragiczna śmierć też niesie w sobie dobrą nowinę. Udowadnia, że nie da się żyć bez czułego sumienia, które w porę podpowie człowiekowi, co warte, a co niewarte naszego trudu, poświęcenia i to aż do ofiary z życia. Przecież choćby podczas ostatniej, daj Boże, wojny zginęły miliony tych, którzy ją rozpoczęli. Nie wiem, ale słusznie można domniemywać, że jakaś część z nich była przekonana, iż postępuje słusznie, zgodnie z prawem, sumiennie wykonując rozkazy władz. Judasz najwyraźniej miał, słuszne według niego, powody, żeby z Jezusem postąpić tak, jak postąpił. A jednak to Judasz jest nadzieją dla tych, którzy borykają się z bezdusznością swoją i bliźnich.
Ponad tą prawdą jest inna prawda: nikt z nich nie usprawiedliwiał siebie ani tym bardziej nie wybielał.
To prawda, Judasz wydał Jezusa, Piotr wyparł się, całkiem zresztą rozsądnie, bo kto sam włazi w ręce wroga, znajomości z Mistrzem. Prawdą jest, że w chwili śmierci wszyscy, z wyjątkiem Matki, kilku kobiet i ucznia, którego Jezus szczególnie kochał, opuścili Go, ale ponad tą prawdą jest inna prawda: nikt z nich nie usprawiedliwiał siebie ani tym bardziej nie wybielał. Wiedzieli, że wszystko jest w ręku Boga. Dlatego nie wydzierajmy Judasza z rąk i z serca Jezusa oraz z serca Kościoła. On nie przestał być apostołem i swoją tragiczną śmiercią odsłania tajemnicę cierpienia i rozpaczy wielu, dla których ich sumienie nie jest głosem Boga, ale syczeniem potępiającego ich pradawnego węża. Stańmy przy nich. Cyprian Norwid mówi:
[Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala...]
Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala,
Czy ten, co mówić o tem nie pozwala?
Czy ten żył za mnie, co nie zna mej winy,
Czy on, co nawet zna onej przyczyny?
Jaka różnica między oskarżeniem.
Z-niesieniem, klątwą, albo przemienieniem? –
I jak te rzeczy do siebie się mają,
I czy sądzący, ucząc się jej, zna ją?
I czy sumienie może jąć się za nic,
Bez-organicznem będąc, bo bez granic.
Czymś, co, jak magnes odpycha lub styka?…
A cnoty-treść co? – galwanoplastyka?…
A jaw co wtedy będzie? – A praktyka
Czym?…
…Tu – odpowiedź – w pukaniu stolika!![6]
Sumienny kapłan
Jan Ewangelista relacjonuje: „Wyżsi kapłani oraz faryzeusze zwołali więc Wysoką Radę i zastanawiali się: «Co mamy robić? Człowiek ten [czyli Jezus] dokonuje wielu znaków. Jeśli Go tak pozostawimy, wszyscy Mu uwierzą. Wtedy też wkroczą Rzymianie i zniszczą zarówno naszą świątynię, jak i naród». Jeden z ich grona, Kajfasz, który w tym roku pełnił funkcję najwyższego kapłana, rzekł do nich: «Wy nic nie rozumiecie. Nie bierzecie także pod uwagę tego, że będzie korzystniej, jeśli jeden człowiek umrze za lud, niż gdyby miał zginąć cały naród»” (J 11,47–50).
Kajfasz wyszedł z należnej mu roli, jako że kapłan nie jest po to, by skazywać na śmierć, nawet zbrodniarzy, ale jego powołaniem jest ratowanie od śmierci, zarówno tej duchowej, jak i fizycznej.
Takim postawieniem sprawy Kajfasz wyszedł z należnej mu roli, jako że kapłan nie jest po to, by skazywać na śmierć, nawet zbrodniarzy, ale jego powołaniem jest ratowanie od śmierci, zarówno tej duchowej, jak i fizycznej. Jakże się mylił, sądząc, że można zyskać cokolwiek dobrego za cenę krzywdy, w tym przypadku za śmierć niewinnego człowieka. Uważał najwidoczniej, że cel uświęca środki i w momencie skazywania Jezusa, a jeszcze przedtem spiskowania przeciwko Niemu, głos ludzkiego podobieństwa do Boga przytłoczyła pożądliwość władzy. Myślenie Kajfasza jest myśleniem polityka, złego polityka, a nie sumiennego kapłana. Podobnie zachowali się ówcześni politycy, marionetkowy król Herod i o wiele potężniejszy cesarski namiestnik Piłat. A dzisiaj? Dzisiejszym starszym Kościoła i politykom, którzy mienią się być katolikami, oraz nam, obywatelom, dobrze zrobi zapamiętanie takiej Fraszki Norwida. Zwłaszcza w odniesieniu do tego, jak traktujemy choćby uchodźców.
Dewocja krzyczy: „Michelet wychodzi z Kościoła!”
Prawda; Dewocja tylko tego nie postrzegła,
Że za kościołem człowiek o ratunek woła,
Że kona – że ażeby krew go nie ubiegła,
To ornat drze się w pasy i związuje rany.
*
A faryzeusz mimo idzie zadumany… (CN, t. 1, s. 168).
Ostatni wers jest nawiązaniem do przypowieści o dobrym Samarytaninie, w której kapłan i lewita, duchowni, mówiąc po dzisiejszemu, sklerykalizowani, nastawieni nacjonalistycznie i pewnie jak ich koledzy upolitycznieni, najobojętniej przechodzą obok konającego człowieka, a jakże, zasłaniając się swoim kanonicznym prawem i kazuistyczną troską o rytualną czystość, pozbawioną jednak czułości, wrażliwości serca i sumienia (por. Łk 10,30–37). „«Ten lud czci Mnie wargami, ale ich serce jest daleko ode Mnie. Daremnie jednak cześć Mi oddają, głosząc pouczenia, które są ludzkimi nakazami. Odrzucając przykazanie Boże, trzymacie się ludzkiej tradycji». Dalej mówił im: «Zręcznie uchylacie przykazanie Boże, aby tworzyć własną tradycję»” (Mk 7,6–9). Trzymanie się prawa, z którego duch miłosierdzia już dawno odleciał, sprawia, że ludzkie sumienia twardnieją. Cyprian Norwid w wierszu Socjalizm mówi:
1
Ludzie, choć kształtem ras napiętnowani,
Z wykrzywianymi różną mową wargi,
Głoszą: że oto źli już i wybrani,
Że już hosanna tylko, albo skargi…
– Że Pyton-stary zrzucon do otchłani;
Grosz? – że symbolem już; harmonią?… – targi!
2
Och! nie skończona jeszcze Dziejów praca –
Jak bryły w górę ciągnięcie ramieniem;
Umknij – a już ci znów na piersi wraca,
Przysiądź – a głowę zetrze ci brzemieniem…
– O! nie skończona jeszcze Dziejów praca,
Nie-prze-palony jeszcze glob, Sumieniem!” (CN, t. 2, s. 19).
Sumienny polityk
Na początek parę słów o tym, jak chrześcijanin podchodzi do działalności politycznej. W dekretach soborowych czytamy, że działalność tego typu jest sztuką trudną i szlachetną, wymagającą talentu, odwagi i kompetencji. Ale – jak wszystko na tym świecie – politykę można zepsuć i wtedy staje się ona nieszczęściem. Mamy tego krwawy ślad w Biblii. Taka bezduszna polityka stoi za śmiercią Jezusa.
Czytając ewangeliczne opisy ostatnich dni Jezusa przed Jego śmiercią i powstaniem z martwych, nie sposób nie zauważyć splatających się ze sobą dwu wątków, religijnego i politycznego. W tym splocie szczególna rola przypadła sumieniom tych, którzy ten splot tworzyli. A byli to ludzie, którzy mniemali, że posiadają władzę pochodzącą od Boga lub bogów, dlatego mogą decydować o istnieniu i nieistnieniu zarówno rzeczy jak osób. Przykład? Piłat. Podczas przesłuchania „zapytał Jezusa: «Skąd pochodzisz?». Lecz Jezus nie dał mu żadnej odpowiedzi. Piłat odezwał się więc do Niego: «Nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę Cię uwolnić i mam władzę Cię ukrzyżować?». Jezus mu odparł: «Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdybyś nie otrzymał jej z góry. Stąd większy grzech popełnił ten, kto wydał Mnie tobie»” (J 19,9–12). Piłat, jak na rzymskiego urzędnika przystało, sumiennie trzyma się prawa, ale też nie odmawia sobie posmakowania słodkości zemsty, cynizmu, bezduszności. Piłat jest wielki, a Jezus malutkim, zacofanym Galilejczykiem. Cyprian Norwid i wiersz Wielkość:
Wiesz, kto jest wielkim? – posłuchaj mię chwilę,
Nauczę ciebie
Poznawać wielkość nie tylko w mogile,
W dziejach lub w niebie.
Wielkim jest człowiek, któremu wystarczy
Pochylić czoła,
Żeby bez włóczni w ręku i bez tarczy
Zwyciężył zgoła!
Niższym się stawszy, on Zawiść poniża,
A Zawiść w czwały
Leci i czepia mu znamiona krzyża,
Wołając: „Mały!”
I kłamie sobie, jak kłamała pierwej,
Gdy on, z westchnieniem,
Przyjmuje sławę i niesławę – nerwy,
Prawdę – sumieniem.
Ludzie więc chlubią się, że wielkich znali,
K’temu jedynie,
Iż nie poznają się na wielkim mali
Pierwej, aż zginie.
Podobnież niedźwiedź: pierw trupa zakopie,
By dobył z trumny.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Lecz to w Syberii, nie zaś w Europie
Bywa rozumnej (CN, t. 1, s. 348).
W Ewangelii Łukasza czytamy, że kiedy zaprowadzono Jezusa do Heroda, ten wzgardził Nim: „Wyszydził Go, ubrał w lśniącą szatę i odesłał z powrotem do Piłata”. Teraz proszę zwrócić uwagę na następne zdanie: „Tego dnia Herod i Piłat stali się przyjaciółmi, wcześniej bowiem byli dla siebie wrogami” (Łk 23,11–12). Ktoś, ale nie chrześcijanin, nazwałby Heroda i Piłata skutecznymi politykami. Herod, wysyłając Jezusa do Piłata, zasygnalizował, że chce poprawy stosunków dyplomatycznych. Piłat, jako wytrawny polityk, w mig zrozumiał, o co chodzi Herodowi, i skwapliwie z okazji skorzystał. Znowu za cenę życia niewinnego człowieka. Co więcej upokorzył przy okazji znienawidzonych przez niego kapłanów i arcykapłanów.
„Piłat zwołał wyższych kapłanów, przełożonych oraz lud i przemówił do nich: «Przyprowadziliście do mnie tego człowieka, zarzucając Mu, że podburza lud. Tymczasem ja, po przesłuchaniu Go w waszej obecności, nie znalazłem w tym człowieku żadnej winy, o którą Go oskarżacie. Podobnie Herod, gdyż odesłał Go do nas. Nie uczynił On więc niczego, za co należałoby Go skazać na śmierć»” (Łk 23,13–15). Wbrew temu, dla własnej wygody oraz spokoju społecznego i korzyści politycznych, skazał Jezusa na śmierć. Nie trzeba było długo czekać, żeby się przekonać, iż Piłat, Herod i Kajfasz, jak też ci, którzy poszli za nimi, źle, bardzo źle przysłużyli się narodowi i sprzeniewierzyli się Bogu. Chcieli dobrze, wyszło jak najgorzej. Zwycięzcą w tej polityczno-religijnej potyczce, jak się niebawem okaże, będzie ich ofiara, niewinny człowiek i jednocześnie Bóg. Od tamtej pory wiemy: godząc w niewinnego człowieka, godzimy w Boga. Ale wciąż zapominamy o tym i wciąż, powołując się na najwznioślejsze ideały narodowo-religijne, dołączamy do Kajfasza, Heroda i Piłata, i wielu im podobnych, znanych nam z historii całkiem niedawnej i obecnie się dziejącej. Czego więc zabrakło tym ludziom dobrej woli, którzy sprowadzili na innych, a w rezultacie na siebie, najpotworniejsze nieszczęścia? Gdzie było ich sumienie?
Pierwsza, rzucająca się w oczy przyczyna to lekceważenie dialogu. Ludzie bez sumienia nie umieją słuchać, bo zdaje się im, że nie potrzebują żadnego człowieka jako człowieka, ale jako rzecz, którą po wykorzystaniu należy wyrzucić.
Pierwsza, rzucająca się w oczy przyczyna to lekceważenie dialogu. Ludzie bez sumienia nie umieją słuchać, bo zdaje się im, że nie potrzebują żadnego człowieka jako człowieka, ale jako rzecz, którą po wykorzystaniu należy wyrzucić. Tymczasem sumienie, dla życia i rozwoju, owszem, potrzebuje rzeczy, ale przede wszystkim ludzi, społeczności, wspólnoty. To dlatego człowiek szuka człowieka. Nie wystarczają człowiekowi nakazy, zakazy, a nawet przykazania, pragnie czegoś innego i trudniejszego. To dlatego fundamentem Dziesięciu słów Boga, czyli przykazań Bożych, jest przykazanie miłości: „Będziesz miłował Pana, swego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie jest podobne do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy” (Mt 22,37–40). Nie na tym jednak koniec. Jezus mówi: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela będziesz nienawidził. A Ja wam mówię: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za waszych prześladowców, abyście byli synami waszego Ojca, który jest w niebie. On sprawia, że słońce wschodzi dla złych i dobrych i zsyła deszcz dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych. […] Bądźcie więc tak doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec Niebieski” (por. Mt 5,43–48).
Zatem w sformułowaniu „sumienne sumienie” pobrzmiewa skarga Franciszka z Asyżu: „Chciałbym mieć niezwyciężone skrzydła orła, aby przemierzać góry i wykrzykiwać nad miastami: Miłość nie jest kochana! Miłość nie jest kochana! Jakże ludzie mogą kochać się nawzajem, jeżeli nie kochają Miłości?”[7]. Ale to słowo, dla niesumiennego sumienia, jest słowem bez znaczenia.
Przypisy:
[1] Z. Herbert, Wiersze wybrane, oprac. R. Krynicki, Kraków 2005, s. 283.
[2] Tamże, s. 345.
[3] Wszystkie cytaty biblijne za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2009.
[4] Za: https://www.gosc.pl (Franciszek o Judaszu i czułości Boga).
[5] Za: https://deon.pl (Niezwykły wizerunek Jezusa we francuskim opactwie).
[6] C.K. Norwid, Pisma wszystkie, t. 1, Warszawa 1971, s. 249. Dalej: CN.
[7] Za: https://pl.aleteia.org (Historia o tym, jak św. Franciszek płakał i żałował, że nie ma tyle łez co wody w morzu).
Tekst ukazał się w "Życiu Duchowym". Cały numer znajdziesz tutaj >>
Skomentuj artykuł