W zeszłoroczny poniedziałek nic się nie skończyło, jazda bez trzymanki dopiero się zaczęła. Bo wiecie, to nie jest tak, że jego nie ma. Jest codziennie i robi czasem takie cuda w moim życiu, że trudno o lepszy znak.
Nie jestem pewien, czy to, co łączyło mnie z ks. Kaczkowskim, to była przyjaźń, czy koleżeństwo, jakie okazywał każdemu, kogo spotkał. Wiem natomiast, że jego siła polegała na traktowaniu wszystkich serio i okazywaniu szacunku tym, którzy nie czują się całkiem swojo w murach kościoła.
Myślę, że czuli się przy nim zauważeni, nie wepchnięci do jednej z kościelnych szufladek, nie jak anonimowi grzesznicy, ale przede wszystkim ludzie, którzy o Bogu chcą słuchać konkretnie, prosto, bez biadolenia nad stanem dzisiejszego świata i wywyższaniem się ze złoconej ambony.
To jedna z najważniejszych fotografii, jakie mam. Była wiosna 2015 r. Po kolacji, na której omal nie udławiłem się oliwką z pestką po tym, jak Jan opowiedział kawał, podeszliśmy do niego z Grześkiem Kramerem i poprosiliśmy o zdjęcie. Nie pamiętam co odpowiedział, ale był w świetnym humorze. Trudno się dziwić, polędwica była podana idealnie.
Rok później dowiedziałem się o jego śmierci. W Wielkanocny Poniedziałek byłem gdzieś między szczytami Beskidu Żywieckiego. Na chwilę włączyłem internet, od razu kilka wiadomości: czy wiem? czy słyszałem? czy się spodziewałem? Nie wiedziałem, co odpisać, bo choć jego choroba była śmiertelna, to wydawało mi się, że będzie żył cały czas.
Dzisiaj wiem, że miałem rację. W zeszłoroczny poniedziałek nic się nie skończyło, jazda bez trzymanki dopiero się zaczęła. Bo wiecie, to nie jest tak, że jego nie ma. Jest codziennie i robi czasem takie cuda w moim życiu, że trudno o lepszy znak.
Łapię się na tym, że czasem z nim rozmawiam. Że proszę o pomoc albo o zrozumienie czegoś, co mnie przerasta. Albo kiedy czegoś się boję.
Zapytałem jezuitę, Grzegorza Kramera, jak zapamiętał tamto spotkanie:
"Całkiem przypadkiem z Michałem znalazłem się na kolacji z Janem, która była zwieńczeniem wieczoru, podczas którego Jan spotkał się ze swoimi czytelnikami w naszej, jezuickiej bazylice w Krakowie. Siedziałem obok niego, więc trochę rozmawialiśmy w prywacie. Między innymi o smacznej polędwicy, która leżała na naszych talerzach. Kiedy Jan zjadł pierwszy kawałek, zamknął oczy i powiedział: Bóg jest. Ja mu wtedy na to: no mówią, że jest. Jan otworzył oczy i mówi do mnie, całkiem poważnie: nie, jak jesz taką polędwicę, to wiesz, że Bóg jest. I tak smaczna polędwica okazała się dowodem na istnienie Boga. Wychodząc z restauracji zrobiliśmy sobie zdjęcie z Janem - ważnym dla mnie człowiekiem".
Jan, Janku, pamiętasz to piwo na przeciwko kościoła w Sopocie, w czasie naszego spotkania? Kolejnym razem Ty stawiasz.
Grzegorz Kramer SJ - jezuita, bloger, pomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie
Michał Lewandowski - redaktor DEON.pl, publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".
Skomentuj artykuł