Sobotnie zgorszenia na Marszu Niepodległości

(fot. Grzegorz Kramer / PAP/Jacek Turczyk /sz)

Kiedy piszę ten tekst parady niepodległości są już za nami. Modliłem się, by było spokojnie, by nikt: z lewa, z prawa, z środka, jakiejkolwiek partii i frakcji nie podniósł ręki na swojego brata Polaka, by nikt ze względu na swoje przekonania nie usłyszał żadnego złorzeczenia. Wiem jednak, że Bóg nie gwałci naszej wolnej woli i  ostatecznie było tak, jak chcieli ludzie.

Co roku słucham, z perspektywy obserwatora, relacji z tych parad, o tym, że "to ci drudzy są źli" i tego, że "my wiemy lepiej: co i jak świętować". Nie staję po żadnej stronie, bo nie ma takiej potrzeby. Dla mnie ważne jest to, że dzięki krwi Polaków, przelanej lata temu, my dziś w spokoju możemy żyć i cieszyć się wolnością. (Tak wiem, że dla wielu ta wolność jest prowizoryczna, częściowa i tak naprawdę nieistniejąca, a dopóki tego nie zobaczę jestem częścią systemu - cokolwiek to znaczy.)

Piszę o tym kontekście, bo w nim właśnie przychodzi do mnie słowo z Ewangelii Łukasza o zgorszeniu. I już od jej pierwszych słów widzę, że nie będzie z nią łatwo. "Powiedział do swoich uczniów". A więc do mnie.

W ostatnich dniach dałem się wciągnąć (sobie samemu i swoim małościom) w kilka bezsensownych dyskusji, w których zrobiłem coś, czym sam się brzydzę - wyeksponowałem czyjeś błędy w sposób publiczny. W emocjach (tłumaczę, nie usprawiedliwiam siebie) kilka razy wciągnąłem się w kilka rozmów, w których poleciały kamienie w kierunku innych. Dziś jest mi z tego powodu najzwyczajniej w świecie głupio. Nie dlatego, że nie miałem racji, ale dlatego, że okazałem się głupcem, któremu wydawało się, że MUSI innym powiedzieć JAK JEST. Poza nakarmieniem swojej pychy, niczego konstruktywnego nie zrobiłem.

Jezus mówi do swoich uczniów, a więc do mnie. Ostrzega, że biada temu przez którego przyjdą zgorszenia. Łatwo mi powiedzieć, że ktoś jest źródłem zgorszenia, łatwo mi przychodzi powiedzieć/napisać: "ten człowiek jest durniem, debilem, głupcem". Przecież nic mnie to nie kosztuje. Znam podstawowe mechanizmy działania tłumu (również internetowego), wiem, co i kiedy napisać, by znaleźć wielu popleczników. Rodzi się jednak ważne (dla mnie) pytanie: "po co mi to?"

Niektórzy chrześcijanie, w obecnym czasie lubią używać słowa "zgorszenie". Ciągle ich coś gorszy, obraża, oburza. Trochę tego mechanizmu doświadczyłem na sobie, we wspomnianych sprawach. Najpierw człowiek znajduje sobie kogoś, kogo można pokazać, wypunktować, udowodnić wszystkim, że jest "gorszym". Przelać na niego wszystkie swoje frustracje i kompleksy, a wszystko to w imię chrześcijańskiego potępiania zła.

Następnie jest etap szukania "kompanów", którzy myślą podobnie do mnie, oni nie mają zadania wzmocnić sprawy, ich zadanie tak naprawdę ogranicza się do podtrzymywania mnie w moich lękach i kompleksach.

Tymczasem Jezus mówi o zgorszeniu do swoich uczniów. Nie mówi: "idźcie tropić gorszycieli", ale każe uwiązać kamień u szyi gorszycielom wśród swoich uczniów.

Po co mi wiara, która góry przenosi, kiedy nie jestem w stanie zapanować nad swoim gniewem i kompleksami? Czy taka wiara nie ma służyć tylko jednemu: mojemu choremu ego, które domaga się coraz to nowszych ofiar, tylko po to, by nie zająć się swoim schorowanym i pełnym nieprzebaczenia sercem?

Matką się nie walczy ze swoimi wrogami.

***

Tekst pochodzi z bloga Grzegorza Kramera SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sobotnie zgorszenia na Marszu Niepodległości
Komentarze (9)
TR
Teresa Rychter
14 listopada 2017, 15:50
a wystarczy pamiętać (codziennie), że "CZYNISZ TO SAMO, CO OSĄDZASZ"
Agamemnon Agamemnon
14 listopada 2017, 02:09
Nie uczy się, więc paple co mu ślina przyniesie.
14 listopada 2017, 00:10
A kiedy o. Grzegorz przyzna się do rzuconego tu publicznie oszczerstwa i za nie przeprosi? To łatwo przyznawać się i przepraszać za coś, gdzieś, kiedyś. A tak naprawdę nikt nie wie o co chodzi. Grzegorzu Kramerze bądź prawdziwym jezuitą i przeproś panią Beatę Szydło za napisane tu KŁAMSTWA na temat jej rządu. Znów stchórzysz?
Oriana Bianka
13 listopada 2017, 20:37
Zdecydowanie wolę obchodzić Święto Niepodległości w Poznaniu, bo zawsze ma ono radosny i słodki charakter. Poznaniacy cieszą się z niepodległości, którą musieli wywalczyć w Powstaniu Wielkopolskim i zajadają się pysznymi świętomarcińskimi rogalami, bo 11 listopada obchodzone jest Święto Niepodległości i imieniny głównej ulicy, której patronuje św. Marcin. Obchody zawsze mają radosny charakter, a święty Marcin jadący na koniu w barwnym korowodzie jest symbolem troski o ludzi potrzebujących pomocy. Jest to święto, które jednoczy wszystkich Poznaniaków. Chciałabym, aby to święto jednoczyło wszystkich Polaków, bo Święto Niepodległości jest powodem do radości, a rozróby w tym dniu są wielkim nieporozumieniem, a ci którzy je inicjują źle Polsce służą.
MarzenaD Kowalska
13 listopada 2017, 19:24
[url]https://twitter.com/g_lisinski/status/930137909142925314[/url]
13 listopada 2017, 17:43
Co do zasady o.Kramer winien dysponować przynależnym mu jako członkowi Kościoła nauczającego autorytetem. My zaś winniśmy go pokornie słuchać. Cóż jednak począć gdy ten ów autorytet roztrwonił w mało katolickich rozważaniach. Wyszła z tego w rezultacie wymiana ciosów, której winien jest głównie jezuita. Komu bowiem więcej dano od tego więcej wymagać się będzie. Ze swej strony nie zamierzam więc rozwodzić się na temat Kramerowego kaca moralnego, tym bardziej,iż artykuł niniejszy jest w rzeczywistości ukrytym traganiem po szczęce sobotnich manifestatntów. P.S. O.Kramer, proponuję ojcu nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny- doskonała szkoła pokory.
13 listopada 2017, 17:36
Zakładając, że w zyciu wszystko jest po coś zadaję sobie pytanie: po co są te marsze?
WDR .
13 listopada 2017, 17:06
Chrześcijanie to tylko ludzie. Jeden krzyknie coś głupiego na marszu inny pochwali samobójstwo w mediach społecznościowych...
BW
Beata Woroszyło
14 listopada 2017, 19:28
Przecież katolicy to nie chrześcijanie - widać to po owocach własnie. Chrzescijanie, uczniowie Jezusa poprostu tak się nie zachowują, bo w nich żyje Chrystus. Proste.