Staram się, ale mi nie wychodzi

(fot. unsplash.com)

Wielu pobożnych i gorliwych chrześcijan zamęcza się tym, że nie są takimi, jakimi chcieliby być. Smucą się, że mimo wysiłków, ciągle odstają od ewangelicznych ideałów. Niepokoją się narastającymi rozproszeniami na modlitwie i zniechęcają się.

Trapią się, że ciągle spowiadają się z tych samych grzechów i wcale się nie poprawiają, chociaż nie chcą grzeszyć. Im bardziej się starają, tym większe rozczarowanie ich dopada. Jak starszy syn z przypowieści o Ojcu miłosiernym bardzo cierpią, gdy inni nie zauważają ich wysiłków albo denerwują się, gdy nie widzą efektów swej duchowej pracy. I tak chrześcijaństwo zamiast dawać obiecane przez Chrystusa ukojenie, pokój i radość, uprzykrza im życie. Staje się utrapieniem.

DEON.PL POLECA

Przyczyną takiego stanu jest często duchowy perfekcjonizm. Nazwy "duchowy" używam, by odróżnić go od jego psychologicznego odpowiednika, choć w praktyce oba mogą ze sobą współistnieć i wzajemnie się wspierać. Jedni nazywają tę postawę "schorzeniem prawości". Inni "pasożytniczą naroślą na miłości". A niektórzy święci nie obawiają się pisać o "ukrytej pysze", której człowiek pobożny w ogóle nie dostrzega ani nie wpuszcza do swego serca z własnej winy. Ona po prostu w nim jest.

Duchowy perfekcjonizm ma religijne korzenie. Już Adam i Ewa nie byli z siebie zadowoleni. To, co otrzymali i kim byli, nie wystarczało im. Chcieli być kimś więcej niż istotami z krwi i kości, ale po swojemu. Propozycja węża trafiła na podatny grunt. Odtąd człowiek próbuje się nadąć, by własnymi siłami przechytrzyć własną słabość i pogwałcić swoje granice. Jego "ja" puchnie i rozrasta się do tego stopnia, że brakuje w nim miejsca dla działania Boga.

Jednych perfekcjonizm popycha do bierności, ponieważ obawiają się błędu. Zderzają ideał z własną słabością i zatrzymują się, zastygają w działaniu. Nie próbując wyjść przed szereg.

Inni, przeciwnie, zupełnie nie przejmują się słabością. Nie zauważają jej lub nie akceptują. Jakby ona w ogóle nie istniała. Wspinają się po drabinie ideału siłą woli. Doprowadza ich to do pewności siebie, zuchwałego poczucia siły, czasem wynoszenia się z tego powodu nad innych. Zwykle są to osoby, których inni postrzegają jako ludzi sukcesu. Jednak gdy w którymś momencie nie są w stanie osiągnąć wyznaczonego celu, smagają się autocenzurą i ulegają gniewnemu smutkowi.

Św. Franciszek Salezy przestrzega w "Filotei" przed takim wewnętrznym biczowaniem samych siebie, zwłaszcza gdy życie nie układa się po naszej myśli. "W tym właśnie wielu wykracza, bo wpadłszy w uniesienie gniewu, gniewają się, że się gniewali, są rozdrażnieni tym, że dali się ogarnąć rozdrażnieniu, niecierpliwią się, że się niecierpliwili. W ten sposób ich serca są stale pełne zniecierpliwienia i gniewu. Tylko się wydaje, że ten drugi gniew niszczy pierwszy, w rzeczywistości jednak otwiera drzwi i gotuje wejście nowemu wybuchowi za najbliższą okazją".

Także św. Jan od Krzyża w "Nocy ciemnej" nazywa tę przypadłość "wadą gniewu". Dotyczy ona osób, "które na widok własnych niedoskonałości gniewają się same na siebie z niecierpliwością daleką od pokory. I tak są niecierpliwe, że chciałyby w jednym dniu osiągnąć świętość (…) Ponieważ jednak nie ma w tym pokory, lecz zbytnie zaufanie sobie, im więcej czynią postanowień, tym bardziej upadają i tym bardziej się gniewają".

Skąd się bierze ten gniew i niezadowolenie? Z niecierpliwości i fałszywego obrazu Boga. Najczęściej człowiek religijny sądzi, że takich moralnych zapasów oczekuje od niego sam Bóg. Hiszpański mistyk uważa, że dzieje się tak, "ponieważ [ludzie ulegający tej wadzie] opierają się na własnej woli i własnym upodobaniu, i to uważają za Boga". Nie badają, skąd pochodzą ich myśli i poruszenia do działania. Bardzo łatwo jednak pomylić własną "pobożną" myśl z wolą Boga.

Perfekcjonista religijny w doskonałości widzi tylko zadanie, a nie dar. Bóg najpierw żąda, a potem ewentualnie daje, w nagrodę. Nigdy na odwrót. Sądzi, że jest kochany warunkowo, nie tylko przez rodziców czy innych ludzi, ale także przez Boga. Kłopot w tym, że często świadomie wcale tak nie uważa. Doskonale może powtórzyć, co należy sądzić. Wie, że jest kochany, że łaska jest najważniejsza, że trzeba się na nią otworzyć itd. Ale w otchłaniach serca, w lochach nieświadomości, wciąż czai się mały, poraniony i niekochany człowieczek, który nieustannie przestawia zwrotnice, podsuwa czarne myśli, zniekształca to, co słyszą uszy.

Stronnicze uzasadnienie chrześcijańskiej moralności to nierzadko jedyny pokarm, który podtrzymuje perfekcjonizm przy życiu. Gdy odetnie się dopływ tej błędnej motywacji, zwykle człowiek spowalnia, łagodnieje, staje się coraz bardziej wyrozumiały wobec siebie i innych. Zwłaszcza w Polsce ta choroba dość dobrze rozgościła się w sercach wierzących. Solidnie ugruntowana, zasilana kazaniami, czerpiąca soki z selektywnie dobranych świętych Pism, usankcjonowana autorytetem samego Boga.

Pobożny perfekcjonizm czasem nakazuje wierzącemu człowiekowi spalać się dla innych za wszelką cenę. Jak to wspaniale być dobroczyńcą i zbawieniem ludzkości. Nie widać wtedy własnych słabości, gdy inni tyle od niego otrzymują. Ale w sumie to niezwykle męcząca misja. Można się obarczyć winą niemalże za każde zło, trudno zakreślić granice odpowiedzialności, wszystko się rozmywa. Perfekcjonista moralny nie wie, gdzie leżą granice doskonałości. Dlatego szczególnie lubi prawo. Porusza się głównie w jego ramach. Wszystko chciałby mieć określone i pewne. Żadnej dwuznaczności, żadnych wątpliwości. Brak jasnych reguł postępowania to dla niego skok w przepaść.

Czasem za perfekcjonizmem kryje się niezgoda na czas, odrzucanie cielesności, nieliczenie się z prawami fizyki. Jezus mógł skoczyć z narożnika świątyni i pewnie aniołowie by Go złapali, ale tego nie zrobił. Uszanował swoją cielesność. Nikt tak bardzo nie wie, co zrobić, by nam dokuczyć, jak upadły anioł. Zrobi wszystko, by przekonać człowieka, że powinien stać się aniołem w ciele. Wprawdzie wszystko przeczy temu wzniosłemu celowi, ale czy muru nie da się czasem przebić, nawet własną głową?

Św. Ignacy Loyola w początkach swego nawrócenia nie za bardzo liczył się z ciałem. Nękał je postami i wyrzeczeniami. Potem jednak zmienił zdanie. Doszedł do wniosku, że "zanim człowiek nie odda się całkowicie Bogu, lubi cierpieć i wytrzymywać dolegliwości ciała. Kiedy jednak oddał się już Bogu, traktuje swoje ciało lepiej, już nie jako rzecz, która do niego należy, ale jako własność Boga".

Perfekcjonista traci nieraz dużo czasu na bezsensowną walkę z grzechami cielesnymi. Nie znaczy to, że są one dobre i nie należy się nimi przejmować. Ale to pycha jest najgorszym grzechem, a tej nie widać i nie czuć tak jak grzechów ciała. Z racji dążenia za wszelką cenę do duchowej nieskazitelności, można tłumić to, co czyni nas ludźmi.

Z perfekcjonizmu duchowego można wyjść. Przychodzi moment, kiedy każdy z nas doznaje wstrząsu, a potem nawet dłuższego załamania. Zdaje sobie sprawę, że nie jest taki idealny jak sobie to wyobrażał. Nie stał się tak doskonały jak tego wcześniej oczekiwał. Nie udało mu się wykorzenić wad, z którymi walczy od tylu lat. Zwykle odbieramy taki stan jako życiową porażkę. Żałujemy, że szliśmy w wędrówce, która doprowadziła nas donikąd. A jednak często jest w tym palec Boży i początek duchowego przełomu.

Na drodze do Damaszku Szaweł, który w swoim faryzeizmie i sprawiedliwości "stał się bez zarzutu" (Flp 3, 6), nagle z wyżyn swojego samozadowolenia i świętej gorliwości "upadł na ziemię" (Dz 9, 4). I tak doświadczył na sobie skąd się wziął - z ziemi, z prochu. Światłość Chrystusa rzuciła go na ziemię z piedestału religijnej pychy i cały jego zapał powoli obróciła w stronę służby, która chociaż wymaga i kosztuje, ostatecznie daje radość i pokój.

* * *

Na progu Wielkiego Postu zapraszamy na weekendowe skupienie o duchowym perfekcjonizmie

W trakcie skupienia przewidziany jest cykl konferencji, czas na osobistą refleksję, modlitwę, wspólne Eucharystie, adorację, bycie w ciszy, możliwość rozmowy i spowiedzi.

Termin: 2 lutego (piątek po południu) - 4 lutego (niedziela do południa) 2018
Miejsce: Dom Rekolekcyjny Księży Jezuitów w Zakopanem ("Górka")
Prowadzący: o. Dariusz Piórkowski SJ, duszpasterz, pisarz, rekolekcjonista

Formularz zgłoszeniowy i szczegółowe informacje znajdziecie TUTAJ.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Staram się, ale mi nie wychodzi
Komentarze (4)
Andrzej Ak
19 grudnia 2017, 21:26
To prawda, iż perfekcjonizm duchowy stanowi naszą słabość i taki perfekcjonizm stoi w opozycji do nakazu Pana Jezusa, aby wziąść krzyż i Jego naśladować. Krzyż jakego by nie chciał żaden "Perfekcjonista". Kilka lat temu dostałem list od młodej dziewczyny, która napisała mi, że w wieku 18-tu lat poszła na swą pierwszą potańcówkę w towarzystwie swojego kuzyna. Po potańcówce kuzyn odprowadził ją pod bramę jej domu. Dom znajdował się w pewnej odległości od bramy i w drodze do niego została ona zaatakowana przez nieznajomego. Jakiś czas później odkryła, że jest brzemienna. Jedynymi osobami, które uwierzyły w jej wersję wydarzeń, byli jej matka oraz jej spowiednik. Sąsiadki mówiły natomiast: „Och, jakie to straszne, że ta biedna kobieta ma tak złą córkę”. Niektóre koleżanki z chóru nie pozwalały jej śpiewać, gdyż uważały ją za zepsutą grzesznicę. Dziewczyna ta opisała mi wszystkie te udręki pytając mnie: „Dlaczego? Jaka jest odpowiedź?” Odpisałem jej: „Moje drogie dziewczę, wszystkie te cierpienia spadły na ciebie, gdyż dźwigasz grzech jednego człowieka. Gdybyś dźwigała grzechy dziesięciu ludzi, prawdopodobnie cierpienie twoje byłoby dziesięciokrotnie większe. Gdybyś wzięła natomiast na siebie grzechy stu ludzi, twoje cierpienie również wzrosłoby o stokroć. Gdybyś wreszcie dźwigała grzechy całego świata, oblałby cię krwawy pot”. Tam właśnie jest twój i mój grzech: w krwawym pocie na wzgórzu Golgoty; w tej ludzkiej Postaci, która kochała nas tak bardzo, że nazywamy Ją Najświętszym Sercem. Arcybiskup Fulton J. Sheen [url]https://abpsheen.pl/author/abpsheen/page/27/[/url]
T
tomasz
19 grudnia 2017, 20:58
ŚWIĘTA SIOSTRA TERESA Z LISIEUX. Poprosiłem ją, ażeby mnie leczyła. W zespole: Pan Jezus ordynator, a Ona lekarka. Mam nadzieję na Dobro i zdrowie lepsze.
19 grudnia 2017, 20:15
"Pobożny perfekcjonizm czasem nakazuje wierzącemu człowiekowi spalać się dla innych za wszelką cenę. Jak to wspaniale być dobroczyńcą i zbawieniem ludzkości. Nie widać wtedy własnych słabości, gdy inni tyle od niego otrzymują. Ale w sumie to niezwykle męcząca misja. Można się obarczyć winą niemalże za każde zło". Doskonały tekst.
no_name (PiotreN)
19 grudnia 2017, 23:51
O. Dariusz nie widzi całego zła choćby tutaj, na tym portalu (zło sprytnie sie maskuje i ukrywa). Ja niestety miałem tę nieprzyjemność, bo zły przedstawił mi się tu z imienia i nazwiska.