Umieściliśmy Boga w klatce i dziwimy się, że spotkanie z Nim nas nie porusza, że On jest taki nieprzekonujący, bo nam się wydawało, że powinien być inny. Słuchamy opowieści o tym, jak ktoś Go doświadczył, i to wydaje nam się mało prawdopodobne, gdyż nasz Bóg zamknięty za podwójną kratą jest inny niż Bóg opisany przez tę osobę.
Bez krat
Pamiętam swoją pierwszą wizytę w zoo. Byłam bardzo podekscytowana i cieszyłam się, że oto wreszcie zobaczę zwierzęta, o których tyle słyszałam i które, co najważniejsze, tyle razy oglądałam w grubej książce o zwierzętach. Znałam je też z bajek opowiadanych mi przez tatę. I teraz miałam je zobaczyć na własne oczy.
Podekscytowanie było trochę podszyte strachem i niepewnością, no bo przecież tygrysy są takie groźne, a lew to król wszystkich zwierząt. Ciekawość zdecydowanie jednak brała górę nad lękiem. Niestety, jeśli chodzi o spotkanie z dużymi zwierzętami, w szczególności dużymi kotami, przeżyłam wielkie rozczarowanie. Stanęłam przed małymi klatkami (tak wtedy wyglądało zoo w Krakowie), w których były zamknięte tygrysy, lwy, pumy, i nie mogłam uwierzyć, że oto właśnie stoję przed zwierzętami, które tak pięknie prezentowały się w opowieściach mojego taty albo na ilustracjach w książce. Lew nie wyglądał jak król, tygrys nie robił przerażającego wrażenia, puma przypominała wyrośniętego kociaka, który właśnie się czegoś przestraszył. Zero dreszczu grozy, zero onieśmielenia. Tłumy ludzi przewalające się pod klatkami, hałasujące i zupełnie lekceważące spotkanie z groźnymi drapieżnikami. Dlaczego? Dlaczego to wszystko po naszej stronie krat było tak zupełnie wyzute z emocji? Nie doświadczaliśmy majestatu i wielkości zwierząt, na które patrzyliśmy. Byliśmy zupełnie bezpieczni, bo nie dość, że oddzieleni podwójną grubą kratą, to jeszcze nienaturalne warunki bytowania tych zwierząt pozbawiały je majestatu i wielkości. Smutne to było, rozczarowujące. Większe wrażenie na mnie robiły wtedy wesoło pluskające się w wodzie wydry niż lwy i tygrysy. Potem, kiedy jako dziecko odwiedzałam zoo, zwykle omijałam klatki z kotami. Zabrana im przez człowieka wolność, zamknięcie w ciasnym więzieniu pozbawiło je ich najważniejszych cech. Dla swojej rozrywki człowiek zabrał im to, co przesądzało o ich wyjątkowości. Krata w przestrzeni zoo była konieczna, ale stawiała człowieka w pozycji tego, który panuje, który jest górą, wytycza reguły i robi to wyłącznie ze względu na siebie.
Dlaczego opisuję tę sytuację z dzieciństwa? Teraz, gdy o niej myślę, widzę w niej pewne podobieństwo do naszych relacji z Bogiem. Oczywiście nie wszystko jest tu takie samo i nie wszystko da się ze sobą porównać, a jednak jakieś niewielkie podobieństwo dostrzegam. Umieściliśmy Boga w klatce i dziwimy się, że spotkanie z Nim nas nie porusza, że On jest taki nieprzekonujący, bo nam się wydawało, że powinien być inny. Słuchamy opowieści o tym, jak ktoś Go doświadczył, i to wydaje nam się mało prawdopodobne, gdyż nasz Bóg zamknięty za podwójną kratą jest inny niż Bóg opisany przez tę osobę. O ile doświadczenie tygrysa bez kraty mogłoby się dla nas skończyć tragicznie, o tyle doświadczenie Boga bez krat może uratować nam życie. I to nie tylko to tutaj, na ziemi, ale i to wieczne. Nasza wolna wola potrafi ukuć bardzo mocną kratę, taką, przez którą Bóg nie przejdzie. To jedyne, co Go powstrzymuje: nasza wolna wola. On nie zrobi podkopu pod ogrodzeniem ani go nie przeskoczy. Jeśli mówimy „nie”, On szanuje nasze granice. Tylko nie dziwmy się, że jakoś mało w Nim dostojeństwa, mocy i że zupełnie nie jest boski. Najlepiej widać, jaki jest lew, gdy przebywa on na wolności. Tak samo jest z Bogiem.
Stawiane przez nas kraty mają służyć naszemu bezpieczeństwu. Tak to przynajmniej widzimy. Boimy się doświadczenia Boga, bo ono może wywrócić nasze życie do góry nogami. I nagle się wtedy okaże, że to nie my jesteśmy panami sytuacji, że to nie my tu rządzimy. Nie lubimy, kiedy coś wymyka się nam spod kontroli. Ale eby doświadczyć Boga, musimy Go wypuścić z więzienia, w którym Go zamknęliśmy. Wielkość Boga może nas przerazić, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do wielkości w takim wymiarze. On o tym wie i nie chce nas straszyć. Strach to narzędzie dla kogoś, kto wcale nie jest mocny, kto przykrywa swoją słabość, swoje zranienia maską grozy. A On jest najpotężniejszy i najmocniejszy w całym wszechświecie. Jeśli budzi w nas strach, to tylko dlatego, że z nami coś jest nie tak, a nie dlatego, że ucieka się do takich sposobów. On działa inaczej. Jego moc wyraża się w ogromie miłosierdzia, które chce nam okazać. Tygrys wypuszczony z klatki mógłby się na nas rzucić i rozszarpać nas na kawałki, Bóg w takiej sytuacji ogrzewa nas ciepłem swojego miłosierdzia. Taka już jest Jego natura. Takie jest Jego królowanie.
Będzie jednak taki moment w historii każdego z nas i w historii całej ludzkości, kiedy kraty, które wykuwaliśmy dla Boga przez całe życie, rozsypią się w drobny mak. Zostaniemy skonfrontowani z Bogiem i Jego mocą. Twarzą w twarz. Nic już nas nie będzie dzielić, nic już nie będzie nas stawiać w pozycji „bezpiecznej”, dominującej. To, jakiego Boga doświadczymy w tym momencie, w dużej mierze zależy od nas, od tego, jak obchodziliśmy się z Nim przez całe nasze życie. Bardzo upraszczając, można by powiedzieć, że skoro chcieliśmy nad Nim panować i zamykaliśmy Go w małej klatce, to konfrontacja z Nim – wspaniałym, nieogarnionym królem – będzie dla nas mało przyjemna. Nie, nie dlatego, że On jest mało przyjemny, ale dlatego że spotkanie z prawdą boli, jeśli żyje się w kłamstwie. Jeśli zaś tęskniliśmy za tym, żeby poznać Jego moc, Jego sprawiedliwość, zobaczyć Jego twarz, to moment, w którym staniemy naprzeciw Niego, będzie najwspanialszą chwilą naszego życia! I On wcale się nie skończy, ale będzie trwał przez całą wieczność. To oczywiście zbyt prosty obraz, by oddać to, co wydarzy się naprawdę przy końcu naszego życia i w chwili nadejścia Pana. Należałoby jeszcze tutaj choćby wspomnieć o oczyszczającej mocy konfrontacji z Bogiem – takim, jaki ON jest. W tym, co straszne dla patrzących zza krat, które rozsypują się w pył, jest też miłosierdzie, nawet jeśli na pierwszy rzut oka to tak nie wygląda. Ale o tym powiemy sobie jeszcze później.
Apokalipsa to nic innego jak spotkanie z Bogiem, którego św. Jan nie chce trzymać w klatce, któremu pozwala na bycie sobą. O tym, czy podczas lektury tej ostatniej księgi Biblii doświadczymy strachu, czy zachwycimy się nieskończonym miłosierdziem Najwyższego, w dużej mierze zdecyduje perspektywa, z jakiej będziemy na Niego patrzeć. Czy przyzwyczajeni do oglądania Go w ciasnej klatce, zobaczymy, jak przybywa jako władca, i to nas przerazi, bo będzie inne, niż sobie zwykle wyobrażaliśmy, czy też może zechcemy sami zaprosić Boga do swojego życia, pozwolimy Mu pozostać Bogiem?
Tam, gdzie stoisz
Z obrazem zoo i tygrysa na bezpiecznie wygrodzonym wybiegu wiąże się też inna prawda o Bogu. Do zoo przychodzimy w odwiedziny. Jest to taka przestrzeń w naszych miastach, gdzie możemy oglądać różne mniej lub bardziej egzotyczne zwierzęta. Przychodzimy tam na godzinę lub dwie, potem wracamy do domu, do swoich obowiązków. Zwierzęta zostają na wybiegach albo w klatkach i odwiedzają je inni ludzie. One mają swój świat, my mamy swój. Jeśli chcemy, żeby te światy się spotkały, kupujemy bilet i możemy wejść do zoo. Niestety, nieraz zdarza nam się myśleć, że tak to działa także w przypadku Pana Boga. Chcę się z Nim spotkać, to idę do kościoła, chcę z Nim porozmawiać, klękam do modlitwy. To ja wyznaczam czas spotkania, ja decyduję, czy pójdę się z Nim spotkać w niedzielę o godzinie dziewiątej czy może wieczorem o dwudziestej. Odwiedzę Go w kościele, uklęknę przy łóżku właśnie teraz, bo mam czas. Sprawa załatwiona. Wychodzę z kościoła, wstaję z kolan: czar sacrum pryska. Już jest normalna przestrzeń, już jest powrót do codzienności.
I tu znowu wpychamy Boga do klatki. Oczywiście, że On jest gotowy na spotkanie z nami, kiedy tylko zechcemy. On czeka na nas w kościele, tęskni za bliskością w Eucharystii, cieszy się, kiedy mówimy do Niego, ale… Właśnie, jest jedno bardzo ważne „ale”. Źle będzie, jeśli ograniczymy możliwość spotkania z Nim tylko do przestrzeni kościoła, do czasu naszej modlitwy. Bóg to nie tygrys w zoo, którego w naszych warunkach możemy spotkać tylko tam. Kiedy opuścimy zoo, wielki kot zostanie w swojej klatce, na swoim wybiegu, a my pójdziemy do domu. Bóg nie chce być tak traktowany. Chociaż mamy gwarancję spotkania Go podczas Eucharystii, chociaż wiemy, że nas usłyszy, kiedy będziemy się modlić, nie możemy powiedzieć, że w innych miejscach Go nie spotkamy. Nie możemy powiedzieć, że On nie zaskoczy nas w pracy, na ulicy, podczas obiadu, że nie usiądzie obok w tramwaju. On nie jest w żaden sposób uwięziony, możemy Go doświadczać wszędzie i o każdej porze. Oczywiście istnieje pytanie, czy zechcemy się z Nim spotkać poza przestrzenią, którą Mu na co dzień wyznaczamy.
Fragment książki "Apokalipsa. Księga miłosierdzia" (Wydawnictwo WAM)
Skomentuj artykuł