Totalne wylanie Ducha Świętego

(fot. Damian Kramski)
Tomasz Budzyński, Tomasz Ponikło

Te wydarzenia miały kolosalny wpływ na nasze życie rodzinne, artystyczne i zawodowe. Potem po kolei zaczęły rodzić się z tego owoce - mówi Tomasz Budzyński.

Augustyn po naszym ślubie został przeniesiony gdzieś pod Częstochowę, ale wpadał czasami do Warszawy i wtedy nas odwiedzał. Któregoś razu powiedział: "Czy wy wiecie, co się dzieje u paulinów? Musicie iść koniecznie: raz w miesiącu odbywają się charyzmatyczne spotkania, prowadzi je pewien ojciec". "A kiedy będzie następne?" "Za tydzień". Natalia nie wyraziła zainteresowania, ale ja poszedłem, chociaż nie wiedziałem, na co się piszę, bo nadal byliśmy daleko od Kościoła i ten język (co to znaczy "charyzmatyczny"?) nie był dla nas zrozumiały. Poszedłem z ciekawości i myślałem, że odpadnę. Spotkanie organizowała Odnowa w Duchu Świętym, co wtedy też mi nic nie mówiło, ale to był czad. Oniemiałem. Do domu wróciłem nakręcony: "Czy ty wiesz, co tam się dzieje?! Mówią w jakichś dziwnych językach, ludzie padają na ziemię, jakiś kruczowłosy zakonnik wszystkich uzdrawia - to jest jakiś total!". I powtarzałem jak Augustyn: "Koniecznie musimy tam iść razem!".

DEON.PL POLECA

Za drugim razem Natalia poszła ze mną i również była pod wrażeniem. Co to jest? Skąd ten czad? Miasto zdążyła już obiec fama, że u paulinów dzieją się niezwykłe rzeczy. Tym razem w kościele, inaczej niż miesiąc wcześniej, było pełno ludzi. Nie dało się wcisnąć nawet szpilki. Ponieważ wcześniej poznałem przejście do celi Augustyna, wiedziałem, jak się dostać do kościoła bocznymi drzwiami i przez zakrystię. Wewnątrz panował jakiś szał. Stanęliśmy gdzieś w przejściu, bo nie było lepszego miejsca. Widzę, że zbliża się ten ojciec, który ostatnio prowadził nabożeństwo. Zatrzymał się przy mnie. Spojrzał mi w twarz i wypalił: "Ty nie wierzysz w Boga". Nie znaliśmy się. Po prostu przechodził i stanął. "Ty masz coś wspólnego z okultyzmem". Zatkało mnie. On poszedł dalej do ołtarza i modlił się w sposób, jakiego w życiu nie widzieliśmy. Tłum się kłębił, wszyscy podnieceni. Też robiło to na mnie wrażenie, jak poprzednio, ale tekst tego księdza nie dawał mi spokoju.

Co to do cholery miało znaczyć?! Jak to: nie wierzę, skoro wierzę? Czasem nawet chodzę do kościoła! Jak gość mógł tak powiedzieć?! Wzrastało we mnie oburzenie. Gryzło mnie to przez cały miesiąc. Postanowiłem pójść do niego i po prostu spytać, dlaczego tak sądzi. Dowiedziałem się, jak się nazywa, i zadzwoniłem na furtę. Zszedł do mnie i pyta, o co chodzi. Opowiedziałem mu o tej sytuacji, która nie dawała mi spokoju. A on, jakby był z innej bajki, odpowiada krótko: "Ty będziesz bardzo cierpiał. Żebyś ty tylko wiary nie stracił". Tylko tyle. Za miesiąc Natalia poroniła.

Potem było trzecie czuwanie. Wiedziała o nim cała Warszawa, a ja przekazałem informację chłopakom z zespołu. "Dziki, Maleo, wiecie, co tu się dzieje?" Dziki mnie wyśmiewał, ale widziałem, że coś zażarło. Zaczęli pytać: "Ale jak to uzdrawiają ludzi z chorób?". "Sami zobaczcie, co wam szkodzi". "He, he, he..." - usłyszałem w odpowiedzi. A jednak przyszli - i Dziki, anarchista, przebierający się za prostytutkę, i Darek Malejonek, nawet nieochrzczony. Dołączył też Grzesiek Górny, którego "Fronda" dopiero powstawała. Przyszliśmy osobno, więc każdy był w innym miejscu kościoła. W którymś momencie patrzę na Malejonka, a on stoi z rękami wyciągniętymi w górę i modli się do Maryi, on, prawie protestant. Malejonka już wtedy wołał Chrystus. Najpierw usłyszał to wołanie przez protestantów. W Jarocinie był świadkiem występu holenderskiej kapeli No Longer Music, i od nich usłyszał Dobrą Nowinę, która tak głęboko do niego trafiła, że zaczął się interesować. Malejonek grał wtedy w Armii na basie, więc rozmawialiśmy trochę o Bogu, o tym jego doświadczeniu, w które się mocno wkręcił. Zaczął chodzić po różnych wspólnotach protestanckich. Ale wtedy, u paulinów, się nawrócił. Duch Święty przyszedł do niego. Z kolei z Dzikim była inna historia. W trakcie nabożeństwa zaczęło nim trząść. Płakał przez niemal całe czuwanie. A w tym czasie prowadzący spotkanie paulin wołał: "Jest tu młody chłopak, cierpi i płacze, Bóg teraz do Ciebie przychodzi!" - i okrzyki, i ekstaza ludzi. Co za akcja! W kościele był tłum, więc mogło to dotyczyć każdego, ale rozejrzałem się dobrze i pomyślałem: "Cholera, to musi być o Dzikim!". Wychodziliśmy nad ranem z kościoła, jakbyśmy byli pijani.

Byłem pełen entuzjazmu, gdy to widziałem - te nawrócenia, uzdrowienia. A tu w tym samym czasie umarło nasze dziecko. Natalia była bardzo przybita śmiercią Franka. "Bóg nas chyba nie kocha, skoro zabrał nam dziecko", mówiła.

W tym czasie przeprowadziliśmy się do Poznania. W mieszkaniu, w którym teraz rozmawiamy, mieszkała kobieta, która wyjechała na stałe z Poznania i nie wiedziała, co zrobić z tym mieszkaniem. Powiedziała teściom, że gdyba Natalia chciała, to ona może je wynająć tylko za czynsz. Nie mieliśmy wtedy zbyt dużo pieniędzy - to były czasy, kiedy nowo powstałe firmy fonograficzne wprost okradały twórców, mimo dużej popularności i sprzedaży płyt - nie wiedzieć czemu - zarabialiśmy jakieś grosze. Tak więc postanowiliśmy opuścić nasze ulubione miasto i osiedlić się na jakiś czas w Poznaniu.

Natalia była nadal przybita. Któregoś dnia pojechaliśmy po coś tam do Warszawy. Była piękna jesień. Kręciliśmy się po starówce, akurat przechodziliśmy obok paulinów i na chwilę weszliśmy do środka. Mszę odprawiał akurat ojciec Kowalski. Po mszy weszliśmy do zakrystii. Spojrzał na nas. Powiedziałem: "Właśnie umarło nam dziecko". "Zaczekaj". Wziął jeszcze dwóch ojców. Zaczęli się nad nami modlić. Ta modlitwa bardzo nam pomogła. Natalia stanęła na nogi.

Od tego czasu zawsze, gdy pojawialiśmy się w Warszawie, zaglądaliśmy do paulinów. Ci ojcowie stali się naszymi dobrymi kumplami. Dziki, nawrócony punk, przychodził do nich codziennie. Malejonek tak samo. A to były czasy, kiedy ludzie nas powszechnie rozpoznawali, więc zrobiło się z tego "wielkie wow!": Malejonek, Dziki i Budzy chodzą do kościoła. W pewnym momencie ojciec Kowalski zaprosił nas do Częstochowy na rekolekcje organizowane przez Odnowę w Duchu Świętym. W międzyczasie Malejonek przyjął chrzest. Pojechaliśmy na te rekolekcje z Natalią. Była cała banda: Malejonki, Stopa, Grzesiek Górny. Co tam się działo przez te trzy dni! Mówiąc szczerze, tego się za bardzo nie da opisać.

Po rekolekcjach powiedzieliśmy naszym paulinom, że bardzo byśmy chcieli pójść do jakiejś wspólnoty. "Chcielibyśmy być w Kościele, nie tak jak do tej pory, że chodzimy w niedzielę na mszę, bo nam to jest teraz mało, my chcemy latać po niebie -chcemy być w Odnowie". Ojciec Kowalski spojrzał na mnie i mówi: "Ty nie". "O Boże, znowu się zaczyna - nie wierzę w Boga i jestem okultystą, wiadomo". "Nie, ty nie". "Dlaczego?" Nie odpowiedział, tylko stwierdził: "Tomuś, ty musisz iść do neokatechumenatu". Nie bardzo wiedziałem, dlaczego akurat tam, bo ja chciałem szaleć, chciałem, żeby wszystko było na maksa, żeby to "aaa!" trwało. To samo powiedział innym: neokatechumenat.

Wiesz, co mnie potem uderzyło w tamtej sytuacji? Że my, którzy nigdy nie byliśmy nikomu posłuszni, tym razem kogoś posłuchaliśmy. W żadnym z nas nie pojawiła się reakcja w stylu: "Chrzanisz, po prostu nie chcesz nam pomóc, sami sobie znajdziemy tę Odnowę". Notabene szukaliśmy u dominikanów w Poznaniu, ale tutejsza wspólnota była jakaś sztywna, słabo im szło. Do ojca Kowalskiego powiedziałem: "Dobrze, ale po co mam chodzić do neokatechumenatu?". "Tomuś, ja ciebie proszę - dosłownie w ten sposób się do mnie zwracał - jak zobaczysz informację o katechezach, to idź". Razem z Natalią chodziliśmy potem po kościołach w Poznaniu i zaglądaliśmy do tych smętnych gablotek parafialnych. Aż trafiliśmy do kościoła przy ulicy Fredry, neogotyckiej budowli z wieżą, gdzie katechezy już trwały, ale mogliśmy jeszcze dołączyć. I tak jesteśmy na Drodze Neokatechumenalnej już od dwudziestu lat.

Po drugiej katechezie, jakiej wysłuchaliśmy, powiedziałem Robertowi "Litzy" Friedrichowi, którego dopiero co wtedy poznałem: "Robert, jakbyście chcieli, to są bardzo dobre katechezy na Fredry". Zainteresował się. Robert też był wtedy w dziwnym stanie. Niewiele wcześniej przeszedł bardzo ciężką operację serca. Okazało się, że po niewyleczonej grypie ma zastawki do wymiany. Przeszedł operację, która się najpierw nie udała. Dobrochna, jego żona, przyszła do niego do szpitala, żeby się z nim pożegnać, bo lekarz sugerował, że już niewiele będą mogli zrobić. Później profesor stwierdził, że spróbuje jeszcze raz. Druga operacja zakończyła się powodzeniem. Po takim wręcz granicznym przeżyciu człowiek zaczyna się zastanawiać nad własnym losem i zadaje sobie pytania o sens życia. Kiedy opowiedzieliśmy Friedrichom o katechezach, od razu się nimi zainteresowali. Do dziś jesteśmy w jednej wspólnocie. W Warszawie na takie same katechezy poszli Malejonek, Dziki, Stopa, Górny. Od dwudziestu lat całą bandą jesteśmy na Drodze - takie są owoce tej dziwnej jesieni 1994 roku.

Te wydarzenia miały kolosalny wpływ na nasze życie rodzinne, artystyczne, zawodowe. To było wylanie Ducha Świętego, w którym uczestniczyliśmy, a potem po kolei zaczęły się rodzić z tego owoce. Zaczęły się rodzić dzieci - i te prawdziwe, i te muzyczne. Pół roku później, w 1995 roku, powstał zespół 2 Tm 2,3. Z tego zespołu wkrótce wyrosła Arka Noego. Nagle się okazało, że ludzi takich jak my jest dużo, że nie jesteśmy sami. To się stało głośne, bo przecież nie mogliśmy nie mówić o naszych doświadczeniach. Armia, Acid Drinkers, Houk, Izrael - zespoły z topu. Ludzie byli zaintrygowani, ciekawi, co się nam stało. A my nie mogliśmy wytrzymać, gadaliśmy o Jezusie na prawo i lewo. Gazety prosiły nas o wywiady, a my w tych wywiadach: "Chrystus, Chrystus, Chrystus!". Im opadały szczęki: czemu ci rockmani wciąż gadają o Jezusie? "O co wam chodzi, po co to gadacie?" Zaczęli nas zapraszać do telewizyjnych talk-show, traktowali trochę jak dziwadła. Żakowski, Najsztub i inni patrzyli na nas i na twarzach mieli wymalowane najprostsze pytanie: "O co wam chodzi z tym Jezusem?!". A my, neofici, na całość: "Tylko Jezus!", "Aaa!". Mieliśmy totalny odjazd i pletliśmy, co nam ślina na język przyniosła.

Dla wielu osób z mojego środowiska połowa lat dziewięćdziesiątych była czasem całkowitego przełomu w życiu. Dlaczego akurat nam - dlaczego mi - to się przytrafiło?

Fragment pochodzi z poruszającego wywiadu-rzeki z Tomaszem Budzyńskim, wokalistą Armii i 2Tm2,3 pt.: "Miłość"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Totalne wylanie Ducha Świętego
Komentarze (14)
15 kwietnia 2016, 23:30
Ty nie wierzysz w Boga. Ty masz coś wspólnego z okultyzmem. (...) Ty będziesz bardzo cierpiał. Żebyś ty tylko wiary nie starcił. (...) Jest tu mlody chłopak, cierpi i płacze, Bóg teraz do ciebie przychodzi. Czlowiek, który poprzez modlitwę, milczenie, ciszę, skupienie, ćwiczenia duchowe nawiązuje realcję  z Bogiem,  może rozmawiając z kimś poznać pewne rzeczy widząc gesty, słysząc słowa jakimi się ktoś posługuje, oczy  itd. Wiedząc, że taka osoba przychodzi na spotkanie, które tu opisano łatwo dalej dopowiedzieć dalszy ciag: będziesz cierpiał, żebyś ty tylko wiary nie stracił. Tyle, że wcześniej ojciec paulin  powiedizał, że Tomek Budzyński w Boga nie wierzy więc nie do końca rozumiem, nie wierzy czyli nie ma w nim wiary więc jak ma ją stracić, raczej dopiero zyskać, łatwo przewidzieć pewną drogę, którą człowiek musi przejść żeby Boga znaleźć i jak wiadomo ta droga prowadzi przez cierpienie.  Kiedyś ksiądz Kaczkowski wypowiadał się na podobny temat, że łatwo zawładnąć grupą ludzi na takim spotkaniu mówiąc, że oto tu między nami jest jakiś  złodziej, damski bokser, cudzołożnik, cudzołożnica, palacz, alkoholik czy okultysta itd. w nawiązaniu do słów jest tu młody chłopak, cierpi i płacze Bóg teraz do ciebie przychodzi. Zawsze się można wstrzelić, nawet jadąc tramwajem można tak powiedzieć: jest tu między nami człowiek, który teraz jedzie do pracy, której nienawidzi, ale że dobrze płacą więc jej nie zmienia. Ile ludzi pomyśli, ze to własnie o nim? I wiele podobnych historii.
A
andrzej_a
16 kwietnia 2016, 17:03
c.d II "[...]łatwo zawładnąć grupą ludzi na takim spotkaniu mówiąc, że oto tu między nami jest jakiś  złodziej, damski bokser, cudzołożnik, cudzołożnica, palacz, alkoholik czy okultysta itd. W nawiązaniu do słów jest tu młody chłopak, cierpi i płacze Bóg teraz do ciebie przychodzi." Wiele sekt stosuje tą technikę do werbowania nowych członków, opiera się ona na kilku trickach psychologicznych, ale nie tylko. Ludzie nawiedzeni demonem mają większe możliwości zarówno fizyczne jak intelektualne, a także nawet czasem nadprzyrodzone. Podobnie jak Bóg uzdalnia do widzenia w prawdzie tak i zło uzdalnia do widzenia, wnikania w świadomość poszczególnych ludzi. Różnica jest taka, iż zło nie potrafi w pełni uzdrawiać (lub wskrzeszać umarłych - Bóg tylko to potrafi), może jedynie symulować taką okoliczność maskując skutki lub przesuwając "dolegliwości" na jakąś osobę z rodziny (więzy krwi). Bóg natomiast uzdrawia całkowicie i za darmo co też jest istotne. Zło zawsze zażąda zapłaty za taką usługę, a ostateczną płatność wyznacza w duszach, bo tylko dusze mają wartość w tamtym wymiarze. "Zawsze się można wstrzelić, nawet jadąc tramwajem można tak powiedzieć: jest tu między nami człowiek, który teraz jedzie do pracy, której nienawidzi, ale że dobrze płacą więc jej nie zmienia. Ile ludzi pomyśli, że to właśnie o nim?" Pomyśleć owszem można, nabrać się również. Jednak w przypadku takich spotkań Charyzmatycznych  i człowieka  np w okularach, albo nie słyszącego od lat na jedno ucho, albo z nowotworem, czy inną poważną chorobą, gdy w tym samym czasie zaczyna czuć (taki człowiek) np ogromny żar ciepła jak przeszywa jego ciało, a następnie dostrzega, iż zaczyna lepiej widzieć, słyszeć na oba uszy itd, to już nie jest manipulacja. Takie uzdrowienia dzieją się na wielu spotkaniach charyzmatyków. To nie jest żadna fikcja lecz fakty, o których można się zawsze przekonać na własne oczy, ba może nawet na własnym ciele i duszy.
Andrzej Ak
16 kwietnia 2016, 17:05
To jest to, co cały czas próbuję ci Amelio powiedzieć. Bóg nie jest tylko w Jednej osobie Jezusa, którego możemy przyjąć po przez tajmenicę sakramentu Eucharystii. Bóg jest w Trzech Wspaniałych Osobach! Każda z Nich jest inna i każdą, każdy wierzący powinien poznać swoją duszą i duchem jeszcze tu na ziemi, póki żyje jego ciało.  To co napisał Tomek (brat w Chrystusie Panu naszym) dotyczy Ducha Świętego i Jego Mocy, którą On potrafi zawładnąć absolutnie każdym człowiekiem. Niestety te okazje do doświadczenia mocy wylania Ducha Świętego są dostępne obecnie chyba wyłącznie w charyzmatycznych wspólnotach i nie trwa to godzinę tylko np 4, 6 godzin lub nawet więcej. Wielu ludzi potrzebuje wielu takich "spotkań", bo jednno takie "wylanie Ducha Świętego" w życiu człowieka to zdecydowanie za mało. "Ty nie wierzysz w Boga. Ty masz coś wspólnego z okultyzmem." Ojciec paulin mocą Ducha Świętego widział, że Tomek ma w sercu ducha nieczystego pochodzącego z okultyzmu. Na Egzorcyzmach duchowni uczą się rozpoznawać poszczególnych demonów, jest nawet encyklopedia im poświęcona, każdy ma swoje oblicze oraz swoją specjalizację. Na figurkach okultystycznych (buddyjskich hinduskich...)  możesz pooglądać ich wizerunki, w miarę oddają ich rzeczywiste szpetne oblicza upadłych.
16 kwietnia 2016, 17:53
To wszystko o czym piszesz to jest sugestia, podobnie kiedy wybierzesz się na imprezę gdzie jest dużo ludzi - koncert, mecz, również udziela się atmosfera jak tu pisze Tomek Budzyński wielkie wow! Samo już to określenie wow! w odniesieniu do życia duchowego mnie zniechęca i jest nieco podejrzane, może to jest dobre dla ludzi, którzy kompletnie stracili grunt pod nogami, zagubionych życiowo, jako wstęp żeby wyjśc z marazmu, trzeba nimi potrząsnąć jak gruszką w sadzie. Człowiek, który wszedl w realcję z Bogiem poznaje siebie w pierwszej kolejnosci, dzięki temu latwiej mu potem rozumieć innych ludzi, można nawet powiedzieć, że nie znając ich wcale zna ich bardzo dobrze, nawet jak widzi ich pierwszy raz na oczy. I może tego dokonać każdy człowiek, który coraz bardziej zbliża się do Boga. Poza tym, skąd wiesz, czy ktoś ojcu nie podpowiedział że jest gość taki a taki i ma problem taki i taki. Przypomina mi się film  "Klątwa skorpiona" Woodego Allena, gdzie jeden z glównych  bohaterów zostaje wprowadzoiny w stan hipnozy a następnie niczego nieświadomy uczestniczy w procederze kradzieży biżuterii. Pozwól, że pozostanę przy swoim zdaniu, umiłowany bracie w Chrystusie Panu Naszym. :-)
A
andrzej_a
16 kwietnia 2016, 19:46
Oczywiście, zawsze masz prawo mieć własne zdanie. Jednak spójrz do czego prowadzi taka duchowa "stagnacja". Lata mijają, a pytań wciąż przybywa. Kiedyś nastąpi taki moment, iż niewiedza, może zagrozić poważnym zwątpieniem, bo zło doskonale tą słabość w nas ludziach wykorzystuje, oni nigdy się nie poddają i pracują na okrągło 24h. Tutaj dodam, iż ja również przez bardzo wiele lat raczej stroniłem od religijnych imprez, bo nie czułem w nich Ducha. Ot taka zabawa religijnych ludzi, tak to pojmowałem. I myślę, że nie tylko ja tak to widziałem. Być może nigdy bym się nie skusił, aby pojechać i choćby zobaczyć jak wyglądają Msze charyzmatyków, gdyby nie przygotowanie, którego dokonał sam Jezus. W sposób jedynie możliwy i niepodważalny udowodnił mi, iż jestem tam zaproszonym. I upewniałem się kilka razy, czy mam tam naprawdę pojechać. Powiem inaczej, nikt mnie nigdy wcześniej nigdzie nie wyciągnął, nikomu się to przez wiele lat nie udało. A okazji i zaproszeń miałem bardzo wiele. A więc przekonał mnie o tym sam Jezus. Być może i w twoim przypadku Amelio takie zaproszenie Jezus kiedyś wystosuje. Ja bynajmniej już nie błądzę, nie kolekcjonuję pytań, bo mam dostęp do źródeł informacji. No samo życie przez to może nie jest łatwiejsze, natomiast bliskość z Bogiem jest o wiele większa. Łatwiej mi zrozumieć Pisma Święte i myśli tam zawarte, łatwiej mi idą rozważania dotyczące naszej wiary w Chrystusa. Łatwiej mi też słucha się innych ludzi, a co najważniejsze, iż mogę im czasem pomagać choćby po przez polecanie ich problemów Bogu w moich modlitwach i widzę ingerencję Boga. Wszystkiego może nie da się tą drogą załatwić, bo Bóg bardzo ceni wolność każdego człowieka i jego przekonania, ale doprawdy można wiele. Jeżeli człowiek nie che wypłynąć na głębię swojej wiary Bóg na siłę nie będzie go ciągnął za uszy. Jednak taki człowiek będzie wciąż płacił za swoją niewiedzę, za zbyt małą wiarę itd. Z tej odpowiedzialności nikt człowieka nigdy nie zwolni.
16 kwietnia 2016, 20:33
Każdy idzie swoja drogą, skoro ci to pasuje to przecież nikt ci nie zabroni tam jeździć.
16 kwietnia 2016, 20:49
Warto jeszcze zwrocić uwagę, jacy ludzie biorą udział w takich spotkaniach - są to msze o uwolnienie i uzdrowienie, a hałas jaki tam panuje również wiele mówi. Mam nadzieję, że Jezus nigdy nie zaprosi mnie do udziału w takich spotkaniach tak jak zaprosił podobno ciebie. Poszedleś tam jak wiele innych ludzi, bo akurat w tamtym czasie była to jedyna dostępna dla ciebie droga żebyś ratował swoje życie, a że stałeś nad przepaścią więc chwytałeś się wszystkiego. Nie myśl sobie, że ktoś kto trafił na takie spotkanie i pozbył się dreczących go demonów jest lepszy od tego, kto poznał Jezusa nie uczestnicząc w takich zgomadzenaich. 
A
andrzej_a
16 kwietnia 2016, 22:25
Nie wiem skąd te mylne u Ciebie wyobrażenia o ludziach uczestniczących w Mszach charyzmatyków, których centrum jest właśnie wylanie Ducha Świętego na wszystkich tam obecnych. Wielu ludzi, którzy uczestniczą w takich "spotkaniach" jedzie tam z ciekawości (bo inni tam byli i doświadczyli duchowego "wow" to i ja tam pojadę). Jakaś inna grupa uczestników takich spotkań ma w swoim życiu jakiś konkretny krzyż i jedzie tam, aby Jezus im ulżył w cierpieniach. Są też i tacy co poczuli głód Boga i nie mogą go zaspokoić w żaden sposób. Taki właśnie głód Boga i mnie dopadł i nie mogłem sobie z nim poradzić. Był to też czas tuż przed pojawieniem się konfliktu na Ukrainie, a ja sam przeżywałem dziwne przynaglenia prawie do co dziennych modlitw. Nieco wcześniej miałem bardzo istotny epizod życia i bez pomocy Jezusa nie ruszyłbym z tym tematem. Jezus jednak pomógł i to z czym zmagałem się od prawie roku razem zrobiliśmy w miesiąc. Miałem więc konkretny dług u Jezusa (i chyba go nadal mam), więc poddałem się Jego Woli i tak jak On chciał skierowałem się ku modlitwom jakie mi polecał. Gdzieś w swojej świadomości wiedziałem, że coś złego zagraża naszemu Krajowi. Miałem wprawdzie wizje, ale nie potrafiłem ich właściwie zinterpretować, skupiałem się więc głównie na modlitwach, a nie rozmyślaniu (wówczas nie potrafiłem jeszcze rozważać widzeń). Właściwie to Bóg uzdolnił mnie do modlitw, tchnął we mnie jakiś ogień, abym zanurzył się w tej przestrzeni wiary, która muszę przyznać, była dla mnie wówczas ogromną tajemnicą. Modlitwy kojarzyły mi się bardziej tak jak to Ty to już ujęłaś z rozmodlonymi "dewotkami" po kościołach. Dopiero później zrozumiałem, iż „modlitwy” trzeba się uczyć, poprzez skupienie swojej świadomości na Bogu. Jednak żeby się na kimś skupić trzeba było Go najpierw osobiście poznać. I tak właśnie się stało po udziale w wylaniu Ducha Świętego na spotkaniu, na które zostałem zaproszony podwójnie, bo przez Jezusa oraz przez znajomych
16 kwietnia 2016, 22:39
  trzeba było Go najpierw osobiście poznać Czyli poznałeś osobiście Boga. No i co tam  u Boga słychać? Dajesz mu czasem wolne, bo wiesz, Bogu też się coś należy od życia. Andrzej, nie zamęczaj Boga zanadto bo jak się wkurzy to ho ho ho...
A
andrzej_a
17 kwietnia 2016, 02:54
Amelio nie rob sobie takich żartów, bo Bóg wszystko słyszy i widzi 24h. To co tu piszę również (choćby poprzez Aniołów, a ma Ich naprawdę wielu). Bóg, którego poznałem jest przede wszystkim Świętością o jakiej człowiek nie ma pojęcia. Bóg jest również Sprawiedliwością i tu tak samo z naszymi możliwościami percepcji. Bóg jest Miłością głęboką niczym sam wszechświat, a tym samym nie pojętą. Bóg ma o wiele więcej jeszcze przymiotów, ale Te dostrzegłem jako pierwsze. A więc nie można robić sobie żartów, które Boga jakkolwiek dotykają bo On jest Świętością nad Świętości. Sprawiedliwość Jego nie pominia żadnego ludzkiego występku włącznie z powyższym. A Miłość Bóg odwzajemnia po więcej razy niż tysiąckroć ludziom, którzy Boga kochają, szanują i pragną być Jego dziećmi. Prawdziwa miłość względem samego Boga jest ogromnie wymagająca. W Bogu Ojcu i zarazem Stwórcy są zanurzeni Jego Syn Jezus i Duch Święty. Mimo tego osobiście uważam, iż tajemnica Trójcy Przenajświętszej zawsze będzie dla nas tajemnicą, bo człowiek jest za mały, aby pojąć Boga, który jest przeogromny w każdym możliwym ujęciu, przez nas dokonanym. Jak się odważysz kiedyś wyjść z tej swojej "mysiej norki" swojej wiary i doświadczyć Boga choćby w osobie Ducha Świętego wówczas pojmiesz co mam na myśli. Póki tego kroku nie uczynisz wciąż będziesz zadawać pytania, na które nie wielu ludzi potrafi odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Doprawdy nie wiem dlaczego Bogu na Tobie Amelio tak strasznie zależy, że mnie pogania do odpisywania Tobie, ale to znak, że Bóg ma wobec Ciebie jakiś konkretny plan. Wiedz, że ja zwykle tak od siebie nie lubię się nikomu narzucać. Jak ktoś powie raz "nie", to ja o nim zwykle szybko zapominam, bo takim jestem z natury człowiekiem. A z Tobą zauważ, że jest wręcz przeciwnie. Sam tego nie rozumiem.
17 kwietnia 2016, 10:01
Jasne, że Bóg wszystko widzi i słyszy 24 h dlatego ci odpisuję. Bóg jest przede wszystkim Mądrością, a mądrosć objawia się min. umiejętnością ujęcia w kilku słowach myśli, a nie rozwlekaniu jak makaron jak to tu robisz, więc postaraj się streszczać na przyszłość. Jak się odważysz kiedyś wyjść z tej swojej  "mysiej norki "  swojej wiary i doświadczysz Boga choćby w osobie Ducha Świętego wówczas pojmiesz co mam na myśli. No właśnie wyszłam i mówię ci: Andrzeju, ty zarozumiały i pyszny człowieku! Doprawdy nie wiem dlaczego Bogu na Tobie Amelio tak strasznie zależy, że mnie pogania do odpisywania Tobie. Pewnie dlatego, żebym ja w odpowiedzi ci napisała - nie truj Andrzej, bo żal czytać to wszystko.
Andrzej Ak
17 kwietnia 2016, 15:21
Amelio poszukaj charyzmatyków w mieście, w którym żyjesz, porozmawiaj z nimi o Bogu, otwórz się na perspektywę z której oni postrzegają Boga. Potraktuj  to jako być może ciekawe doświadczenie twojego życia. Jesteś osobą ciakawą świata, a więc będziesz poszukiwać. Nie omijaj tej przystani wiary, w której możesz osobiście odnaleźć bardzo wiele odpowiedzi na pytania dotyczące twojego życia. Każdy człowiek ma takie pytania, wielu poszukuje wciąż odpowiedzi. Ja na deonie jestem już któryś rok z rzędu, aby odpowiadać na niektóre z takich pytań. Jakiś tam wycinek świata poznałem i ja się poprostu tym dzielę z innymi i czynię to za darmo.
17 kwietnia 2016, 20:28
Na nic mi nie musisz odpowiadać bo ja cię o nic nie pytam, nudziarzu do kwadratu i potęgi entej silnia.
Andrzej Ak
15 kwietnia 2016, 16:42
O Duchu Świętym mówi się na każdej Mszy Świętej, ale tylko ci którzy doświadczyli (choćby tylko raz) wylania Ducha Świętego wiedzą kim On jest.