Czy można być szczęśliwym ubogim? Dlaczego warto być ubogim? Co oznacza ubóstwo i co miał na myśli Franciszek, wzywając katolików do ubóstwa? - mówi o. Grzegorz Kramer.
Z jezuitą o. Grzegorzem Kramerem, duszpasterzem powołań Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego rozmawia Monika Burczaniuk.
Monika Burczaniuk: Kim jest człowiek ubogi?
Grzegorz Kramer SJ: Człowiek ubogi według mnie to ten, który odczuwa brak. Niekoniecznie brak materialny, także deficyty uczuciowe, zranienia, odepchnięcie społeczne, poczucie bycia gorszym. Myślę, że ubóstwo może być niezawinione, ale nie zawsze.
Tak socjologicznie: decyzje mogą małymi krokami doprowadzić do ubóstwa. I bardziej postawiłbym tu słowo nędza niż ubóstwo. Osobiście dla mnie ubogi to ten, który czuje się zależny od Boga. Dla mnie tu obrazem jest Jezus i tekst z Listu do Filipian, mówiący o tym, że on nas swoim ubóstwem ubogacił.
Rozumiem to tak, że można wybrać ubóstwo dobrowolnie. Jednak wtedy nie jest to zależne przede wszystkim od stanu posiadania, ale właśnie od tego, że niezależnie czy mam mało czy dużo, chcę to uzależnić od Boga. Chcę, to co mam, podporządkować Jemu. Takim filmowym przykładem jest dla mnie tytułowy Edi.
Przykładem ubogiego?
Edi i Jurek, dwaj zbieracze złomu, główni bohaterowie jednego z najlepszych polskich filmów. Edi sprzedaje wszystkie swoje książki - największy skarb życiowy - i kupuje samochodzik dla biednego dzieciaka.
Po tym wydarzeniu, Jurek zadaje pytanie Ediemu: Edi zgłupiałeś? Edi, widząc uśmiech na twarzy chłopca, odpowiada: Jureczek, Wigilia jest zawsze wtedy, kiedy my tego chcemy… On jest dla mnie człowiekiem, który zrozumiał, że ubóstwo nie jest przekleństwem.
Więc ubóstwo może być błogosławione?
Uważam, że tak. Dla mnie słowo błogosławieństwo znaczy tyle, że ktoś wypowiada nade mną dobre słowa, jest mi życzliwy, jest po mojej stronie. To, że ktoś mi błogosławi, a przez to robi mnie błogosławionym nie znaczy, że czyni moje życie sielanką.
Dalej doświadczam trudności, braków, ubóstwa, ale wiem, że nie jestem w tym sam. Jezus mówi mi, że ci którzy są, są błogosławieni, a konkretnie polega na tym, że posiadają Królestwo Boże. Królestwo Boże nie jest przecież pałacem ze złota, ale przede wszystkim obecnością Boga w moim życiu.
Ubóstwo daje mi "możliwość" nie tylko wiary w Boga, ale i zawierzenia Mu, że On się o mnie troszczy. Zresztą nie tylko ubóstwo może być błogosławieństwem. Każda sprawa, która jest trudna i bolesna może stawać się czymś takim.
Oczywiście, że jest to łatwe, że nie dzieje się automatycznie. Potrzeba naszej decyzji, czasem okupionej ciężką praca nad sobą (np. terapią), ale właśnie trud i decyzja pokazują mi, że jestem wolny, że nie ma niczego w tym życiu z czego nie mógłbym wyciągnąć dobra.
Wiele o ubóstwie mówi Franciszek, pierwsze z zdań jego pontyfikatu brzmiało "chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich", co to znaczy?
Myślę, że populistycznie tłumaczymy Franciszka tylko w janosikowy sposób: zabierzmy bogatym, dajmy ubogim. Albo skupiamy się na bogatszych od siebie.
Ja to rozumiem tak, że Papież wzywa każdego chrześcijanina najpierw właśnie do tego, o czym mówiłem - zaufania Bogu. Człowiek, który jest wpatrzony w Boga, ufa Mu, przestaje gromadzić dobra dla siebie, a zaczyna w nich widzieć środek. Kościół ubogich to Kościół nieskupiony na sobie i swojej sile, ale wpatrzony w Boga.
Kogo zatem, jakich bogatych, ma na myśli Jezus we fragmencie Ewangelii Mateusza: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego (Mt 19,24)?
Właśnie takich, którzy są wpatrzeni w siebie i swoje bogactwo. Mówi o ludziach, którzy nie mają dystansu do tego, co posiadają. I tu naprawdę nie trzeba myśleć o osobach posiadających wielkie pieniądze.
Czasem to może być jedna rzecz: sprawa, relacja, a nawet nędza czy choroba, do której jestem tak przywiązany, że wszystko się kręci wokół tego. To są ludzie, którzy tak bardzo związali się ze swoim bogactwem, że kiedy pojawia się okazja do tego, by trochę z niego zrezygnować, nawet jeśli to jest życie w nędzy, nie robią tego, bo dobrze im tak jak jest.
Jakie znaczenie w prezentowanej przez Papieża Franciszka postawie, dotyczącej ubóstwa, ma fakt, że jest jezuitą?
Trudno mi mówić za niego, ale sam będąc jezuitą, po podobnej formacji duchowej, czuję chyba o co mu chodzi. Ubóstwo jest ważne dla św. Ignacego Loyoli, nie dlatego, ze miał hopla na punkcie ubogich (chociaż oczywiście im pomagał), ale przede wszystkim ze względu na Wcielenie.
Wielki Bóg staje się jednym z nas - nędzarzem. List do Filipian mówi o uniżeniu się Jezusa (Flp 2, 6-8). Sam Jezus daje na sobie przykład, że właśnie ubóstwo jest drogą do Boga. Dzięki niemu Bóg staje się obecny w świecie. Mamy Go szukać, ale nie znajdziemy Go, jeśli nasze serca i myślenie będzie "bogate".
Co zatem zrobić, żeby było bardziej ubogie?
Więcej patrzeć na Jezusa.
To znaczy?
Patrzeć na Jezusa, to dla mnie bardzo trudna sprawa, bo muszę wtedy przestać patrzeć na siebie. Nie tylko na pozytywy we mnie, by budować swoją chwałę, ale także na swoją nędzę i ubóstwo.
Patrzeć na Jezusa to nic innego, jak przypominać sobie, kto w tej relacji jest Bogiem i kto jest Pierwszy. Rozumiem to tak, że On nie chce być Pierwszy tylko po to, by pokazać swoją wyższość, ale On pierwszy mnie ukochał.
To także On jest źródłem jakiejkolwiek miłości we mnie. Kiedy próbuję patrzeć na Jezusa, zaczynam nabierać dystansu do swojego życia, wydarzeń i osób. Po prostu życie się porządkuje. Kiedy patrzę na siebie nie mam perspektywy, wszystko kręci się wokół mnie.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Fragment bloga kramer.blog.deon.pl:
Wystarczy popatrzeć na naszą modlitwę, na nasze rozumienie przykazań, nasze przystępowanie do sakramentów, post i przeżywanie wiary. Ciągle mamy problem z włączeniem tego do codzienności. Próbujemy jakoś Boga umieścić w naszej rzeczywistości.
Świetnie do tego wykorzystujemy sakramenty, które zamiast nam pomagać spotkać się z Nim, często stają się możliwością upchania Boga do naszego myślenia, do zdefiniowania Go.
Chrzest, komunia, bierzmowanie, ślub, pogrzeb. W międzyczasie spowiedź, w której trzeba automatycznie powiedzieć to, co zazwyczaj, bo tego się wymaga, bo takie jest prawo. No i pacierz czasem wieczorem. A Bóg w tym wszystkim? No gdzieś jest, przecież to sakramenty w końcu - tak wielu mówi.
Czasem się zastanawiam, ile jest Boga w naszym życiu religijnym. Ile jest Go w patrzeniu na drugiego człowieka, innego od nas? (…)Bóg chce naszego serca. Chce nas, nie naszych uczynków, nie naszego łaskawego pacierza, chce byśmy przed Nim nie grali.
Skomentuj artykuł