Ufne posłuszeństwo Bogu

(fot. matthileo/flickr.com/CC)
Ks. Stanisław Haręzga

W konkrecie życia każda forma posłuszeństwa wymaga zaangażowania, ofiary, a nieraz nawet heroizmu. Nasze posłuszeństwo musi być więc nieustannie ewangelizowane przez konfrontację z postawą samego Jezusa w Jego synowskiej relacji do Ojca.

Pod tym względem na pierwsze miejsce wysuwa się postawa zaufania. To od niej zależy nie tylko jakość naszego posłuszeństwa, lecz także jego twórcza i pożyteczna rola w naszym środowisku życia. Warto, byśmy dokładniej zwrócili uwagę na prawidłowość, jaka istnieje między wzrostem zaufania do Boga, samego siebie i przełożonych a dojrzałością i radykalizmem chrześcijańskiego posłuszeństwa.

Posłuszeństwo i zaufanie

W chrześcijańskim posłuszeństwie wiary na pierwsze miejsce wysuwa się poznanie objawienia Boga w Jezusie Chrystusie i komunia z Nim w miłosnej relacji, życiowe oparcie się na Nim jako niezawodnej "skale zbawienia". Chrześcijaństwo nie jest więc jedynie czystą doktryną, jakąś wzniosłą ideologią czy nauką, ale komunią osoby konkretnego człowieka z żywą Osobą Jezusa Chrystusa. Dzięki niej możliwe staje się bycie dzieckiem Bożym, nowym stworzeniem, obdarzonym Duchem Świętym, zdolnym odpowiedzieć miłością na darmową Bożą miłość. Dopiero z przyjęcia i doświadczenia Bożego obdarowania nas w Chrystusie rodzi się nasze posłuszeństwo Bogu, gotowość do pełnienia Jego woli.

DEON.PL POLECA

Należy jednak pamiętać, że trwający przez całe życie proces naszego upodobnienia się do Chrystusa w posłusznym pełnieniu woli Bożej musi dokonywać się w postawie zaufania i bezgranicznego zawierzenia Bogu. Wynika to z faktu, że wiara to zawsze akt człowieka, istoty słabej i ograniczonej. W życie wiary wpisane jest więc wątpienie, które wyraźnie dochodzi do głosu w kontekście różnych życiowych trudności i bolesnych doświadczeń. W czasie ich przeżywania, zamiast zaufania Jezusowi górę bierze lęk o samego siebie, troska o swoje bezpieczeństwo. Tymczasem wszelkie życiowe burze są zawsze próbami naszej wiary. Co więcej, w życiu duchowym istnieje dziwna zależność: im bliżej jesteśmy Boga, tym trudniejsze doświadczenia nas spotykają.

Nie należy się temu dziwić, gdyż sam Bóg dopuszcza próby wiary, byśmy opierali ją nie na sobie, a jedynie na wierności i życzliwej miłości samego Boga. W sytuacjach, kiedy wiara poddana jest próbie, paradoksalnie otrzymujemy szansę jej rozwoju. Walka o jej wzrost zawsze odbywa się bowiem w ciemnościach, w ubóstwie i pokorze, w godzinie cierpienia i krzyża, kiedy wydaje się, że wszystko się chwieje. Jednak wówczas, jeśli z ufnością zwracamy się do Boga, nasza wiara się umacnia i utwierdza. Każde jej zagrożenie domaga się od nas nowego zaufania. Jedynie ono sprawia, że możemy uczynić kolejny krok ku posłuszeństwu wierze bardziej pogłębionej i dojrzałej.

Ten krok warto uczynić, gdyż Bóg jest naszym Ojcem i zawsze zasługuje na naszą całkowitą ufność. On pierwszy nam zaufał, czego świadectwem jest dzieło stwórcze i historia zbawienia świata. O tym, jak ogromne to zaufanie, świadczy fakt Wcielenia, w którym Syn Boży zstąpił na ziemię i w Jezusie Chrystusie stał się naszym Zbawicielem. W Nim Bóg Ojciec okazał nam tak nieograniczone zaufanie, że w mocy Ducha Świętego powierzył nam siebie w Chrystusowym Kościele, abyśmy na zawsze mieli dostęp do zbawczej mocy Jego Słowa i sakramentów świętych.

Bogu najbardziej zależy na tym, byśmy jak dzieci bezgranicznie Mu ufali. Dlatego św. Teresa z Lisieux poucza nas, że tym, co najbardziej rani Boga i staje się naszym najpoważniejszym przewinieniem, jest brak ufności. Jedynie ona czyni nas miłymi Bogu, otwiera na Jego łaski, pozwala dać Mu się poprowadzić i uzdalnia do posłuszeństwa woli Bożej. Ponieważ ufność otwiera nas na Boga, a tym samym na miłość i życie, jest bardzo płodna duchowo. Wie o tym szatan, który wykorzystując fakt, że na płaszczyźnie ufności jesteśmy mocno zranieni, usiłuje ją zdławić w naszych sercach. Dlatego wlewa w nie podejrzenia, wątpliwości i nieufność do Boga. Z naszej strony trzeba nam więc nieustannie zaprawiać się w ufności do Boga, który nie oczekuje od nas, byśmy byli bez zarzutu, ale mieli do Niego zaufanie. Im bardziej ufamy w Bożą dobroć i wierność, karmiąc się słowem Bożym, tym bardziej Bóg może się nam udzielać w miłości, przebaczeniu i miłosierdziu.

Zgoda na własne życie

Praktykowanie zaufania i zdanie się na Boga ściśle wiążą się z zaufaniem sobie, co najbardziej przejawia się w zgodzie na własne życie. Trudności pod tym względem wynikają z braku wiary w siebie. Szczególnie ujawnia się to wówczas, kiedy dotyka nas cierpienie, kiedy trzeba zmierzyć się z przeciwnościami i słabościami, ilekroć upokarza nas grzech, zawodzą nasze plany i nadzieje. Wtedy rodzi się pokusa ucieczki od życia, zamykania się w swym bólu, czego oznaką będzie zawsze smutek, narzekanie, zgorzknienie i brak nadziei. Są to wszystko przejawy niezrozumienia krzyża, ucieczki od trudu i ofiarnego daru samego siebie.

Każda taka sytuacja pozwala głębiej otworzyć się na Boży plan względem nas, na miłość Chrystusa, który zawsze jest przy nas ze swą zbawczą miłością. Należy tylko dać się Mu prowadzić, rozmawiać i obcować z Nim. Wymownie ukazuje to scena spotkania się zmartwychwstałego Chrystusa z uczniami z Emaus (por. Łk 24, 13-35). To On przez słowo Boże i dar "łamania chleba" wprowadził ich w sens życia dla drugich. Zmartwychwstały potwierdził sobą, że warto iść dalej, że w tę drogę trzeba tylko wpisać miłość zdolną do ofiary, poświęcenia i krzyża. Każde spotkanie z Chrystusem i rozpoznanie Go w darze życia wydanego dla wszystkich zawsze przywraca nas życiu dla drugich. Wówczas stajemy się bardziej posłuszni woli Bożej, zdolni do ewangelicznego posłuszeństwa ludziom, od których zależni jesteśmy w swej pracy, powołaniu i życiowej misji.

Dla praktyki posłuszeństwa niezwykle ważne jest też pokorne akceptowanie swoich braków. Jeśli nie udaje się nam czynić rzeczy, jakich pragniemy, nie należy załamywać się i rezygnować. Akceptowanie swego ubóstwa, bycia grzesznym i małym pozwala wzrastać w ufności, by w naszej słabości mogła ujawnić się moc Boga (por. 2 Kor 12, 9). Paradoksalnie wzrastamy w posłuszeństwie, kiedy akceptujemy swą słabość i w niej pokładamy ufność w zbawczej miłości Boga. Nigdy nie będzie posłuszny ten, kto w pysze uważa się za lepszego od innych, nie potrafi przyjąć swej porażki i nie stać go na pokorne realizowanie swej życiowej drogi i swego osobistego powołania.

Zaufanie między przełożonym a podwładnym

W chrześcijańskim posłuszeństwie poza płaszczyzną wiary istnieje zawsze płaszczyzna ludzka odnosząca się do konkretnych ludzi. Posłuszeństwo Bogu przeżywamy przecież w społeczności ludzkiej, w hierarchicznym Kościele, we wspólnocie osób konsekrowanych. Ponieważ posłuszeństwo realizuje się we wspólnocie osób, z konieczności przekłada się na relacje, które winny mieć miejsce w klimacie zaufania między sobą i do osoby przełożonego. Jedynie ufność daje odwagę, by nie zniechęcać się w miłowaniu, nie pogrążać się w niepokoju i lęku, nie oskarżać wzajemnie, ale brać odpowiedzialność za życie swoje i drugich.

W przypadku przełożonych przejawem ich zaufania do podwładnych jest przede wszystkim postawa ofiarnej troski o ich potrzeby. Nie może to być relacja wyższości, przywilejów i dominowania, ale braterstwa i służby. Nadmierny autorytaryzm odbiera inicjatywę i może prowadzić do bierności. Postawa dyktatorska i apodyktyczna wyzwala też mechanizmy obronne i budzi naturalny bunt. Na utratę zaufania skazuje się przełożony, który nie chcąc narazić się podwładnym, schlebianiem zyskuje ich przychylność. Do nieufności prowadzi również słabość autorytetu przełożonego, niejasność w jego kompetencjach i zadaniach. Powoduje to brak poczucia bezpieczeństwa, prowadzi do napięć i trudności we wspólnocie. Taki sam skutek wywołuje brak jasnych decyzji i długotrwała niepewność. Wielce naganna jest też postawa niesprawiedliwego wyróżniania niektórych, obdarowywania ich szczególną miłością, przy równoczesnym lekceważeniu i poniżaniu tych, którzy są krytyczni i odważni w mówieniu prawdy.

Jeśli posłuszeństwo jest wsłuchiwaniem się w wolę Bożą, przełożony nie może czynić tego bez udziału podwładnych albo - jeszcze gorzej - swe kaprysy sankcjonować wolą Bożą czy wcielać ją w życie samymi rozkazami. Przeciwnie, jego szczególną troską winno być tworzenie atmosfery zaufania, współpracy i wzajemnego szacunku. Obok wytrwałego słuchania innych, winien cenić szczery i nieskrępowany dialog. On bowiem zapewnia wzajemną pomoc poprzez wsłuchiwanie się w słowo Boże, naukę Kościoła czy charyzmat, by wspólnie odnajdywać wolę Bożą, do niej się przekonywać i ją realizować. To prawda, że przełożony nie zastąpi nikogo w jego osobistym wysiłku, ale swoim przykładem, zachętą i wsparciem może przyczyniać się do ufnej współpracy wszystkich dla dobra całej wspólnoty z poszanowaniem godności i wkładu każdego.

Nie tylko przełożeni, lecz także podwładni powinni być tak samo posłuszni. Również ich posłuszeństwo musi być oparte na zaufaniu, wysiłku, a nawet heroicznej pracy. Nie można go sprowadzać jedynie do biernej uległości. Żaden przymus, lęk czy infantylna uległość nie mają nic wspólnego z zaufaniem. Autentycznemu posłuszeństwu obca jest obawa przed autorytetem, lęk o siebie, chęć przypodobania się władzy, szukanie korzyści lub uznania. Posłuszeństwo nie polega też na odtwórczym i pasywnym wypełnianiu poleceń, ale na zaangażowaniu w realizację woli Bożej, rozpoznanej w dialogu z przełożonym.

Zasadniczym motywem dojrzałego posłuszeństwa jest dla chrześcijanina pragnienie naśladowania samego Chrystusa posłusznego Ojcu aż do śmierci na krzyżu. Przecież w chrześcijańskim życiu wiary wszystko wynika z posłuszeństwa Chrystusowi, który wzywa nas do miłości w każdym rodzaju i stanie naszego życia. Wyrazem tego posłuszeństwa zawsze będzie jednak otwartość i szczerość wobec tych, których On daje nam jako przełożonych. Nawet jeśli doświadczamy ich słabości i ograniczeń, obowiązują nas ich nakazy -wydawane w imieniu Chrystusa. Co więcej, nie możemy nigdy tracić ufności, że to przez nich Bóg nas prowadzi przez życie. Zawsze potrzebne jest więc pozytywne nastawienie do osoby przełożonego. Jedynie ono umożliwia swobodne wyrażanie opinii, ułatwia wspólne szukanie woli Bożej, szczere odsłanianie swoich trudności i słabości, jakie stają na przeszkodzie w jej realizacji.

Na zakończenie należy stwierdzić, że nigdy nie możemy być pewni ani siebie, ani żadnego innego człowieka, gdyż wszyscy jesteśmy grzesznymi i słabymi ludźmi. Tym bardziej trzeba nam ufać Bogu i w Chrystusie budować w nas fundament ufności do siebie i ludzi, w tym szczególnie do naszych przełożonych. Przynagla nas do tego współczesny świat, w którym żyjemy. W nim tak wielu ludzi jest zagubionych, brak im sensu życia, stają się niewolnikami rozmaitych mód i uzależnień, oddają się bezsensownym i destrukcyjnym zachowaniom. Kiedy i nas dopada smutek i zwątpienie, kiedy czujemy się źle, trzeba nam wracać do posłuszeństwa woli Bożej, do braterskiej wspólnoty, do ufnej zgody na zależność od naszych przełożonych. Będzie to najlepsze świadectwo, że jesteśmy dojrzali, prawdziwie posłuszni Bogu i ludziom.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ufne posłuszeństwo Bogu
Komentarze (1)
Z
zagubiony
17 czerwca 2014, 08:20
Ten tekst otwiera oczy.