Upał serca mego chłodzę… - Gorzkie żale

(fot. Sebastian Bergmann/flickr.com/CC)
ks. Paweł Siedlanowski

Powstanie nabożeństwa Gorzkich żali łączy się ściśle z historią Bractwa św. Rocha działającego przy kościele Świętego Krzyża w Warszawie, gdzie posługę duszpasterską pełnią Księża Misjonarze św. Wincentego ļ Paulo. Pierwowzorem było prawdopodobnie nabożeństwo pasyjne, przeróbka łacińskiego utworu.

Autor nabożeństwa jest nieznany. Wiadomo tylko, że utwór zatytułowany Snopek mirry z Ogrodu Getsemańskiego albo żałosne gorzkiej męki Syna Bożego rozpamiętywanie ułożył i ogłosił drukiem w 1707 r. opiekun Bractwa św. Rocha ks. Wawrzyniec Stanisław Boenning (Benik) ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Kompozycja została oparta na jutrzni brewiarzowej, z zachowaniem śladów misterium pasyjnego i fragmentów pieśni pasyjnych. Bractwo było znane z zaangażowania na polu charytatywnym i liturgicznym, o czym świadczy rola, jaką odegrało podczas zarazy w latach 1624- 625, kiedy to zginęła 1/6 mieszkańców Warszawy. W protokole z 1699 r. czytamy: "Odznaczało się ono wzorowym przykładem w służbie Bożej (…) i należy się wdzięczność, że w Kościele Bożym z rozpamiętywania Męki Pańskiej przy odśpiewywaniu w języku naszym tzw. Gorzkich żali mnogie pożytki duchowe wypływają". Zatem już wtedy dostrzeżono wielką wartość modlitwy, która dziś jest w Polsce powszechnie znana. Towarzyszyła ona Polakom podczas zaborów (pod datą 16 i 23 stycznia 1848 r. we wspomnianych protokołach zapisano: "Nie masz bowiem kościoła, gdzie tylko język polski zasięga, aby odprawiane nie było nabożeństwo Gorzkich żali"), zachwyca swoim pięknem kolejne pokolenia.

Nie tylko emocje

DEON.PL POLECA

Co sprawia, że to rdzennie polskie nabożeństwo, "nie mające sobie równych w świecie", pomimo upływu lat, archaicznego języka tak mocno porusza, topi wewnętrzny lód, dotyka najskrytszych zakamarków duszy?

Przy pobieżnym spojrzeniu tekst może razić nadmiarem emocji, hiperboli i porównań. Dziś świat panicznie boi się i unika tematu cierpienia i śmierci - jeśli się on pojawia, to zwykle ujmowany jest w kategoriach sensacji bądź ironii. Chrześcijanie uciekają od krzyża, szukając w wierze tylko tego, co pozwala pozytywnie się "nakręcić", podbudować motywację. Z drugiej strony emocje są dziś ważnym nośnikiem treści. Zatrzymują na sobie uwagę, poruszają, ku czemuś prowadzą. Jest jednak coś, co odróżnia poruszenia duszy powodowane przez Gorzkie żale od jałowych uniesień, wywoływanych przez łzawe seriale i świat reklamy. To konsekwentny chrystocentryzm - jak pisał ks. Jerzy Szymik - chroniący "duchowe smutki i wszelaki ból przed jałową melancholią egzystencji, «tęsknicą», która miewa tendencje egotyczne, narcystyczne, podoba się samej sobie i nieuchronnie prowadzi do bezbożnej rozpaczy. Autentycznie chrześcijańska «gorzkość żalu» jest «ku-Chrystusowa»: przechodzi od współcierpiącego współczucia poprzez wdzięczność do nawrócenia, ku Niemu, ku Jego słowu i Osobie, do wspólnoty życia z Nim".

Odwaga przyjęcia "gorzkości" losu

Rozważanie Męki Pańskiej, współcierpienia Matki, niezależnie, czy będzie się dokonywać podczas Drogi krzyżowej, Gorzkich żali czy misteriów pasyjnych, wyprowadza człowieka poza niego samego. Pozwala zbudować pewien dystans, spojrzeć na siebie z innej perspektywy. A to z kolei jest koniecznym warunkiem, aby mogła się dokonać przemiana, wejście w obręb innej logiki. Coś się musi stać z człowiekiem, co wytrąci go ze słodko-przaśnego przekonania, iż mieści się w jakiejś przeciętniackiej normie, która pozwala zachować względny spokój i żyć w przekonaniu, że "nie jest z nim jeszcze tak źle". Konieczny jest wstrząs wewnętrzny. Musi ulec zburzeniu duchowa twierdza. Współodczuwanie z Chrystusem, w całej duchowej i psychicznej pełni, przekracza możliwości Jezusowego ucznia. Ale w procesie duchowego wzrostu chrześcijanina, której to sprawie służą Gorzkie żale, chodzi nie o sięgnięcie ideału, ale o solidarność wobec Jezusa. "On sam, Jego Osoba i dzieło zbawcze są wszak wcieloną solidarnością Boga z człowiekiem, z ludzkim bytem i losem - pisze dalej ks. J. Szymik. - Przeszkadza w tej postawie to, co tekst wstępu nazywa «upałem serca», a co jest wewnętrznym rozkojarzeniem, brakiem skupienia na tym, co w życiu ważne, co jest uleganiem namiętnościom, twardością serca. Nabożeństwo ma przynieść trzeźwiący kontakt z pełną prawdą Męki Chrystusa. To jest właśnie lek na upał serca: «gdy w przepaść Męki Twej wchodzę». To «ochłodzenie» przynosi życiu człowieka właściwe proporcje rzeczy, prawdziwą hierarchię wartości, życiodajną harmonię ze wszystkimi i wszystkim. Widzieć życie, jak widzi je Bóg - oto cel lekcji. Gorzki żal pozostanie ostatecznie żalem «bez wymowy», niewyrażalnym w swej prawdzie i głębi. Ale jednak trzeba się odważyć wejść w ową gorzkość i płakać - choć z największą, na jaką nas stać, pokorą. Ponieważ to nie estetyka ani nawet prawda naszego żalu się liczą, ale jego skutek: nawrócenie serca".

Duc in altum

Nie wystarczy tylko opisać rzeczywistość. Nie wystarczy prześliznięcie się tylko po jej powierzchni, muśnięcie czegoś, co tak naprawdę jest bardzo głęboko ukryte. To dlatego nabożeństwu Gorzkich żali zwykle towarzyszy adoracja Najświętszego Sakramentu - wszak ku Jezusowi, jak najbardziej prawdziwemu i realnemu, ma ono prowadzić. Wyprowadzać poza ludzki ogląd spraw, naszych ułomnych pomysłów na szczęście i samozbawienie, które oddają nas w jeszcze okrutniejszą niewolę. Ukierunkowywać uwagę na drugiego człowieka, jego cierpienia, bezradność i pochylać się nad nim - w imię tej Miłości, która zamieszkała pomiędzy nami. Dopiero w takim kontekście medytacja Męki Jezusa będzie miała sens.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Upał serca mego chłodzę… - Gorzkie żale
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.