(fot. shutterstock.com)
Małżeństwo to głęboka forma zjednoczenia kobiety i mężczyzny na ziemi, ale istnieje jeszcze doskonalsza jedność, o której na razie nie mamy bladego pojęcia.
"Ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom" (Łk 20, 35-36).
Jezus w swoim nauczaniu niewiele mówi o szczegółach życia po śmierci. W dzisiejszej Ewangelii przy okazji rozprawy z saduceuszami, uchyla nam jednak rąbka tajemnicy. Ale nawet tutaj więcej mówi o tym, jakie życie wieczne nie jest, niż jakie jest. Jedna rzecz nie ulega wątpliwości: niebo urządzone będzie inaczej niż ziemia. I choćbyśmy się dwoili i troili, nie wyobrazimy sobie, jak "tam" jest.
W tę pułapkę wpadli jednak saduceusze, którzy wymyślają historię o siedmiu braciach, mających tę samą żonę, aby wyśmiać zmartwychwstanie ciała głoszone przez Jezusa. Gorliwi saduceusze grupujący się z elity kapłańskiej próbują dowieść braku jakiejkolwiek formy życia po śmierci. Z ich punktu widzenia, gdyby ono istniało, w niebie panowałoby kompletne zamieszanie, bo nie można jednej żony dzielić równocześnie z innymi mężczyznami.
Wpływowa grupa saduceuszów, wierząca szczerze w Boga, swoje przekonania wywodzi z Pisma świętego. Sęk w tym, że za natchniony uważała tylko Pięcioksiąg, czyli Torę. Tam, zdaniem członków tego stronnictwa, nie ma mowy o życiu człowieka po śmierci. Według nich nauka o zmartwychwstaniu ciała jest "niekompatybilna" z Torą. Natomiast Jezus twierdzi, że już w księgach Mojżeszowych Bóg mówi o życiu wiecznym. Potrzeba bowiem czegoś więcej niż dosłowności w czytaniu. Oprócz litery istnieje jeszcze Duch. Na czym polega ich błąd? Saduceusze nie uznają życia po śmierci, bo wyobrażają je sobie po ludzku. Jako kontynuację tego, co było na ziemi. Wszystko, także życie po śmierci, próbują umeblować według własnych wyobrażeń.
Podobny błąd popełniamy także dzisiaj. Wszyscy mamy czasem skłonność do czynienia ze swojej wiedzy najwyższego kryterium rzeczywistości. Korzeniem wszelkiego grzechu, dawniej i w naszych czasach, jest ubóstwianie tego, co stworzone, jakby nic większego już nie istniało. Tak od wieków dzieje się z seksem, władzą, wiedzą, pieniędzmi. Dlatego trudno nam nieraz wejść w buty drugiego, bo swoje doświadczenie umieszczamy w centrum jakbyśmy byli słońcem, wokół którego krążą wszystkie planety. Jedni odrzucają życie wieczne, ponieważ "nic" o nim nie wiedzą albo wydaje im się to absurdalne. Inni zachwycają się reinkarnacjami, wędrówkami dusz, które rzekomo są o wiele bardziej "wyrafinowane" i "konkretne" niż Ewangelia.
W szkole uczy się stopniowania przymiotników i przysłówków. Ale język to nie puste dźwięki, lecz próba opisu rzeczywistości. Jeśli mówimy, że coś jest piękne, inna rzecz piękniejsza, a jeszcze inna najpiękniejsza, zakładamy pewne zróżnicowanie i hierarchię, przechodzenie od tego, co mniej doskonałe (ale wciąż doskonałe) do najdoskonalszej formy. Albo od tego, co złe do najgorszego. Jest wiele pięknych rzeczy, ale nie w takim samym stopniu i intensywności. Podobnie z naszymi relacjami. Małżeństwo jest sprawdzoną i piękną formą zjednoczenia kobiety i mężczyzny na ziemi, ale istnieje jeszcze bardziej doskonała jedność, o której na razie nie mamy bladego pojęcia.
W niebie nie będzie potrzebne ani małżeństwo, ani seks, chyba że jako kara dla tych, którzy uczynili z tego drugiego bożka na ziemi. Takie stwierdzenie nie oznacza dyskredytowania małżeństwa na ziemi, ani nie zapowiada jakiejś eterycznej formy życia bez ciała. Mowa raczej o kompletnie innej formie istnienia od tych, które znamy lub możemy sobie wyobrazić. W niebie już umrzeć nie można, a przecież jednym z celów małżeństwa jest przekazywanie życia na dalsze pokolenia, bo na ziemi ludzie umierają. Co więcej, po zmartwychwstaniu istnieć będzie tylko jedno małżeństwo: Chrystusa z Kościołem. Takie gody weselne zapowiada Apokalipsa: "Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka" (Ap 21, 9).
Będziemy równi aniołom - objawia Pan. Co to znaczy? Aniołowie nie umierają, nie przekazują sobie życia tak jak ludzie, bo nie są cieleśni. I wpatrują się w oblicze Boga. Ta wizja Boga staje się źródłem niekończącego się poznania, miłości oraz istnienia, a także stanowi najgłębszą podstawę jedności. Te byty duchowe komunikują się ze sobą i jednoczą nie żyjąc w ciele. W obecnej sytuacji trudno nam sobie wyobrazić, jak można osiągnąć porozumienie i jedność bez ciała i zmysłów. Nie potrafimy komunikować się bez słów, dotyku, widzenia, węchu. Ale ciało, którym teraz jesteśmy, w jakimś sensie nas ogranicza. Nie potrafimy znikać jak w bajkach ani teleportować się jak w filmach science-fiction. Ciało zmartwychwstałe będzie inne - wciąż realne i dotykalne, ale zdolne do przenikania materii, do zmiany zewnętrznej postaci - jak pokazał to wielokrotnie Zmartwychwstały Chrystus.
W tym duchu należy rozumieć słowa Jezusa, kiedy życie aniołów przeciwstawia małżeństwu "dzieci tego świata". Na ziemi w małżeństwie "dwoje stają się jednym ciałem", także przez współżycie seksualne, natomiast w niebie będziemy mieli do czynienia z głębszym i niewyobrażalnym dla nas rodzajem jedności między ludźmi a Bogiem, a także ludzi między sobą.
W odpowiedzi Jezusa udzielonej saduceuszom kryje się jeszcze jedna ciekawa prawda. Bóg potwierdza swoje przymierze, swoją relację z osobami, które nie żyją już na tym świecie, ale skoro przyznaje się, że nadal jest ich Bogiem, to znaczy, że one istnieją. Jaki sens miałoby przymierze z kimś nieistniejącym?
Podstawą naszej nadziei nie mogą być spekulacje na temat tego, jak to będzie, w jakiej formie będziemy żyć, jak nasza natura się zmieni. Wszystko opiera się na tym, jaki Bóg nam się objawia i kim On jest. A jest to Stwórca, który stwarza do życia, relacji i przymierza, a nie do śmierci i nieistnienia. Bóg żywych, a nie umarłych.
"Jestem Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba". Czasownik w czasie teraźniejszym dowodzi, że to nie wspomnienie z przeszłości, że byli kiedyś tacy ludzie. Ta deklaracja Chrystusa dotyczy osób, które teraz żyją. Chociaż Jezus na innym miejscu naucza, że na końcu czasu nastąpi wskrzeszenie umarłych, to jednak tutaj sugeruje, jakby Bóg w niektórych wypadkach czynił odstępstwo. Według Biblii człowiek nie składa się z "części". Zawsze jest jednością ciała i duszy.
Bł. John Henry Newman, komentując zaskakującą wypowiedź Jezusa, napisał w jednym z kazań: "Bóg łaskawie nazwał siebie "Bogiem Abrahama". Nie powiedział "Bóg duszy Abrahama", lecz po prostu "Abrahama". Pobłogosławił Abrahama i dał mu życie wieczne, nie tylko dla jego duszy bez jego ciała, ale dla Abrahama jako całego człowieka". A więc Abraham, Izaak i Jakub już żyją w ciele zmartwychwstałym, choć koniec czasów jeszcze nie nadszedł.
Zdaniem kardynała Newmana, "dusza i ciało tworzą jednego człowieka, który rodzi się raz i nigdy nie umiera". I choć to dziwne, bo przecież nasze ciała się rozkładają, to jednak z perspektywy Boga jedność ciała i duszy w człowieku nigdy się "nie rozpada". W proch zamienia się tylko to, co my widzimy. Natomiast Bóg ciągle widzi całego człowieka, choć ta "całość" nie jest już dostępna dla naszych zmysłów. Jeśli więc mówimy o człowieku, który żyje z Bogiem po śmierci, nie można mieć na myśli tylko jego duszy. Ale ponieważ bardzo się zżywamy z naszymi wyobrażeniami, często podkarmionymi filozofią platońską czy stoicką, ciągle oddzielamy duszę od ciała. I dlatego wciąż modlimy się gdzieniegdzie za dusze zmarłych, a nie za zmarłych.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł