Wierzę i czasem wątpię

(fot. shutterstock.com)

Co chwila w życiu dopadają nas "przestoje" w wierze. Może być tak, że głowa wie, co należy myśleć i jak postąpić, ale wola stawia opór. Co z tym robić?

"Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?" (Mt 11, 2)

Wielu starożytnych chrześcijan uważało, że nie przystoi, aby osoba obdarzona autorytetem mogła przeżywać wątpliwości w wierze. Trudno być wtedy oparciem i skałą. Dzisiaj nadal potrzebujemy stabilnych autorytetów, aczkolwiek chyba bardziej takich, które nie przypominają niewzruszonych pomników. Sam papież Franciszek wyznał publicznie, że czasem nachodzą go wątpliwości i mobilizują do szukania głębszych odpowiedzi.

DEON.PL POLECA

Biorąc to pod uwagę, trzeba przyznać, że dzisiejsza Ewangelia, zwłaszcza na półmetku Adwentu, nastręcza pewien kłopot. Istnieją jej co najmniej dwie rozbieżne interpretacje. Niektórzy Ojcowie Kościoła, nie chcąc umniejszać wielkości Jana, twierdzili , że to nie prorok, lecz jego uczniowie wątpili w Jezusa.

Św. Jan Chryzostom pisał, że Chrzciciel postawił Jezusowi pytanie, ponieważ bardziej zainteresowany był przyszłością swoich uczniów i wiedział, że ich zazdrość nie pozwoliła im zbliżyć się do Chrystusa. Jednak prorok, wiedząc kto jest Mesjaszem i czując na sobie oddech śmierci, chciał, aby i oni przeszli na stronę Jezusa.

Podobnie myślał późnośredniowieczny augustianin Tomasz Villanova. Wykluczał bowiem, by Jan mógł mieć jakiekolwiek wahania w tej sprawie, ponieważ " w łonie matki swojej rozpoznał Jezusa i nad Jordanem złożył o Nim świadectwo". Wysłał jednak posłańców z dwóch powodów: chciał zadbać o uczniów, aby mieli swojego nauczyciela. Ale ważniejszym motywem Chrzciciela, zdaniem Villanovy, było to, aby skierować uwagę Izraelitów - świadków tej rozmowy - w stronę Chrystusa.

Zapewne jest w tych intuicjach sporo racji. Niemniej Ewangelia wyraźnie zaznacza, że uczniowie są posłańcami Jana, a Jezus, odsyłając ich z powrotem do więzienia, mówi: "Idźcie, powiedzcie Janowi". Nie można zbyt łatwo przejść ponad tymi słowami.

Dlatego druga, współczesna interpretacja, wydaje się bardziej prawdopodobna, chociaż też po części bazuje na przypuszczeniach. Jean Danielou SJ w swojej książce "Święty Jan Chrzciciel. Świadek Baranka" przekonuje, że w życiu proroka nadszedł ostateczny czas próby. Stan, który św. Jan od Krzyża określił ciemną nocą wiary. Św. Teresa z Lisieux pod koniec życia też doświadczała dramatycznej ciemności, sądząc, że ma udział w cierpieniach wszystkich niewierzących.

Pierwsza próba Jana polegała na tym, że musiał ustąpić miejsca Chrystusowi i nie został za to nagrodzony. Przeciwnie, Herod kazał go pojmać. Dlatego, między innymi, Jezus nazywa go największym spośród narodzonych z kobiet. W ciemnościach więzienia przyszła druga próba: Jana zaniepokoiły czyny Chrystusa. Kłóciły się zapewne z jego oczekiwaniami. I zaczął powątpiewać w to, co zobaczył nad Jordanem. Czy człowiek wchodzący do rzeki jest rzeczywiście Synem Ojca? Takie pytanie nie musiało wypływać z braku wiary, lecz z konieczności jej pogłębienia.

Jakież to wyobrażenie Boga rozsypało się Janowi na kawałki? O. Danielou SJ uważa, że według starotestamentalnego wyobrażenia grzesznik żyjący w grzechu powinien ponieść konsekwencje i być ukarany. Wielkość i świętość Boga nie dopuszcza nieczystych do siebie. Jezus idzie dalej w objawieniu Boga, nie przekreślając tego, co Bóg dotąd objawił. Zamiast potępiać grzesznika, Syn przychodzi go zbawiać. Zamiast gniewu, pojawia się miłosierdzie. I właśnie ten nadmiar miłosierdzia - jak uważa o. Danielou SJ - gorszy, rodzi w sercu ciemność.

Ewidentnie między nauczaniem Jana a Jezusa nastąpił skok jakościowy, skoro najmniejszy w Królestwie niebieskim większy jest niż Jan. Mimo tego Jan, podobnie jak Mojżesz do Ziemi Obiecanej, ale z innych powodów, "do świata miłosierdzia nie ma prawa wstępu, zostaje na progu. Musi nadal odgrywać rolę potępiającego, podczas gdy Jezus zaczyna grać swoją - przebaczającego" - kontynuuje francuski kardynał. Jan musi więc pogodzić się z tym, że przekazał tylko fragment prawdy o Bogu, resztę wykona sam Mesjasz. Nie otrzymał pełni objawienia, był Jego sługą na określonym etapie. Wielkość Jana polega na tym, że on się nie obraża z tego powodu, nie twierdzi, że jego misja była daremna, nie dyskredytuje Jezusa.

Jeśli założymy, że wiara się rozwija, to w miarę upływu czasu dojrzewamy do przyjęcia bardziej zaawansowanego poznania. Dlatego "wierzyć oznacza zawsze podważać dotychczasowe doświadczenie i w konsekwencji przekonania o biegu wydarzeń". Kardynał Ratzinger pisze, że "słowo Boże jest zawsze przed nami, zawsze wyprzedza nasze myślenie". Poznanie w wierze nigdy się nie kończy, zważywszy na fakt, że mamy do czynienia z nieskończonym Bogiem. Ale i nasza miłość często nie nadąża za poznaniem. Wiemy, jak powinniśmy kochać, ale jeszcze tego nie potrafimy.

Jan Chrzciciel reprezentuje postawę, "której doświadcza każdy wierzący, kiedy nie rozumie Bożego sposobu działania; nie pozostaje mu nic innego jak tylko wiara w stanie absolutnie czystym - ucieczka do Tego, który jest samym źródłem wiary".

Wątpliwości w wierze, które nie wynikają z naszych zaniedbań, mają różne źródło. Najczęściej rozum opiera się woli. Człowiek chce zaufać lub coś zrobić, ale rozum podpowiada mu, że w tym nie widać sensu. Innym razem niczym wygłodniały wilk domaga się kolejnej porcji wiedzy. Trudno wówczas go okiełznać, dopóki w porę nie otrzyma właściwego pokarmu.

Co chwila w życiu dopadają nas "przestoje". Czasem służą one temu, byśmy nabrali sił i zrobili przeskok z jednego punktu do drugiego. Może być tak, że głowa wie, co należy myśleć i jak postąpić, ale wola stawia opór. Nie chce się niczego podjąć. Ciało jest omdlałe, choć duch skory - mówi Pan Jezus. Zdarzają się chwile, kiedy nie jesteśmy w stanie wierzyć i kochać całym sercem, umysłem i wolą. Właściwie należałoby powiedzieć, że taki stan całkowitego zaangażowania to raczej punkt docelowy, meta naszej wiary. W chwilach osłabienia wewnętrznej motywacji potrzebujemy zewnętrznego wsparcia: rozmowy, podjęcia jakiegoś działania, bo ktoś nam każe. Zarówno psychologia rozwojowa jak i Kościół także z tego powodu zachęcają do kultywowania rytuałów. Oczywiście, nie chodzi o hipokryzję, ale o to, że czasem nie mamy dostępu do naszych najgłębszych motywacji i kierujemy się chwilowym uczuciem lub jakąś cząstką poznania, która akurat legła w gruzach. A przecież uczucie czy poznanie nigdy nie jest całym człowiekiem.

Często, gdy siadam do komputera, by napisać tekst, odczuwam opór, chęć ucieczki. Po latach nauczyłem się, że to normalne. I najważniejsze jest wtedy, aby po prostu zacząć. Może od przeczytania tego, co napisałem wczoraj. Następnie trzeba po prostu zabrać się do pisania, nie przejmując się, co z tego wyjdzie. Po pewnym czasie opór znika.

Dzieciom bardzo często nie chce się robić, tego, co wymaga wysiłku, bo jeszcze nie wiedzą, że to wyjdzie im na dobre. Gdy mój ojciec w dzieciństwie wyznaczał mi pewne obowiązki powtarzane regularnie, nieraz nie miałem na to najmniejszej ochoty. Dzisiaj jestem mu wdzięczny, bo w ten sposób nauczył mnie choć trochę dyscypliny i jak przełamywać opory, bo ciągle w życiu jest tak, że czegoś się nie chce, a trzeba działać.

Wydaje mi się, że podobnie jest z wątpliwościami w wierze. Same w sobie niekoniecznie są grzechem. Jeśli je żywię, nie powinienem upadać na duchu ani zamykać się w małym świecie swoich myśli czy przykrych uczuć. Pierwszy krok to wyjście z siebie ku drugiemu: zapytanie, rozmowa - tak właśnie postąpił Jan Chrzciciel. Czasem ktoś bliski może być dla mnie kołem ratunkowym na morzu zwątpienia.

Jezus nie udziela uczniom bezpośredniej odpowiedzi, że jest Mesjaszem, ale cytuje proroka Izajasza. Każe Janowi samemu wyciągnąć wnioski, patrząc na Jego czyny, na to, co się dzieje, jak spełniają się proroctwa. Nie tylko jest Mesjaszem, ale i Bogiem. Prawda do dziś trudna do przyjęcia. Jezus zginął przecież na krzyżu za bluźnierstwo. Gdy rozum buntuje się przeciwko prawdzie, która go przekracza, rzeczywistość często sama przynosi dowody. Trzeba tylko na chwilę wyjść z siebie, dobrze się rozejrzeć i wejść z tą nową wiedzą w siebie. Odpowiedź przyjdzie sama.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wierzę i czasem wątpię
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.