Wypolerowaliśmy krzyż

(fot. shutterstock.com)

Nie dziwię się apostołom, że pouciekali z Ogrójca i zostawili Jezusa samego. Gdybym tam był, też bym uciekł. Nie dziwię się apostołom, że nie stali pod krzyżem Mistrza. Oni wiedzieli, co to krzyż, zanim Jezus został do niego przybity. Też bym się bał tam stanąć. Bo nie zniósłbym tego widoku.

Wszyscy uczniowie zostali zmiażdżeni. Zgorszyli się, czyli potknęli się o Jezusa i upadli. Bo jak to możliwe, że ten, który czynił cuda, teraz ni z tego, ni z owego stracił swą moc?

Bo jak zachować ufność w dobroć Boga, kiedy patrzy się na konającego skazańca, który jest bliską osobą? Jezus tę ucieczkę i zdradę uczniów przewidział, ale nigdy im nie wyrzucał, że zwątpili i Go zostawili. Nigdy.

Czy nie ogarnia nas nieraz zwątpienie, kiedy doświadczamy własnej biedy, bezsilności, niemożności zmiany?  Czy nie pytamy, gdzie jest Bóg, kiedy spada na nas nieszczęście, śmierć kogoś bliskiego, gdy widzimy, że w świecie ciągle wojny, choroby i inne cierpienie? Jak nie poddać się i nie zniechęcić wobec własnej słabości, powtarzających się wciąż grzechów i upadków?

Krzyż przeraża. Rani. Jest ostry jak brzytwa. A my skutecznie stępiliśmy jego ostrość, oswoiliśmy go, złagodziliśmy jego odstraszający wygląd, ustawiliśmy wokół niego kwiatki, lampki i płótna. Szmatką otarliśmy go z krwi i potu, potem wypolerowaliśmy papierem ściernym, pomalowaliśmy błyszczącym lakierem. Nadto okryliśmy nagość Jezusa, żeby nas nie raziła. Teraz z dumą zawieszamy go na ścianach, jakby to była pamiątka odległych wydarzeń. Doszliśmy do tego, że patrzymy na krzyż Chrystusa bez lęku. Nawet wydaje nam się to normalne.

A przecież krzyż to narzędzie potwornej śmierci. On tak został wymyślony, aby skazaniec umierał powoli, kilka dni, w dodatku w męczarniach. Człowiek potrafi mieć bogatą wyobraźnię okrucieństwa. I co ważniejsze, to była kara, która miała odstraszać innych. Ścięcie mieczem w porównaniu z krzyżem to czysta przyjemność. Szybko, sprawnie i bez bólu. Na krzyżu człowiek dusił się powoli. Każdy oddech wiązał się z potwornym bólem stawów i mięśni. Skazaniec oddychał coraz wolniej. Dawano mu mirrę z winem nie po to, aby uśmierzyć ból, lecz żeby skazaniec nie stracił świadomości. Gdyby ją stracił, byłoby mu lżej. Pan Jezus do końca był świadomy bez skosztowania mirry, ale ostatecznie prawdopodobnie udusił się na krzyżu, bo nie miał już sił się podnosić, żeby nabrać powietrza. Wypowiedzenie przez Niego kilkunastu słów było nadludzkim wyczynem.

Mało tego, na krzyż przybijano nagiego człowieka. Przecież trzeba było go bardziej upokorzyć, ośmieszyć, odczłowieczyć. Pan Jezus wisiał na Golgocie nagi. Mistrz, nauczyciel, ten, który wskrzesił Łazarza, ten, który mówił, że jest Synem Ojca.

To właśnie z tych powodów uczniowie nie stali pod krzyżem i wielu z nich pouciekało po Jego śmierci do swoich domów. Nie mogli w swojej głowie powiązać widoku upokorzonego i nagiego Pana z Jego wcześniejszą chwałą, triumfem i boską mocą. Byli wobec tego bezradni. A czy my potrafimy? Czy nam jest łatwo to zrozumieć? Jak reagujemy, gdy nas wierzących spotyka coś złego? Czy nie obwiniamy za to Boga? Czy nie sądzimy, że jeśli wierzymy, to nie powinny nas spotykać nieszczęścia, to powinno nam się powodzić? Jeśli Bóg jest dobry, to przecież powinien nas chronić przed cierpieniem i złem? Trudno nam powiązać istnienie Boga z cierpieniem i złem.

Na krzyżu widać, jak poważne skutki ma grzech, skoro jego naprawienie wymaga takiej ofiary. Łatwo sobie lekceważymy grzech, usprawiedliwiamy się, że to nic takiego, że jakoś to będzie, że wszyscy tak robią. Bo nie jesteśmy świadomi, co to znaczy, odwrócić się od Boga. Nie tylko że Go obrażamy, ale niszczymy porządek, wywracamy cały świat do góry nogami, wprowadzamy chaos i ruinę. Oczywiście, nie widać tego od razu. Na tym polega kłamstwo i atrakcyjność grzechu. Skutki pojawiają się w swoim czasie. A my myślimy, że w sumie nic się wielkiego nie dzieje.

Pierwsi ludzie okazali nieposłuszeństwo Bogu, chociaż było im dobrze. Mieli wszystko, było przyjemnie, bez trudu. Ale chcieli więcej niż mieli. I nie posłuchali Boga, przekroczyli granice. Jezus okazał posłuszeństwo Ojcu pomimo tego, że nie było Mu przyjemnie, że bolało. I to nie przez intensywność cierpienia i okrucieństwa wybawił nas Chrystus, ale dlatego, że był wierny Ojcu i temu co mówił, pomimo cierpienia.

Na krzyżu widać też, jak wielka jest miłość Boga (człowieka!), który wytrzymuje takie cierpienie ze względu na nas. Jak wielką cenę ma człowiek, jak wielki jest w oczach Bożych, każdy z nas, także ten, który krzyżował, pluł i szydził, skoro za wszystkich umarł Chrystus?

Jest takie wydarzenie w Ewangelii, które w pewien sposób zapowiada krzyż i wyjaśnia jego znaczenie. Jezus wraz z uczniami przeprawia się przez Jezioro Galilejskie do kraju Gerazeńczyków, czyli pogan. Po drodze zaliczają burzę, uczniowie są pełni lęku i paniki. Po uciszeniu burzy docierają na ląd. Tam Jezus wyrzuca złego ducha, a dokładnie cały legion, z opętanego człowieka, który żył w grobach, krzyczał, ranił się, był uciążliwy dla swoich pobratymców. Ale nie wyrzuca złych duchów tak jak zwykle. Posyła demony w stado świń, które ruszyły w stronę jeziora i potopiły się. Dwa tysiące pięknych i dorodnych tuczników, przynajmniej zdatnych do spożycia. Całe utrzymanie tamtejszych mieszkańców. Jeden człowiek wolny "kosztował" dwa tysiące świń. Gdy mieszkańcy zobaczyli co się stało, zdrowie człowieka uznają za rzecz oczywistą, a najbardziej smucą się z powodu utraconych świń. Przeprowadzają szybką kalkulację zysków i strat (kto by jej nie zrobił?) Zdrowie ducha i ciała jednego człowieka, jakiegoś wariata, warte było takiego zachodu, takiej ceny, takiej straty? To jakiś absurd. Proszą więc Jezusa, żeby opuścił ich kraj, co też uczynił. W każdym razie Jezus pofatygował się tam dla jednego człowieka, a koszt jego uratowania był wielki.

Co jest najpewniejszym sprawdzianem mojej wiary w Ukrzyżowanego i jakości mego chrześcijaństwa? Odpowiedź na następujące pytania: Czy jestem w stanie uwierzyć, że Jezus poniósłby to samo cierpienie i śmierć dla mnie jednego, podobnie jak uczynił to dla opętanego człowieka z Gerazy? Czy uważam, że byłbym wart tego? Czy jestem aż tak ważny w oczach Bożych?

Czy Jezus umarł za mnie, czy tylko za ludzkość i świat? Bo jeśli tylko za ludzkość, to krzyż nadal będzie dla mnie tylko wypolerowanym przedmiotem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wypolerowaliśmy krzyż
Komentarze (21)
MR
Maciej Roszkowski
19 kwietnia 2014, 17:35
"Maleńka złota szubienica" to zbiór esejów Jana Zbigniewa Słojewskiego "Hamiltona" jednego z najinteligentniejszych felietonistów  lat 70 i 80 (byli tacy). Nie ze wszystkimi mogłem sie zgodzić, ale głowna myśl jednego z nich była dość zbieżna z powyższym artykułem, że złoty "krzyżyk" na dekolcie pięknej kobiety, o nie to samo co KRZYŻ . Nie znano wówczas jeszcze powiedzenia Szpotańskiego - "cierpieć na pluszowym krzyżu"
A
Andrzej
19 kwietnia 2014, 01:00
Ten dzisiejszy Krzyż uczy czegoś jeszcze. Pokory w znoszeniu cierpień i ufności w Bogu, że nam pomoże w dźwiganiu naszego krzyża. Może to nie najlepsze porównanie, ale Hiob również cierpiał i podobnie jak Jezus Bogu nie bluźnił. Wyobraźcie sobie siebie samych w chwili próby? Przecież większość z nas "błogosławi" "łaciną" trudne sytuacje swego życia. Niestety większość nawet tuż przed wypadkiem potrafi kląć zamiast uciekać się w słowach po pomoc do Boga. Nie tak dawno przeżywaliśmy narodową katastrofę, a z materiałów odczytano z ostatnich sekund przekleństwa. Sam się zastanawiałem czy to była mistyfikacja czy też właśnie tak mogli słowem zareagować tuż przed śmiercią. Moje doświadczenia potwierdziły, że człowiek ma w naturze instynkty przetrwania. Tuż przed śmiercią każdy z nas jest w stanie nawet zabić, aby przetrwać. W tym kontekście nie sposób porównywać człowieka z Jezusem. On sam pokornie przyjął cierpienie i ani razu nie narzekał mimo potwornych tortur jakim zostało poddane jego ciało. Dla nas to niepojęte, a być może nawet nie osiągalne. Dlatego wcale nie dziwię się uczniom Jezusa, że się zupełnie wycofali i schowali w cień, prócz jednego. Oni też wszyscy ponieśli ostatecznie śmierć męczeńską oprócz tego jednego Apostoła. Myślę, że to właśnie Jan jest dla wielu z nas osiągalnym wzorcem do naśladowania. Natomiast Jezus jest prawie nie osiągalny, ani w tym co czynił podczas nauczania, ani w swej drodze na Golgotę.
A
Andrzej
19 kwietnia 2014, 01:01
Jezus jest Mistrzem zarówno w wymiarze nauczyciela, jakim był oraz ofiary jaką złożył z siebie samego. Tym samym cierpienie znoszone z pokorą i ufnością w Bogu można postrzegać jako dar, przez który staniemy się godniejsi w wymiarze Boga. Sens cierpienia jest bardzo głęboki i tylko od nas zależy czy nadamy mu wartość, czy też stanie się naszą powszechną udręką, a może nawet przekleństwem. Pamiętajmy, że zło również zsyła cierpienia na ludzkość, ale czyni to by człowieka zmiażdżyć. Jaka jest więc różnica w cierpieniach płynących z Krzyża i tych podrzucanych nam przez złego? Bóg hartuje, a zło niszczy.  Myślę że powinniśmy być niesamowicie wdzięczni Jezusowi za to, że nam odjął wielu cierpień, a podarował wieczność w wymiarze o jakim nawet trudno marzyć. Powinniśmy też godnie przeżywać pamiątkę Jego męki, bo być może właśnie tym odejmiemy sobie coś z naszego Krzyża. Człowiek nie ucieknie na Ziemi od cierpień, choćby bardzo chciał. Jest tyle wymiarów cierpienia, że te od Boga są najlżejsze, a zarazem niejako szyte na naszą miarę.  A i jest jeszcze coś. Dar naszego indywidualnego duchowego zmartwychwstania, po którym chaos świata stanie się logicznym cyklem wydarzeń, a trudne problemy życia nabiorą zupełnie innego sensu z dalszej perspektywy. To co dla dzieci czasem jest ich ogromnym ciężarem, dla nas dorosłych jest drobnostką. Oby Bóg raczył nas obdarować tą wyższą świadomością, byśmy bardziej dojrzeli do naszego życia.
R
rafi
19 kwietnia 2014, 16:52
Tylko że chrześcijaństwo to nie jest system filozoficzny, ani moralny, ani lekcja historii sprzed 2000 lat. Bóg, jaki był 2000 lat temu, taki jest i dzisiaj: On JEST, działa, i On się nie zmienia. Działa tak samo dzisiaj jak działał 2000 lat temu. Wielu ludzi może opowiedzieć różne niesamowite historie ze swojego życia, cuda jakich doświadczyli... Są tacy którzy myśleli że chrześcijaństwo to jakaś ściema, jakieś bajki sprzed 2000 lat. Byli na drodze do piekła - i Jezus im się objawił. To nie są historie sprzed 2000 lat, ale współcześne. On jest tak samo dzisiaj pełen miłości i współczucia wobec grzeszników jak był kiedyś - tak jak czytamy w Ewangelii. I TO właśnie jest Dobra Nowina. Chrześcijaństwo to przede wszystkim droga wiary, nadziei, która przychodzi z góry, z samego nieba.
A
Asia
19 kwietnia 2014, 17:27
C ałe życie Jezusa jest przykładem dla nas, jak mamy postępować, nie na darmo nazywa siebie Drogą. Jak radzić sobie z nadchodzącym cierpieniem i śmiercią? Odpowiedzią jest Getsemani. Jezus napominał, żeby czuwać i modlić się, a my w takich chwilach próbujemy uciec od świadomości np. przez sen. Jezus bardzo się bał, pocenie się krwią jest wyrazem skrajnego stresu. Pokonał lęk przez łaskę uzyskaną na modlitwie. Fakt, że zdarzają się nam niespodziewane nieszczęścia, które nas zaskakują. Stąd w wielu litaniach modlimy się, aby Bóg ustrzegł nas od "nagłej i niespodziewanej śmierci" 
Z
Zocha
18 kwietnia 2014, 21:08
Pamiętam jak jeszcze za PRLu jakiś felietonista (Passent?) napisał tekst zatytułowany "Maleńka złota szubienica"
F
franek
18 kwietnia 2014, 21:03
I to nie przez intensywność cierpienia i okrucieństwa wybawił nas Chrystus, ale dlatego, że był wierny Ojcu i temu co mówił, pomimo cierpienia. Dla mnie to zdanie jest bardzo ważne. Jezus pokazał nam , że to co mówił jest prawdą, ważniejszą dla niż cierpienie i nawet śmierć. Gdyby ze strachu wycofał się ze swoich nauk cóż byśmy o ich wartości sądzili? Dlatego mi jest trudno uczestniczyć w smutnych obrzędach Wielkiego Postu i w Triduum Paschalnym. Rozważanie szczegółów męki Jezusa uważam za swoisty masochizm. On poniósł śmierć zgodnie z przepisami tamtejszymi - tak jak inni skazańcy. Zrobił to dla nas, z miłości, by nasze życie było lepsze, byśmy przyjęli Jego nauki. Nie rozumiem odkupienia nas za pomocą Jego śmierci. Bóg Ojciec tego żądał? Jako zapłaty?  Myślę że Bóg Ojciec żądał śmierci Jezusa jako uwiarygodnienia w naszych oczach słów Syna, abyśmy nauczyli się żyć miłością. Dlatego cenię wysoko śmierć Jezusa, ale też Jego Zmartwychwstanie, które ukazuje Jego panowanie nad śmiercią. To wszystko jest w sumie radosne pokazuje nam miłośc Boga do nas. Czemu zatem mamy się smucić?
F
franek
18 kwietnia 2014, 21:49
"Jam się po to narodził i po to przyszedłem na świat aby dać świadectwo prawdzie" - tak mówił Jezus! A więc nie po to aby odpokutować za nasze/moje grzechy! Jezus umarł zatem dla mnie/dla nas, a nie za moje grzechy jako ofiara! Komu taka ofiara jest potrzebna? Bez Jego śmierci i Zmartwychwstania  nie zwrócilibyśmy uwagi na Jego przesłanie miłości - jedynego sposobu na życie i na pułapki prawa.
L
leszek
18 kwietnia 2014, 18:23
Kluczem do zrozumienia męki Syna jest ból Matki. Jak ktoś lubi: [url]http://www.bbc.co.uk/programmes/b040hyzj[/url] to pod tym adresem można posłuchać najsłynniejszych bodaj Stabat Mater: Vivaldiego i Pergolesiego.
L
leszek
18 kwietnia 2014, 18:27
Ale przestrzegam "prawdziwych katolików" że w przerwie nadają Stabat Mater Szymanowskiego i Poulenca, jak wiadomo, kochających trochę inaczej, więc wchodzą na własne ryzyko.
N
natalia
19 kwietnia 2014, 12:24
Nie rozumiem... jakie ryzyko? : ) Niech kochają jak chcą, przeciez to nie zaraźliwe - a już na pewno nie "Drogą muzyczną"  (;.
KM
Ks. Michał
18 kwietnia 2014, 11:27
Do autora - Pan Jezus nie wisiał na krzyżu nagi. Wg objawień Anny Katarzyny Emmerich (objawień uznanych przez Kościół) Jezus w Ogrójcu modlił się by zostawiono u przepaskę na biodra, co się też stało. Polecam lektórę objawień Anny Katarzyny Emmerich, bo dopiero jej opisy pokazują czym naprawę była ofiara Chrystusa. Po przecytaniu tych objawień okazuje się, ze Pasja Gibsona wcale nie była przesadzona a wręcz przeciwnie bardzo łagodna, gdyż wielu okrucieńst, które Jezus wycierpiał nie pokazanow filmie.
Dariusz Piórkowski SJ
18 kwietnia 2014, 11:58
Skoro tyle okrucieństw zadano Panu Jezusowi, to co miałoby powstrzymać Rzymian od tego, żeby jeszcze upokorzyć Chrystusa? To prawda, że w Ewangelii nie znajdziemy dokładnego zapisu, że Jezus wisiał na krzyżu nagi. Podobnie jak nie znajdziemy szczegółów biczowania czy samego ukrzyżowania. Ani tego, co Pan Jezus jadł i pił. Ale wiemy to z różnych źródeł historycznych. Ewangelia św. Jana wspomina, że żołnierze zdarli z Jezusa Jego szaty, a o tunikę (wierzchnią szatę) rzucili losy. W czasach Jezusa nie ubierano się tak jak dzisiaj. Wiemy ze źródeł historycznych, że Rzymianie traktowali odarcie z szat jako część kary, może najbardziej upokarzającą. Nie ma powodu, by sądzić, że akurat w tym punkcie potraktowali Jezusa inaczej. A że nam jest to trudno przyjąć, to tylko potwierdza, jak okrutny i trudny do przyjęcia jest krzyż z Panem Jezusem na nim. Nawiasem mówiąc, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, katechumeni wchodzili do baptysterium, by przyjąć chrzest nago. Nikomu to nie przeszkadzało. Objawienia prywatne nie są dla nas obowiązujące. Dla ewangelistów też w sumie szczegóły i detale nie są ważne, ani nawet cierpienie fizyczne Jezusa. Bardziej podkreślaja oni samotność Jezusa, pozostawienie przez uczniów, zdradę najbliższych, wyszydzenie, wyśmianie, upokorzenie - ból psychiczny i duchowy. Dlatego również nie napisali o nagości Jezusa, bo ludzie w czasach rzymskich doskonali wiedzieli, co to jest ukrzyżowanie i jak to wygląda.
E
evan
18 kwietnia 2014, 15:46
Kościół zawsze miał obsesję na punkcie seksu. To, że Jezus był biczowany, opluty, skatowany nie razi tak jak jego nagość. A co złego jest w nagości? Czy nie to, że wielu księży nie potrafi powiązać seksualności z Bogiem? Czy nie patrzy się na nią, jako na coś nieczystego? W dodatku nagość na krzyżu to co innego niż nagość podczas seksu. W szpitalu też się opiekuje człowiekiem nagim. Nagość dotyczy całej osoby. Śmieszne się to wydaje, żeby Jezus w Ogrójcu prosił o przepaskę na swoje narządy płciowe. Równie dobrze mógł prosić, żeby nie był biczowany. Wielu księży odczłowieczyło Pana Jezusa, nie widzą w Nim mężczyzny, tylko niewiadomo kogo. Dlatego Jezus nagi razi.
M
mirek
18 kwietnia 2014, 16:01
Właśnie dlatego zakrywamy Pana Jezusa opaską, bo nie możemy sobie wyobrazić, że można było posunąć się aż tak daleko... A człowiek do wszystkiego jest zdolny
L
leszek
18 kwietnia 2014, 18:36
Sam "krzyż" to przecież sprawa czysto umowna, Ewangelia nie precyzuje jaki dokładnie był kształt tego przedmiotu, greckie "stauros" może znaczyć różne rzeczy.
J
jewka
18 kwietnia 2014, 09:42
dziękuję, bardzo bobry tekst do przemyślenia dziś wieczorem - na adoracji przy grobie Pana ....
ZM
zmęczona matka
18 kwietnia 2014, 08:16
,,wiedzieli, co to krzyż " Tak, często osądzamy innych , że są mało pobożni ,że grzeszą , nie przychodzą do kościoła itd. .Zauważylam że trudno jest iść pod krzyż gdy samemu się cierpi, gdy ogarnia nieludzkie zmęczenie , np. opieką nad chorym dzieckiem, gdy nie ma się chwili wytchnienia - tylko krzyż ,krzyż , krzyż .Nie dziwię się , że ludzie uciekają spod krzyża ; pragną światła i radości a nie tylko ciągle bólu i cierpienia , nieprzespanych i zatroskanych nocy...Dla rodziców krzyż to nie tylko jeden dzień ale całe życie , tak mało jest radości i odpoczynku...Czy zrozumieją to ci ,którzy praktycznie nie mają żadnych obowiązków , żyją tylko dla siebie , mają czas by odpocząć - a takie życie prowadzą nie tylko single ale nawet niektórzy księża , którzy niby poświęcają swoje życie - ale chyba tylko teoretycznie poświęcają , nie dotyka ich żaden większy trud , ale na innych potrafią nakładać dodatkowe ciężary i oczekiwania . 
Małgorzata
18 kwietnia 2014, 08:46
Chyba wiem o czym piszesz - jestem mamą trójki dzieci. Był taki czas, że zmęczenie było tak olbrzymie, że myślałam, że nie dam rady,  że rano już nie wstanę. Przypłaciłam to własnym zdrowiem :( Teraz jest mi dużo lżej - dom wypełnia radość i spokój. Problemów wcale mi nie ubyło, a może nawet jest więcej, może troszkę mam mniej pracy fizycznej, bo dzieci już dorosłe. A stało się to od kiedy oddałam swoje życie Jezusowi. Możesz pomyśleć, ze piszę banały i frazesy, ale naprawdę tak się stało. Od kiedy w modlitwie przyznałam się przed Nim i przed sobą, że sama nie mogę nic i że Jemu oddaje swoje życie, niech mną kieruje i przemienia moje serce. Od tej pory moje życie, tak jak wspomniałam nie zmieniło się, tylko ja zaczęłam się zmieniać. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale fakt jest taki, że pomimo trudności, jakie po mnie nieustannie się przetaczają, jestem w stanie odczuwać radość życia. Jestem strasznie wdzięczna Panu za to.
F
Felicja
18 kwietnia 2014, 10:58
Dzięki, to budujące, co piszesz. Ciągle potrzeba nowych świadectw.
G
grace
19 kwietnia 2014, 05:24
Dalas czytelne swiadectwo niesienia krzyza razem z Chrystusem gdzie brzemie staje sie lekkie a jarzmo slodkie.  Super.