Niewiele mówi się o pragnieniu Boga w mediach, a nawet podczas kazań. A jednak wszystko w życiu zależy od niego. Pragnienie jest początkiem wszystkiego, a jednak co dzień rzadko o nim myślimy. Tłumaczymy się, że to zbyt wzniosły temat, odległy od prozy życia, bo nie da nam jeść, pić i w co się ubrać.
C.S.Lewis pisze w książce "Problem cierpienia" w ten sposób: "Były czasy, kiedy myślałem, że nie pragniemy nieba, lecz o wiele częściej zastanawiam się, czy w głębi serca kiedykolwiek pragnęliśmy czegoś innego (...) To tajemna pieczęć w każdej duszy, niemożliwe do zakomunikowania i nie dające się uciszyć pragnienie, rzecz, jakiej pragnęliśmy, zanim spotkaliśmy nasze żony lub mężów lub zawiązaliśmy nasze przyjaźnie lub wybraliśmy naszą pracę".
Obserwuję, że wielu ochrzczonych chodzi do kościoła czasem z obowiązku, czasem pod wpływem presji otoczenia lub tradycji, ale gdy tylko wyzwolą się z tych "okowów", porzucają praktyki religijne. Powiedzmy, że ktoś wyjeżdża za granicę, przeprowadza się ze wsi do większego miasta, opuszcza dom rodzinny i idzie na swoje. Nie zabiera często ze sobą wiary.
W konfesjonale coraz częściej spotykam rodziców, którzy przeżywają dramat, ponieważ ich dorosłe dzieci nagle przestały chodzić do kościoła, nie chcą brać ślubu, stały się obojętne w wierze. Rodzice ci czują się winni, bo przecież starali się jak mogli, wpajali im wiarę tak, jak kiedyś czynili to ich rodzice. I nic z tego. Ich dzieci idą inną drogą.
Coraz więcej ludzi się rozwodzi, często pod wpływem rozczarowania sobą. Wchodzą w kolejne związki, ponieważ sądzą, że coś nie gra w tych, których dotąd spotkali i że gdzieś istnieje ktoś lepszy, fajniejszy, potrafiący rzeczywiście zaspokoić niemal wszystkie ich oczekiwania, tęsknoty i potrzeby. I wikłają się w błędne koło niezaspokojenia.
Sam zauważam, że jeśli moje życie ulega presji aktywizmu i powtarzanego bez końca sloganu "nie mam czasu", to znak, że zapominam o wieczności. Modlitwa wydaje się wówczas czymś niekoniecznym, odsuwanym na sam koniec, a nawet zbędnym.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego zaplątujemy się w kołowrocie niepokoju i niespełnienia i szukamy recepty tam, gdzie jej nie ma? Bo niknie w nas świadomość pragnienia Boga. Wszystko motywowane jest jedynie zewnętrznie, w oparciu o to, co zmienne i ulotne.
Nieznośny brak
Pismo święte używa dość sugestywnych obrazów, kiedy mówi o pragnieniu Boga, wydobywającym się z ludzkiego serca. Weźmy jeden przykład. Na początku Psalmu 63 natrafiamy na głębokie westchnienie wierzącego człowieka: "Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody" (Ps 63,2).
Pragnienie Boga dotyczy całego człowieka, nakierowuje go na Boga, ogarnia wszystkie aspekty życia. Nie chodzi więc o jakiś dodatek, jedną z wielu właściwości osoby ludzkiej. To pragnienie jest fundamentem, źródłem, tęsknotą, która wyprowadza poza to, co zmysłowe.
Według psalmisty Boga pragnie zarówno dusza jak i ciało. Cały człowiek. W najgłębszym sensie wszystkie potrzeby ciała: głód, łaknienie, seksualność, ciepło są przejawem tęsknoty za Bogiem. Nasze obecne ciało tak jest skonstruowane, aby ciągle do nas mówiło, aby domagało się zaspokojenia i ukierunkowywało na głębsze pragnienie.
Autor biblijny wyraźnie stwierdza, że pragnienie Boga odczuwa jako brak, powołując się na obraz wyschniętej ziemi. Kiedy chce nam się pić, myślimy ciągle o wodzie. Ten stan jest dla nas nieprzyjemny. Chcemy jak najszybciej ugasić pragnienie. W podobny sposób ujawnia się w nas pragnienie Boga jako ciągłe nienasycenie, jakiś rodzaj pustki, wołania o pomoc. Zazwyczaj sądzimy, że kiedy nachodzą nas takie stany, potrzebujemy na gwałt jakiegoś stworzonego dobra i dlatego jak najszybciej dążymy do załagodzenia naszych braków.
Węgierski jezuita Franz Jalics odróżnia pragnienie Boga od życzenia czy chęci. Życzenie dąży do posiadania, zdobywania, zaspokajania potrzeb, osiągania różnych celów w ramach naszego stworzonego świata. Sięga po to, co jest dostępne dla zmysłów i rozumu. Chcę coś zjeść, chcę odnieść sukces w pracy, chcę wieść prym w dyskusji. Życzenie ustaje, gdy zostaje zaspokojone. Wkrótce rodzi się jednak kolejne.
Źródło pragnienia Boga leży głębiej. Nie dotyczy rzeczy stworzonych. C.S. Lewis powiada, że "niebo nie oferuje niczego, co może być pożądane przez interesowną duszę."
"Pragnienie chce siebie podarować i ofiarować Bogu. I jest trwałe, niezmienne" - pisze dalej Jalics SJ. Najczęściej budzi się z wiekiem w naszym życiu. Chociaż wyprzedza nasze życzenia, potrzeby, w naszej świadomości nie pojawia się od razu, czasem bardzo późno.
Problemy z diagnozą
Dlaczego więc ludzie tak nierównomiernie je odczuwają? Dlaczego niektórzy zdają się w ogóle nie pragnąć Boga, skoro jest ono częścią naszej egzystencji, a inni niemalże od dzieciństwa przejawiają naturalne pragnienie modlitwy, pytają i szukają?
Nie istnieją w pełni satysfakcjonujące odpowiedzi na te pytania. Katechizm Kościoła Katolickiego zaznacza, że człowiek może zapomnieć o tym pragnieniu, może go nie dostrzegać, albo go odrzucać. Przyczyny bywają różne: bunt przeciw obecności zła w świecie, niewiedza lub obojętność religijna, troski doczesne i bogactwa, nadmierna konsumpcja, zły przykład wierzących, prądy umysłowe wrogie religii, skłonność człowieka do ukrywania się ze strachu przed Bogiem, czyli fałszywe obrazy Boga (KKK 29)
Thomas Merton wspomina również pewną nonszalancję i ignorancję ludzi ochrzczonych: "Ziarna wyższego życia zasiane są w życiu każdego chrześcijanina przez chrzest. Ale ziarna muszą wzrosnąć i rozwinąć się, zanim zbierzesz plon. Po ziemi wędruje tysiące chrześcijan noszących w swych ciałach nieskończonego Boga, o którym praktycznie nic nie wiedzą. Są synami Boga, ale nie są świadomi swej tożsamości"
Z kolei święci widzą również przyczynę "nieświadomości" pragnienia Boga w zaniedbaniach i zmarnotrawionych darach, Bóg w jakimś sensie się wycofuje, jeśli jest lekceważony, nie przyjmowany jako ktoś bliski i upragniony.
W Komentarzu do Ewangelii św. Jana św. Tomasz z Akwinu powiada, że "w darach Bożych jest coś takiego, iż kto dobrze korzysta z udzielonego sobie daru, zasługuje na otrzymanie większej łaski i daru. Kto zaś źle używa tego, co otrzymuje, traci to."
Pedagogia pragnienia
Jeśli uznam w sobie pragnienie Boga, nie będę rozczarowany, że ukochana osoba nie może zaspokoić mojej najgłębszej tęsknoty za absolutną miłością. Nie będę wkładał jej ciężarów nie do uniesienia, które w istocie może udźwignąć jedynie Bóg. Czy u źródeł wielu konfliktów i rozczarowań nie leży wygórowane oczekiwanie, że ktoś bliski nas duchowo uleczy, wybawi i wyzwoli? To są pragnienia, którym nie może sprostać żaden człowiek.
Także częste dzisiaj obwinianie rodziców za swój obecny los, bo nie dali swemu dziecku tego, czy tamtego, może wypływać z pomylenia pragnienia Boga z niezaspokojonymi psychologicznymi potrzebami. Jeśli jednak odkryję, że jest we mnie nienasycalny głód, to łatwiej przebaczyć także swoim rodzicom i zrozumieć, że nie są bogami.
Innymi słowy, jeśli rozpoznam lub na nowo uznam w sobie pragnienie Boga, łatwiej mi będzie przyjmować drugiego człowieka takim, jakim jest.
Benedykt XVI we wspaniałej katechezie z 7 listopada 2012 roku mówi o pielęgnowaniu "pedagogii pragnienia", zarówno przez tych, którzy nie wierzą jak i tych, którzy już cieszą się darem wiary.
Ojciec Święty wymienia dwa wymiary tej pedagogii. Pierwszy to uczenie się na nowo smaku autentycznych radości życia. Wiadomo, że jedne radości czynią nas bardziej wspaniałomyślnymi i dynamicznymi, napełniają duszę pokojem. A inne po początkowym zauroczeniu, pozornie atrakcyjne, pozostawiają nas z rozczarowaniem, goryczą, pustką, a często z uzależnieniem. Musimy więc ciągle rozeznawać, co rzeczywiście odpowiada naszej duchowej naturze i nie iść za każdym poruszeniem.
Papież wzywa zwłaszcza rodziców, aby wychowywali swoje dzieci "do smakowania prawdziwych radości, we wszystkich dziedzinach życia - rodzinie, przyjaźni, solidarności z tymi, którzy cierpią, rezygnacji z własnego ja, aby służyć innym, miłości dla wiedzy, dla sztuki, dla piękna natury". W ten sposób w sercu wytwarzają się skuteczne "przeciwciała" wobec "rozpowszechnionej dzisiaj banalizacji i spłaszczenia".
Druga droga to czuwanie, by nie pozwolić się ogarnąć rutynie i nie zadowalać się tym, co już zostało osiągnięte. Chodzi o "zdrowy niepokój, który czyni nas bardziej wymagającymi, ponieważ nic, co ma swój koniec, nie jest w stanie zaspokoić naszego serca".
Czy można zauważyć Boga pośród tak banalnych spraw jak poplamienie ubrania czy użądlenie przez osę? A może to przesada, by dopatrywać się działania Boga w rodzinnych kłótniach, w przykrościach czy w dawanych nie w porę radach wychowawczych?
W tym fascynującym poradniku, dwoje małżonków opowiada z humorem i lekkością, że można odnaleźć radość w tym, co "szare, kolorowe i błękitne". Piszą jak wiara pomaga im mierzyć się z pytaniami i wyzwaniami, które przynosi praca, wychowanie dzieci i utrzymanie domu. Uczą jak przekazywać wartości i pielęgnować rytuały budujące wspólnotę. Naprawdę wiedzą, o czym piszą.
Skomentuj artykuł