Zbawiony już - jeszcze nie

(fot. shutterstock.com)
Robert Wilk

Sam fakt przyjęcia przez Boga ciała zbawia ludzką naturę. To znak obdarowania, który podkreśla znaczenie przyjęcia daru w życiu człowieka. Z każdym podarunkiem można bowiem postąpić na dwa sposoby: albo go przyjąć i zachować "na przyszłość", albo "rozpakować", by się nim cieszyć.

Z Jerzym Uramem OFMCap o tym, jak rozumieć zbawienie, rozmawia Robert Wilk

Od zarania wiary mówi się o zbawieniu, a jednak ciągle mamy z nim problem.

Idąc za najprostszym skojarzeniem, zbawienie możemy rozumieć jako uwolnienie od jakiegoś ograniczenia. W encyklopediach czy słownikach termin ten oznacza uratowanie kogoś od złego. W chrześcijaństwie określa się nim działanie Boga wybawiającego od śmierci oraz potępienia wiecznego i przeznaczającego człowieka do wiecznego z Nim obcowania w niebie. Widać tutaj zależność od łacińskiego słowa salus (zdrowie): chodzi o uwolnienie człowieka od stanu grzeszności (choroby) i podarowanie mu życia wiecznego (dobrostanu).

Patrząc z perspektywy człowieka, w zbawieniu idzie o pełnię ludzkiego życia, czyli szczęście. W teologii natomiast daje się zauważyć wiele znaczeń zbawienia ujawniających się w zależności od kąta spojrzenia na sytuację, okoliczności i uwarunkowania. Wszystkie jednak dywagacje teologów na ten temat podkreślają konieczność działania Bożego i skupiają się na osobie Jezusa Chrystusa. W myśli papieża Benedykta XVI jasno widać ukierunkowanie na osobowy charakter więzi zbawczej, a nie na ideę jako taką.

Często zbawienie przedstawia się jako działanie człowieka zmierzające do pozyskania nagrody za życie godne miana chrześcijanina.

Zbawienie człowieka zależy od decyzji Boga i stanowi Jego dar, wyrażony w osobie Jezusa Chrystusa. Można powiedzieć, że Bóg zwraca się do człowieka jak do przyjaciela, mówiąc do niego przez Jezusa. Tajemnica Wcielenia to początek osobowej relacji między Bogiem a człowiekiem. Sam fakt przyjęcia przez Boga ciała zbawia ludzką naturę. Jak więc widać, metafora zdobycia nagrody nie sprawdza się w tym przypadku. Lepiej widzieć w nim znak obdarowania, który podkreśla znaczenie przyjęcia daru w życiu człowieka. Z każdym podarunkiem można bowiem postąpić na dwa sposoby: albo go przyjąć i zachować "na przyszłość", albo "rozpakować", by się nim cieszyć.

Zmierzamy do starego dylematu: zbawienia z uczynków i mimo uczynków…

Autor Listu św. Jakuba wyraźnie mówi, że nie ma wiary bez uczynków, ale one wypływają ze zbawienia i nie mogą go spowodować. Zasługi człowieka są odpowiedzią na wiarę daną od Boga, stanowiąc wypełnienie Jego zamysłu.

Warto tutaj posłużyć się znanym przykładem, który teologowie zwykle wykorzystują do wyjaśnienia zawiłości relacji zbawczych. Przyjmują oni, że ludzie są różnymi naczyniami niosącymi zbawienie: choć szklanka różni się od stągwi czy beczki pod względem objętości, to jednak z perspektywy Bożej zawiera Jego pełny dar dla człowieka. Tajemnicą jest przeznaczenie "rozmiaru" danego naczynia takiemu a nie innemu człowiekowi. Mądrością życia będzie zatem rozpoznanie przez człowieka własnej sytuacji życiowej i wymagań, jakie stawia przed nim Bóg.

Sądziłem, że takie podejście jest typowe dla protestantów, a my, katolicy, różnimy się od nich pod tym względem.

Różnice nie wydają się aż tak wyraźne w perspektywie Ekumenicznej Deklaracji o Usprawiedliwieniu z 1999 roku, w której stwierdza się, że "tylko z łaski i w wierze w zbawcze działanie Chrystusa, a nie na podstawie własnych zasług zostajemy przyjęci przez Boga i otrzymujemy Ducha Świętego, który odnawia nasze serca, uzdalnia nas i wzywa do dobrych uczynków. Tak więc wszyscy, którzy wierzą, dostępują usprawiedliwienia, czyli zbawienia, za darmo z Jego łaski".

Z tych słów jasno wynika, że wysiłki człowieka powinny być rozumiane jako skutek zbawczego działania Boga, nie zaś jako powód, dla którego Bóg miałby go odkupić. Nie można postawić takiej zależności: będę żył pobożnie i dlatego zostanę zbawiony. Prawdziwe jest natomiast stwierdzenie: mogę żyć pobożnie, ponieważ jestem zbawiony.

Zbawienie już się dokonało, a życie człowieka osadzone jest w czasie - dzieje się na co dzień. Jak to pogodzić?

Jak wiadomo, życie człowieka rozwija się w czasie. Natomiast zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa wydarza się niejako poza historią. Z perspektywy ewangelicznej - choćby św. Łukasza - wyznacza ono koniec czasu. Znamienna jest reakcja uczniów Chrystusa: nie mogą rozpoznać swojego mistrza, bo rzeczywistość, która Go dotyczy, nie ma analogii w ich świecie. Życie ludzi w perspektywie eschatologii jest bowiem "już - jeszcze nie". "Już" - ponieważ zostaliśmy zbawieni w Jezusie Chrystusie i innego zbawienia nie będzie. "Jeszcze nie" - gdyż jednocześnie nasza egzystencja zmierza ku Jego powtórnemu przyjściu, czyli paruzji.

To paradoksalne...

Niewątpliwie. Ten paradoks jest możliwy ze względu na fakt Wcielenia - Jezus, przyjmując ludzką postać, wprowadził do świata eschatologiczną perspektywę zbawczą. Bóg powiedział o sobie wszystko w swoim Synu, który stał się człowiekiem. Zachodzi tutaj owa święta wymiana - sacrum commercium - Bóg zniża się do poziomu człowieka, by ten mógł zostać Bożym dzieckiem; Bóg przyjmuje śmierć, aby człowiek mógł żyć. Nie można jednak redukować zbawienia do handlu, gdyż łatwo wtedy zgubić nietkniętą przez Boga przestrzeń ludzkiej wolności.

Chodzi o to, że zbawionym może zostać ten, kto dobrowolnie uzna, że wybawienia potrzebuje, bo czuje się niewolnikiem? Człowiek dumny, pyszny samodzielnie rezygnuje z daru zbawienia?

Dokładnie tak. Bóg nie ingeruje w wolność człowieka. Ceni jego wybór. Człowiek sam powinien odkryć, że został powołany do poszukiwania transcendencji. Tylko wtedy może docenić doniosłość zbawczego aktu odkupienia, który podnosi jego godność.

Ale owo wywyższenie ma swoją cenę - krew niewinnej ofiary Chrystusa!

To prawda, jednak ważniejsze wydają się skutki tej ofiary. Oto bowiem Jezus, umierając na krzyżu, zbawia wszystkich ludzi w ich historycznym czasie i przestrzeni oraz poza nimi, bez względu na przynależność narodowościową, religijną czy światopoglądową.

Co więcej, człowiek nie musi odkrywać tego daru, by go dostąpić. To tajemnica nie do wyjaśnienia, w jaki sposób Bóg działa w człowieku, uzdalniając go do przyjęcia potrzeby zbawienia.

W jaki sposób odzwierciedla się to w życiu religijnym człowieka?

Można powiedzieć, używając gry słów, że zbawienie jednocześnie jest dane i zadane. Chodzi o pewną konsekwencję w postępowaniu. Jeżeli dobrowolnie godzę się na zbawienie, przyjmuję je, nie mogę sobie pozwolić na to, by żyć w sposób niegodny człowieka zbawionego. Człowiek obdarowany zbawieniem ma możliwość realizowania siebie w relacji do Jezusa Chrystusa.

Czy takie pojmowanie tej kwestii nie prowadzi do naiwnego widzenia świata, w którym problemy rozwiązują się niejako same, bo przecież Bóg ma wszystko pod kontrolą?

No właśnie nie. Kwestia, jak pogodzić istnienie dobrego, miłosiernego Boga z istnieniem zła, znajduje swoje odzwierciedlenie w używaniu przez człowieka daru wolności. Bardzo często o tym zapominamy, obarczając Boga winą za całe zło świata. Myśląc: skoro, Boże, zbawiłeś świat, znajdziesz sposób, żeby naprawić to, co mimochodem popsułem, zrzucam z siebie odpowiedzialność za moją niekonsekwencję, moją niefrasobliwość.

Chrześcijanin musi mieć świadomość, że jego wybory religijne nie pozostają bez konsekwencji.

Pogłębianie wiedzy religijnej to pięta achillesowa współczesnego katolicyzmu. Nasza edukacja w tej dziedzinie kończy się niestety na szkole średniej.

Współczesna teologia mocno podkreśla aspekt osobowej więzi z Bogiem, co wprowadza dynamikę do życia religijnego. Tymczasem tradycyjne myślenie pozostaje na poziomie wypełniania praktyk, utrwalając stagnację, zastój w dziedzinie sakralnej.
Czy w takim przypadku duchowość może się rozwijać? Zamykanie życia duchowego w schematach musi się zakończyć osłabieniem więzi z Bogiem. Zupełnie tak samo, jak w codziennej egzystencji.

Przecież mamy cnoty...

Tak, oczywiście, ale trzeba pamiętać, że ich pielęgnowanie nieuchronnie zamieni się w przyzwyczajenie, jeżeli nie będziemy powracać do ożywczej, bezpośredniej, osobistej relacji ze Zbawcą. Dopiero to uczyni religijne nawyki naturalnymi. Mówiąc najprościej: nie będę skąpił czasu na Boga, skoro twierdzę, że jest dla mnie ważny i chcę z Nim przebywać.

I odwrotnie: nie mogę mówić, że jestem z Jezusem, jeśli nie wiem, kim On jest. Nie wystarczy przyjąć bezpiecznego dystansu: tkwię w Kościele, bo zostałem ochrzczony i to wystarczy, by być zbawionym. Trzeba przełamać spojrzenie na Kościół jako urząd i własną wiarę jako wypełnianie rytuałów, by odnaleźć Boga w osobistym spotkaniu.

Czy współczesny człowiek potrzebuje refleksji o zbawieniu?

Niewątpliwie współczesność ucieka od stawiania pytań fundamentalnych. Może zatem lepiej pytać o to, co dla człowieka współczesnego wydaje się ważne, a więc o życie szczęśliwe? Wtedy jego uwaga zostanie utrzymana i skupiona, bo - jak mówił w swej metodzie Karl Rahner - pragnienie bycia szczęśliwym, zrealizowanym jest dla niego zasadnicze.

Świat oferuje tylko skończone formy realizacji, a człowiek ciągle pragnie więcej, ciągle chce przekraczać siebie. I tutaj pojawia się zbawienie z perspektywą transcendencji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zbawiony już - jeszcze nie
Komentarze (33)
WC
W Chrystusie Zbawicielu
28 stycznia 2015, 18:16
Pan Jezus Zbawiciel naucza:"JA JESTEM ZBAWIENIEM","JA JESTEM DROGA PRAWDA I ZYCIEM"
P
po
28 stycznia 2015, 16:50
p p p
M
Milosc
26 stycznia 2015, 13:34
"To tajemnica nie do wyjaśnienia, w jaki sposób Bóg działa w człowieku, uzdalniając go do przyjęcia potrzeby zbawienia." Tajemnica zawarta jest w słowie Bóg. Jeśli zastąpimy je słowem  Miłość zdanie będzie brzmiało: "To tajemnica nie do wyjaśnienia, w jaki sposób Miłość działa w człowieku, uzdalniając go do przyjęcia potrzeby zbawienia." Każdy z nas dostępuje duchowej przemiany w momencie, gdy kocha prawdziwie, gdy oddaje się pasji, gdy czyni rzeczy z miłością, uwagą i poświęceniem - to wtedy "wstępuje w nas nowy duch", duch Boga, duch Miłości, duch Pasji Życia. Czyż istnieje tajemnica większa niż ta? Ja nie znam.
T
tomtom
27 stycznia 2015, 19:20
“Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca.” <I List św. Jana 2:15-17>
27 stycznia 2015, 21:39
Jak to rozumiesz, Tomtomie?
A
anonim
28 stycznia 2015, 00:27
Zastępowanie słowa Bóg wg swojego widzimisię i snucie na tej podstawie jakichś nawiedzonych teorii jest najzwyczajniej chore.
M
Milosc
28 stycznia 2015, 01:47
Anonimie, zanim doczytasz ten wpis do końca, zobaczysz zdrową nie teorię, ale Drogę w postawieniu znaku równości pomiędzy Bogiem i Miłością. Bóg oznacza Miłość - tak dla mnie, jak i dla Ciebie - choć może jak niegdyś ja, Ty też nie zdawałeś sobie dotąd sprawy z tak wielkiej doniosłości swojego istnienia w tym życiu. Wiem, że gdy modlisz się do Boga, modlisz się słowami miłości i tą modlitwą wyrażasz swoją miłość do Boga. Tę miłość masz w sobie, Anonimie, bo inaczej nie modliłbyś się o to, by Twoja Rodzina była bezpieczna, by Twoi bliscy byli szczęśliwi, by panował pokój na świecie, by ludzie żyli ze sobą w zgodzie, by panował dostatek w życiu Twoim i tych, których kochasz, by bliscy Ci sercu ludzie cieszyli się dobrym zdrowiem, by radość gościła w Twoim sercu oraz byś potrafił podarować innym to, co głęboko w duszy wiesz, jest w Tobie najbardziej wartościowe. To właśnie Miłość sprawia, że Ty sam Ją wyrażasz. To właśnie Bóg sprawia, że Ty sam Go wyrażasz. W każdej swojej modlitwie, Anonimie. Ponieważ to w niej odnajdujesz Boga, to w niej się do Niego zwracasz o wysłuchanie, o pomoc i o umocnienie w wierze, to w niej dziękujesz Mu za całe dobro, które spotyka Ciebie i osoby, na których Ci zależy oraz za życie, które otrzymaliście w darze. I to właśnie w niej wyrażasz samego siebie. Życzę Ci Anonimie, żeby całe Twoje Życie objawiało się Tobie jedną wielką Modlitwą Wdzięczności. I na tym polega Zbawienie.
A
anonim
28 stycznia 2015, 08:34
Anonimie, zanim doczytasz ten wpis do końca, zobaczysz zdrową nie teorię, ale Drogę w postawieniu znaku równości pomiędzy Bogiem i Miłością. Bóg oznacza Miłość - [...] --- I znowóż snujesz swoje nawiedzone teorie... To że można powiedzieć iż "Bóg jest miłością" wynika z tego że miłość jest jednym z atrybutów Bożych i wcale nie znaczy iż "Bóg oznacza miłość", a tym bardziej nie upoważnia do podstawiania wg jakiegoś widzimisię miłości zamiast Boga. Miłość nie jest jedynym atrybutem Bożym, są nimi również np. wszechwiedza, wszechmoc, suwerenność, sprawiedliwość, miłość, dobroć oraz niezłożoność, wieczność, niezmienność, wszechobecność, samoistność, transcendencję, świętość. Więc wg Twojej "koncepcji" równie dobrze możnaby zamiast słowa Bóg podstawiać każdy z tych atrybutów i snuć kolejne nawiedzone teorie, zależnie od tego czego chciałoby się dowodzić.
MB
milosc blizniego
28 stycznia 2015, 18:29
Poznaj Jezusa Zbawiciela . Ewangelia -znaczy /Dobra Nowina/
28 stycznia 2015, 18:39
Tak! Bądźmy tymi, którzy niosą Dobrą Nowinę. :)
28 stycznia 2015, 19:34
Anonimie, oczywiście masz tutaj całkowitą rację - miłość jest jednym z atrybutów Boga, tak samo jak pozostałe wymienione przez Ciebie. Masz też rację w tym, że można podstawić pod słowo Bóg wszelkie Jego atrybuty, gdyż jak wiemy - Bóg jest Wszystkim. Jak widzisz, nie  jest to moja "nawiedzona teoria", a po prostu opis wiedzy, którą mam w sobie. I Ty też. I każdy z nas. Jest jednak pewna rzecz, o której powinniśmy pamiętać zawsze a jest nią - pełna akceptacji postawa chrześcijanina. Do niej  potrzebne jest po pierwsze serce otwarte na drugiego człowieka, a po drugie przyswojenie nauk Chrystusowych: - o miłości do bliźniego - i o tym, że nie należy się wywyższać, lecz „skłaniać się do rzeczy skromnych” (Rzym. 12:16). Czy o tym pamiętamy, możemy się przekonać jedynie w praktyce, a ta, póki co, w Twoim sposobie zwracania się do rozmówców, okazuje się sztuką nieopanowaną i dobrze wiesz, które uwagi do bliźnich mam na myśli. Niech kolejne komentarze będą sprawdzianem zrozumienia i przyswajania słów zapisanych w Piśmie Świętym. Wspieram Cię, Anonimie.
A
anonim
28 stycznia 2015, 20:37
I ten Twój komentarz - insynuujący mi brak serca otwartego na drugiego człowieka oraz nieprzyswojenie nauk Chrystusowych o miłości bliźniego - jest zapewne wg Ciebie pozytywnym sprawdzianem Twojego zrozumienia i przyswajania słów zapisanych w Piśmie Świętym? A Twoje mędząco-mentorskie pouczenia są zapewne przykładem pełnej akceptacji postawy chrześcijanina oraz tego jak to nie wywyższać się lecz skłaniać do rzeczy skromnych? Może jednak lepiej najpierw podłub w swoich oczach zanim weźmiesz się za cudze...
M
Milosc
28 stycznia 2015, 21:53
Nie insynuacja to lecz przypomnienie zdrowych zasad budowania dialogu pomiędzy rozmówcami. Wymagam od swoich wiadomości, by niosły treść  ORAZ były wyrazem poszanowania rozmówcy. Mimo wcześniejszych starań zwrócenia na to Twojej uwagi, kierowane do drugiego człowieka komunikaty nadal  nie rezonują między nami. Czy damy sobie jeszcze jedną szansę na autentyczną wymianę myśli leży w Twojej gestii.
A
anonim
28 stycznia 2015, 23:08
Nie insynuacja a przypomnienie zdrowych zasad? To może przypomnę fragment tego Twojego nieinsynuowania ale przypominania: "[...] póki co, w Twoim sposobie zwracania się do rozmówców, okazuje się sztuką nieopanowaną [...]". Jak widać, albo oszukujesz samą siebie albo najzwyczajniej kłamiesz. I zapewne będziesz twierdzić, że Twoje przypisywanie mi w/w negatywów niosły treść oraz były poszanowaniem rozmówcy? Twoje stwierdzenie, że mimo Twoich wcześniejszych starań zwrócenia na to mojej uwagi to nadal komunikaty nie rezonują jest zapewne również nośnikiem treści oraz wyrazem poszanowania rozmówcy? Tak samo jak wyrazem poszanowania jest Twoja sugestia że to ode mnie zależy autentyczna wymiana myśli? Masz oryginalną metodę treściwej wymiany wiadomości oraz poszanowania rozmówcy: oznajmiać mu, że choć nic nie wychodzi pomimo Twoich usilnych starań to dajesz rozmówcy jeszcze jedną szansę. Skoro tak ma wyglądać Twoje poszanowanie rozmówcy to lepiej sobie daruj...
28 stycznia 2015, 23:27
"to lepiej sobie daruj..." - ależ to, jak widzisz, Twoja decyzja, Anonimie ;)
A
anonim
29 stycznia 2015, 09:08
Nie, to nie żadna decyzja, a zwyczajna uwaga. Ale jak widać, Twoje "poszanowanie" rozmówcy nie pozwala Ci jej przyjąć i nie możesz sobie darować, musisz się odreagować... taka Twoja decyzja...
29 stycznia 2015, 11:31
Czuję, że jednak wolimy budować :) Oczywiście, że chętnie wymienię się z Tobą jeszcze niejedną konstruktywną myślą.
26 stycznia 2015, 12:41
Wielu z Nas oczekuje pewnego rodzaju "zbawienia", ponieważ nie znajdujemy pełni szczęścia i radości, by stać się "zbawionym" tu i teraz, w tym życiu, nie różniącym się niczym od egzystencji przed, po czy 'pomiędzy' nim. Po raz kolejny powracamy do symboliki życia Jezusa i jego postaci - jest on jednym z wielu Mistrzów, którzy osiągnęli 'zbawienie' już za życia, będąc czystym wyrazem nieskończonej miłości - czyli istoty Boga. Jezus uczył też, że jesteśmy mu równi, zatem każdy z Nas ma w sobie pełen boski potencjał, czyli możliwość dorównania mu w tej miłości do siebie i innych oraz transcendencji własnych ograniczeń i mechanizmów wypływających z poziomu ego. W momencie, gdy to zrobimy, już ziemska egzystencja materializuje sie dla nas w postaci Nieba na Ziemi - to właśnie obietnica zbawienia, którą każdy ma prawo wybrać lub nie. To wszelkie blokady tej miłości stanowią o naszej roli na tym świecie, zarówno w kontekście wzrastania osobistego, jak i rozwoju kolektywu,  którym jest cała nasza planeta i każda forma ekspresji życia na niej. Dopiero gdy każdy z nas przekroczy wszelkie podziały i bariery (dokładnie tak jak wskazuje nam postawa Jezusa), ludzkość zrozumienie znaczenie obiecanego Nieba/Raju, tkwiące u jego podstawy. Życzę tego wszystkim z całego serca.
A
anonim
28 stycznia 2015, 00:22
Jezus uczył że jesteśmy Mu równi? A niby kiedy i kogo tak uczył? Jezus jednym z wielu Mistrzów? Jezus osiągnął zbawienie? Jezus nie był Bogiem lecz czystym wyrazem istoty Boga? Każdy z nas ma w sobie pełen boski potencjał i ma możliwość dorównania Bogu? Ziemska egzystencja będzie się na ziemi materializować w postaci Nieba na Ziemi? A gdzie żeś takie "mądrości" wyczytał? Usiłujesz się wymądrzać a pleciesz głupstwa...
28 stycznia 2015, 12:12
Z doświadczenia wiem już, że tego typu rozmowa i argumentacja nie zaprowadzą nas w zbyt odkrywcze rejony tego tematu (poza "pleciesz bzdury, bo ja wiem najlepiej" - to juz zostało mi pieczałowicie i w różnych formach przekazane ;) ). Pozwolę sobie więc pozostać przy własnym punkcie widzenia, bez przypisywania komuś intencji, które wypływają najczęściej z samego właśnie oskarżyciela.
A
anonim
28 stycznia 2015, 12:50
Jaka" tego typu argumentacja"? Problem w tym, że nie podajesz ŻADNEJ argumentacji, a jedynie oznajmiasz do wierzenia te swoje pseudomądrości, właśnie na zasadzie "bo ja wiem najlepiej". Więc rzeczywiście nic sensownego z tego nie może wyniknąć, skoro nawet na tak proste pytanie jak to niby gdzie Jezus uczył tego co Mu przypisujesz, nie odpowiedziałeś. Nie odpowiedziałeś bo z prozaicznej przyczyny nie byłeś w stanie udzielić odpowiedzi - bo wbrew temu co wypisywałeś, NIGDZIE nic takiego Jezus nie nauczał.
28 stycznia 2015, 13:22
Uszanuj proszę mój wybór, zamiast atakować i oceniać, najzwyczajniej nie czuje potrzeby tłumaczenia Ci źródeł mojej wiedzy, ponieważ mam świadomość, że zanegujesz wszystko, co nie jest PŚ. Nasz brat z tego forum- TomaszL nauczył mnie również, by nie polemizować z Wami - Katolikami skupionymi na 'prawie zapisanym' do stopnia pominięcia najważniejszego - ludzkiego dobra, ponieważ z 'żelazną logiką' zdrowa polemika i wymiana poglądów nie istnieje. Powtórzę jeszcze raz, szanuję Twój punkt widzenia i wybory, przykro tylko, że próbując umniejszyć mi, wymierzasz swój gniew wyłącznie przeciwko sobie.
A
anonim
28 stycznia 2015, 15:06
Tak to każdy może sobie - napisać najdzikszą bzdurę i z wyższością oznajmić, że nie czuje potrzeby jej uzasadniać. Skoro jak twierdzisz, z nami-katolikami zdrowa polemika i wymiana poglądów nie istnieje, to po co piszesz? Masz natręctwo pisania? Masz nieodpartą potrzebę głoszenia swoich pseudomądrości? Autorytatywnego podawania ich do wierzenia bez jakiegokolwiek uzasadnienia? Z góry przypisujesz mi negatywne cechy oznajmiając, że nie masz potrzeby tłumaczenia bo i tak zostałoby to zanegowane, i że z nami-katolikami nie istnieje zdrowa polemika i wymiana poglądów, ale oznajmiasz, że to ja rzekomo próbuję umniejszyć Ci i wymierzam Ci swój gniew? Ale obłudnie oznajmiasz że szanujesz mój punkt widzenia i wybory?
28 stycznia 2015, 16:44
Zrozumiałeś mnie nieco opatrznie, bracie. Mam dość niemiłe doświadczenia z fanatyzmem religijnym, doświadczonym akurat ze strony katolików (nawet z tego forum). Bynajmniej, nie wrzuciłem wszystkich do jednego worka - tak naprawdę to Ty tak to odebrałeś. Po stylu pisowni jestem w stanie stwierdzić, że jesteś osobą, która często komentuje tu akrtykuły i jest raczej znana z negowania opinii innych, niezależnie od tematu. Mechanizm, a ocena to dwie różne rzeczy ;) Moja wiedza i doświadczenie wystarczą mi, bym mógł bez hipokryzji wyrażac własne zdanie, nie muszę też tłumaczyć się nikomu - chyba, że podchodzi on do moich słów z szacunkiem (wtedy dzielę sie z wielką chęcią), tak jak i ja staram się zawsze podchodzić. Nie podejmę z Tobą walki, bracie. Nie przypisuj mi proszę własnych intencji :) Kończę naszą konwersację, spokoju.
A
anonim
28 stycznia 2015, 17:28
Napisałeś jednoznacznie: "z Wami - Katolikami" więc nie wykręcaj się teraz sianem, że nie wrzuciłeś wszystkich do jednego worka, a tylko ja to tak odebrałem. Masz rację mówiąc, że nie musisz tłumaczyć się nikomu. Oczywiście że nie musisz. Nic nie musisz. Ale weź pod uwagę, że inni też nie muszą. Nie muszą np. uznawać Ciebie za krynicę mądrości i podchodzić do Twoich słów z nabożnym szacunkiem, przyjmując za prawdziwe bez jakiegokolwiek merytorycznego uzasadnienia wszystko co tylko zechcesz tu łaskawie do wierzenia objawić. Zamiast odpowiedzieć merytocznie ma moje proste pytania o źródła Twoich rewelacji przeszedłeś do ataku personalnego i zacząłeś mi przypisywać coraz to kolejne negatywne cechy ale obłudnie oznajmiasz, że nie podejmujesz walki ze mną? I że to ja Tobie przypisuję własne intencje? No to tylko pogratulować pychy i zakłamania...
28 stycznia 2015, 21:49
"Katolikami skupionymi na 'prawie zapisanym' do stopnia pominięcia najważniejszego - ludzkiego dobra" Drogi bracie, przeczytaj jeszcze raz całe zdanie, zamiast żonglować wybiórczo informacją w celu iluzorycznego, jak wyraźnie widać powyżej, przypisywania mi intencji. :) W powyższym zdaniu mówię wyraźnie o fanatykach, dla których słowo zapisane w Piśmie Świętym zostaje wyniesione ponad ludzkie dobro. Skłoniłeś mnie do zastanowienia się dlaczego tak usilnie próbujesz poznać źródło mojego zrozumienia...chetnie się zatem przekonam. Odpowiadam na Twoje pytanie najszczerzej jak potrafie, skoro tak zabiegasz: Otrzymałem je bezpośrednio od Wyższej Świadomości w formach zarówno przekazów indywidualnych istot, jak i Świadomości Kolektywnej, synchronizującej się z otaczającym Cię światem materialnym, by ukierunkowac Cię na uzyskanie odpowiedzi. Moja ścieżka poszukiwania prawdy na własną rękę pozwoliła mi poznac wagę Uniwersalnej natury Wszechświata, w którym żyjemy oraz naturę samego Boga, Stwórcy, Źródła i Rdzenia zarazem, który ten Wszechświat tworzy. Pragnąłem też na pewnym etapie zrozumieć rolę Jezusa w ewolucji świadomości ludzi w tym okresie dziejów Ziemi oraz naszą relację ze Stwórcą i naszą rolę w jego rozwoju i zrozumieniu siebie samego (o czym pisałem w skrócie w pierwszym poście) - z czasem wszystko przyszło samo, w najodpowiedniejszych dla tego momentach.
28 stycznia 2015, 21:51
C.D. Czekam teraz na Twoją reakcję i opinię, dając Ci pełne pole do popisu, ponieważ sam byłem kiedyś katolikiem, jednak nie w tym tkwi sens sprawy - życie w przeświadczeniach i odrzucenie doświadczenia wszystkich tych niebywałych możliwości a priori tylko ze względu na brak akceptacji ich istnienia jest tym sednem, przyzwolenie na blokadę przepływu tej wiedzy. W rzeczywistości każdy ma do tego pełny dostęp i absolutne prawo z samej racji bycia powołanym do istnienia przez Boga. Nie przypisuję Ci równiez złych cech, jak to ująłeś, wyciągam wnioski w oparciu o istniejący materiał (inne wypowiedzi), by uniknąć z Twojej strony kolejnych ocen oraz negatywności, które nie są mi  potrzebne. To, co ja będę rozumiał i wiedział poprzez własne doswiadczenie pozostanie niezmienne, podobnie jak Twoje doświadczenie i zrozumienie, bez względu na mój punkt widzenia - ponieważ doświadczamy zupełnie innych form rzeczywistości, możemy się jednak od siebie uczyć o sobie samych, a przede wszystkim respektować. Dlatego szanuję Twoje poglądy i zachęcam zawsze do trwania w tym, co nam służy, bez względu na to jak bardzo 'dziką bzdurą' mogłoby się to wydać w kontekście ścieżki rozmówcy, bez zbędnych ocen i wartościowania. Jeszcze raz, spokoju, mój ukochany bracie :)
A
anonim
28 stycznia 2015, 22:27
"Katolikami skupionymi na 'prawie zapisanym' do stopnia pominięcia najważniejszego - ludzkiego dobra" Drogi bracie, przeczytaj jeszcze raz całe zdanie, zamiast żonglować wybiórczo informacją w celu iluzorycznego, jak wyraźnie widać powyżej, przypisywania mi intencji. :) --- Nie żonglowałem wybiórczo informacją, a podałem jej najistotniejszą wg mnie część, więc Twoje przypisywanie mi intencji żonglowania jest najzwyczajniej chybione. Ale skoro mówisz o całym zdaniu to dlaczego sam nie przytaczasz całego zdania zamiast żonglować wybiórczo informacją w celu iluzorycznego - jak widać - przypisywania mi intencji? A całe zdanie to: "Nasz brat z tego forum- TomaszL nauczył mnie również, by nie polemizować z Wami - Katolikami skupionymi na 'prawie zapisanym' do stopnia pominięcia najważniejszego - ludzkiego dobra, ponieważ z 'żelazną logiką' zdrowa polemika i wymiana poglądów nie istnieje." I zdanie to mówi jasno i wyraźnie o nie polemizowaniu z nami - katolikami, a reszta jest jedynie uzasadnieniem tego dlaczego wg Ciebie nie należy polemizować z nami - katolikami. W powyższym zdaniu mówię wyraźnie o fanatykach, dla których słowo zapisane w Piśmie Świętym zostaje wyniesione ponad ludzkie dobro. --- No niezupełnie... W powyższym zdaniu nie mówisz o kimś abstrakcyjnym, ale wyraźnie mówisz o nas - katolikach, nas - katolikach których uważasz za fanatyków itp itd. cdn
A
anonim
28 stycznia 2015, 22:31
cd Odpowiadam na Twoje pytanie najszczerzej jak potrafie, skoro tak zabiegasz: Otrzymałem je bezpośrednio od Wyższej Świadomości w formach zarówno przekazów indywidualnych istot, jak i Świadomości Kolektywnej, synchronizującej się z otaczającym Cię światem materialnym, by ukierunkowac Cię na uzyskanie odpowiedzi. --- Dziękuję za odpowiedź. Gdybyś tak napisał od razu nie miałbym więcej pytań i nawet nie próbowałbym wdawać się z Tobą w dyskusję.
29 stycznia 2015, 11:59
Mój przyjacielu, wyjaśnię stwierdzenie zawarte w tym zdaniu jeszcze raz i wytłuszczę Ci całe wyrażenie traktujące o fanatykach, których miałem na myśli - nie wszystkich Katolików (być może zmyliła Cie składnia zdania). Dodatkowo zapewniam Cię szczerze, że nie wrzucam wszystkich ludzi czy grup do jednego worka. "Nasz brat z tego forum- TomaszL nauczył mnie również, by nie polemizować z Wami - Katolikami skupionymi na 'prawie zapisanym' do stopnia pominięcia najważniejszego - ludzkiego dobra, ponieważ z 'żelazną logiką' zdrowa polemika i wymiana poglądów nie istnieje." "Dziękuję za odpowiedź. Gdybyś tak napisał od razu nie miałbym więcej pytań i nawet nie próbowałbym wdawać się z Tobą w dyskusję." Mam do Ciebie pytanie - nie próbowałbyś ze względu na szacunek dla moich poglądów czy z jakichs innych pobudek? Będę wdzięczny za szczerość.
A
anonim
29 stycznia 2015, 13:39
[...] (być może zmyliła Cie składnia zdania). Dodatkowo zapewniam Cię szczerze, że nie wrzucam wszystkich ludzi czy grup do jednego worka. --- Ze składni zdania wynika sens danego zdania, a więc składnia zdania nie może zmylić. Może być co najwyżej tak, że wypowiadający się zbudował swoje zdanie tak, że wyraża ono coś innego niż zamierzał. W związku z tym przyjmuję Twoje wyjaśnienie, że nie o to Ci chodziło. Mam do Ciebie pytanie - nie próbowałbyś ze względu na szacunek dla moich poglądów czy z jakichs innych pobudek? Będę wdzięczny za szczerość. --- Skoro prosisz to odpowiem. Szczerze odpowiem. Nie próbowałbym wdawać sięz Tobą w żadne dyskusje bo z doświadczenia wiem, że nie mają najmniejszego sensu jakiekolwiek próby dyskusji z osobami które uważają iż otrzymują przekazy bezpośrednio od Wyższej Świadomości w formach zarówno przekazów indywidualnych istot, jak i Świadomości Kolektywnej, synchronizującej się z otaczającym światem materialnym. Wszelkie próby dyskusji z tego typu osobami nauczyły mnie by nie polemizować z takimi osobami, gdyż z tą kategorią osób zdrowa polemika i wymiana pogladów po prostu nie istnieje. Odpowiedziałem szczerze, tak jak prosiłeś.
29 stycznia 2015, 17:25
Zdanie tamto wyrażało właśnie to, co zamierzałem przekazać, uznajmy po prostu, że rozminęlismy się w odczytaniu jego sensu. Dziękuję Ci, przyjacielu, ponieważ swoją drugą częścią wypowiedzi. rzeczywiście pomogłeś mi dostrzec (na zasadzie zwierciadła) moje własne ograniczające spojrzenie. To dla mnie dobre przypomnienie, by nie przenosić uprzedzeń nabytych w relacjach z innymi na te nowe,  przepraszam Cię zatem, jeśli Cię uraziłem. Porzucając jednak moją 'projekcję', naprawdę chętnie usłyszę odpowiedź na moje pytanie odsłoniętą z zasłony ironii - ona już spełniła w tym przypadku swoją rolę.
A
anonim
29 stycznia 2015, 17:52
To co nazwałeś ironią było naprawdę szczerą odpowiedzią, choć tak sformułowaną. Ja naprawdę, tak jak napisałem, wiem z tego typu doświadczeń, że nie miałoby to sensu. Dyskusja jest to wymiana poglądów, pogląd jest to pewne własne zdanie, przekonanie, które potrafi się uargumentować, uzasadnić - Ty negujesz zasady rozumu, a poglądy opierasz na wiedzy wlanej przez doznane objawienie, więc dyskusja, czyli wymiana poglądów oparta na argumentach jest najzwyczajniej niemożliwa z definicji. Dyskusja nie może być sztuką dla sztuki, pogadanie aby pogadać nie ma sensu, a skoro Ty z góry deklarujesz że i tak nic nie spowoduje zmiany Twoich poglądów to nawet gdyby dyskusja była możliwa to i tak nie miałaby sensu.