"Dzieci dają mi nieprawdopodobną siłę"

"Dzieci dają mi nieprawdopodobną siłę"
(fot. rolands.lakis/flickr.com)
Logo źródła: Życie Duchowe Anna Gringo

To z miłości mają dużo dzieci. Nie dlatego, że ciągle zdarzają się im „wpadki”. I nie dlatego, że są tacy zacofani. Jedni patrzą na nich ze współczuciem, inni z zazdrością. Bo w ich domach nikt nigdy nie jest samotny, chociaż nie zawsze wystarcza na kino.

Dużo dzieci mają katolicy i alkoholicy – przytacza obiegową opinię Wiesław Łoś, właściciel Oficyny Wydawniczej ŁośGraf, ojciec czterech synów i dwóch córek. Różnica wieku między najstarszym a najmłodszą: dwadzieścia lat. O Teresie Łoś, wciąż drobnej i dziewczęcej matce szóstki, znajomi mówią: z każdym dzieckiem coraz młodsza, chyba lubi rodzić. „Nie lubię – ucina Teresa. – Ale dzieci nigdy dość” – uśmiechają się oboje.

Nie zawsze tak myśleli. Jest rok 1990. Mieszkają z dwoma synkami w małym pokoju, żadnej nadziei na większe mieszkanie. Kłopoty z pracą, pieniędzmi, żadnych perspektyw. Teresa na spacerach z dwójką dzieci słyszy: szkoda, że nie więcej. A ona jest właśnie w trzeciej ciąży. Przerażona. Nie chce już żyć. Przyjaciele radzą: usuń. Mąż decyzję zostawia jej. „Co krok widziałam anonse gabinetów ginekologicznych. Kiedyś, idąc po bułki, spotykam koleżankę. Ona mówi: «Bóg daje dziecko, da i na dziecko». Pomyślałam: «Co za bzdury!». Ale pojechałam do Częstochowy. Siedziałam przed obrazem Matki Bożej i płakałam. Jakoś ludzkie gadanie przestało mnie boleć, urodziłam syna. Był inny niż dwaj starsi: ciągle trzymał się mnie za rękę, grzeczny, nigdy nie było z nim kłopotów. Jakby dziękował za życie” – Teresa ma wilgotne oczy.

Dla Eli Koniecznej z Wiśniowej, nauczycielki techniki w podstawówce i gimnazjum, mąż rzeźbiarz jest mężczyzną jej życia. „Ale czwartej ciąży nie planowaliśmy – opowiada. – Byłam już po czterdziestce! Zakrywałam brzuch luźnymi bluzkami, a i tak wszyscy mi się przyglądali”. Bała się. Koniecznym żyje się, delikatnie mówiąc, nielekko. Mąż dotknięty chorobą alkoholową (Ela każe napisać: mądry, piękny mężczyzna) to zdolny artysta. Zamówienia wpadają od czasu do czasu, wtedy akurat nie wpadały. O trudnej przeszłości Ela nie chce rozmawiać. Starsze dzieci pomagały, ale ona nie lubi się nimi wyręczać. Dziś najstarszy Przemek studiuje leśnictwo, Aga jest maturzystką, Maciek, czternastolatek prowadzi bez wahania traktor w pole. O najmłodszym braciszku mówią: „Nasze oczko w głowie. Wniósł w dom tyle radości. Mama nigdy nie narzeka. A ojciec powoli zdrowieje”.

DEON.PL POLECA

Dziecko jest darem, nie przychodzi na świat z pustymi rękami – twierdzi Bogusław Bernard, prezes Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych na warszawskich Bielanach. Ma na to dowody. Z własnego życia: przed piętnastu laty, kiedy urodziło się ich piąte dziecko, tracili właśnie dach nad głową, on stracił pracę. „Urodziłam, zaraz potem dostaliśmy mieszkanie spółdzielcze. Mąż znalazł mniej płatną, ale spokojniejszą pracę” – opowiada Bożena Bernard. Są też przykłady ze stowarzyszenia: ktoś zrobił doktorat, dostał pracę, wygrał w totka, wyzdrowiał, pogodziła się rodzina. „Dziś kolejne dziecko przytłacza mężczyznę – mówi Bernard. – Nie umie temu sprostać, więc uważa się za tchórza i nieudacznika. Chce być głową rodziny, ale dziki polski kapitalizm rzuca mu kłody pod nogi. Często mężczyzna ucieka od odpowiedzialności, odchodzi. Od podatku można odpisać panele, dziecka nie. Nie ma doraźnej pomocy, żeby pomóc przetrwać kryzys”.

„Kolejne dziecko zmienia perspektywę życia. Kiedy dzieci było dwoje, wystarczyły dwie ręce, żeby trzymać je za rączki. Wtedy myślałam: «Jestem panią swojego życia, poradzę sobie». Ale pięcioro to już jazda bez trzymanki. Nie ma wyjścia – śmieje się Bożena Bernard – trzeba zdać się na Tego, co to wszystko wymyślił”. Zgodnie twierdzą, że zawierzenie Bogu życia swojego i swoich dzieci zmienia wszystko. W wielu rodzinach nawrócenie pojawiło się z którymś kolejnym dzieckiem. Może na początku z bezsilności, z wyczerpanych ludzkich sił. „Nie daję nikomu recept – zastrzega Teresa Łoś. – Ja idę taką drogą i nie zamieniłabym jej na żadną inną. Ale nie każdy mógłby to znieść”.

„Dzieci dają mi nieprawdopodobną siłę” – mówi Ela Konieczna. Początki zawsze są trudne. Przy czkawce pierwszego syna Teresa Łoś wzywała pogotowie pewna, że dziecko umiera. Bożena Bernard nie spuszczała pierworodnego z oka. Wychowywanie jedynaka kojarzy się matkom z nieprawdopodobnym lękiem. Pilnują, chuchają, zadręczają troską. Pierworodny ledwo dyszy z tej opieki. Rodzice opowiadają: z każdym dzieckiem przeżywa się odrę i szczepienia, aparaty na zęby, pryszcze, rozbite nogi i szyte rany, rozczarowania pierwszych miłości, bójki, wyzywanie, nauczycieli, którzy się uwzięli, bunt. Ale z każdym następnym jest coraz łatwiej. Już wiadomo, że dwulatek walczy o swoje i jest egoistą, czterolatek klnie z zachwytem, żeby zwrócić na siebie uwagę, sześciolatek kradnie lalkę z przyjęcia urodzinowego. Przy trzecim koszmar dojrzewania udaje się brać mniej serio. Z powodu odrzucenia już nie pędzą z dzieckiem do psychologa. Nawet czują ulgę, bo w tym czasie autorytetem dla nastolatka staje się rodzeństwo. Kiedyś Teresa Łoś usłyszała zirytowany głos starszej córki: „Czy Jonatan [lat piętnaście] mógłby przestać dojrzewać na chwilę, chcielibyśmy porozmawiać”. Z każdym dzieckiem rodzice nabierają więcej mądrego dystansu.

Bogusław Bernard zauważył niedawno: „Moje dzieci są lepsze niż ja. Wolałem dostać niż zarobić. Jedynak zje sam całą czekoladę. U nas, jak który spróbowałby skryć się w kącie i zjeść sam, nie ma szansy, wypatrzą i dostanie. Nas też wychowują. Na początku nosiłem wokół głowy wielki autorytet ojcowski. Teraz już umiem przepraszać dzieci za swoje błędy. Jestem mocniejszy. Kiedy pracowałem w TV i w poloneza już się nie mieściliśmy, kupiłem nysę. Jedyna na tym ekskluzywnym parkingu. Już stać mnie na to, żeby odbiegać od powszechnego wizerunku”.

W ich domach jest nieład artystyczny. „Miałam wybór: albo sprzątać, albo rozmawiać i bawić się z dziećmi – przyznaje Teresa Łoś. – Ale przed świętami robimy generalne porządki. Jak są małe dzieci, to masz brudne ściany, plamy na podłodze, wyszczerbione kubki. Znikają twoje ulubione rzeczy i kosmetyki. Nie znoszę bałaganu” – uśmiecha się. Kiedy ma dość, idzie do „normalnej” przyjaciółki. Posiedzi w wychuchanym mieszkaniu, zrelaksuje się. „I po dwóch godzinach biegnę do domu jak na skrzydłach”. Dzieci stawiają sobie za punkt honoru zgodę między rodzicami. Matka i ojciec często mają inne zdanie, a nieraz kłócą się całkiem głośno. Wtedy malcy płaczą. Starsi kupują rodzicom bilety do kina. Potomstwo solidarnie znika z domu. Żeby oni mieli czas tylko dla siebie.

„Wielodzietność uczy bardziej być niż mieć – mówi Ela Konieczna.


– To jest fajne. Dużo rozmawiamy. Bo czas to nie pieniądz, czas to miłość”. Nieraz po prostu nie ma pieniędzy i trzeba kombinować. Dzieci sięgają do zaskórniaków: „Pożyczyć ci?”. Judyta Łosiówna kwituje: „Albo się załamać, albo dostosować. Gdy mamy dół finansowy, to co robić? Obśmiać! Rodzice uważają, że jak jest mniej pieniędzy, świat mniej kusi”. „Odrobina biedy jest najlepszym wychowawcą – podchwytuje tata Wiesław. – W głowach się nie przewraca, przestają marudzić o colę i czipsy, a chleba nikt nie wyrzuca”.

W ich domu, ale i u Koniecznych, i u Bernardów, drzwi zawsze są otwarte. W gromadzie jest raźniej, słyszę w każdej z tych rodzin. „Goło i wesoło” – śmieją się. 20 sierpnia 2005 roku Ela Konieczna ma w portfelu 10 złotych. Do wypłaty tydzień. Mąż rzeźbiarz nie ma zamówień. Nikt nie martwi się, co będzie na obiad. Wykopią ziemniaki, jest zsiadłe. Są kury, zniosą jajka. Ela zrobi wielki sernik, nie bardzo słodki, bo cukier niezdrowy. „Na wsi bardziej widać biedę, ale jak kto ziemię kocha, ona go wyżywi” – mówi. Jakby nie było nic na polu, zawsze można upiec chleb.

U wielodzietnych rozwój dziecka ma tryb przyspieszony. Ledwo najmłodszy Łoś poszedł do szkoły, zaraz dostał uwagę: czyta za szybko. Starsze rodzeństwo ślęczy nad książkami, młodsi naśladują. Mają łatwy kontakt z ludźmi. Potrafią poprosić albo zaoferować pomoc. Dorabianie na wakacje, modną odzież, sprzęt komputerowy to dla nich norma. Są mistrzami logistyki. „Empatia jest konieczna, jeśli świat chce przetrwać” –mówi Ela Konieczna, patrząc na dzieci. „Indywidualności o wrażliwych sercach będą elitą przyszłości” – dodaje górnolotnie. Łosiowie, Konieczni, Bernardowie chwalą się swoimi dziećmi. Wychowują je nie dla siebie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Dzieci dają mi nieprawdopodobną siłę"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.