Dzieci i sajgon w kościele. Zabierać je ze sobą czy nie?

(fot. Allen Taylor / unsplash.com)

Dzieci w kościele się nudzą. A jak się nudzą, to kładą się na podłodze, na ławkach, rozmawiają, wiercą się, szarpią torebki swoich mam, a rodzice wychodzą z siebie. Czy mimo tego zabierać je ze sobą na Mszę św., czy lepiej poczekać do momentu, gdy będą starsze?

Ja sam jeszcze kilka lat temu prosiłem kogoś, żeby po cichu zaprosił rodziców z krzyczącymi dziećmi do zakrystii.

Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie w kościele z jednej strony siedzą "bezdzietni" wierni (lub ze starszymi dziećmi), którzy potrzebują skupienia, żeby się modlić. Z drugiej strony jest ksiądz, który nie czyta kazania z kartki, tylko je mówi i musi zebrać myśli. A rodzice z małymi dziećmi siedzą z przodu, więc ludzie wodzą oczami za maluchem chodzącym po prezbiterium.

DEON.PL POLECA

Rodzic przybiega i odciąga go, a on za chwilę i tak wraca. Myślę, że tu jest błąd. Dużo lepiej byłoby stanąć z dzieckiem gdzieś z boku lub z tyłu, zwłaszcza gdy hałasuje.

I nawet rozumiem kapłanów, którzy zwracają uwagę od mikrofonu, bo jest im ciężko - ubolewam, że kiedyś też to zrobiłem. Ale obecnie regularnie odprawiam Mszę św. dla przedszkolaków. Jest tam ponad setka dzieci i to jest Sajgon, co tam się dzieje! Próby uciszania nic nie dadzą - one chodzą pomiędzy mną a ołtarzem, niektóre wspinają się na ołtarz, żeby coś zobaczyć, młodsze raczkują. Ale kiedyś zobaczyłem po Mszy zimą, jak pewna pani z trójką dzieci szykowała się do wyjścia z kaplicy…

Mama ubierała jednego malucha, potem drugiego, a obok czekał trzeci. Gdy ubrała drugiego, pierwszy był już rozebrany, więc zaczęła od nowa. I była w tym spokojna! Pomyślałem sobie: "Święta kobieta! Nie szarpie, po prostu ubiera dzieci, na ile może".

Nagle uświadomiłem sobie, że przecież ona miała to samo wcześniej w domu! A do tego może jeszcze krzyki: "Nie chcemy iść do kościoła!". Potem pewnie przeżywała walkę, żeby się skupić i cokolwiek z tej Mszy wziąć, żeby wychować dzieci tak, aby i one chodziły do kościoła.

Od tamtego wydarzenia wiem, że ci, którzy przychodzą z dziećmi, to święci rodzice, bo oni walczą o to, żeby dziecko wychowywać do wiary! Zmagają się w domu, zmagają się na Mszy, a potem trzeba jeszcze wziąć dziecko na lody albo coś mu kupić, żeby była jakaś dodatkowa atrakcja.

Rodzice, podziwiam was i przepraszam, jeżeli usłyszeliście z naszych ust uwagę, że wasze dziecko przeszkadza w kościele!

Myślę, że my w kościele potrzebujemy nawrócenia, bo właśnie takim dzieciom Pan Jezus powiedział: "Przyjdźcie do Mnie", a do apostołów: "Zostawcie je, mają tu być!". Pobłogosławił je i były przy Nim, a inni w tym czasie nie mogli słuchać Jezusa, bo zajął się dziećmi. I tak ma być. Tu nie chodzi o idealność: teraz posłuchamy idealnego kazania i to nas nawróci. Wiele kazań nie nawraca, ale to, że będziesz cierpliwy wobec tego krzyczącego malucha kosztem tego, że nie usłyszysz czegoś wzniosłego i miłego dla uszu - może być właśnie ku twojemu nawróceniu. Obok jest ktoś, kto jest święty, bo walczy o pobyt w kościele (o co wielu innych nie musi walczyć). Ja wychodzę z plebanii i idę do kościoła, potem wracam na plebanię i pomiędzy Mszami a spowiedziami zdążę sobie spokojnie kawkę wypić, wyciszę się i idę do kolejnej służby.

Mamo, która borykasz się z problemem: iść na Mszę św. z dzieckiem, czy nie iść - bądź wyrozumiała dla księży i ludzi, których ono denerwuje. Potrzebujemy nawrócenia, żeby zobaczyć, że Bóg mówi do nas przez twoje dziecko.

Niedawno odprawiałem Mszę św. i modliliśmy się o Ducha Świętego. A wtedy zobaczyłem, jak starsza siostra buja w nosidełku malucha. Słyszałem dźwięk tego bujania i coraz słabsze popłakiwanie. I powiedziałem ludziom, że to kołysanie jest obrazem tego, jak Bóg nas uspokaja przez modlitwę, żebyśmy tam w środku mniej płakali nad swoim życiem, a przyjęli łaskę Bożą. Bóg mówi do nas przez takie znaki, tylko potrzeba naszej otwartości, żeby to usłyszeć.

Jeśli więc widzisz, że w kościele ludzie patrzą wilkiem na ciebie i twoje pociechy, to spróbuj z księdzem porozmawiać, czy możesz na Mszy św. być w zakrystii. A może jest inna parafia, gdzie są Msze dla dzieci? Jako kapłan jestem wdzięczny Bogu, że dał mi taką łaskę na Mszy św. dla przedszkolaków, że ja ich… nie słyszę. Rodzice mówią, że jest głośno, a mnie Bóg daje łaskę, że one mi wcale nie przeszkadzają w spotkaniu z Nim! I o tę łaskę warto prosić. Zachęcam cię więc: chodź do kościoła, bądź wyrozumiały i wiedz, że twoje pół niedzieli poświęcone na jedną Mszę św., na której nie możesz się skupić, to jest twoje bycie z Jezusem ukrzyżowanym. To twoja droga krzyżowa, więc nie rezygnuj z niej, nawet jeśli ktoś zwróci ci uwagę czy źle spojrzy na ciebie. Bądź wierny Bogu.

* * *

Artykuł powstał na podstawie odcinka nr 52 cyklu "Q&A", prowadzonego przez Remigiusza Recława SJ na YT. Odcinek jest zatytułowany: "Czy zabierać ze sobą przeszkadzające dzieci na Mszę świętą?". Pierwotnie był opublikowany w czasopiśmie "Szum z Nieba"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dzieci i sajgon w kościele. Zabierać je ze sobą czy nie?
Komentarze (1)
26 stycznia 2019, 09:57
Ja też tak mam, że mnie wszystko rozprasza, jak wiem że coś mam zrobić, ale nie wiem jak, albo poprostu mi się nie chce: np. napisać wypracowanie z polskiego. Spójrzmy więc może na tych "dorosłych", którym przeszkadzają dzieci na zwyklej mszy (rozumiem, że czasem może ona mieć swój specjalny cichy charakter,  lub odbywać się nabożeństwo o takim charakterze). Czemu ci ludzie nie potrafią się skoncentrować? Czemu w większości w ogóle nie chcą się angażować? Niestety musiałem zmieniać parafie, żeby móc być na mszy z moimi dziećmi, ale dzięki wytrwałemu upominaniu i wyjasnianiu znają swoją religię stosunkowo dobrze. Wczoraj przypadkiem słuchałem nagrania pieśni z Madagaskaru. Boże jak ja bym chciał być w parafii, która tak nierówno, ale za to pełnym gardłem śpiewa.