Dziennik duchowny. Osobiste zapiski św. Ignacego Loyoli

Jan Ożóg SJ

27 września 1540 roku, po wielomiesięcznych staraniach św. Ignacego Loyoli i jego przyjaciół, papież Paweł III bullą Regimini militantis Ecclesiae zatwierdził "główne rysy i zasady"1 Towarzystwa Jezusowego. Na założyciela nowego zakonu nakładało to obowiązek ułożenia szczegółowych Konstytucji zakonu. Do pracy tej, wspomagany przez pięciu towarzyszy, św. Ignacy przystąpił na początku marca 1541 roku. Prace te z różnych względów trwały kilkanaście lat. Ostatecznie moc prawną Konstytucje uzyskały w roku 1558, dwa lata po śmierci założyciela jezuitów.

Nie była to łatwa praca, mimo że od dawna św. Ignacy wiedział, na czym Konstytucje zakonu mają się opierać - źródłem dla nich miały być ignacjańskie Ćwiczenia duchowne. Sam cel nowego zakonu był prosty i jasny już w chwili jego założenia w 1534 roku: troska o większą chwałę Bożą i zbawienie dusz przez publiczne przepowiadanie słowa Bożego, Ćwiczenia duchowne i uczynki miłości, a szczególnie przez nauczanie chrześcijańskiej wiary dzieci i ludzi prostych oraz przez pocieszanie duchowe wiernych podczas słuchania spowiedzi. Zgodnie z formułą Towarzystwa winno mieć ono zawsze przed oczyma Pana Boga i wszelkimi siłami dążyć do wyznaczonego przez Niego celu2.

Te ogólne sformułowania nie wystarczały jednak do rozwoju zakonu oraz pełnej służby Panu Bogu i Kościołowi. W czasie gorącej modlitwy trzeba było jeszcze dokładnie przemyśleć, a później szczegółowo opracować konkretne sposoby, które sprawiłyby, że cel ten stanie się rzeczywistością. Konieczne było także spisanie Konstytucji, a jak wskazują oryginalne teksty hiszpańskie pism św. Ignacego, poprawne układanie zdań było dla niego dużym wyzwaniem.

Echem owej ciężkiej pracy nad formułowaniem Konstytucji Towarzystwa Jezusowego są zachowane do dziś fragmenty Dziennika duchownego3 założyciela jezuitów, czyli osobiste zapiski św. Ignacego spisane w języku hiszpańskim między 2 lutego 1544 roku a 27 lutego roku następnego.

Początek zachowanego fragmentu Dziennika duchownego ukazuje na przykład długie wahanie św. Ignacego co do kształtu ślubu ubóstwa w domach Towarzystwa Jezusowego: "Przez cały dzień byłem mocno za tym, żeby nic nie posiadać i ku temu byłem mocno pociągany" (Dziennik, 4); "Posiadanie częściowe spowodowałoby zamieszanie, posiadanie zaś całkowite spowodowałoby zgorszenie i przyczyniłoby się do poniżenia ubóstwa, które Bóg, Pan nasz, tak bardzo pochwala" (Dziennik, 5); "choć początkowo zamyślałem dłużej zatrzymać się nad wyborem, teraz opuściło mnie całkowicie to pragnienie, bo wydawała mi się ta rzecz jasna, a mianowicie żeby nic nie posiadać" (Dziennik, 8); "Wśród łez i łkania padłszy na kolana uczyniłem ofiarowanie Ojcu, żeby nic nie posiadać. I uważałem to ofiarowanie za uznane" (Dziennik, 9); "Usiadłem i zacząłem rozważać jakby ogólnie o całkowitym posiadaniu, o częściowym lub zupełnym nieposiadaniu, ale odeszło mię pragnienie, aby rozważać jakieś racje, natomiast nachodziły mię różne oświecenia" (Dziennik, 10).

Od strony zewnętrznej niemal każda notatka św. Ignacego wygląda podobnie. Najpierw zapisuje on zazwyczaj uwagę o formularzu Mszy świętej, którego używał w konkretnym dniu, np. [Msza o] Naszej Pani (Dziennik, 3), później dzień tygodnia (w autografie brakuje dnia, miesiąca i roku), a następnie dłuższa lub krótsza uwaga o tym, co się działo w jego duszy w czasie rozmyślania, odprawiania Mszy świętej lub podczas innej modlitwy. W pierwszej zachowanej notatce czytamy na przykład: "Obfitość pobożności podczas mszy ze łzami i ze wzrastającą ufnością do Naszej Pani; i więcej [skłonny] ku temu, żeby nic nie posiadać, wtedy i przez cały dzień" (Dziennik, 1).

W doborze wspomnianych formularzy mszalnych w zapiskach Ojca Ignacego mamy do czynienia z pewną dowolnością, gdyż poza niedzielami i wielkimi świętami w czasach św. Ignacego kapłani mieli co do tego o wiele większą swobodę niż obecnie. Ignacy Iparraguirre SJ wyliczył, że spośród zaznaczonych stu szesnastu formularzy mszalnych trzydzieści to formularze o Trójcy Świętej, dwadzieścia o Imieniu Jezus, szesnaście o naszej Pani i dziewięć o Duchu Świętym4. Zestawienie to wyraźnie wskazuje, jak głęboko św. Ignacy był związany z Osobami Trójcy Przenajświętszej i Matką Bożą.
Co zadziwiające, ten niezwykle ważny dokument, jakim są zapiski Dziennika duchownego św. Ignacego, leżał w jezuickim archiwum do końca lat osiemdziesiątych XIX wieku w całości niemal nikomu nieznany. Niemal, ponieważ sięgali po niego przynajmniej niektórzy jezuiccy badacze. Korzystali z niego na przykład Piotr Ribadeneira SJ i Daniel Bartoli SJ, autorzy pierwszych biografii św. Ignacego, a także siedemnastowieczny jezuita polski Mikołaj Łęczycki SJ.

Pierwszą część Dziennika duchownego oraz niewielkie fragmenty części drugiej po raz pierwszy ogłosił drukiem Jan Józef de la Torre SJ dopiero w roku 1892. Wydanie to w 1922 roku przełożył na język niemiecki Alfred Feder SJ, poprzedzając cennym wstępem. Na pełne wydanie tekstu musieliśmy czekać do roku 1934. Przygotował je Wiktor Codina SJ wsparty przez Dionizego Fernandeza Zapica SJ. Pełne wydanie naukowe przygotował i w 1952 roku wydał drukiem wspomniany Ignacy Iparraguirre SJ5. Jedyny dotąd polski przekład Dziennika, dokonany przez Mieczysława Bednarza SJ i poprzedzony przez niego doskonałym wstępem, ukazał się w roku 1968.

Zdaniem ojca Iparraguirre zapiski św. Ignacego wprowadzają nas w duszę ich świętego autora6. Ojciec Bednarz ocenia je podobnie, ale z nieco innego punktu widzenia. W swoim wstępie do tekstu Dziennika duchownego pisze, że otwiera on "przed nami furtkę (może tylko szczelinę) w murze tajemnicy - mistycznej tajemnicy człowieka, którego Bóg ogarnął i porwał w swoje głębiny". I dodaje, że chociaż jest to głęboka tajemnica, to jednak rzuca ona "snopy światła na osobowość, na myśli, słowa i czyny człowieka"7, który widzi Pana Boga tak przedziwnie, że w Nim samym doskonale dostrzega siebie samego i wszystko, cokolwiek z Jego łaski istnieje na świecie. Ojciec Bednarz zaznacza także, że Dziennik duchowny to utrwalona na pięćdziesięciu jeden bardzo starych kartach "przygoda Ignacego Loyoli"8.

Dziennik duchowny to tekst wymagający, jednak jego lektura w przekładzie Mieczysława Bednarza SJ, choć niełatwa, gdyż tłumacz starał się oddać także nie zawsze poprawny styl św. Ignacego, nie będzie wysiłkiem straconym. Dzięki niemu poznamy wspomnianą wyżej "przygodę" człowieka, którego Pan Bóg "porwał w swoje głębiny", a może sami uświadomimy sobie, że i my w tych głębinach już się znajdujemy, i ze zdumieniem zrozumiemy, że ten przedziwny stan nas uszczęśliwia.

Jan Ożóg SJ (ur. 1934), teolog, tłumacz i redaktor w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy w Krakowie (1972-1979), redaktor "Posłańca Serca Jezusowego" (1982-1988), autor przekładu Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Opublikował między innymi: Przeciw Tobie zgrzeszyłem; Wieczory pod sosną. Rozmowy z młodymi o Bogu i o ludziach; Poświęcenie rodziny Najświętszemu Sercu Jezusa.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziennik duchowny. Osobiste zapiski św. Ignacego Loyoli
Komentarze (7)
A
Alfista
1 kwietnia 2015, 05:43
Raczej powinno być: "Dziennik duchowy"
V
Vangelia
19 marca 2015, 23:21
Szkoda, że w tym dzienniczku pobożny Ignacy nie napisał o swojej nienawiści do ludzi innych wyznań. Jedynym celem założenia tego zakonu była walka z reformacją i działanie inkwizycyjne. Ale jak wiadomo, u katolików im większa ''miłość ''do boga tym większa nienawiść do ludzi. Zakon jezuitów uformował nie jednego zbrodniarza i fanatyka ( i do dziś formuje). Do prawdy nie ma co się chwalić takim ojcem złożycielem.
G
Gandalf
19 marca 2015, 23:52
A ty cwaniaku czytałeś choć jedną stronę tego dziennika? Co ty wiesz o Jezuitach i katolikach? Taki masz jadowity stosunek do ludzi, że bliźnich oceniasz i generalizujesz i to jest ok? Ciekawe jak ty ze swoją jadowitością realizujesz "miłość" do Boga i ludzi. Aż strach pomyśleć jaka to jest "miłość". Kolejny "mądrala", który naczytał się Dana Browna, TP i GW.
V
Vangelia
20 marca 2015, 18:47
Nie przeczytałam, ani jednej strony tego dziennika, ale uczyłam się historii i stąd wiem jakich zbrodni kościół dokonywał na przestrzeni dziejów. Dan Brown pisze dobrą literaturę i warto, bez uprzedzeń się nad nią zastanowić. O gazecie wyborczej mam pewnie takie samo zdanie jak ty ( czyli bardzo negatywne), a TP czasami przejrzę, ale nie widzę tam nic ciekawego. Wiedzę ( lub jak ty to nazywasz cwaniactwo) czerpię głównie z samej siebie, bo w nas jest cała prawda i jej odnalezienie. Krytyczne spojrzenie nie uważam za ''jadowitość'' lecz pewną formę mądrości. Nie realizuję żadnej ''miłości'', bo czegoś takiego nie ma w świecie fizycznym, a do duchowej (idealnej)miłości mi bardzo daleko -po prostu  staram się postępować etycznie. W czym jestem gorsza od ciebie?
A
andrzej
31 marca 2015, 21:38
Oh kiedyś i ja tak odważnie głosiłem takie prawdy do czasu, aż  poznałem iż historia była już z 5 razy przepisywana, a wydarzenia opisywane były albo fabularyzowane albo wręcz wypaczane. Na miejsce 1 orginału przedstawiającego fakty bliskie prawdy (subiektywność oceny obserwatora) powstało 10 fałszujących tamtą rzeczywistość. Przewrotność i skrupulatność uwypuklania "drobnic" urosła pod piórem wielu znanych historyków do miana oręża, którym zwalczano autorów tamtych faktów, potem ich rodziny i ich publikacje. Szkoda, że dzisiaj te nieliczne dzieła są dostępne jedynie dla wąskiego grona historyków. Osobiście miałem okazję zapoznać się z dwoma publikacjami ukazującymi naszą narodową historię zupełnie w innych odcieniach i faktach. Ostatnio  jak publicznie podzieliłem się źródłami to próbowano spalić biblotekę, więc wybacz ale źródeł już nie podaję. Zaręczam jednak, aby nie dawać wiary dostępnym źródłom historycznym, bo są niesamowicie kłamliwe. Tym samym czarne postaci historyczne zupełnie takie nie były, a te szlachetne zwykle na odwrót. Co do świętych to zawsze można sprawdzić u źródła. Każdy wierzący ma możliwość bliższego dołączenia do wspólnoty Kościoła Świętych. Skutkiem tego są czasem bliższe kontakty z konkretnymi świętymi. Zaznaczam, że kiedyś nie wierzyłem w tzw "obcowanie świętych", a teraz czasem to się zdarza. Bóg uzdalnia człowieka do większej miłości, a wraz z przekraczaniem kolejnych szczebli drabiny wiary zaczynamy odnajdywać się w Kościele Świętych. Nie jest to nic wyjątkowego, jest to poprostu istota prawdziwej wiary.
A
aka
31 marca 2015, 22:24
gdzie się uczyłeś  tej historii i kiedy? Na Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR?
M
Mariusz
7 kwietnia 2015, 11:24
Dan Brown swoimi książkami tylko mąci w głowie który daje pożywkę dla miłosników teorii spiskowych.