Ich dom jest dla dzieci jak prawdziwa rodzina. To nie instytucja czy zakład poprawczy

Ks. Wiesław Baniak SDC pierwszy z lewej (Fot. Guanellianie Polska / Facebook.com)

- To, co odróżnia nas od innych to fakt, że staramy się budować rodziny dla niepełnosprawnych, starszych, samotnych i dzieci. Żyjemy na co dzień z dziećmi i staramy się być dla nich rodziną – mówi ks. Wiesław Baniak SDC ze zgromadzenia guanellianów, które w Skawinie niedaleko Krakowa prowadzi Rodzinny Dom Dziecka „Dar Serca”.

Tomasz Kopański: Jest ksiądz jednym z nielicznych kapłanów w Polsce należących do Zgromadzenia Sług Miłości czyli guanellianów. Jaki jest wasz charyzmat?

Ks. Wiesław Baniak SDC: - Jest to przede wszystkim posługa ludziom najbardziej potrzebującym, najuboższym z ubogich - tak to często określał nasz założyciel. Pomagamy tym, do których nikt nie idzie. Są to najczęściej osoby niepełnosprawne, starsze, samotne, z upośledzeniem. Tak było zresztą w czasach ks. Alojzego Guanelli, który zajmował się ludźmi najbardziej opuszczonymi.

Kim był wasz założyciel św. Alojzy Guanella?

DEON.PL POLECA

- Był diecezjalnym kapłanem [pochodzącym z Włoch – przyp. red.], który nosił w sercu pragnienie zrobienia w życiu czegoś więcej. Po kilku latach poszukiwań odkrył, że jego powołaniem jest założenie zgromadzeń męskich i żeńskich, które miały posługiwać osobom niepełnosprawnym fizycznie oraz psychicznie, ludziom starszym, a także sierotom i dzieciom z trudnych rodzin.

Figura św. Alojzego Guanella (Fot. Guanellianie Polska / Facebook.com)

Dlaczego ksiądz wstąpił właśnie do guanellianów?

- Przygoda z guanellianami rozpoczęła się w latach osiemdziesiątych. Przeczytałem w gazecie „Królowa apostołów” ogłoszenie Zgromadzenia Sług Miłości zajmującego się osobami niepełnosprawnymi, potrzebującymi, starszymi. Już wcześniej pracowałem jako wolontariusz z niepełnosprawnymi, między innymi z panem Stanisławem Podlaskim, więźniem obozu Auschwitz. Zaprzyjaźniłem się z nim, ludzie niepełnosprawni byli mi bliscy.

W ogłoszeniu było napisane, że zgromadzenie poszukuje młodych, odważnych Polaków, którzy chcieliby przeszczepić ich charyzmat do naszego kraju. Kiedy napisałem do guanellianów [mających siedzibę we Włoszech – przyp. red.] list po polsku, po paru tygodniach dostałem odpowiedź także po polsku. Ucieszyłem się, że bariera językowa nie stanowi przeszkody. Dopiero po latach dowiedziałem się, że obok naszych księży mieszkały siostry karmelitanki z Polski, które tłumaczyły te listy. To była pomoc od Bożej Opatrzności.

W ten sposób trafiłem do zgromadzenia. Początkowo wyjechałem z Polski na postulat, naukę języka oraz studia. We Włoszech zaczęła się moja przygoda kapłańska. Po kilku latach pracy w tym kraju, gdy drugi Polak został księdzem, przełożeni wysłali nas do naszej ojczyzny, abyśmy tam założyli filię zgromadzenia.

W Polsce jesteście od 2001 roku, a pierwsza i jedyna wasza wspólnota zakonna znajduje się w Skawinie koło Krakowa. Z tym miejscem związana jest ciekawa historia…

- To wszystko było i jest pięknym dziełem Bożej Opatrzności. Studiując jeszcze jako kleryk w Rzymie poznałem pewnego księdza z zakonu zmartwychwstańców. Kiedy wrócił do Polski, zaoferował nam pomoc, w tym możliwość mieszkania w ich placówce w Krakowie. Kiedy kardynał Franciszek Macharski zaprosił nas do diecezji krakowskiej, powiedział, że nie zaoferuje nam czegoś specjalnego - sami musimy odnaleźć swoje miejsce. Zatrzymaliśmy się u zmartwychwstańców, u zaprzyjaźnionego księdza. Tam były nasze początki.

Pewnego razu, głosząc rekolekcje u sióstr albertynek, poznaliśmy pewne bezdzietne małżeństwo z Krakowa. Chcieli oni zaoferować siostrom ziemię koło Krakowa, ale one skazały im nas. Poznaliśmy to małżeństwo. Byli to ludzie bardzo religijni, otwarci sercem. Nie mieli dzieci ani rodzeństwa, więc podarowali nam tę ziemię w Skawinie.

Zastanawialiśmy się, na jaki cel przeznaczyć teren, który otrzymaliśmy. Rozmawialiśmy z kard. Macharskim, dyrektorem Caritas i władzami miasta, chcąc się dowiedzieć, jaka placówka będzie najbardziej potrzeba: dom dla niepełnosprawnych, starszych, czy dla młodzieży lub sierot. Okazało się, że brakuje miejsc dla dzieci z trudnych domów, z rozbitych rodzin. Rozpoczęliśmy więc budowę domu dla najmłodszych. Dzięki Opatrzności Bożej i pomocy wielu ludzi z Polski i zagranicy otworzyliśmy Rodzinny Dom Dziecka „Dar Serca”, który funkcjonuje już 13 lat.

Jak lokalna społeczność reaguje na waszą działalność? Czy okoliczni mieszkańcy są wam przychylni?

- Na początku, kiedy zwróciliśmy się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie z informacją, że chcemy otworzyć dom dziecka i będziemy go prowadzić, dyrekcja była zaskoczona. „Jak to, księża będą prowadzić dom dziecka?” – pytali. Przepisy oczywiście na to zezwalały.

Początkowo ze strony mieszkańców Skawiny wyczuwalna była lekka nieufność, być może z braku wiedzy. Ludzie wyczytali na stronach internetowych, że guanellianie prowadzą również domy dla narkomanów. Byli trochę zaniepokojeni tym, że w ich okolicy pojawią się osoby z rodzin trudnych, rozbitych, że może pojawi się jakaś patologia. Lecz kiedy poznali, w jaki sposób działamy i to wszystko, czym się zajmujemy, to obecnie doświadczamy z ich strony wiele dobra.

Jak opisałby ksiądz guanellianów?

- Myślę, że to, co odróżnia nas od innych to fakt, że staramy się budować rodziny dla niepełnosprawnych, starszych, samotnych, dzieci. Żyjemy na co dzień z dziećmi i staramy się być dla nich rodziną.

Chcemy, żeby czuły się jak w rodzinie, a nie jak w jakiejś instytucji czy w zakładzie poprawczym. Dlatego nasz dom jest zbudowany na zasadzie typowo rodzinnego domu. Wszystko jest stylizowane w taki sposób, aby to był faktycznie dom, a nie ośrodek lub jakieś centrum pomocy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ich dom jest dla dzieci jak prawdziwa rodzina. To nie instytucja czy zakład poprawczy
Komentarze (1)
LS
~Lokalna Społeczność
20 października 2022, 21:42
Dodam od siebie odpowiedz na pytanie jak odbiera Guanellian'ów lokalna społeczność - bardzo pozytywnie, to nie tylko dom dziecka, ale super ludzie, którzy przyciągają co niedzielę tłumy na msze święte, których nie może pomieścić kaplica, szczególnie Msza dla dzieci cieszy się dużą popularnością przez otwartość księży i luźne podejście do wszystkich dzieci, nie tylko tych z domu dziecka. Oby więcej takich miejsc.