Jak ateistę trapić mogą wątpliwości w wierze?
Chrześcijanie skłonni są myśleć, że wątpienie stanowi problem, z którym tylko oni muszą się zmagać. Tak nie jest. Problem ten dotyczy każdego światopoglądu - zarówno w przypadku żydów, jak i muzułmanów, ateistów lub wierzących. Świadomość tego stanowi zasadniczy warunek ujęcia wątpienia we właściwej perspektywie. Jako że sam byłem ateistą, zaprezentuję teraz problem wątpienia, z którym mamy do czynienia w przypadku ateizmu.
Większość osób (włączając w to - co należy podkreślić - często samych ateistów) wyraża dość naiwny pogląd, według którego ateizm opiera się na faktach, chrześcijaństwo natomiast na wierze. Twierdzenia tych pierwszych mają uzasadnienie w rzeczywistości, "prawd" chrześcijańskich nie można udowodnić. Tak jednak nie jest.
Przyjrzyjmy się temu, stawiając pytanie: czy mogę z pewnością udowodnić, że Bóg istnieje? Odpowiedź jest prosta i brzmi "nie". Gdyby udało nam się znaleźć wystarczająco dużo czasu, aby zapoznać się z historią filozoficznych rozważań nad kwestią istnienia Boga, zobaczylibyśmy, że pozostają one nierozstrzygnięte. Panuje na obszarze filozofii dość powszechna zgoda co do tego, że rozum nie jest w stanie udzielić ani odpowiedzi twierdzącej, ani przeczącej na pytanie, czy Bóg istnieje.
Opinię taką wyraża w sposób jasny filozof ateista Kai Nielsen, pisząc, że "wykazać, iż teza jest nieprawidłowa lub nieuzasadniona, to wykazać, że wniosek, do którego prowadzi, jest błędny […] Wszystkie dowody na istnienie Boga mogą okazać się zawodne, ale to wciąż nie będzie oznaczać, że Boga nie ma". Dyskusja nie rozwiąże tej kwestii. Oznacza to, iż wniosek, jaki może z niej wypłynąć, będzie dla ateisty obarczony wątpliwościami.
Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu, aby zwrócić uwagę na pewną ważną sprawę. Chrześcijanie mają często tendencję do zauważania tylko jednej strony tezy, według której nikt nie jest w stanie udowodnić przy pomocy rozumu, że Bóg ISTNIEJE. Czy widzimy jednak, że w stwierdzeniu tym uwidacznia się i druga strona? Nikt nie może udowodnić, że Bóg NIE ISTNIEJE. W ten sposób istnienie Boga jest dla chrześcijan przedmiotem aktu wiary. Czy zauważamy jednak, że ten sam mechanizm działa również w przypadku ateistów? Przekonanie o nieistnieniu Boga jest dla nich przedmiotem aktu WIARY. Nie są w stanie udowodnić, że Bóg nie istnieje, dlatego ich ateizm jest sprawą wiary.
Ateiści nie lubią tego argumentu, ale jest on słuszny. Oczywistym faktem jest to, że gdy k t o ś wypowiada się na temat sensu życia, istnienia Boga lub tego, czym jest życie po śmierci, opiera swoje poglądy na wierze. Nie możemy stwierdzić, ani za pomocą racjonalnej argumentacji, ani w drodze eksperymentu naukowego, czym jest życie. Stajemy wobec tej samej trudności, bez względu na to, czy jesteśmy chrześcijanami czy ateistami. Ważne, abyśmy uświadomili sobie, że nie tylko chrześcijanie opierają swoje sądy na wierze.
A ponieważ tak się dzieje, tezy, które głoszą, są równie podatne na wątpienie jak wypowiadane przez innych. Wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji. Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu nieco bliżej, podejmując dwie istotne kwestie: argumenty wysuwane przez ateistów na nieistnienie Boga oraz tak zwany "ateizm naukowy", który utrzymuje, że nauka podważa tezę o istnieniu Boga. Oba podejścia, jak się okaże, stanowią poważną nadinterpretację faktów.
Ateistyczne argumenty przeciwko istnieniu Boga
Ateiści przekonują często chrześcijan, że wiara ich jest naiwna. Może być zrozumiała w przypadku łatwowiernych małych dzieci, staje się śmieszna u dorosłych. Jesteśmy już dojrzali i powinniśmy się zmieniać. Dlaczego mielibyśmy wierzyć w to, czego nie można udowodnić naukowo? Wiara w Boga, jak twierdzi wielu ateistów, jest niczym wiara w Świętego Mikołaja lub wróżki. Gdy stajemy się dorośli, wyrastamy z tego. Jeżeli jednak tak się nie dzieje, musimy być albo upośledzeni umysłowo, albo nieuczciwi intelektualnie.
Jest to jednak jedynie zabieg retoryczny - próba zdyskredytowania wiary poprzez wystawianie jej na pośmiewisko. W rzeczywistości same tego rodzaju argumenty są dziecinne. Jeżeli w takim uproszczonym podejściu miałoby być coś na rzeczy, musiałaby istnieć rzeczywista analogia pomiędzy Bogiem a Świętym Mikołajem - która w oczywisty sposób nie istnieje. Nie ma dowodów na to, że ludzie traktują Boga, Świętego Mikołaja i wróżki w tych samych kategoriach. Przestałem wierzyć w Świętego Mikołaja i wróżki w wieku około sześciu lat. Po okresie bycia ateistą, w wieku lat osiemnastu odkryłem Boga i nigdy nie traktowałem tego jako rodzaju infantylnej regresji.
Podczas swoich badań do książki The Twilight of Atheism (Zmierzch ateizmu) zauważyłem, że wiele osób dochodzi do wiary w Boga w późniejszym wieku - gdy są już dorośli. Nie spotkałem nikogo, kto uwierzyłby w Świętego Mikołaja lub wróżki w późniejszych latach swojego życia! Zostawmy więc tego rodzaju nonsensy i przyjrzyjmy się poważniejszym argumentom formułowanym przez ateistów.
Najbardziej zaawansowane argumenty przeciwko istnieniu Boga formułowane przez ateistów począwszy od dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku odnaleźć można w pracach Ludwiga Feuerbacha, Karola Marksa i Zygmunta Freuda. Chociaż różnią się pod pewnymi
względami, łączy je pewna wspólna struktura, która krok po kroku prezentuje się następująco:
1. Boga nie ma.
2. Jednak niektórzy ludzie wierzą w Boga.
3. Jako że Boga nie ma, wiara w niego musi stanowić rodzaj ułudy lub myślenia życzeniowego.
4. Ludzie wierzą w Boga, ponieważ chcą wierzyć. Ich wiara stanowi spełnienie tych życzeń.
5. Wiara w Boga jest zatem tworem ludzkim, odpowiadającym potrzebom człowieka (ateiści różnią się co do tego, skąd bierze się owa potrzeba: Marks przypisuje ją społecznej alienacji, Freud mechanizmom psychologicznym).
Ateiści często używają tego rodzaju argumentacji wobec chrześcijan, o czym miałem okazję przekonać się podczas debat uniwersyteckich. Przyjrzyjmy się jej bliżej. Bliższa analiza pokazuje, że jest ona pełna dziur niczym szwajcarski ser. Należy zwrócić uwagę na trzy główne aspekty.
1. PRZYTOCZONA ARGUMENTACJA MA STRUKTURĘ BŁĘDNEGO KOŁA. Zakłada się, że Bóg nie istnieje. Punkt 5. zależy od punktu 1. Gdyby Bóg istniał, nie byłby złudzeniem, prawda? Twierdzenie to niczego nie dowodzi, poza tym, że ateizm jest pod względem logicznym systemem zamkniętym. Dotyczy to każdego światopoglądu. Kwestię zasadniczą stanowi pytanie: w jakim stopniu dany światopogląd odnosi się do rzeczywistości? Argumentacja tego typu powtarza we wnioskach swoje założenia.
2. JEST ONA LOGICZNIE BŁĘDNA. Oczywistą prawdą jest stwierdzenie, że nic nie istnieje tylko dlatego, że tego chcemy. Mógłbym zechcieć, aby pojawił się przede mną plik banknotów na spłatę części moich długów. Jednak pragnienie czegoś nie spowoduje, że tak się stanie! Myślę, że wszyscy możemy się z tym zgodzić. Ale - i to jest ważne "ale" - nie oznacza to, że jeżeli czegoś chcę, to owo coś nie istnieje. Zgadzamy się? Wyobraźmy sobie człowieka, który wypadł przez burtę statku. Człowiek ten chce, aby pojawił się helikopter i ocalił go. Czy oznacza to, że helikopter nie istnieje? Czy oznacza to, że konkretny helikopter, który jest już w drodze, nie istnieje, ponieważ człowiek ten chce, aby przyleciał i uratował go?
Wyobraźmy sobie też, że czujemy się bardzo spragnieni. Chcemy napić się wody. A zatem woda nie istnieje, ponieważ chcemy się jej napić? Czy szklanka wody, którą właśnie zamierzamy wypić, nie istnieje, ponieważ w tym momencie tego chcemy? Tak po prostu nie jest. C.S. Lewis podkreślał często, że wygląda, jakby Bóg stworzył nas takimi, abyśmy pragnęli go, a zatem i starali się go odnaleźć! Pragnienie Boga pochodzi od Boga - i ostatecznie prowadzi do Niego! Tyle na temat logiki argumentacji przeciw istnieniu Boga.
3. ARGUMENTACJA TA ODNOSI SIĘ TAKŻE DO ATEIZMU. Jest to druzgocąca uwaga. Ateistyczna argumentacja przebiega następująco: Chcesz, aby Bóg istniał. A więc wymyślasz go. Twój religijny światopogląd odpowiada temu, czego chcesz. Wyobraźmy sobie jednak komendanta obozu zagłady podczas drugiej wojny światowej. Czy nie byłaby to idealna sytuacja, kiedy człowiek ten mógłby mieć nadzieję, że Bóg nie istnieje, biorąc pod uwagę to, co może czekać go w dniu Sądu Ostatecznego? Czy jego ateizm nie stanowiłby wówczas rodzaju myślenia życzeniowego?
Zgodnie z tym, co od wielu lat pokazują historycy kultury - opierając się na analizie historii Europy w latach mniej więcej 1780-1980 - ludzie często odrzucają ideę Boga z powodu dążenia do autonomii, prawa do robienia tego, co sprawia im przyjemność, bez zwracania uwagi na Boga. Nie chcą martwić się sądem Bożym. Odrzucają wiarę w Boga, ponieważ im to odpowiada. Tak chcą. Nie oznacza to jednak, że tak rzeczywiście jest.
Znakomicie wyraził to polski filozof i pisarz Czesław Miłosz, który w roku 1980 otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Kpiąc ze starego marksistowskiego podejścia do religii jako "opium dla mas", zauważył, że pojawiło się w zamian nowe opium - odrzucenie wiary w Boga z powodu jej związku z kwestią naszej odpowiedzialności. "Prawdziwe opium dla ludzi stanowi wiara w nicość po śmierci - ogromne pocieszenie, które stanowi myśl, że za nasze zdrady, chciwość, tchórzostwo, zbrodnie nie będziemy sądzeni". Ateizm opiera się zatem na zasadniczym przekonaniu, którego nie jest w stanie zweryfikować. Czy zdajemy sobie sprawę z wagi tego faktu?
Ateiści wiodą swoje życie w oparciu o wiarę w to, że Bóg nie istnieje. Nie ma w tym nic złego, o ile uświadomimy sobie, że nie sposób tego udowodnić. Nie dziwi więc, że ateiści starają się szukać dla swoich przekonań wsparcia na inne sposoby. Jeden z nich polega na odwołaniu się do nauk przyrodniczych. Te, jak tłumaczą nam z niezwykłym przekonaniem, udowodniły, że wiara w Boga jest błędna. Czy rzeczywiście tak jest?
Nierozstrzygalność ateizmu naukowego
W czasach współczesnych pojawiło się wielu naukowców o światopoglądzie ateistycznym, którzy upierali się przy tezie, że nauka wykluczyła wiarę w Boga. Dobrym tego przykładem jest zaangażowany na rzecz krzewienia ateizmu oksfordzki zoolog Richard Dawkins. Jego uproszczone tezy stają się często przedmiotem krytyki ze strony innych naukowców z powodu poważnych uchybień metodologicznych. Prosta prawda brzmi tak, że nauki przyrodnicze nie są w stanie ani udowodnić, ani podważyć tezy, iż Bóg istnieje. Zmuszeni jesteśmy zatem porzucić tę kwestię jako nierozstrzygniętą lub rozważyć ją na innym gruncie.
Nietrudno znaleźć autorów piszących o "ograniczonych możliwościach nauki" w tłumaczeniu różnych kwestii lub też takich, według których tylko wiedza naukowa może być traktowana poważnie. Należący do grona wyznawców ateizmu brytyjski filozof Bertrand Russell ujmuje to następująco: "Bez względu na to, czego dotyczy wiedza, musi być zdobywana metodami naukowymi; a czego nauka nie może ustalić, tego ludzie nie mogą uznać za wiedzę".
Tymczasem teza taka stanowi absurdalne nadużycie. Po pierwsze, nie jest to właściwie stwierdzenie o charakterze naukowym, dlatego samo siebie pozbawia statusu adekwatnej wiedzy! Gdy potraktujemy je jednakże bardziej serio, okaże się, że oznacza, iż nigdy nie możemy odpowiadać na pytania dotyczące sensu życia, nawet z perspektywy ateizmu - czego Russell wydaje się nie zauważać. Tymczasem nauka ma pewne ograniczenia. Nie chodzi tu o krytykę nauki, lecz o uznanie jej granic. W obrębie tych granic jest wysoce użyteczna. Jednakże poza nimi nie jest w stanie dostarczyć prostych odpowiedzi, jakich oczekiwalibyśmy.
Sir Peter Medawar, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny przyznanej mu za odkrycie nabytej odporności immunologicznej, znakomicie zdawał sobie sprawę z ograniczeń nauki. Jego słowa zasługują na uwagę: Ograniczenia nauki stają się, jednakże, wyraźne w sytuacji jej niezdolności do udzielenia odpowiedzi na banalne podstawowe pytania dotyczące tego, co było na początku i co będzie na końcu - pytań "Jak wszystko się zaczęło?"; "Po co wszyscy tutaj jesteśmy?"; "Jaki jest sens życia".
Znaczenie tych słów jest oczywiste: nauka jest czymś wspaniałym, gdy przychodzi nam odkrywać strukturę chemiczną atmosfery planet, przyczynę raka lub lekarstwo na zakażenie krwi. Czy może nam jednak odpowiedzieć na pytanie, po co tu jesteśmy? Albo czy istnieje, czy też nie istnieje Bóg? Nie. Nauka ma ograniczone możliwości. A ci, którzy upierają się - zupełnie niesłusznie - przy tym, że WYMAGA ona, ŻĄDA lub DOWODZI ateizmu, muszą uporać się z uzasadnieniem swojego stanowiska.
Oddajmy raz jeszcze głos sir Peterowi:
- Nie ma łatwiejszego sposobu dla naukowca, aby zdyskredytować siebie i swoją profesję, niż wyrazić stanowczą opinię - zwłaszcza gdy opinii takiej nikt od niego nie wymaga - według której nauka zna, lub wkrótce pozna, odpowiedzi na wszystkie pytania warte postawienia, a pytania, na które nie sposób odpowiedzieć naukowo, które nie są właściwie pytaniami, lecz "pseudopytaniami", zadają jedynie głupcy i tylko naiwni wierni są w stanie na nie odpowiedzieć. Postawmy sprawę jasno. Możemy oczywiście INTERPRETOWAĆ nauki przyrodnicze w duchu ateizmu, teizmu lub agnostycyzmu. Można POTRAKTOWAĆ je w kategoriach przesłanek potwierdzających tezę, że Bóg nie istnieje, istnieje lub iż najlepszym wyjściem w tym przypadku jest sceptycyzm. Nauka NIE WYMAGA jednak tego typu traktowania.
Stephen Jay Gould, powszechnie uznawany za największego amerykańskiego biologa ewolucjonistę, umierając niedawno na raka, nie został osobą religijną. Pozostał jednakże przy przekonaniu, że jego własny sceptycyzm religijny nie może być wywiedziony jako wniosek naukowy:
- Zwracam się do wszystkich moich kolegów i powtórzę to milion razy (zarówno na akademickich przyjęciach, jak i w uczonych traktatach): nauka po prostu nie może (za pomocą właściwych sobie metod) rozstrzygnąć kwestii roli Boga w porządku natury. Ani nie potwierdzamy jej, ani nie zaprzeczamy; po prostu nie komentujemy tej sprawy jako naukowcy.
Gould słusznie podkreśla, że nauka może posługiwać się jedynie wyjaśnieniami o charakterze naturalistycznym; nie może ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, że Bóg istnieje. Ci natomiast, którzy twierdzą, że podważa tezę o Jego istnieniu, projektując swój ateizm na nauki przyrodnicze, mylą porządki. Bóg nie jest po prostu empiryczną hipotezą, która może zostać zweryfikowana metodami naukowymi. Jak podkreśla Stephen Jay Gould, a także inni, nauki przyrodnicze nie są w stanie podjąć i rozstrzygnąć kwestii Boga. Nie są do tego uprawomocnione. Nie istnieje po prostu ścisły logiczny sposób wnioskowania na podstawie obserwacji świata o istnieniu lub nieistnieniu Boga.
Fakt ten nie powstrzymuje ludzi od podejmowania takich prób, na co wskazuje pobieżna lektura prac rozstrzygających tę kwestię na oba sposoby. Oznacza to jednak tylko tyle, że tego typu "dowody" mogą wydawać się przekonujące, nic więcej. Wielka idea ateizmu jako jedynej opcji dla ludzi myślących od dawna już zastępowana jest świadomością ograniczoności ludzkiej wiedzy i coraz większym oczekiwaniem pokory w podejściu do wyborów o charakterze religijnym. Dwa największe projekty badawcze dotyczące przekonań religijnych ludzi nauki, które zrealizowano na początku oraz pod koniec dwudziestego wieku, świadczą o znamiennej prawidłowości.
Według jednej z najbardziej rozpowszechnionych w kręgach ateistycznych opinii, w związku z coraz większą dominacją w kręgu kultury Zachodu światopoglądu "naukowego", liczba czynnych naukowców, którzy są osobami wierzącymi, prawdopodobnie ogromnie zmalała. Badania przekonań religijnych ludzi nauki, które przeprowadzono w 1916 roku, pokazują, że około 40% z nich wyznawało jakąś formę wiary. Uznano to wówczas za fakt szokujący, a wręcz skandaliczny. Badanie, które powtórzono w 1996 roku, nie pokazało znaczącego spadku liczby naukowców wyznających światopogląd religijny, co stanowczo podważa powszechną opinię o postępującej erozji wiary w tej grupie osób. Badanie to usuwa grunt spod nóg tym, którzy uważają, że świat nauk przyrodniczych musi być ateistyczny. Pośródbadanych osób 40% aktywnie uczestniczyło w praktykach religijnych, 40% nie wyznawało żadnych form wiary religijnej (i tych uznać można za wyznających światopogląd ateistyczny), 20% było agnostykami.
Stereotyp naukowca jako osoby o koniecznie ateistycznym nastawieniu utrzymuje się w kulturze zachodniej na początku trzeciego tysiąclecia. Spełnia pewne określone funkcje, utwierdzając mit o intelektualnej wyższości ateizmu nad konkurencyjnymi postawami. Prawda, jak można się było spodziewać, jest znacznie bardziej złożona i o wiele bardziej interesująca. Zasadnicza teza, jaka wyłania się z tych rozważań, jest oczywista. Każdy światopogląd - ateizm, islam, judaizm, chrześcijaństwo lub jakikolwiek inny - opiera się ostatecznie na założeniach, których nie sposób udowodnić.
Każdy dom zbudowany jest na fundamentach, a fundamenty światopoglądowe nie mogą stać się ostatecznie w żadnej mierze przedmiotem dowodu. Każdy, kto posiada jakieś przekonania na temat tego, co naprawdę ważne i znaczące z punktu widzenia pytania o sens życia, robi to
w OPARCIU O WIARĘ. Wszyscy płyniemy tą samą łódką. A gdy to sobie uświadomimy, nasze wątpliwości zaczynają jawić się w zupełnie innym świetle. Nie są specyficznie chrześcijańskim problemem - lecz uniwersalnie ludzkim. Świadomość ta pomaga ująć go we właściwej perspektywie.
Tekst pochodzi z książki Alistera McGratha, Wątpliwości w wierze
Skomentuj artykuł