Jaka jest prawdziwa data narodzin Jezusa

(Fot. sxc.hu)
Michał Wojciechowski

Pod koniec starożytności chrześcijanie uznali, że Jezus urodził się w roku 754 rachuby rzymskiej. Nazwali ten rok pierwszym „rokiem Pańskim”. W średniowieczu przyjęto ten rok za początek chrześcijańskiej rachuby lat, choć długo funkcjonowały jeszcze inne systemy. Rok ten rzeczywiście ustalono niedokładnie. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż ważność narodzin Chrystusa nie zależy przecież od poznania ich daty. Z kolei datę 25 grudnia przyjęto ze względów symbolicznych. Wyraża ona myśl, że Jezus, rodząc się w najdłuższą noc w roku, przezwycięża ciemności zła.

Bliższej daty narodzin nie znamy. Wiemy jednak, że Jezus urodził się zapewne w latach 8/7 przed naszą erą. Wynika to z kilku wskazówek Ewangelii, które się nieźle uzupełniają.

Ewangelie podają wyraźnie, że Jezus urodził się za panowania Heroda, króla Judei z łaski Rzymian. Zmarł on wiosną 4 roku przed naszą erą, po ciężkiej chorobie; ostatnie miesiące spędził poza Jerozolimą. Zatem Jezus urodził się najpóźniej w roku 5. Jednakże wydarzenia między jego narodzinami a śmiercią Heroda musiały zająć sporo czasu. Jeśli Herod kazał wymordować w Betlejem chłopców do lat dwóch, musiał wiedzieć, że Jezus urodził się mniej więcej rok wcześniej. Wskazuje to na rok najpóźniej 6.

Jezus urodził się podczas spisu ludności. Jeden z takich spisów zarządził w państwie rzymskim cesarz August w roku 8; mógł on potrwać pewien czas. W związku z tym spisem Ewangelia według św. Łukasza wspomina gubernatora Kwiryniusza, który przeprowadził inny spis, czternaście lat później. Stwarza to trudność, ale wzmianka o Kwiryniuszu jest luźna i ilustracyjna. Wczesnochrześcijański pisarz imieniem Tertulian podał, że spis ten przeprowadzał w Syrii i okolicach gubernator Sentius Saturninus, o tym zaś wiemy, że urzędował w latach 9-6 przed naszą erą. To by pasowało.

DEON.PL POLECA

Narodzinom Jezusa towarzyszyła gwiazda. Cudu nie potrafimy datować, ale mogło chodzić tutaj o zjawisko znane astronomii. Dobrym kandydatem jest zbliżenie się na niebie planet Jowisza i Saturna w roku 7. Jowisz był gwiazdą królewską, a Saturn symbolizował między innymi Żydów (ponieważ dał nazwę sobocie, co przetrwało po angielsku w słowie Saturday). Zjawisko to mogło zwrócić uwagę magów, nietrafnie zwanych dziś trzema królami – byli to bowiem wschodni mędrcy i astronomowie. W tymże roku przybyli oni do Jezusa. Zatem Jezus urodził się w latach 8/7 przed naszą erą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jaka jest prawdziwa data narodzin Jezusa
Komentarze (31)
ZW
~Zeus Wielki
2 lutego 2021, 18:27
Religie są dla ludzi słabych ,ale takich jest wielu więc jest potrzebna
MJ
~Marek Justyn
11 czerwca 2020, 21:04
Jak to jest, że nie wiadomo kiedy urodził się najwazniszy człowiek dla chrześcijaństwa? Nawet daty urodzeń pośrednich Cesarzy są podane w źródłach z dokładną datą, a tu nie wiadomo ani dnia, ani miesiąca, ani nawet roku. O CO CHODZI ???
MG
~Mariusz Grecki
5 lipca 2020, 14:11
bo chrzescijanstwo bylo poczatkowo zupelnie niestotna sekta judaistyczna. Pierwowzor chrzescijanstwa w dzisiejszej postaci stworzyl Pawel, ktory nigdy Jezusa nie spotkal. Zwroc tez uwage, ze jak na Boga wcielonego to Jezus dosc pozno zaczyna swoja dzialalnosc, czekal ponad 30 lat zanim zaczal dzialac... Przez 30 lat musial sie niczym specjalnym nie wyrozniac, co jak na wcielenie Boga jest nieco zastanawiajace.
C
Captcha
1 stycznia 2010, 16:25
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam również.
31 grudnia 2009, 19:31
Miły Panie Captcha, tak się składa, że wiem, co to jest trolling i wcale o to Pana nie posądzłem, tylko o to zapytałem. Bardzo mnie uradowała odpowiedź Pana, bo nie wykluczam, że jest Pan człowiekiem poszukującym prawdy. Dam Panu dwie dobre rady. Najpierw niech Pan spróbuje powiedzieć Panu Bogu - nawet jeżeli Pan w Jego istnienie nie wierzy  żeby Pan pociągnął do siebie przynajmniej w chwili śmierci. Następnie - i to jest moja druga rada - niech Pan spróbuje przynajmniej we fragmentach, np. na chybił trafił, czytać Pismo święte nie z ciekawości samej, tylko modlitewnie. Bo z Panem możliwości są dwie. Albo czytał Pan Psimo święte tylko z ciekawości i niczego ciekawego w nim Pan nie znalazł, co sprawiło, że się Pan Panu Bogu po prostu zgubił. Albo Pan Bóg ma jakieś wielkie plany wobec Pana Boga i zostawił Pana w pozornej pustce. Jeżeli to drugie z Panem sie stało, to zapewniam Pana o mojej modlitwie. Pięknie Pana pozdrawiam
C
Captcha
31 grudnia 2009, 18:49
Owszem, rzucanie grochem o ścianę. Na początku przychodziłem tu z kompletnie innymi zamiarami, potem jeszcze raz się one zmieniły, a teraz będę zadowolony, jeżeli ktoś po prostu (nie mówię tu już o zmianie zdania czy cokolwiek) poszuka informacji w jakimś innym źródle i zweryfikuje ze swoimi - zobaczy, że są jeszcze inne argumenty, inne poglądy - ja je tylko tu przedstawiam. Czasu mi nie szkoda, dyskusja z osobami o innych pogladach i poznawanie ich toku myslenia bardzo mnie wzbogaca. Dalej bardzo się pomyliłeś - urodziłem się w bardzo katolickiej rodzinie, przez wiele lat byłem związany z LSO i byłem tam na wysokim szczeblu. Raz przeczytałem biblię od deski do deski, teraz czasami wybiórczo przeglądam. O biblii wiem więcej niż niejeden katolik. KKK studiowałem wybiórczo, kiedy brałem udział w dyskusjach, w których się nim podpierałem (jeszcze za czasów LSO i obrony wiary). Widzę, że niewiele jeszcze wiesz o agnostycyźmie i ateiźmie. Mam moralny kręgosłup o wiele bardziej prosty niż niejeden katolik czy człowiek jakiegokolwiek innego wyznania. Odnoszę się z szacunkiem do człowieka. Wiem tylko, że na szacunek trzeba zasłużyć. Katolicyzm nie stanowi dla mnie czegoś, co jest godne poszanowania z samej racji swojego istnienia. Jesteś kolejną osobą, która posądza mnie o trolling, a zapewne nie wie, czym ten trolling jest ;)
31 grudnia 2009, 17:47
Bardzo mi się podoba ta wymiana zdań między r.kożuchowski a Captcha, chociaż to zwyczajne rzucanie grochem o ścianę. I dlatego trochę szkoda na to czasu. Kłopot jest w tym, że ściana dyskutanta Captcha jest zbudowana tylko i włącznie z wiadomości zdobytych od przeciwników chrzęścijaństwa. Nie wygląda na to, żeby przynajmniej pobieżnie przeczytał przynajmniej Ewangelie i Katechizm Kościoła Katolickiego. Zamiast tego bardzo dokładnie przestudiował dawno już zarzucone przez uczonych teorie. I nie jest on wcale agnostykiem. Agnostykiem jest człowiek, który nie może pogodzić używania rozumu równoczseśnie jako najwyższej swojej władzy i jako podległej Komuś z góry, mądrzejszemu, a nawwet najmądrzejszemu. Ale prawdziwy agnostyk nie posługuje się naiwnymi argumentami i nie walczy z religią, bo nie ma po co. To dlatego tak wielu agnostyków to ludzie bardzo dobrzy moralnie i tak często nagle przed śmiercią poznają, że nie ma żadnej sprzeczności między Bogiem a człowiekiem. Captcha nie jest nawet ateistą, bo prawdziwi ateiści odnoszą się z wielkim szacunkiem do człowieka i do jego przekonań. Kim zatem jest Captcha? Trollem?
C
Captcha
31 grudnia 2009, 17:33
Jestem szczęśliwym człowiekiem, który od czasu do czasu rozczarowuje się społeczeństwem i otaczającą go rzeczywistością. Wobec siebie jestem jak najbardziej uczciwy ;) Choć czasem zdarza mi się robić rzeczy wbrew sobie - jak każdemu. Spójrz, taki Pasteur spojrzał pod mikroskop i zachwycił się złożnością życia i istnienia jaką tam zobaczył. Ten zachwyt był tak mocny, że skłonił go ku wierze w Boga. A co sprawiło, że Freud spojrzał w ludzką duszę, poznał jej złożoność, zachwycił się nią, jednak daleko od Boga odszedł. Nie on jeden. Darwin twierdził, że można wyznawać teorię ewolucji i wierzyć w Boga (bynajmniej on sam teistą nie był). Z kolei Einstein też wiele poznał i teistą też nie był. Wielu (o ile nie większość) wielkich ludzi nauki nie wierzyła w Boga. Tylko co sprawia, że osoba która odkrywa takie piękno i złożność nauki odwraca się by wierzyć w czary i wróżki...?
Jurek
31 grudnia 2009, 17:25
Świat bez religii byłby piękniejszym miejscem. Rozwój duchowy może nastąpić o wiele lepiej bez wiary i narzucanej przez nią schematów. Captha, to Twój tekst. Gdy to przeczytałem zobaczyłem jak bardzo jesteś nieszczęśliwy. Żyjesz w takim brzydkim świecie pełnym "zabobonów i wierzeń" A do tego wokół miliony ludzi, którzy mówią, że wierzą w jakiegoś Jezusa, który z miłości do człowieka dał sie ukrzyzować. Przecież to totalna bzdura mówi Ci Twój racjonalny rozum. Ale nie bój się. Ci ludzie mają tylko słowo "przeciwko" Twojej wizji swiata. Chrystus jezeli nie bedzie miał względem CIebie planów jak wobec Szawła nie powali Cię na ziemię. Ale może warto zaufać wielowiekowej tradycji chrześcijaństwa, może warto też zaufać wielkim rozumom tego świata. Ludwik Pasteur - Mało wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy sprowadza do Niego z powrotem. Ale i tak na końcu pozostanie Twój wybór. Bylebyś tylko był ucziwy wobec siebie.
C
Captcha
31 grudnia 2009, 17:08
"Bo czyż nie jest obrazą rozumu twierdzenie, że można zajść w ciążę i urodzić dziecko, pozostając przy tym dziewicą, i, co więcej, domagać się na tej podstawie jakiegoś szczególnego traktowania? Że można stworzyć świat w sześć dni? Albo że szatan pod postacią węża może kogoś namówić do grzechu? Albo że piję krew, chociaż wszyscy dobrze wiedzą, że piję tylko wino? Albo że kilkoma bochenkami chleba można nakarmić rzeszę, a okruchów zostanie więcej, niż było samych bochenków? Albo że wszelka władza pochodzi od Boga, podczas gdy wiadomo, że albo bierze się ona ze znacznej przewagi jednych nad drugimi, albo z umowy?" Rozum ma mocne konotacje z wiedzą i myśleniem. Wiara jest przeciwieństwem wiedzy. Nie czuję, że mam ograniczone horyzonty myślowe przez to, że nie wierzę w rzeczy wymienione powyżej. Zaznaczam po raz kolejny, że nie neguje istnienia boga w 100%. To by było absolutnie nienaukowe. Twierdzenie, że wiara zawiera w sobie rozum jest obrazą dla mojego rozumu. Wiara w rzeczy nadprzyrodzone jest ułomnością ludzkiego rozumu. Wiara i jakakolwiek forma religii zawsze ograniczały ludzką wolność. Wystarczy spojrzeć na historię kościoła. Świat bez religii byłby piękniejszym miejscem. Rozwój duchowy może nastąpić o wiele lepiej bez wiary i narzucanej przez nią schematów. "Mądrość serca drogowskazem dla rozumu, nie inaczej." W tym wypadku zamachy na WTC zmieniają swoje znaczenie, czyż nie? Życie bez wiary jest swoistą afirmacją życia. Zachwyt nad swoim istnieniem jest mocny, kiedy swoje istnienie stara się zrozumieć, kiedy dowiadujesz się, jak jesteś kruchy i jak małe miałeś szanse, żeby się tu znaleźć. W tym wypadku wygrana 6 w totka zdaje się być nieszczęściem. Uwierz, że piękniej mi się żyje w tym ślicznym ogrodzie - nie muszą w nim latać jeszcze jakieś wróżki, by czyniły go piękniejszym, czy pełniejszym.
R
r.kożuchowski
31 grudnia 2009, 16:48
Captcha wiara poszerza horyzonty myślowe, rozwija rozum, gdyż czyjesz sprawy niewidzialne. Ogranicza zaś ateizm, bo bazuje na podzbiorze wiary, jakim jest rozum. Wiara zawiera w sobie rozum. Im większa wiara tym lepszy rozwój duchowy, ale i umysłowy człowieka. Podstawą wiary jest wolność, czyli wiara nijak nie ogranicza. Wiedza rozumem przyjęta zaś bywa zwodnicza, ale mądrość serca jest drogowskazem dla rozumu nie odwrotnie. Miłość to wolność. Życie bez wiary jest tylko istnieniem, nie jest zaś życiem. Jeśli umrzesz zanim umrzesz, to nie umrzesz kiedy umrzesz.
C
Captcha
31 grudnia 2009, 16:16
lilia, nie uważasz, że takie myślenie Cię ogranicza? Nie stanowi ono żadnej obrazy dla Twojego rozumu?
31 grudnia 2009, 16:11
zgadzam się w 100% z r.kozuchowski i JurekS. Ja osobiście nie wyobrażam sobie życia bez wiary w Chrystusa. Nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa, nie można zrozumieć siebie bez Chrystusa...
RK
Robert Kożuchowski
31 grudnia 2009, 16:09
Nio cóż czas przygotować się na najważniejsze dziś wydarzenie, czas na Eucharystię.
RK
Robert Kożuchowski
31 grudnia 2009, 16:06
jestem zalogowany Jurku, tylko na początku nie mogłem po zalogowaniu wpisywać komentarzy. O a teraz mogę?
Jurek
31 grudnia 2009, 15:54
no i zaloguj sie w końcu :)
Jurek
31 grudnia 2009, 15:53
r.kożuchowski, dziękuję za Twoje piękne świadectwo wiary i spotkania z żywym Bogiem. Dla mnie też najważniejsze jest to, że Chrystus się narodził, że przyszedł do mnie, do Ciebie, do Captcha.   Bóg tak bardzo umiłował świat, że ofiarował mu swojego jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie ...
C
Captcha
31 grudnia 2009, 15:45
Też niekoniecznie odnoszący się do rzeczywistości ;P
R
r.kożuchowski
31 grudnia 2009, 15:10
Jeżeli, co daj Boże, Boga nie ma, to dzięki Bogu, ale jeśli, co nie daj Boże, Bóg jest — to niech was ręka boska broni.- cytat
C
Captcha
31 grudnia 2009, 14:19
Zmuszać, owszem, nie trzeba (choć dzieci mają wybór niewielki). A cytat przez Ciebie przedstawiony przypomina mi "Nie ma ateistów w okopach". Stwierdzenie jak najbardziej mylne. No i działa na mnie (i prawdopodobnie nie tylko na mnie) dosyć drażliwie - świadczy o ignorancji osób, które go używają. Własnie sęk w tym, że od kiedy jestem ateistą absolutnie nie boję się smierci. Nie mam żadnych tragicznych wizji wiecznych cierpień w piekle etc. Ale to osobny temat na dłuższą rozmowę. Jeżeli niebo istnieje i jakimś cudem trafie tam po śmierci, zapewne razem się ubawimy. Ale tu jest miejsce na wypowiedź w moim stylu: zgodnie z najwiekszym prawdopodobieństwem, nigdzie się po śmierci nie spotkamy. Pozdrawiam ;)
R
r.kożuchowski
31 grudnia 2009, 13:52
Cóż do wiary zmuszać nie trzeba, ale pamietam cytat z Omena, tak mniej więcej to brzmiałoa:"Jest jedna grupa ludzi, wśrod której nie ma ateistów, to ci co są umierający." A co do Guadelupe no to mamy inne żródła poznawcze, to i porozumieć nam jest się trudno. Czlowiek wierzący na śmierć oczekuje, niewierzący się jej boi. Życzę ci z okazji Nowego Roku Pańskiego 2010 abyśmy dalszą dyskusję mogli poprowadzić w Niebie. Zapewne sami z siebie się nieźle wtedy ubawimy.
C
Captcha
31 grudnia 2009, 13:44
Nie podałeś przypadkiem za dużej ilości tych rękopisów? Tak czy siak - biblia jako księga objawiona jest ściśle powiązana z wiarą tak wielu ludzi, stąd tak wiele jej kopii. I w żaden sposób nie jest to miarą prawdziwości istnienia Jezusa. Chodzi Ci o zanegowanie zmartwychwstania przez apostołów? Fanatycy religijni zawsze byli zdolni do poświęceń w imię czegoś co najprawdopodobniej jest nieprawdą. Zobacz, ile religii było wcześniej na świecie. Do dnia dzisiejszego jest niezliczona ilość ludzi, która oddała życie i cierpiała w imię czegoś na co mnie ma jednoznacznych dowodów. To też jest wieli minus jakiegokolwiek wyznania - śmierć płynąca tylko i wyłącznie z pobudek religijnych. I to też nie świadczy o prawdziwości istnienia Jezusa. Nauka już bardzo dawno wyjasniła powstanie wizerunku z Guadelupe... Żadnego cudu w tym nie było.
R
r.kożuchowski
31 grudnia 2009, 13:13
Filmy nie oglądałem, ale postaram sie obejrzeć. Po lekturze gnozy i 2 powieści Laurence Gardner'a. Ale jeśli Jezusa nie było, skąd się wzieło 24 600 rękopisów Nowego Testamentu, to więcej niż wszystkie manuskrupty, drugie miejsce ma Iliada Homera, aż 600 sztuk. Jak to się stało, że niech "tchórzliwi" do zesłania Ducha Świętego Apostołowie ( poza Janem) wszyscy byli katowani w męczarnnmiach i nikt niczym nie zanegował Zmartwychwstania? To jest "prawdziwe pytanie." Nikt za fikcję nie daje się tak męczyć. 11 facetów katowanych , zmuszanych by się wyrzec wiary w Jezusas. Poza tym jak wyjaśnić wizerunek z Guadelupe. Ktoś by powiedział: To zrobili kosmici. No, ale jest problem, tak jest wizerunek Matki Bożej. Nauka nasza nawet nie umie tego wyjaśnić. Co ty na to?
C
Captcha
31 grudnia 2009, 12:43
Stwierdzenie, że teologia jest w stanie coś udowadniać jest o wiele za daleko posunięte. Udowodnienie historyczne też nie jest do końca prościzną, aczkolwiek ku tym dowodom się skłaniam. Do osobistych doświadczeń podchodzę najbardziej sceptycznie ze wszystkich możliwych (to przez moje racjonalne podejście do otaczającego mnie świata). Zadałem jednak inne pytanie.
R
r.kożuchowski
31 grudnia 2009, 12:28
Captha- teologicznie i historycznie udowodnic istnienie Jezusa to prościzna. Ale lepiej mówic o doświadczeniu Jego. Osobiście byłem strzępkiem nerwów. Jedna noc i się stało. Zmienił w mojej znękanej cierpieniem duszy wszystko. Realnie czułem. Było to w pewną Niedzielę MIłosierdzia Bożego. Naukowo tego ci nie wyjaśnię, ale kto choć raz usłyszał Jego jedwabisty  głos przepojony pokojem i ciepłem miłości, kto zobaczyłe Jego oczy, z takim osobnikiem polemika, co do boskości Jezusa jest akademicka. Powiem tak, jeżeli ja jestem to i On jest. Tak On to Bóg, a Eucharystia to symfonia miłości. I najważniejsze, to na prawdę działa i jest za darmo i dla wszystkich.
C
Captcha
31 grudnia 2009, 12:14
Sam też twierdzę, że Jezus był postacią historyczną. Neguję jedynie jego boskość. Ale też ciekawie wyglądają argumenty przemawiające za tym, że Jezus nigdy nie istniał. Oglądał tu ktoś film pt. Zeitgeist (Duch Epoki albo Duch Czasu w tłumaczeniu polskim)? Jeżeli tak, to jak ustosunkowywujecie się do przedstawionej tam teorii? Jeszcze nigdy nie spytałem się osoby wierzącej :)
R
r.kożuchowski
31 grudnia 2009, 12:04
Z historycznego punktu widzenia jest faktem, że Jezus się narodził. To obecnie dla nauki nie ulega żadnej kwestii  ( poza wypadkami tendecujnego braku obiektywizmy historycznego). Problem leży tylko w uznaniu w Nim Zbawiciela i Boga.
C
Captcha
31 grudnia 2009, 11:10
powody tam miało być :P
C
Captcha
31 grudnia 2009, 11:06
Są na świecie ludzie, którzy twierdzą, że się nie narodził ;) I mają też ku temu swoje dowody ;)
R
r.kozuchowski
31 grudnia 2009, 09:15
Najważniejsze, że się narodził. Niejasne mamy o 6 roku p.n.e. ( tak datuje się Wielką Koniunkcję 3 planet Jowisza, Saturna i Marsa) do 6 roku n.e. , czyli 12 lat. I dokładnie wtedy Ewangelia Łukasza, w 12 roku życia, kontunuuje dalszy opis życia Zbawiciela.
31 grudnia 2009, 07:21
Mam co do tego tylko jeden maleńki znak zapytania, uboczny zresztą całkiem. Bo myśmy się przyzwyczaili do tego, że owym Magom zer Wschodu gwiazda cudowna się pojawiła w chwili narodzin Jezusa. A jeżeli sie ona pojawiła rok lub dwa lata wcześniej? Pozornie przeczy temu nakaz Heroda: zabić wszystkich chłopców poniżej drugiego roku życia. Ale ta trudność nie jest aż tak wielka, jeśli się weźmie pod uwagę, że Herod mógł tylko wiedzieć, jak długo Magowie podróżowali. Oczywiście jest to tylko teoryjka niczym nie poparta, ma ona jednak jedną zaletę: nie zmusza Świętej Rodziny do niemal dwuletniego pobytu w Betlejem. Gdyby jednak ta teoryjka okazała się kiedyś prawdą, byłbym bardzo szęśliwy. Zapytam sie w niebie.