"Jan Paweł II towarzyszył mi w zmaganiach z chorobą". Przeczytaj świadectwo uzdrowionego misjonarza
Zachorowałem na skomplikowaną chorobę wirusową. Przez pół miesiąca miałem sparaliżowane gałki oczne i powieki, których w ogóle nie mogłem zamknąć. Cały czas miałem otwarte oczy, wpatrzone w jeden punkt. Ważyłem zaledwie czterdzieści dwa kilogramy. Zaprzyjaźnione ze mną siostry, dowiedziawszy się, że jestem w tak ciężkim stanie, przysłały mi do Boliwii relikwie bł. Jana Pawła II. To był obrazek z wizerunkiem Jana Pawła II, modlitwą i maluteńką kroplą krwi - była już prawie niewidoczna, ale była.
W maju 2011 roku, pracując na misjach w Boliwii, zachorowałem na zespół Guillaina-Barrégo. To dosyć skomplikowana choroba wirusowa, która zaatakowała cały mój system nerwowy. W jej wyniku ponad dziesięć miesięcy byłem zupełnie sparaliżowany, doznałem też zaniku mięśni. Przez pół miesiąca miałem sparaliżowane gałki oczne i powieki, których w ogóle nie mogłem zamknąć. Cały czas miałem otwarte oczy, wpatrzone w jeden punkt. Ważyłem zaledwie czterdzieści dwa kilogramy. Dużym problemem było przyjmowanie pokarmów. Przez pierwsze miesiące choroby dostawałem jedynie kroplówki, potem podawano mi zmiksowane jedzenie przez rurkę, później już jadłem normalnie, ale tylko pokarm gotowany, który łatwo było mi przełknąć. I tak powoli, powoli zacząłem wstawać z łóżka… Przez kolejnych sześć miesięcy trzeba było jeszcze walczyć na wózku, a potem kolejnych sześć miesięcy o kulach. Zaczęła się intensywna rehabilitacja. Musiałem na nowo uczyć się chodzić, stawiać prosto kroki, pisać, mówić, uśmiechać się…
Jestem jednak więcej niż pewny, że w tej próbie nie byłem sam. Miałem swoich świętych, których chciałem naśladować. Wśród nich byli franciszkańscy męczennicy z Peru, w tamtym czasie Słudzy Boży Zbigniew Strzałkowski OFMConv i Michał Tomaszek OFMConv, którzy zginęli za wiarę 9 sierpnia 1991 roku, a także błogosławiony wówczas Jan Paweł II.
Dlaczego Jan Paweł II? To był papież, z którym byłem związany od zawsze. Kiedy zdawałem maturę, Karol Wojtyła był już papieżem. Gdy rozpoczynałem nowicjat, zaczęły się pierwsze podróże apostolskie Ojca Świętego. 18 czerwca 1983 roku, kiedy Papież przybył do Niepokalanowa w czasie swojej drugiej pielgrzymki do Ojczyzny, byłem tam jako nowicjusz. To było dla mnie wyjątkowe spotkanie. Jan Paweł II to wielki Polak. Mieć takiego orędownika w chorobie to niesamowita moc.
Jak wspomniałem, w 2011 roku Jan Paweł II był już beatyfikowany, ale czekaliśmy wszyscy na jego kanonizację. Zaprzyjaźnione ze mną Siostry Sercanki, dowiedziawszy się, że jestem w tak ciężkim stanie, przysłały mi do Boliwii relikwie bł. Jana Pawła II. To był obrazek z wizerunkiem Jana Pawła II, modlitwą i maluteńką kroplą krwi - była już prawie niewidoczna, ale była. Od tego momentu codziennie modliliśmy się za wstawiennictwem Jana Pawła II o moje zdrowie modlitwą z tego obrazka.
To był szczególny moment w ciągu dnia. Codziennie była msza święta: najpierw, kiedy byłem w szpitalu, współbracia odprawiali ją w sali, na której leżałem, ponieważ nie mogłem pójść do kaplicy, a gdy po trzech miesiącach przenieśli mnie ze szpitala do klasztoru, to w mojej celi. Z celi wyniesiono wszystkie meble. Było tylko sprowadzone dla mnie specjalne łóżko szpitalne, stolik i drugi niewielki stoliczek, przy którym codziennie sprawowano Eucharystię. Nie mogłem spożywać całej Hostii, tylko zaledwie okruszynkę… I właśnie po mszy odmawialiśmy modlitwę o moje uzdrowienie za wstawiennictwem Jana Pawła II.
Wszystko to działo się w Boliwii. Kiedy zacząłem poruszać się na wózku, w Wielkim Tygodniu w 2012 roku przyjechałem do Polski, do Przeworska, skąd pochodzę. Nadal trwała intensywna rehabilitacja i żarliwa modlitwa o uzdrowienie. Teraz trwa modlitwa dziękczynna za łaskę zdrowia i za tak wielu życzliwych i oddanych ludzi, którzy pomagali mi w mojej chorobie. Jeżdżę i dziękuję… Odwiedzam między innymi różne sanktuaria maryjne, by podziękować Matce Bożej. Byłem już w Kalwarii Pacławskiej, a w zeszłym roku w Niepokalanowie, u św. Maksymiliana…
Maryja, św. Maksymilian Maria Kolbe, św. Jan Paweł II, błogosławieni Zbigniew i Michał - to oni towarzyszyli mi w moich zmaganiach z chorobą. Nie zabrakło ich żadnego dnia, żadnej minuty. Myślę, że bez nich zupełnie inaczej znosiłbym moje cierpienie. Dzięki nim i przez nich w tej próbie był obecny sam Bóg. Święci nam towarzyszą. Nie bójmy się mieć relikwii tych, którzy są znakiem w naszym życiu. Oni nam pomagają odkryć prawdziwą drogę do świętości. Nie bójmy się tej drogi. To droga dla wszystkich.
Świadectwo pochodzi z książki "Cuda świętego Jana Pawła II"
Skomentuj artykuł