Jezus zapraszał, ale mnie trudno było zostawić studia, dziewczynę i pracę [ŚWIADECTWO]

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Gianna Bonello / Unsplash
DEON.pl / mł

Myślę, że każdy z nas szuka w życiu szczęścia. Ja też szukałem szczęścia i spełnienia, i to jak najniższym kosztem. Często miałem wrażenie, że jestem na dobrej drodze, ale to szczęście nie przychodziło. Pewnie dlatego, że nie szedłem swoją drogą, ale drogą innych osób. Dostałem propozycję bardzo dobrze płatnej pracy i wydawało mi się, że gonitwa za pieniędzmi przynosi mi radość. Przełom nastąpił, kiedy od pewnego kapłana usłyszałem pytanie: „Czy ty w ogóle wierzysz?”.

W maju poprosiliśmy księży o to, by podzielili się z nami historiami swojego powołania. Oto jedna z nich.

Należałem do Kościoła, ale nie byłem wzorem chrześcijanina

Do kapłaństwa zostałem zaproszony nietypowo: jeszcze przed moim narodzeniem. Podczas pielgrzymki Jana Pawła II do mojego rodzinnego miasta moja ukochana mama, nosząc mnie jeszcze pod swoim sercem, usłyszała od jednego kapłana słowa: „Dziecko, które nosisz, będzie poświęcone papieżowi”.

Teraz wiem, te słowa były zapowiedzią przyrzeczenia posłuszeństwa, złożonego przeze mnie biskupowi, a w konsekwencji Kościołowi na czele z papieżem podczas święceń kapłańskich. Mogłoby się wydawać, że po takiej zapowiedzi moje życie było wzorcowym życiem chrześcijanina. Tak jednak nie było. Co prawda była we mnie przynależność do Kościoła i świadomość, że Bóg istnieje, ale nic poza tym. W życiu szukałem szczęścia i spełnienia jak najniższym kosztem. Często miałem wrażenie, że jestem na dobrej drodze, ale to szczęście nie przychodziło. Pewnie dlatego, że nie szedłem swoją drogą, ale drogą innych osób, szczególnie mojego starszego brata.

DEON.PL POLECA

Po tym pytaniu poczułem się, jakbym dostał obuchem w głowę

Przełom nastąpił, kiedy od pewnego kapłana usłyszałem pytanie: „Czy ty w ogóle wierzysz?”. Czułem się, jakbym dostał obuchem w głowę. Kiedy się otrząsnąłem, zdałem sobie sprawię, że we mnie nie ma wiary. To był moment mojego nawrócenia. Od tej pory zacząłem szukać relacji z Bogiem, dalej myśląc o przyszłej pracy i rodzinie. Pojechałem na rekolekcje oazowe, na których posługiwałem jako animator gospodarczy, a Jezus delikatnie wskazywał mi inną drogę. Jednak perspektywa założenia rodziny i dobrze płatnej pracy była silniejsza. Rok później znowu pojechałem na rekolekcje oazowe, w tej sami roli. I wtedy Jezus zawołał głośniej, przypomniał mi wydarzenia z poprzedniego roku.

Byłem wtedy w związku z dziewczyną, której nie chciałem zranić, i prosiłem Jezusa, aby sam to rozwiązał. Długo nie musiałem czekać: gdy wróciłem, to ona zdecydowała, że związek trzeba zakończyć. Wiedziałem wtedy, że czas zaufać Bogu i pójść drogą, którą On mi wskazuje. Jednak kończyłem studia i zacząłem pracę jako programista. Trudno mi było to zostawić, bo dostałem propozycję bardzo dobrze płatnej pracy i wydawało mi się, że gonitwa za pieniędzmi przynosi mi radość.

Ze zmęczenia straciłem kontrolę nad samochodem. To był znak

Pewnego ranka ze zmęczenia zaspałem do pracy. Ledwo widząc na oczy wsiadłem do samochodu i po kilometrze jazdy wpadłem w poślizg, samochód najpierw wjechał na trawnik, potem na chodnik i w końcu zderzył się z murowanym ogrodzeniem. Na szczęście nikt nie szedł wtedy chodnikiem, mnie też nic się nie stało. Tak, jakby Bóg pokierował samochodem, chroniąc mnie i innych, a w tym samym czasie powiedział mi, żebym się zatrzymał i zmienił kierunek życia.

Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy to, co robię w życiu, naprawdę przynosi mi szczęście. Czułem, że gdy siedzę w fotelu przed biurkiem i realizuję zlecenia, czegoś mi brakuje, a praca nie jest w stanie mi tego dać. W głowie miałem miliard myśli o drodze, którą mi proponuje Jezus. Musiałem z czegoś zrezygnować, ale byłem przekonany, że Bóg chce mojego szczęścia i na pewno się na Nim nie zawiodę.

Zakończyłem więc zobowiązania zawodowe, napisałem pracę magisterską i udałem się w drogę za Jezusem. Sześć lat szybko minęło, ale ten czas mi pokazał, że rzeczywiście się nie zawiodłem i odkryłem, że to, czego mi wcześniej tak brakowało, to był czas dla Jezusa. Otwarcie się na Niego i częste spotykanie się z Nim na Mszy pomogło mi w podjęciu decyzji, a Msza jest dla mnie cały czas źródłem szczęścia. Wiem, że dokonałem dobrego wyboru.

x. D. [Imię i nazwisko księdza znane redakcji]

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus zapraszał, ale mnie trudno było zostawić studia, dziewczynę i pracę [ŚWIADECTWO]
Komentarze (2)
JM
~Jolanta Manowska
31 maja 2023, 23:15
Nareszcie coś pozytywnego, czego jest bardzo dużo, ale podstawowe portale tylko obrzucają błotem i to tak wygląda, że wszyscy są źli. Zdecydowana większość jest dobrych.
KT
~Kasia T.
30 maja 2023, 22:25
Piękne świadectwo i świętości życia dla Księdza Prymicjanta :)