Boże Miłosierdzie to miłość cierpliwa i gotowa do przebaczania

fot. Jametlene Reskp / Unsplash

Wielkanoc daje wiele do myślenia. Bo przecież w głowie się nie mieści, że ktoś może wrócić żywy z grobu! To się nie zdarza! Podobnie trudno sobie wyobrazić, że istnieje Boże Miłosierdzie, czyli miłość, która jest cierpliwa oraz gotowa do przebaczenia i pojednania, choć sama tyle razy została już odtrącona.

Druga niedziela Wielkanocy, zamykająca oktawę Świąt Zmartwychwstania, od 2000 roku, z woli św. Jana Pawła II, obchodzona jest jako Niedziela Bożego Miłosierdzia. To skłania do refleksji - nie tylko nad tym, jaki jest nasz Bóg, ale także nad tym, do jakiego rodzaju miłości nas wzywa. Kiedy więc myślę o tym, czym jest Boże Miłosierdzie, to przed oczyma mam kilka obrazów, które zapisały mi się w pamięci podczas tegorocznych świąt Wielkiej Nocy. Bo jeśli chcemy opisać coś, co jest praktyczne, to nic tego lepiej nie odda jak samo życie.

Przewodniczyłem w tym roku po raz pierwszy Wigilii Paschalnej, w której uczestniczyły wspólnoty neokatechumenalne. Ten fakt, że był to pierwszy mój raz na "neońskiej" Passze, z pewnością spotęgował moje odczucia. Jeśli gdzieś w ostatnim czasie "widziałem" Boże Miłosierdzie, to właśnie wtedy, podczas tego całonocnego czuwania. Już od początku było "grubo". Okazało się bowiem, że w Passze uczestniczyć będzie człowiek bezdomny, którego jeden z "neonów" zwyczajnie po drodze "zgarnął". Człowiek ten poprosił o kilka złotych, żeby coś sobie kupić. Dostał jednak dużo więcej niż się spodziewał. Zaproszono go na wspólne świętowanie Zmartwychwstania Pańskiego. W kilka minut "neoni" zorganizowali mu elegancki garnitur, opłacili pokój w hotelu, gdzie od razu się wykąpał. Potem wyspowiadał się i całą noc modlił się z nami, a rano uczestniczył we wspólnym śniadaniu. Niewtajemniczeni w całą historię uznali go za jednego z zaproszonych gości. I słusznie - choć jednak był to gość nieprzewidziany w planie. Tak podsumowała tę historię jedna ze znajomych ze wspólnoty: "Gdyby to na mnie trafił, dałabym mu te kilka złotych i poszłabym na Paschę. Pan Bóg jest jednak niezwykle miłosierny, więc podesłał mu człowieka, przez którego tak pięknie zadziałał. Oby ten człowiek dzięki temu zyskał siłę, by zmartwychwstać".

DEON.PL POLECA

Ta historia pokazuje nam, że Miłosierdzie Boże nie polega na okazaniu łaski, gdy ktoś na kolanach błaga o zlitowanie i ulgę w cierpieniu. Miłosierdzie to ratunek przed śmiercią, to przywracanie życia i godności. Bóg okazuje człowiekowi swoje Miłosierdzie, patrząc mu prosto w oczy, a nie spoglądając nań z góry. Miłosierdzie Boże najbardziej uwydatnia, czym jest kenoza, czyli zbawcze samouniżenie się Boga. Litość okazywana przez Stwórcę stworzeniu nie wynika z pogardy, lecz z zatroskania. Nasz Bóg ma po prostu wobec nas miękkie serce, co nie znaczy, że słabe i pobłażliwe, lecz wrażliwe, a jednocześnie mądre.

Kolejnym z obrazów, które zapisały mi się w pamięci w ostatnich dniach, a dobrze ilustrują Boże Miłosierdzie, był chrzest, którego udzieliłem w paschalną noc. Po raz pierwszy jednak chrzciłem dziecko przez zanurzenie. Pomyślałem wtedy, że przecież greckie "bàptisma" znaczy właśnie "zanurzenie". Chrzest udzielany w ten sposób nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień, bo gołym okiem widać, że tam "dzieje się" śmierć i zmartwychwstanie - człowiek umiera dla świata, by zyskać nowe życie w Chrystusie. Trzymając w rękach to małe dziecko, pomyślałem również, że właśnie tak uczono mnie pływać - podtrzymując na rękach, dopóki sam nie utrzymałem się na wodzie. Miłosierdzie Boże to Cierpliwość, która uczy człowieka pływania po wodach zbawienia. Nie pozwala, by człowiek się utopił, choć dopuszcza jednak doświadczenie śmierci. Mówią o tym słowa, które znajdziemy w śpiewanym dziś psalmie: "Uderzono mnie i pchnięto, bym upadł, lecz Pan mnie podtrzyma" (Ps 118,13). Cios padł, uderzenie nastąpiło, ból był realny - nadeszło jednak ocalenie ze strony Mocniejszego.

To też chce pokazać Zmartwychwstały Pan swoim uczniom, a w pierwszej kolejności Tomaszowi, mówiąc: "Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku (…)" (J 20,27). Przekładając na praktykę życia chrześcijańskiego, dotknięcie ran oznacza poruszenie trudnych tematów, rozmowę o niewygodnych sprawach, o przewinieniach i grzechach. Ma być okazją do rozliczenia się z niełatwą historią. Rany zostają na ciele Chrystusa jako świadectwo Jego Męki. Nie mają być jednak dla ludzi wyrzutem sumienia, lecz znakiem nieskończonej i przebaczającej miłości. Miłosierdzie nie ucieka od tego, co bolesne, ale pomaga się z tym zmierzyć po to, by odzyskać zdrowie. Zmartwychwstanie dokonuje się tam, gdzie najpierw królowała śmierć, a Miłosierdzie - gdzie wcześniej zadano rany.

Apokalipsa do bogactwa tego, co kryje się pod hasłem "Boże Miłosierdzie", dokłada także swoją cegiełkę: "(…) obróciwszy się, ujrzałem siedem złotych świeczników, i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, obleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem" (Ap 1,12-13). W tym opisie widzimy Chrystusa Zmartwychwstałego, który występuje tu jako zwycięski Król i Arcykapłan, co symbolizowane jest przez wszechobecny złoty kolor. "Kiedym Go ujrzał, upadłem jak martwy do Jego stóp, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: «Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani»" (Ap 1,17-18). Miłosierdzie sprawia, że świadomy swojej grzeszności i niewierności człowiek nie musi się lękać Boga, że Ten za karę odbierze mu życie.

Wielkanoc daje wiele do myślenia. Bo przecież w głowie się nie mieści, że ktoś może wrócić żywy z grobu! To się nie zdarza! Podobnie trudno sobie wyobrazić, że istnieje Boże Miłosierdzie, czyli miłość, która jest cierpliwa oraz gotowa do przebaczenia i pojednania, choć sama tyle razy została już odtrącona: "Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym" (Ps 118,22).

I tutaj przypomina mi się jeszcze jedna historia, którą krótko chciałbym przytoczyć. Kiedyś jeden z moich dobrych znajomych z dnia na dzień przestał się do mnie odzywać, nie odpowiadał na żadne wiadomości. Jedynie zasygnalizował krótko, że ma kryzys wiary. Uszanowałem to, lecz mijały miesiące, potem już lata, a kontaktu nie było. Uszanowałem to, choć na sercu nie było lekko. Zawsze jednak wysyłałem mu życzenia na święta, urodziny czy imieniny. Ni stąd, ni zowąd w środku nocy dostałem od niego bardzo długą wiadomość, w której opisał, co się działo przez ten czas i dlaczego najpierw nie chciał mieć ze mną kontaktu, a potem nie umiał się przemóc, by go odnowić. Bardzo zdziwiła go moja reakcja. Spodziewał się, że zwymyślam go za to wszystko. Tak jednak nie było.

Pomyślałem wtedy, że Miłosierdzie Boże to taka miłość, która pozwala drugiemu odejść, bo jest wolny, ale nie zabrania mu też potem wrócić, a nawet więcej - ułatwia ten powrót. Taki jest nasz Pan i do takiej miłości wobec innych nas wzywa. Miłosierdzia uczę się też na samym sobie. Po prostu powstrzymuję się, by nie uderzyć się w twarz, wiedząc, ile mam za uszami. I to jest właśnie Miłosierdzie w praktyce: Cierpliwość, która już dawno powinna się skończyć.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Boże Miłosierdzie to miłość cierpliwa i gotowa do przebaczania
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.