Czy Bóg wytraci grzeszników? [EWANGELIA]
W całej przypowieści krew leje się strumieniami. Dzierżawcy winnicy nie podejmują żadnej próby rozmowy z posłańcami. Nie negocjują. Działają jak cyborgi przeszkolone do zabijania.
"Królestwo Boże będzie wam zabrane i dane narodowi, który wyda jego owoce" (Mt 21, 43)
"O pysze szatańskiej tak myślę: trudno ją nam na ziemi pojąć, toteż tak łatwo nam wpaść w błąd, grzechem się pokalać, sądząc w dodatku, że czynimy dobrze i pięknie" (Starzec Zosima, "Bracia Karamazow").
Dlaczego Jezus opowiadał ludziom przypowieści? Benedykt XVI twierdzi, że chciał "pokazać, w jaki sposób w doświadczanej przez nich rzeczywistości prześwieca coś, na co do tej pory nie zwrócili uwagi". Na co więc Jezus zwraca naszą uwagę w przypowieści o przewrotnych rolnikach? Na głębię Bożej miłości i otchłań ludzkiej ciemności, która broni się przed światłem.
Bóg traktuje nas poważnie. Chce z nami współpracować. Nie jesteśmy Jego niewolnikami, lecz partnerami w ciągłym stwarzaniu świata, choć nie równorzędnymi. Św. Jan Chryzostom w swoim komentarzu do tej przypowieści podkreśla dysproporcję w zaangażowaniu właściciela winnicy i jej dzierżawców: "On sam uczynił to, co należało do oraczy: zasadził winnicę i przygotował wszystkie inne rzeczy. A im zostawił jedynie małą cząstkę, aby dbali o to, co było i pilnowali tego, co im powierzono". Bóg oddał nam świat, siebie samych, społeczeństwo, Kościół pod zarząd, w dzierżawę. Nic na tym świecie nie należy do nas.
Na czym polega grzech rolników? Najpierw na tym, że nie mają zamiaru oddać należnej właścicielowi części plonu. Zapominają, kim są. Przywłaszczają sobie zarówno winnicę jak i jej owoce. Sami próbują zmieniać swoją tożsamość: z dzierżawców czynią siebie właścicielami. Ale w jaki sposób? Przemocą.
W całej przypowieści krew leje się strumieniami. Dzierżawcy winnicy nie podejmują żadnej próby rozmowy z posłańcami. Nie negocjują. Działają jak cyborgi przeszkolone do zabijania. Za każdym razem powielają ten sam schemat: problem posłańca rozwiązują przez jego "sprzątnięcie". I tak bez końca. Rolnicy postępują jak recydywiści ulegając pożądaniu oraz pierwotnym, niemalże zwierzęcym instynktom. Ciekawe, bo przecież chodzi o arcykapłanów, autorytety religijne, którzy najwidoczniej tak zachowują religię, że ona wcale ich nie przemienia. Wystarczą im pozory, ale wewnątrz nich nadal tkwi nikczemność, skrzętnie zamaskowana zachowywaniem praktyk religijnych. Można żyć fałszywą religią, która nie ma nic wspólnego z Bogiem. Można walczyć w słusznej sprawie, która nie jest wolą Boga. Można używać religii, by uzasadniać przemoc.
Przemoc osiąga swe apogeum w zastosowaniu siły, ale zaczyna się od żądzy i nią się karmi. Najpierw zabija się myślami, a potem czynem. Gdy rolnicy widzą syna właściciela winnicy, nie zachodzi w nich żadna zmiana myślenia, poza eskalacją żądzy i przemocy: "Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze".
Rene Girard uważał, że karuzelę ludzkiej przemocy napędza tajemnicze pragnienie, które nie podlega prawom biologii jak potrzeba głodu czy napoju. Mechanizm ten wygląda następująco: porównujemy się, konkurujemy, walczymy, knujemy intrygi, potępiamy, wykluczamy i zabijamy. Zaklęte koło utrwala się dodatkowo przez ciągłe wypieranie: tak postępują inni, ale nie my.
Partnerka sprawcy niedawnej masakry w Las Vegas, który strzelał do ludzi jak do kaczek, powiedziała, że "jej partner robił zawsze wrażenie miłego, spokojnego i wyważonego człowieka". A jednak pod przykrywką "miłego wrażenia" wulkan powoli szykował się do wybuchu. Przemoc potrafi przebrać się w szaty "porządnego" człowieka i obywatela.
Rzecz ciekawa. Jezus zaprasza słuchaczy do aktywnego współtworzenia przypowieści i pyta, co powinien zrobić właściciel winnicy z mordercami. W odpowiedzi arcykapłani ujawniają, co myślą i jak sami by postąpili: oko za oko i ząb za ząb. Rolników trzeba wyciąć w pień, a winnicę oddać innym. Zauważmy, że Jezus potwierdza tylko drugą część ich odpowiedzi. Pierwszą przemilcza. Po usłyszeniu komentarza Jezusa skrywana nienawiść arcykapłanów wychodzi na jaw: ze złości chcą pochwycić Jezusa, aby Go zabić. Oczywiście, w białych rękawiczkach i w słusznym celu. Tylko inni zabijają w złych zamiarach.
Benedykt XVI napisał, że "przypowieści zostaną rozszyfrowane na Krzyżu". Ojciec wcale nie wycina tych, którzy skrzywdzili Syna, lecz Jego Syn umiera po to, by uwolnić ich od przemocy. Dramat polega na tym, że człowiek często tego nie chce.
Czy cała przypowieść dotyczy również Kościoła? Czy Kościół jest zawsze i tylko tym narodem, który wydaje owoce królestwa Bożego? Czy w nas przemoc już się nie rodzi? Jednym z najczęstszych błędów w interpretacji Pisma świętego jest zbadanie jedynie historycznego kontekstu, w którym dany fragment został napisany. Wtedy wniosek jest jeden: to nie o nas. To historia o ludziach z przeszłości.
Kiedy Jezus patrzył na to, co się działo za Jego czasów w Izraelu, przypomniał Mu się tekst proroka Izajasza sprzed kilkuset lat. W postępowaniu Izraela dostrzegł powtórzenie historii, która wydarzyła się dawno temu.
Jeśli więc nas, chrześcijan, cała przypowieść o robotnikach nie dotyczy, to znaczy, że słowo Boże jest martwe. Ulegamy iluzji, że przemoc stosują tylko nasi wrogowie. Za takim nastawieniem kryje się praktyczna niewiara w Słowo Boże, które przecież jest ponadczasowe. Dlatego przestroga Jezusa jak i pokusa arcykapłanów, którzy odrzucają samego Boga, odnosi się również do Kościoła, do nas. Być może wprost Chrystusa nie wyrzucamy poza obręb naszego życia, ale wystarczy że odrzucamy Go w innych ludziach, kamienujemy słowami i pogardą, tłumacząc się ochroną naszego dobra, rodziny, narodu, Kościoła itd. Zwykle towarzyszy temu wiele słownej nienawiści (wystarczy popatrzeć na falę hejtu w Internecie) i gwałtownych emocji.
Czasem przemoc wyraża się w manipulacji, w różnych nadużyciach władzy, w arbitralności, kiedy człowiek jest przekonany o niepodważalnej słuszności wszystkiego, co mówi i robi. Także rodzice mogą wymuszać posłuszeństwo na dzieciach groźbami i lękiem, a przełożeni na swoich podwładnych, bo to działa, choć zwykle do czasu. Gdy dziecko się opiera, twierdzą, że jest krnąbrne. A gdy podwładny daje do zrozumienia, że czuje się przymuszany, słyszy, że jest nieposłuszny. W ten sposób człowiek własną bezsilność maskuje przemocą, szukając winnego poza sobą.
Pewne sprawy są w człowieku niezmienne, bez względu na epokę, w której żyje. I pozostaną takimi, dopóki nie przyjmie on w pełni Ewangelii i wyzwolenia od ciemności, ofiarowanego przez Chrystusa. Sam chrzest nie czyni nas automatycznie wolnymi od pierwotnych instynktów i starotestamentalnej zasady "oko za oko i ząb za ząb". Dlatego Jezus ujawnia przemoc, która drzemie w arcykapłanach, a także w nas. Inaczej trudno wyrwać nas z jej kleszczy.
Na szczęście ostatnie słowo na tym świecie nie należy do przemocy. Są ludzie, którzy przyjmują Ewangelię i powoli przestają kierować się logiką siły, mechanizmem kozła ofiarnego i obroną własnego egoizmu. Bóg nie rezygnuje z człowieka, bo widzi, jak wielka to niemoc być ofiarą przemocy. I dlatego chce ratować, okazać miłosierdzie. I dlatego daje Syna, licząc, że Go uszanujemy.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem. Jest autorem m.in. Książeczki o miłosierdziu.
Skomentuj artykuł