Daj się poprowadzić Pasterzowi

fot. unsplash.com

Czy Bóg jest dla mnie osobą, z którą mogę wejść w intymną interakcję? Jak zweryfikować, czy mam takie zaufanie? Warto przyjrzeć się sobie w czasie kryzysu – co czuje moje serce, kiedy cierpi lub kiedy mierzy się z jakąś życiową trudnością?

Warto od razu postawić sprawę dość jasno: iść za Dobrym Pasterzem oznacza nie iść za innym pasterzem, nie szukać lepszych, z naszego punktu widzenia, rozwiązań. „Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w człowieku” (Ps 118,8). Zaufanie wobec Boga, że chce dla nas jak najlepiej – to wydaje się kluczowe w relacji człowieka ze Stwórcą. Bez tego nie ma mowy o żadnej wierze, można jedynie mówić o religijności czy rytualizmie. Zaufanie to w ogóle punkt wyjścia do budowania jakiejkolwiek relacji osobowej.

Czy Bóg jest dla mnie osobą, z którą mogę wejść w intymną interakcję? Jak zweryfikować, czy mam takie zaufanie? Warto przyjrzeć się sobie w czasie kryzysu – co czuje moje serce, kiedy cierpi lub kiedy mierzy się z jakąś życiową trudnością? Czy nadal chcę trwać przy Panu? Czy wierzę, że On mnie przeprowadzi przez „dolinę śmierci”? Może jednak potrafię być przy Nim tylko do momentu, kiedy jest dobrze i kiedy wszystko układa się po mojej myśli?

Przyjemnie jest być owcą Pana, kiedy jest czas wypasu na „zielonych pastwiskach”. Trzeba jednak przebyć pewną drogę, zanim tam się znajdziemy. Trzeba dać się poprowadzić Pasterzowi. Człowiek XXI wieku wydaje się być nieprzyzwyczajony do pokonywania kolejnych etapów, do wkładania wysiłku we własny rozwój. To trochę „wina” świata, w którym żyjemy – mamy wiele rzeczy na wyciągnięcie ręki, nie musimy o nie zabiegać. Klik, klik – i już jest! Przyniesione pod drzwi, dostarczone wprost do domu. Parę sekund i wiemy, co dzieje się na drugim końcu świata. Odpalimy translatora na smartfonie i dogadamy się w sklepie na Madagaskarze.

DEON.PL POLECA

Naprawdę gubimy przez to, nieświadomie i w sposób niezauważalny, zafascynowanie Bogiem, który nie stworzył nas jako gotowe produkty – jesteśmy ziarnem, które ma wzrastać i rozwijać się. Ktoś powie, że przesadzam i że wysnuwam daleko idące wnioski… Czy aby na pewno? Niejeden raz słyszałem te i podobne pytania: Po co mam się „męczyć” chrześcijaństwem? Dlaczego jakaś droga, jakiś rozwój? Dlaczego jakieś poznawanie Boga, uczenie się Go? Zdaje się, że św. Jan próbował odpowiedzieć w swoim liście na podobne pytania.

Argumentował: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (…) Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to ujawni, będziemy do Niego podobni; bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,1.2). Damy się wreszcie porwać tej wizji tak na całego, bez żadnej rezerwy?

To, że jesteśmy „niedokończeni”, stwarza niesamowite możliwości, jeśli spojrzymy na to pozytywnie. Nie jestem samowystarczalny, więc potrzebuję Drugiego, który mnie uzupełni. Drugiego, czyli Chrystusa, który „jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się kamieniem węgielnym” (Dz 4,11).

On jest fundamentem, na którym mamy budować coś większego. Razem, z innymi ludźmi. Bo mamy stać się czymś więcej niż zbiorem indywiduów. Bóg chce z nas zbudować Świątynię Pana, Jedną Owczarnię. Nie mamy żyć w pojedynkę. Nie możemy też nikogo wykluczać ze wspólnego budowania lepszego świata. Nawet tego, kto zewnętrznie jest bądź wydaje się być „spoza”.


To nie moja wizja, to Jezus: „Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz” (J 10,16). Nie, nie chodzi o „dobroludzizm”. Jasne, że Chrystus w swojej Ewangelii chce nauczyć nas czegoś więcej niż bycia dobrym człowiekiem.

Ale bycia przyzwoitym i miłującym innych, także nieprzyjaciół, bycia otwartym na innych i gotowym nieść Dobrą Nowinę każdemu bez wyjątku – tego też nas uczy! Ewangelia nie nastawia ludzi przeciw sobie – ona pokazuje świat z perspektywy życia wiecznego! Żeby jednak inni chcieli w ten sposób spojrzeć na swoje życie, potrzebują najpierw zobaczyć w chrześcijanach po prostu dobrych ludzi.

Wracając do tematu chrześcijaństwa i drogi, którą proponuje Ewangelia, można zauważyć jeszcze jeden istotny element, który może zniechęcać niektórych do podjęcia ścieżki kroczenia za Chrystusem. Wielu osobom wydaje się, że bycie chrześcijaninem jest równoznaczne ze ślepym posłuszeństwem i z zaprzestaniem poszukiwań odpowiedzi na egzystencjalne pytania.

Niestety, także wielu ludzi religijnych w ten sposób rozumie wiarę, mówiąc o dyscyplinie i karności, które miałyby pozbawiać jakiejkolwiek możliwości twórczych sporów i dyskusji, żeby tylko zachować jedność błędnie rozumianą jako jednolitość. Kościół nigdy taki nie był i nigdy taki nie będzie. Nie mamy być jednakowi, lecz zjednoczeni – a to nie wyklucza różnorodności.

Chrześcijanin nie jest zatem owcą, która tylko biernie wlecze racicę za racicą, idąc grzecznie za swoim Panem. To owca, która pyta i szuka. Dlatego też czasem się gubi. To owca, której Pan pozwala odejść od stada i eksplorować świat wokół. Ale to też owca, o którą będzie walczył do końca, a jeśli będzie wyczerpana, przyniesie ją na własnych ramionach do zagrody, nakarmi, napoi i postawi na nogi: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. (…) Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać” (J 10,11.18). Wszystko wskazuje na to, że za takim Pasterzem można iść bez lęku. Idziesz więc?

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Daj się poprowadzić Pasterzowi
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.