Jeśli kochasz, poznasz Boga
Źródłem wszystkiego jest Ojciec, potem wszystko przechodzi na Syna i Ducha. A w końcu na nas. Nie musimy wiedzieć, jak dokładnie wygląda Bóg. Wystarczy, jeśli wiemy, na czym polega miłość.
"Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi" (J 16, 15).
"Bóg jest ciemnością dla naszego rozumu i wiara również oślepia i pozbawia światła nasz rozum" (św. Jan od Krzyża).
Nie z tego powodu obchodzimy specjalne święto dedykowane Trójcy świętej, abyśmy w końcu rozgryźli niepojętą tajemnicę. Nie dlatego spoglądamy na Trójcę świętą, jakby przez cały rok była nieobecna w Kościele. W każdej mszy następuje objawienie działającego Boga jako Ojca, Syna i Ducha Świętego. Nie o to więc chodzi, byśmy otworzyli przykurzoną księgę z szacownymi prawdami i wywołali tę pod nazwą: "Trójca święta", a od poniedziałku odłożyli księgę z powrotem na półkę, ciesząc się, że mamy takie piękne dogmaty w pozłacanych tomach. Wtedy rzeczywiście Kościół stałby się podobny do antycznej biblioteki lub muzeum, w którym przechowujemy drogie skarby. Wybieramy się, by je sobie pooglądać od wielkiego dzwonu, a potem wracamy do zwyczajnego życia.
Kościół to jednak żywy organizm. To przepływ dóbr, komunikacja, dynamizm, ale też na skutek naszej słabości, nieudolność, skostniałość, tworzenie dróg na skróty. Wobec tajemnicy Trójcy świętej jesteśmy również w dużej mierze bezradni. Nie możemy sobie jej wyobrazić, namalować, ująć w pojęciach. Wszelkie próby ze starszym panem z brodą, nieco młodszym synem z długimi włosami i gołębicą, trójkątem, trzema klawiszami, trójlistną koniczyną są tylko nieporadnymi odbiciami naszych wyobrażeń. Na pewno niewiele nam pomogą wszelkie wysiłki, które chcą rozwikłać zagadkę Boga odwołując się do logiki, zasady niesprzeczności (jeden i zarazem trzech). Nie da się Trójcy świętej wyjaśnić ani zrozumieć. Na tym polega jej tajemnica. Pięknie wyraził to kard. Joseph Ratzinger, że w relacji do Trójcy świętej "pojmowanie jest tylko wyciąganiem ręki ku temu, co niepojmowalne".
Ewangelia wskazuje nam właściwie tylko jedną ścieżkę dostępu do Trójcy Świętej. Jest to język relacji, wspólnoty i miłości. Wszystkie te "cechy" ucieleśnił w sobie Jezus Chrystus i całym sobą pokazał, kim jest Bóg. Poza Jezusem tak naprawdę niewiele wiemy o prawdziwym Bogu.
Zwróćmy uwagę, że Jezus w dzisiejszej Ewangelii nie mówi o sobie tak, jakby żył w jakiejś separacji, jakby sam był Bogiem w oderwaniu od Ojca i Ducha. Zawsze mówi o sobie w relacji do Ojca i Ducha. Bóstwo polega najpierw na relacjach, a nie jak w historii wyobrażał sobie często człowiek: na potędze, sile fizycznej, samowystarczalności, arbitralności, podporządkowywaniu, robieniu tego, co się chce, bo przecież Bóg może sprawiać rzeczy niemożliwe.
Ponieważ zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, który jest wspólnotą, relacja i miłość jest w nas pierwotna. To nie my tworzymy relacji. Już w niej jesteśmy. Później możemy ją jedynie rozwijać, ale tylko we współpracy z Bogiem. Zanim cokolwiek pomyślimy, zanim jako dzieci wypowiemy pierwsze słowo, zanim wykonamy jakikolwiek gest, najpierw jesteśmy w relacji do ojca i matki, a w wierze w relacji do Boga. Relacja to najbardziej fundamentalny i zarazem tajemniczy przejaw miłości. Istnieje w nas taki wymiar, gdzie nic nie musimy mówić i robić, a jednak właśnie tam jesteśmy bezwarunkowo przyjmowani i obdarowani. To jest podłoże, z którego wszystko inne wyrasta. Gdyby ta prawda bardziej do nas docierała, nie zamęczalibyśmy się często udowadnianiem wszystkim wokół, jacy jesteśmy wspaniali. Byłoby w nas więcej radości i pokoju.
Myśl, słowo i czyn są w nas wtórne. Jakże często zapominamy o tym w naszej europejskiej kulturze, stawiając rozum i nasze osiągnięcia na piedestale. Niestety, kartezjańskie "myślę, więc jestem" bardzo mocno wcisnęło się w nasze relacje i zubożyło człowieka. Gdybym nie myślał, to by mnie nie było. A jest dokładnie na odwrót: gdyby mnie nie było, to bym nie myślał. Ta nowożytna, niebiblijna koncepcja człowieka, wkradła się również do Kościoła i poważnie stłamsiła w nim ducha kontemplacji i mistyki. Wszak tutaj mamy do czynienia z byciem i miłością, rozum jest na drugim miejscu. Dlatego dzisiaj z wielką trudnością rozumiemy język miłości obecny w Biblii, a zwłaszcza w Ewangelii św. Jana. Trzeba nie lada wysiłku, by zejść na głębszy poziom w naszych relacjach. Skupiamy się tylko na tym, co widać, co jesteśmy w stanie sformułować w myślach i słowach, sądząc, że każdy ma swoją własną prawdę, oczywiście niepodważalną. A jeśli czegoś nie potrafimy poddać naszej kontroli, uważamy, że to coś nie istnieje.
Zauważmy, że słuchają i mówią tylko osoby. Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii o dialogu: słuchaniu, mówieniu, dawaniu i przyjmowaniu, a także o przekazywaniu dalej. Istnieje różnica między braniem a przyjmowaniem. Biorę wtedy, gdy zakładam, że coś mi się należy. Przyjmuję wtedy, gdy postrzegam osoby i rzeczy jako dar. Czynności, o których wspomina Jezus, określają jakoś wewnętrzne życie Boga i są skierowane w naszą stronę. Ojciec mówi. Syn słucha i przekazuje uczniom to, co słyszy. Duch też słucha i mówi, przekazując dalej uczniom i wyjaśnia to, co usłyszał. Nie byłoby jednak żadnego mówienia, dawania i przyjmowania, gdyby najpierw nie istniała relacja. Źródłem wszystkiego jest Ojciec, potem wszystko przechodzi na Syna i Ducha. A w końcu na nas. Nie musimy wiedzieć, jak dokładnie wygląda Bóg. Wystarczy, jeśli wiemy, na czym polega miłość. Czyż nie na tych czynnościach polega w głównej mierze to, co nazywamy budowaniem relacji międzyludzkich? Czyż nie w taki sposób wyrażamy miłość, przyjmując ją i przekazując dalej? Pomiędzy nami, w naszych relacjach, możemy przybliżyć się nieco do tajemnicy Trójcy Świętej. Dzieje się to wtedy, gdy szczerze, ale też mając wzgląd na nasze ograniczenia, praktykujemy to, co w nas najbardziej ludzkie i boskie zarazem. Słuchanie, a potem mówienie to również rzecz boska. W ten sposób możemy odkrywać obecność i działanie Trójcy świętej każdego dnia.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem
Skomentuj artykuł