Miłość nieprzyjaciół? To nie takie łatwe

(fot. depositphotos.com)

Łatwo powiedzieć „kochajcie nieprzyjaciół", i nawet przyjemnie takich rad się słucha, a na pewno udziela - ale na czym ta miłość ma polegać? Jak niby mam pokochać terrorystę samobójcę, morder­cę mojego dziecka, złodzieja, który zagarnął cały dorobek mojego życia, oszczercę, który doprowadził do wywalenia mnie z pracy?

Schemat Bożego działania jest znany. Jeśli będziesz chodził do ko­ścioła, spełniał praktyki religijne i zachowywał przykazania Boże i kościelne, to będziesz zbawiony. To znaczy po śmierci pójdziesz do nieba. Biada ci, jeśli będziesz postępował przeciwnie. Z całą pewno­ścią Bóg wyśle cię do piekła, ale zanim tam trafisz, już teraz Bóg ci życia umilał nie będzie, przeciwnie, odmówi swego błogosławień­stwa, nie da łaski, z całą pewnością nie uchroni cię przed różnego rodzaju przeciwnościami i nieszczęściami. Krótko mówiąc, lepiej Pana Boga nie denerwować, a cóż dopiero rozgniewać.

Kiedy jednak już się nam takie nieszczęście przydarzy, trzeba w te pędy biec do konfesjonału, wyspowiadać się, odmówić poku­tę, bo może Bóg się udobrucha i odstąpi od wymierzenia kary. To przekonanie sprawia, że konfesjonał traktujemy jak pralkę, a Mszę zaczynamy od wezwania: „Przeprośmy Boga za nasze grzechy, aby­śmy"... i tak dalej. Tymczasem w Mszale czytamy co innego, inne wezwanie, skierowane w pierwszym rzędzie do nas, nie do Pana Boga. To my, Kościół zgromadzony w świątyni, ja mam uznać, przy­znać się, zdać sobie sprawę z tego, że zawiniłem wobec Boga i ludzi, ja mam wyznać, że moje zachowanie świadczy przeciwko mnie, sygnalizuje, że coś we mnie jest nie w porządku, skoro moje myśli, słowa i uczynki przestają dobrze smakować, a przeciwnie - coś jak­by podtruwać. Takie uparte trzymanie się tej formułki przypomina sztuczkę stosowaną przez złodzieja, który, ścigany, dla odwrócenia uwagi, ucieka i wrzeszczy: łapać złodzieja!

Tymczasem, jeśli ktoś ma zmieniać swoje nastawienie do kogoś, to z całą pewnością nie Bóg do nas, ale my do Boga. Jezus mówi: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w nie­bie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych". Skoro nam radzi „miłujcie waszych nieprzyjaciół", to pewnie sam również stosuje się do tej zasady.

Łatwo powiedzieć „kochajcie nieprzyjaciół", i nawet przyjemnie takich rad się słucha, a na pewno udziela - ale na czym ta miłość ma polegać? Jak niby mam pokochać terrorystę samobójcę, morder­cę mojego dziecka, złodzieja, który zagarnął cały dorobek mojego życia, oszczercę, który doprowadził do wywalenia mnie z pracy? Więcej, jak kochać, żeby daleko nie szukać, Hitlera, Stalina i ich, no właśnie, jak tych „ich" nazwać, przecież nie współpracownikami?

Szukając odpowiedzi na te pytania, trzeba udać się do Biblii i popatrzeć, jak zachowuje się Jezus, najprawdziwszy Syn Boży, gdy zostanie uderzony, i to nie symbolicznie, w prawy policzek, ale do­słownie, uderzony śmiertelnie? Wobec swoich oprawców Jezus nie pokornieje, nie zawsze milczy, nie poddaje się, nawet po bohatersku, ale jak zwykle, również w takim śmiertelnym zagrożeniu, w ogóle nie zajmuje się sobą, ale tymi, którzy są z nim, również tymi, którzy Go krzywdzą. Nie chce jednak ich pokonać. Próbuje dotrzeć do ich sumień. Obudzić w nich rozum i serce, by zrozumieli, że zło przede wszystkim niszczy tego, kto je popełnia.

A zatem kochać nieprzyjaciela to ratować go przed nim samym.

Fragment pochodzi z książki "Uwierz mu na słowo".

jezuita, poeta i publicysta, absolwent KUL, wykładowca homiletyki w Collegium Bobolanum Papieskiego Wydziału Teologicznego. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor wielu książek, w tym kilku tomów poetyckich

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miłość nieprzyjaciół? To nie takie łatwe
Komentarze (2)
DL
~Dorota Liszkowicz
23 lutego 2020, 13:50
Czytam Ojca artykuły i zauważam, że przemawiają do mojego serca. Owoc zawsze jest dobry, kiedy wcielam w życie to czym Ojciec się dzieli. Odczytujexto jak łaskę od BOGA. DZIĘKUJĘ.
DL
~Dorota Liszkowicz
23 lutego 2020, 13:48
Szczęść Boże Ojcze, bardzo przemawia do mojego serca i rozumu to co Ojciec napisał: kochać bliźniego to ratować go przed nim samym. To też odnoszę do siebie. Kochać siebie to ratować się przed sobą samym, kiedy to ja skłaniam moje serce ku złu zamiast Dobru. DZIĘKUJĘ.