Nie jesteś policjantem, lecz bratem

(fot. depositphotos.com)

Dzisiejsza liturgia słowa porusza temat upomnienia braterskiego. Oj, to coś dla nas! Zwrócić komuś uwagę, skorygować… Lubimy to robić. Czujemy się wówczas lepsi od tych, którzy popełnili jakieś błędy. Ale czy Jezusowi chodzi o to, żebyśmy byli wspólnotą nawzajem-się-napominających? Czemu ma służyć i jak ma wyglądać upomnienie wobec brata?

Być ochrzczonym i żyć w Kościele oznacza uczyć się nieustannie tego, że wiara nie jest niczyją prywatną sprawą. Ten, kto przyznaje się do Chrystusa, musi przyznać się także do braci, z którymi łączy go jeden chrzest. Ten, kto troszczy się o Chrystusa i Jego Ewangelię, musi też troszczyć się o zbawienie swoich braci. Wszystkie przykazania, choć odnoszą się wprost do pojedynczego wierzącego poprzez formę „ty” (np. nie zabijaj), przeżywane i zachowane mogą być tylko we wspólnocie, a ustanowione są dla jej dobra i wzrostu we wzajemnej miłości. Tak samo i każde „wierzę” wypowiadane przez ochrzczonego jest równoznaczne z „wierzymy” całej wspólnoty.

Jeśli nie kieruje nami miłość i pragnienie zbawienia ludzi, o których wiemy, że w życiu i wierze się pogubili, napomnienie stanie się dla nas okazją do wywyższania się i karmienia swojej pychy. Aby nas od tego niebezpieczeństwa uchronić, Zbawiciel wskazuje na trzy etapy upomnienia braterskiego: najpierw w cztery oczy; gdy to nie poskutkuje – grupą osób; ostatecznym rozwiązaniem jest poruszenie problemu przed wspólnotą Kościoła.

Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy” (Mt 18,15). Często jest to etap, który pomijamy. Spotkanie w cztery oczy ma nam pomóc zobaczyć w drugim człowieku brata. Jeśli ten przeskok, z „innego” na „brata”, nie dokona się w moim sercu, to upomnienie nie będzie braterskie, lecz stanie się zwykłym zwróceniem uwagi, skorygowaniem błędów. To również może mieć swoją wartość, ale nie jest to upomnienie, o jakie chodzi Jezusowi. Upomnienie braterskie ma służyć wzrostowi miłości i jedności we wspólnocie Kościoła.

DEON.PL POLECA

Niestety, drugi człowiek może nie być otwarty na przyjęcie krytyki z naszej strony, może ją odrzucić i nie uznać naszych argumentów. Co wtedy? „Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch (…)” (Mt 18,16). Czy jednak mamy upominać kogoś w grupie po to, żeby móc go „zahukać” i „przekrzyczeć” naszymi argumentami? Upomnienie będzie braterskie, jeśli dokona go wspólnota, która się modli. „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). To ostatecznie nie my mamy korygować braci, lecz Jezus, którego im przyniesiemy. Na podstawie misji prorockiej samego Chrystusa, w którą zostaliśmy włączeni w momencie przyjęcia chrztu, mamy być dla innych ustami samego Boga: „Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu” (Ez 33,7).

Jednak świadectwo kilku osób może być również niewystarczające, by przekonać kogoś o popełnionym błędzie, który należy naprawić. Ostatecznym argumentem ma być powołanie się na naukę Kościoła. Lecz i to często okazuje się za mało. Co wtedy? „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Wydaje się, że mamy sobie wówczas „odpuścić”. Czy aby na pewno? Pokuszę się o inną interpretację. Ktoś, kto błądzi, kto nie potrafi bądź nie chce wyrzec się swojego grzechu, ma być dla mnie, jak poganin i celnik. Nie znaczy to jednak, że mam przestać się nim przejmować. Mam zacząć traktować taką osobę, czy też grupę osób, w taki sposób, w jaki podszedłby do nich sam Jezus. A On wobec grzeszników przecież okazywał miłosierdzie, głosił Królestwo i wzywał do nawrócenia. Jego argumentami nie były jednak tylko słowa, lecz najmocniejszym z nich było oddanie życia na krzyżu. Słowa „niech ci będzie jak poganin i celnik” są więc dla nas wezwaniem, żeby poczuć szczególną misję wobec ludzi, którzy odrzucają Ewangelię i życie według niej.

Zanim jednak podejmiemy taką misję, musimy najpierw stanąć przed Panem, żeby poznać lepiej samych siebie. Najmniej pokory mają ci, którzy nie są świadomi swoich ograniczoności lub po prostu wypierają samą myśl o tym, że w jakiejś kwestii mogę niedomagać. Kompulsywne wytykanie innym ich błędów, przypominające niekiedy „zafiksowanie” na punkcie jakichś tematów i wad, które widzi się u wszystkich dookoła, może świadczyć o tym, że sami mamy jakiś problem, z którym sobie zupełnie nie radzimy, a przed innymi chcemy go po prostu ukryć, żeby nie stracić w oczach ludzi. Upomnienie braterskie będzie pełnym miłości zwróceniem uwagi, jeśli poprzedzone będzie porządnym rachunkiem sumienia, stanięciem przed Panem i zadaniem sobie pytania, czy rzeczywiście mam rację: „Przyjdźcie, uwielbiajmy Go, padając na twarze, klęknijmy przed Panem, który nas stworzył. Albowiem On jest naszym Bogiem, a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku” (Ps 95,6-7).

Bliska jest droga od upominania drugiego do wywyższania się ponad niego. Dlatego też wielką sztuką jest napomnieć brata z miłością. Podstawą do napomnienia brata może być jedynie poczucie odpowiedzialności za jego zbawienie wynikające z miłości, która „jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,10). Miłość wobec drugiego, a także pokora, czyli świadomość własnej grzeszności, słabości i omylności, chronią od przyjęcia wobec błądzącego brata postawy „policjanta” wytykającego wykroczenia przeciw Prawu.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie jesteś policjantem, lecz bratem
Komentarze (5)
RF
~Robert Forysiak
6 września 2020, 20:52
Ksiądz żyje w matrixie. Nikt nikogo nie napomina. Jak ktoś robi coś złego, od razu odwracamy wzrok, chowamy głowę w piasek, mówimy sobie "ja nie osądzam" itd. Potem siadamy przed netem i wylewamy tą ukrytą frustrację. I to jet właśnie sukces diabła, proszę księdza, że boimy i wstydzimy się napominać, boimy się odrzucenia, wzgardy, wyśmiania lub agresji. A ksiądz mówi, że napominamy i to lubimy. matrix, księże, matrix...
MP
~Mała Parafianka
6 września 2020, 17:28
Bóg zapłać Księże Doktorze za kolejny wspaniały tekst.
MS
~Mirosław Szczepan
6 września 2020, 12:23
Treść dzisiejszej Ewangelii jest oczywista . Ewangelia jest w całym swoim przekazie racjonalna , a ten konkretny fragment wyznacza nam granicę w naszym obowiązku napominania grzeszników. Jeśli ktos tak uporczywie nie che sie poprawic , to możemy z czystym sumieniem wrócic do swoich zwykłych trosk, bo cóż więcej można zrobić ? Ksiądz Tarczyński również nie potrafi udzielic rady, co w danej sytuacji dalej robić . Co znaczy konkretnie , że powinniśmy okazywać im miłosierdzie ? Jego wywód z jednej strony jest surowym egzaminowaniem intencji ewentualnego napominającego , a z drugiej bezwarunkową wyrozumiałością dla grzesznika.Tego nie ma w Ewangelii . Nie zrewanżuję się księdzu słowem komplusywny , chociaż , gdy zabawimy sie w tanią psychologię , to można tam dopatrzyć się zachowań nieżle natarczywych
MS
~Mirosław Szczepan
6 września 2020, 10:28
Jest sprawą dyskusyjną , czy załatwianie jakichś osobistych spraw przy okazji napominania jest złe. Szkoda , że ksiądz Traczyński zapomniał zaprezentować nam narzędzie pozwalające odmierzyć , co zrobiliśmy z miłości , a co z egoizmu. To są dywagacje chyba tylko umożliwiające księdzu zbudować się w swoich oczach . Po prostu ludzie są niedoskonali i ten fakt na pewno każdy ksiądz pownien zaakceptować. W przeciwnym razie wiara stanie się dobrem dostępnym tylko ułamkowi procenta wszystkich , a nawet to nie jest pewne. W Ewangelii jest inaczej.
HK
Heniek Klein
7 września 2020, 09:14
Prawdziwy z Pana Uczony w Piśmie. Pan się nie zastanawia, nie konfrontuje z tekstem własnych poglądów Pan Wie. O uczonych w piśmie w Ewangelii jest sporo. I nie są to laurki.