Nie jesteś policjantem, lecz bratem
Dzisiejsza liturgia słowa porusza temat upomnienia braterskiego. Oj, to coś dla nas! Zwrócić komuś uwagę, skorygować… Lubimy to robić. Czujemy się wówczas lepsi od tych, którzy popełnili jakieś błędy. Ale czy Jezusowi chodzi o to, żebyśmy byli wspólnotą nawzajem-się-napominających? Czemu ma służyć i jak ma wyglądać upomnienie wobec brata?
Być ochrzczonym i żyć w Kościele oznacza uczyć się nieustannie tego, że wiara nie jest niczyją prywatną sprawą. Ten, kto przyznaje się do Chrystusa, musi przyznać się także do braci, z którymi łączy go jeden chrzest. Ten, kto troszczy się o Chrystusa i Jego Ewangelię, musi też troszczyć się o zbawienie swoich braci. Wszystkie przykazania, choć odnoszą się wprost do pojedynczego wierzącego poprzez formę „ty” (np. nie zabijaj), przeżywane i zachowane mogą być tylko we wspólnocie, a ustanowione są dla jej dobra i wzrostu we wzajemnej miłości. Tak samo i każde „wierzę” wypowiadane przez ochrzczonego jest równoznaczne z „wierzymy” całej wspólnoty.
Jeśli nie kieruje nami miłość i pragnienie zbawienia ludzi, o których wiemy, że w życiu i wierze się pogubili, napomnienie stanie się dla nas okazją do wywyższania się i karmienia swojej pychy. Aby nas od tego niebezpieczeństwa uchronić, Zbawiciel wskazuje na trzy etapy upomnienia braterskiego: najpierw w cztery oczy; gdy to nie poskutkuje – grupą osób; ostatecznym rozwiązaniem jest poruszenie problemu przed wspólnotą Kościoła.
„Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy” (Mt 18,15). Często jest to etap, który pomijamy. Spotkanie w cztery oczy ma nam pomóc zobaczyć w drugim człowieku brata. Jeśli ten przeskok, z „innego” na „brata”, nie dokona się w moim sercu, to upomnienie nie będzie braterskie, lecz stanie się zwykłym zwróceniem uwagi, skorygowaniem błędów. To również może mieć swoją wartość, ale nie jest to upomnienie, o jakie chodzi Jezusowi. Upomnienie braterskie ma służyć wzrostowi miłości i jedności we wspólnocie Kościoła.
Niestety, drugi człowiek może nie być otwarty na przyjęcie krytyki z naszej strony, może ją odrzucić i nie uznać naszych argumentów. Co wtedy? „Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch (…)” (Mt 18,16). Czy jednak mamy upominać kogoś w grupie po to, żeby móc go „zahukać” i „przekrzyczeć” naszymi argumentami? Upomnienie będzie braterskie, jeśli dokona go wspólnota, która się modli. „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). To ostatecznie nie my mamy korygować braci, lecz Jezus, którego im przyniesiemy. Na podstawie misji prorockiej samego Chrystusa, w którą zostaliśmy włączeni w momencie przyjęcia chrztu, mamy być dla innych ustami samego Boga: „Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu” (Ez 33,7).
Jednak świadectwo kilku osób może być również niewystarczające, by przekonać kogoś o popełnionym błędzie, który należy naprawić. Ostatecznym argumentem ma być powołanie się na naukę Kościoła. Lecz i to często okazuje się za mało. Co wtedy? „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Wydaje się, że mamy sobie wówczas „odpuścić”. Czy aby na pewno? Pokuszę się o inną interpretację. Ktoś, kto błądzi, kto nie potrafi bądź nie chce wyrzec się swojego grzechu, ma być dla mnie, jak poganin i celnik. Nie znaczy to jednak, że mam przestać się nim przejmować. Mam zacząć traktować taką osobę, czy też grupę osób, w taki sposób, w jaki podszedłby do nich sam Jezus. A On wobec grzeszników przecież okazywał miłosierdzie, głosił Królestwo i wzywał do nawrócenia. Jego argumentami nie były jednak tylko słowa, lecz najmocniejszym z nich było oddanie życia na krzyżu. Słowa „niech ci będzie jak poganin i celnik” są więc dla nas wezwaniem, żeby poczuć szczególną misję wobec ludzi, którzy odrzucają Ewangelię i życie według niej.
Zanim jednak podejmiemy taką misję, musimy najpierw stanąć przed Panem, żeby poznać lepiej samych siebie. Najmniej pokory mają ci, którzy nie są świadomi swoich ograniczoności lub po prostu wypierają samą myśl o tym, że w jakiejś kwestii mogę niedomagać. Kompulsywne wytykanie innym ich błędów, przypominające niekiedy „zafiksowanie” na punkcie jakichś tematów i wad, które widzi się u wszystkich dookoła, może świadczyć o tym, że sami mamy jakiś problem, z którym sobie zupełnie nie radzimy, a przed innymi chcemy go po prostu ukryć, żeby nie stracić w oczach ludzi. Upomnienie braterskie będzie pełnym miłości zwróceniem uwagi, jeśli poprzedzone będzie porządnym rachunkiem sumienia, stanięciem przed Panem i zadaniem sobie pytania, czy rzeczywiście mam rację: „Przyjdźcie, uwielbiajmy Go, padając na twarze, klęknijmy przed Panem, który nas stworzył. Albowiem On jest naszym Bogiem, a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku” (Ps 95,6-7).
Bliska jest droga od upominania drugiego do wywyższania się ponad niego. Dlatego też wielką sztuką jest napomnieć brata z miłością. Podstawą do napomnienia brata może być jedynie poczucie odpowiedzialności za jego zbawienie wynikające z miłości, która „jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,10). Miłość wobec drugiego, a także pokora, czyli świadomość własnej grzeszności, słabości i omylności, chronią od przyjęcia wobec błądzącego brata postawy „policjanta” wytykającego wykroczenia przeciw Prawu.
Skomentuj artykuł