"Ogórki kiszone i musztarda po obiedzie"

fot. cathopic.com

W Jezusowej przypowieści ziarna gorczycy mają jednak zostać użyte jako nasiona, które dadzą wzrost nowej roślinie. Nie do kiszenia mamy użyć tych ziaren, lecz do siania. Od kiszenia ziarno się nie pomnoży.

Na pytania, czym jest Królestwo Boże i gdzie je znaleźć, można odpowiedzieć na wiele sposobów. Jednak nie tylko jedna z odpowiedzi jest prawdziwa, lecz wzajemnie się one uzupełniają. Królestwo nie objawiło się nam bowiem jeszcze w swojej pełni – możemy jednak doświadczyć na ziemi jego namiastki. „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak” (Mk 4,26-27). Jezus, mówiąc o Królestwie, ucieka się do przypowieści o zasiewie – z jednej strony pomaga to uchwycić coś z jego rzeczywistości, z drugiej jednak strony ukazuje niemożność całkowitego pojęcia tej tajemnicy.

Wiemy, że Królestwo Boże jest podobne do ziarna wrzuconego w ziemię. Ale kto jest siewcą? Chrystus. To On ogłosił bliskość i obecność Królestwa. Jest ono jednak rzeczywistością eschatologiczną, czyli wciąż czekającą na swoje wypełnienie. Już teraz możemy je spotkać i zauważyć, ale nie jest to jeszcze pełnia Królestwa Bożego. Dlatego też trzeba strzec się przed pokusą utożsamiania go z jedną ze znanych nam społecznych struktur czy instytucji, które dbają o ziemski dobrobyt człowieka.

Królestwo Boże jest jak zasiane ziarno. Inaczej mówiąc: Królestwo Boże jest obietnicą, która zaczęła się już wypełniać. Ziarno już kiełkuje. Nasienie zostało wrzucone w ziemię przez Chrystusa, a teraz to my mamy troszczyć się o jego wzrost. Królestwo jest obietnicą powierzoną Kościołowi. Duchowy postęp wierzących jest wzrostem Królestwa Bożego. Dopóki jednak żyjemy na tej ziemi, nie ujrzymy jego pełni: „Mając ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” (2 Kor 5,6). Wypełnienie obietnicy Królestwa możliwe jest tylko tam, gdzie grzech traci raz na zawsze swoją moc i swoje panowanie – w Ojczyźnie tych, którzy zmartwychwstaną do życia wiecznego.

Rzeczywistość Królestwa Niebieskiego jeszcze bardziej zostaje rozjaśniona przez Jezusa w przypowieści o ziarnie gorczycy: „gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu” (Mk 4,31-32). Można by do tego fragmentu Markowej Ewangelii podejść stricte naukowo i próbować wykazać, że Jezus się pomylił, ponieważ istnieją mniejsze ziarna niż gorczyca. Więc jaki z Niego Bóg, skoro ma tak słabą wiedzę przyrodniczą! Wierzcie mi, są ludzie, którzy podejmują tego typu próby. Całe szczęście bibliści sprawnie już sobie z tym zarzutem poradzili. Skupmy się jednak na podstawowym przesłaniu tej paraboli, a nie na językowych niuansach.

Gorczyca – to ona jest główną bohaterką tej przypowieści. Znamy jej szerokie zastosowanie, choćby w kuchni. Używa się jej na przykład w przygotowaniu ogórków kiszonych lub konserwowych. W Jezusowej przypowieści ziarna gorczycy mają jednak zostać użyte jako nasiona, które dadzą wzrost nowej roślinie. Nie do kiszenia mamy użyć tych ziaren, lecz do siania. Od kiszenia ziarno się nie pomnoży. Zamiast siać ziarna gorczycy, można też zrobić z nich musztardę. Pycha! Jedzenie lepiej smakuje. Ale my mamy przecież karmić innych! Mówiąc jaśniej: Królestwo Boże nie jest tylko dla nas, lecz jest ziarnem, któremu mamy dać taki wzrost, żeby w nowo wyrosłej roślinie podniebne ptaki mogły znaleźć miejsce na gniazdo.

Obietnica Nieba nie może nas zamknąć w wąskim gronie „posiadających wiedzę”, w którym będziemy się „kisić”, a zarazem czuć się wygodnie i „smacznie”. Wspólnota wierzących nie ma być kółkiem wzajemnej adoracji. „Dobrze jest dziękować Panu, śpiewać Twojemu imieniu, Najwyższy, rano głosić Twoją łaskawość, a wierność Twoją nocami” (Ps 92,2-3). Czemu nie ma w nas niepokoju o to, że tak wielu ludzi nie zna jeszcze dzisiaj Ewangelii, że się nią nie zafascynowali? Przecież to tak piękna opowieść o miłości Boga do człowieka, o wolności jaką Stwórca dał ludziom, próbując rozkochać ich w Królestwie Niebieskim! A my tylko kiszony, korniszony i musztarda! Nie możemy myśleć, że jeszcze kiedyś będzie lepszy czas na dawanie świadectwa… Głosić trzeba teraz! Jezusa trzeba nieść innym natychmiast! Żeby nie stwierdzić później, że to już musztarda po obiedzie…

Tymczasem tak często w naszych wspólnotach, w naszych kościołach często zamiast siania Słowa można spotkać się z frustracją i marnowaniem ziarna Królestwa Bożego. Zamiast ewangelicznej narracji o Słowie, które stało się Ciałem i odtąd ludziom nie daje spokoju, zderzamy się z moralizowaniem, z ocenianiem innych, z wytykaniem palcami. Oczywiście, Pismo uczy nas konkretnych postaw moralnych. To wszystko prawda. Ale w Ewangelii chodzi najpierw o moje własne serce. To ja najpierw muszę się nauczyć tego, czym jest prawdziwa miłość i jak kochać. Dopiero potem będę zdolny do krytyki, która nie rani innych, lecz pomaga się rozwijać.

Nie możemy być Kościołem „starych zgryźliwych tetryków”. Jesteśmy wspólnotą o długiej, sięgającej starożytności, tradycji. Nie możemy jednak dać się przekonać, ani sami w to wierzyć, że to czyni z Kościoła muzeum. Psalmista mocno podkreśla, że owocowanie nie zależy od wieku, lecz o bliskości z Panem: „Zasadzeni w domu Pańskim rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga. Nawet i w starości wydadzą owoc, zawsze pełni życiodajnych soków, aby świadczyć, że Pan jest sprawiedliwy” (Ps 92,14-15).

Św. Paweł kieruje do Koryntian następujące słowa: „Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana” (2 Kor 5,8). Czy jesteśmy w stanie przyjąć taką postawę? Pewnie niewielu z nas potrafiłoby się na to zdobyć. Czy to znaczy, że nie chcemy żyć wiecznie w Królestwie Niebieskim? Niekoniecznie. Nie byłbym taki ostry w ocenie. Po prostu, jako ludzie, nie lubimy rezygnować z tego, co jest dobre. Chcielibyśmy pogodzić jedno z drugim. Serce musi być jednak niepodzielne: „Dlatego też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy” (2 Kor 5,9).

Ziarno musi zetknąć się z ziemią, żeby urosło i wydało plon. Musi wejść z nią w reakcję. Podobnie jest z Królestwem Bożym. Ta powierzona nam obietnica Nieba musi zostać skonfrontowana ze światem, musi się z nim spotkać twarzą w twarz. Dzieje się to nie wtedy, gdy tylko rozkoszujemy się Ewangelią we własnym gronie, lecz kiedy głosimy ją tym, którzy są poza. Dopiero w zderzeniu z propozycjami świata można dostrzec wartość Królestwa i go zapragnąć.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Ogórki kiszone i musztarda po obiedzie"
Komentarze (2)
AS
~Antoni Szwed
13 czerwca 2021, 10:57
"Ale w Ewangelii chodzi najpierw o moje własne serce. To ja najpierw muszę się nauczyć tego, czym jest prawdziwa miłość i jak kochać." No więc czym jest miłość? Z tekstu ks. Tarczyńskiego niczego o niej się nie dowiadujemy poza odmienianiem słowa "miłość" przez przypadki. A szkoda, bo pod nim kryje się olbrzymia i wieloznaczna treść. Poza "Hymnem o miłości" św. Pawła, inni wielcy ludzie przeszłości pisali o niej wielokrotnie. Byli wymienić kilku: "św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu, Pascal, Kierkegaard, Jan Paweł II, Benedykt XVI. Może by tak sięgnąć do ich pism i w przystępny sposób pokazać czytelnikom czym miłość jest a czym nie jest. Na pewno nie jest jakimś mdłym uczuciem, zmysłowym odurzeniem, zakochaniem powodującym utratę rozumu, jakąś tandetną erotyką itd. Jak można przez tyle lat "młócić" to jedno słowo, nie przedstawiając jakże bogatej jego treści? Dlaczego, zwłaszcza tu, nie stać różnych kaznodziei na coś więcej.
NS
~Natanaela sds
13 czerwca 2021, 08:36
Dziękuję bardzo za Księdza komentarz....zabieram ze sobą pytanie: dlaczego nie ma we mnie niepokoju o to, że Jezus nie jest znany?