Ks. Mieczysław Puzewicz: "Zbyt mało osób chce mówić o dobru" [WYWIAD]
"Mamy oczy wlepione w TV. Widzimy świat tylko na ekranie, nie uczestnicząc już w prawdziwym życiu". O tym, jak zejść z kanapy i zacząć żyć - mówi ks. Mieczysław, który pomaga bezdomnym i uchodźcom w lubelskim Centrum Wolontariatu.
Wstajemy z kanapy to nasz projekt, który jest odpowiedzią na wezwanie, jakie papież Franciszek skierował do nas wszystkich w trakcie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Będziemy cyklicznie pokazywać ludzi, miejsca, wspólnoty, fundacje i organizacje charytatywne, które w przeróżny sposób pomagają wykluczonym. Będziemy pisać o przestrzeniach, w których każdy z nas będzie mógł się konkretnie zaangażować w dzieło miłosierdzia.
Karol Wilczyński, DEON.pl: Pomagacie bezdomnym od wielu lat. Dlaczego?
Ks. Mieczysław Puzewicz, Centrum Wolontariatu w Lublinie: Bo "bezdomny" to ktoś, kto przede wszystkim potrzebuje drugiego człowieka - tak jak my wszyscy. Niestety, na pewnym etapie życia stracili kontakt z innymi, są bardzo samotni.
I jest ich coraz więcej?
Tak. Liczba bezdomnych niestety w ostatnich latach rośnie.
Ale dlaczego? Przecież Polacy są coraz bogatszym społeczeństwem.
Coraz więcej osób nie wytrzymuje współczesnego tempa życia i "wypadają" na wirażach. Wśród naszych podopiecznych są osoby, które dawniej prowadziły działalność gospodarczą, skończyły studia, odniosły sukces w życiu prywatnym, w biznesie itd. Nikt by się nie spodziewał, że tacy ludzie mogą trafić na ulicę. Że mogą nie być w stanie kupić sobie posiłku, bo ich zwyczajnie na to nie stać. Że będą wyglądać jak ludzie żyjący na śmietniku.
Co mówi ksiądz tym, którzy nie chcą pomagać?
Nikogo nie osądzam. Staram się wierzyć w Ewangelię. Jezus Chrystus służył ubogim i trzeba być tego świadomym.
Rekrutacja do programów Centrum Wolontariatu już niebawem. To nasze filmowe zaproszenie, którego autorem jest Łukasz Halczak
Opublikowany przez Centrum Wolontariatu w Lublinie Piątek, 17 lutego 2017
A jesteśmy - przynajmniej katolicy - tego świadomi?
Cóż, bywa różnie. Skandalem są tzw. puste miejsca na wigilii, które bardzo rzadko są przygotowywane na serio, choćby dla osób bezdomnych. Na szczęście znam kilkanaście rodzin, które zapraszają na wigilię tych, którzy potrzebują tego najbardziej.
Ale trzeba też pamiętać i zrozumieć, że nie każdy jest gotowy do tego, by dać drugiemu człowiekowi to, czego on najbardziej potrzebuje. Nam wszystkim wiele brakuje. Mimo to warto podążać za ideałami.
W lubelskim Centrum Wolontariatu pomagacie też uchodźcom. Jest ksiądz jednym z niewielu, który pracuje z przybyszami w Polsce. Co dokładnie robicie?
Tak, pracujemy z nimi od kilkunastu lat. Mamy różnorodne programy. Przede wszystkim prowadzimy przedszkole w jednym z ośrodków dla uchodźców w Białej Podlaskiej. Dojeżdżamy do dzieci w innych ośrodkach. W Lublinie realizujemy na przykład "Partnerstwo rodzin", bezpośrednie spotkania rodzin polskich i czeczeńskich.
I nie boją się tak po prostu spotkać?
Oczywiście, że nie. To się potem często rozwija w długoletnie znajomości. Jest podstawą integracji, do której nawołuje papież Franciszek. Wtedy też często zdajemy sobie sprawę, jak wiele możemy się od uchodźców nauczyć: szacunku do innych czy związku z rodziną.
Dlaczego to robicie?
Ewangelia mówi wprost: mamy przyjąć przybysza. Więc nie tylko im pomagamy, ale budujemy też relacje. To bardzo ważne.
Nikt nie robi wam z tym problemów?
Największe wyzwanie to na razie osoby, które oczekują na azyl w Polsce na dworcu w Brześciu. Są to głównie uchodźcy z Czeczenii.
W Czeczenii nie ma już wojny. Skąd wzięli się ci ludzie?
Sytuacja jest skomplikowana, to prawda. Należy jednak pamiętać, że uchodźcy to nie tylko ludzie, którzy uciekają przed wojną, ale również przed jej pośrednimi skutkami - prześladowaniami politycznymi, głodem, ubóstwem. W ostatnich latach Rosja, która sprawuje kontrolę nad tym, co dzieje się w Czeczenii, podjęła decyzję, by zorganizować wśród Czeczenów brankę do wojska.
Najpierw wysłano ich do Donbasu, by walczyli z Ukraińcami. To nie był jednak koniec. We wrześniu 2015 roku Rosja rozpoczęła bezpośrednio angażować się w konflikt syryjski. Potrzebowała żołnierzy, którzy będą tam walczyć. Znów padło na Czeczenów. Jeśli ktoś odmawiał tego wezwania do wojska, to niestety szedł na wiele lat do więzienia.
Stąd też zrozumiała jest rosnąca od połowy zeszłego roku fala uchodźców. Są to głównie rodziny, które mają kilkoro - siedmioro, ośmioro, dziewięcioro - dzieci. To zrozumiałe, że mężczyźni, ojcowie tych rodzin, podjęli decyzję o ucieczce. Teraz czekają na decyzję polskich władz w Brześciu, po białoruskiej stronie granicy.
Co możemy dla nich zrobić?
Konieczna jest najzwyklejsza pomoc finansowa: na ubrania, środki higieniczne, wyżywienie i wynajem mieszkań, których koszt dla przybyszów jest kilkukrotnie wyższy. Niestety w najgorszej sytuacji są te rodziny i dzieci, które w oczekiwaniu na decyzję polskich władz koczują na dworcu.
Można też wesprzeć nasze minicentrum, które udało nam się tam stworzyć dla tych ludzi. W nim uchodźcy mają dach nad głową, łóżka, łazienki. To ważne, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi.
W dalszej perspektywie myślimy jednak o tym, jak zapobiec konsekwencjom tej rosyjskiej branki: jakie programy integracyjne będą potrzebne, jak sfinansować szkołę dla dzieci uchodźców itd.
Czy uchodźcy z Czeczenii spotykają się z jakąś wrogością ze strony Białorusinów?
Wydaje mi się, że Białorusini przyjmują dwie postawy. Najpierw jest to najczęściej postawa solidarności. Sporo Białorusinów przejmuje się losem Czeczeńców. Ale są też postawy cwaniackie, choćby sytuacja z wynajmem mieszkań, który jest co najmniej dwa razy wyższy niż koszt wynajmu dla przeciętnego obywatela Brześcia. Jednak generalnie rzecz biorąc, na Białorusi nie ma wrogości.
A w Polsce?
Spotkaliśmy się z wrogością. Pracujemy już od wielu lat i zdarzają się negatywne reakcje. Ale o wiele częściej zdarza się, że Polacy są bardzo pozytywnie zaskoczeni po spotkaniu uchodźców. I tego się trzymamy!
Da się zatem zmienić obraz uchodźców czy choćby bezdomnych.
Tak, tyle że my siedzimy z oczami wlepionymi w ekrany smartfonów czy telewizorów, łatwo przyjmując fałszywe informacje rozmaitych mediów. Jesteśmy widzami, oglądamy tylko to, co nam się poda: a podaje się najczęściej to, co negatywne.
Zmieniamy kanał. Na jednym: zamachy, wybuchy. Na drugim: zabójstwa, gwałty. O dobru mało kto chce mówić. A my widzimy świat tylko na ekranie, nie uczestnicząc już w prawdziwym życiu.
A da się jeszcze w nim rzeczywiście uczestniczyć? Niektórzy mówią, że Facebook i Google wiedzą wszystko.
Warto zejść z kanapy, jak mówił papież, i przestać być widzem. Zacznijmy uczestniczyć w życiu, spróbujmy odejść od ekranu komputera czy smartfonu. Może czasami niektórym przydałby się do tego twardszy kopniak (śmiech).
* * *
Centrum Wolontariatu w Lublinie, którego założycielem jest ks. Mieczysław, angażuje się głównie w pracę z wykluczonymi. Oprócz pracy z bezdomnymi i uchodźcami wolontariusze mają o wiele więcej pól zaangażowania. Pomagają osobom niepełnosprawnym, osobom pokrzywdzonym przestępstwem, dzieciom z uboższych dzielnic czy więźniom.
Realizują także "Gorący Patrol", czyli codzienną pomoc dla bezdomnych. Celem patrolu jest zawiezienie ciepłego posiłku, lekarstw i nawiązanie kontaktu. Aktualnie 30 osób bezdomnych objętych jest programem "Powrót", dzięki któremu znajdują pracę czy mogą wynająć mieszkanie.
Jeśli chcesz się włączyć w działania Wolontariatu, tutaj znajdziesz szczegóły, jak to zrobić.
Więcej informacji na temat samej organizacji na stronie: wolontariat.org.pl/lublin
***
Ks. Mieczysław Puzewicz będzie jednym z mówców podczas spotkania "Rethinking Refugees: Knowledge and Action", które odbędzie się 26 i 27 października w Krakowie. Jego celem jest spotkanie z uchodźcami oraz osobami, które od lat zajmują się tematyką migracji i pomocą, a także utworzenie specjalnej grupy wolontariuszy niosącej wsparcie uchodźcom w miejscach, gdzie tego najbardziej potrzebują. Więcej informacji znajduje się na stronie wydarzenia na Facebooku oraz na islamistablog.pl
Skomentuj artykuł