Ks. Pawlukiewicz: Gdyby miłość była tylko uczuciem, jak można byłoby kochać wszystkich?
Zacznijmy od pytania podstawowego: co to jest miłość? Wielu odpowie: „To wielkie uczucie!”. Czy tylko uczucie? Zobaczcie, gdyby miłość była tylko uczuciem – a uczucia są w dużym stopniu od nas niezależne – to w tak ważnej sprawie człowiek byłby uzależniony od przypadku czy siły działającej poza nim. Miłość trafiałaby się jak ślepej kurze ziarno - czytamy w książce ks. Piotra Pawlukiewicza "Krótki przewodnik po rodzinie", której fragment publikujemy.
W ilu piosenkach można usłyszeć mniej więcej takie słowa: „czekam na miłość”, „ona ciągle nie przychodzi”, „kiedy spotkam miłość swego życia?”. Generalnie przesłanie płynące z tych utworów jest takie: siedzę na krześle i czekam na szczęśliwy uśmiech losu. A nawet jeśli się uda i miłość przyjdzie, nigdy nie wiadomo, jak długo będzie z nami, czy zaraz się los nie odmieni. To postawa: jestem chorągiewką na wietrze i czekam, aż wiatr tak zawieje, bym się zwrócił w stronę drugiej chorągiewki.
Miłość tak rozumiana nie miałaby większego sensu. Jak można byłoby wtedy na przykład ślubować komuś miłość do końca życia? Przecież tej obietnicy nie dałoby się spełnić. „Ślubuję ci, że będę cię darzył uczuciem do końca życia”. Czy znacie choć jedno małżeństwo, któremu się to udało? Oto ona w kuchni robi bitki wołowe z buraczkami. Słyszy, że na dole trzasnęły drzwi od klatki schodowej. Cała zaczyna drżeć. „Idzie! Idzie mój stary z roboty”. Kroki na klatce słychać coraz bliżej. „O Boże, Maniek nadchodzi! Chyba zaraz oszaleję, jak ja go kocham!”
– Masz tu, mój aniele, bitki! I jeszcze kisiel, mój ukochany! Jak ja za tobą tęskniłam!
Takie małżeństwo to oczywiście utopia, bo i taka miłość, oparta przez cały czas wyłącznie na uczuciach, jest nierealna. Owszem, miłość jest mocno związana z uczuciami, ale one na co dzień pozostają niejako z tyłu, jakby trochę ukryte. Są oczywiście momenty, gdy ujawniają się z całą siłą. Oto ten sam Maniek w Wigilię zakłada garnitur i trzymając w ręku opłatek, mówi do swojej Gieni:
– No, Gieniuchna! Niech nam się szczęści. Może ja za idealny to w tym roku nie byłem, nie gniewaj się, ale wiesz, że… że tego…
I tak oto Mańkowi zabrakło koncepcji, jak zakończyć przemowę, ale dla Gieni to nie jest ważne. Ociera oczy kuchennym fartuszkiem i mówi:
– E, daj spokój, Marian. Ja też może się nieraz czepiałam. I tobie niech da Bóg zdrowie.
Niekiedy uczucia w codziennym życiu są skryte, ale wystarczy jakieś losowe wydarzenie i wybuchają z całą siłą. Może pamiętasz, jak zareagowała wasza mama, gdy ojciec miał wypadek, gdy miał mieć operację? Jeszcze kilka dni wcześniej być może kłócili się ze sobą, a teraz oczy pełne łez. Są gotowi rzucić wszystko, byle tylko jedno mogło być przy drugim. A może pamiętacie, jak wy zachorowaliście na jakąś poważną chorobę? Co wtedy działo się w domu? Wszystkie sprawy zeszły na drugi plan, a rodzice byli gotowi sprzedać dosłownie wszystko, żeby zdobyć pieniądze na wasze leczenie. Uczucia są wielką siłą miłości, schowaną niekiedy głęboko w sercu, a ujawnianą jedynie w pewnych sytuacjach i okolicznościach.
Gdyby miłość była tylko uczuciem, jak można byłoby kochać wszystkich? Darzyć uczuciami sąsiada, dozorcę, woźnego, ministra spraw wewnętrznych, sto tysięcy kibiców na stadionie, kilka milionów mieszkańców Londynu czy, krótko mówiąc, ponad pięć miliardów mieszkańców świata. A my mamy kochać wszystkich! Takie zadanie stawia przecież przed nami Pan Bóg. Czy to jest naprawdę możliwe?
Miłości nie można utożsamiać z uczuciami – stąd wypływa dla nas pocieszający wniosek: można kogoś nie lubić, być nawet na niego zdenerwowanym i zezłoszczonym, a mimo to go kochać! Musimy pamiętać, że Pan Bóg nie dał nam przykazania, abyśmy się lubili. My się mamy kochać. Może więc być tak, że ktoś mnie zdenerwował, na jego widok aż się cały trzęsę i miałbym ochotę mu powiedzieć parę mocnych słów, ale moje serce mówi: „Boże, daj mu szczęście i wszystko, co najlepsze”.
Skoro już wiemy, jaka jest różnica pomiędzy miłością a uczuciami, zapytajmy wreszcie: co stanowi istotę prawdziwej miłości? Otóż jest nią wewnętrzna postawa, która polega na tym, że każdemu człowiekowi życzymy dobra. Jednocześnie, na miarę naszych możliwości i obowiązków, staramy się postępować tak, by każdy człowiek to dobro osiągnął. Od razu trzeba zaznaczyć, że prawdziwa miłość polega na doprowadzaniu człowieka do największego dobra, a największym dobrem dla każdej istoty ludzkiej jest oczywiście sam Bóg.
Kochać kogoś to czynić wszystko, aby kiedyś widzieć go uśmiechniętym w niebie. Tak rozumianą miłością może być i uśmiech, i krzyk, i przytulenie kogoś, i zamknięcie mu drzwi przed nosem, i wyręczenie go w obowiązkach, i zagonienie do roboty – wszystko zależy od okoliczności. To, co wobec jednego jest czynem miłości, wobec drugiego może być antymiłością. To samo lekarstwo jednego uzdrowi, innego wręcz zabije.
Skomentuj artykuł