Ks. Sawielewicz: Tkwisz w trudnej sytuacji i uważasz, że to krzyż, który musisz mężnie nieść?

Ks. Teodor Sawielewicz. Źródło: Facebook / Teobańkologia
Facebook / Ks. Teodor Sawielewicz / mł

Jest to całkiem nietypowe oblicze krzyża, gdzie właściwą postawą jest w pewnym sensie zaprzestanie służby – a przecież Chrystus naucza, że trzeba być przy człowieku i służyć mu. Jednak czasami kierowanie się nauką Jezusa będzie wiązało się z opuszczeniem bliźniego, stanowczym wypowiedzeniem „nie” wobec jego zachcianek i oczekiwań - pisze ks. Teodor Sawielewicz.

Na swoim facebookowym profilu ks. Teodor Sawielewicz opisał sytuację, która wielu osobom może się wydawać "niesieniem swojego krzyża", ale tak naprawdę wcale nim nie jest.

DEON.PL POLECA

Czy twój krzyż to na pewno krzyż?

"Wyobraźmy sobie sytuację, w której córka chce opuścić dom rodzinny, podjąć studia i założyć rodzinę, ale mama jest z nią tak bardzo związana emocjonalnie, że ucieka się do manipulacji, aby córka przy niej została, np. udaje kobietę dziesięć razy bardziej chorą, niż jest w rzeczywistości. Wzbudza w córce poczucie winy, aby tylko ją zatrzymać, ponieważ boi się, że bez niej sobie nie poradzi. Dziewczyna w imię miłości do matki ulega manipulacjom i stara się dogodzić matce, jak tylko może, znosząc jej humory i niezadowolenie. W przypadku tej młodej kobiety podjęciem Chrystusowego krzyża, podjęciem rozwijającego cierpienia będzie przeciwstawienie się manipulacjom, pomimo ogromnych wyrzutów sumienia i niepewności." - pisze w swoim wpisie ksiądz. Jak dodaje, nasza bohaterka może mieć trudności z tym, żeby tak zobaczyć swoje życie: może jej być ciężko przyjąć taką perspektywę.

Konsekwencją usidlenia jest smutek, depresja, ciągłe niezadowolenie i frustracja

Duchowny zauważa, że na początku relacja z mamą może stać się jeszcze gorsza, a dziewczyna może przez jakiś czas przeżywać wyrzuty sumienia, że "lekceważy" swoją mamę albo "ignoruje jej potrzeby" - ale zdrowe podejście do sprawy pozwoli jej zobaczyć, że nie na tym polega dobra relacja z matką.

"Jest to całkiem nietypowe oblicze krzyża, gdzie właściwą postawą jest w pewnym sensie zaprzestanie służby – a przecież Chrystus naucza, że trzeba być przy człowieku i służyć mu. Jednak czasami kierowanie się nauką Jezusa będzie wiązało się z opuszczeniem bliźniego, stanowczym wypowiedzeniem „NIE” wobec jego zachcianek i oczekiwań - zauważa ksiądz. Dodaje też, że nie każdy przypadek jest taki sam, a więc każdą sytuację trzeba dobrze rozeznać: bo przecież nie każda mama udaje chorobę, by nie pozwolić córce się usamodzielić.

"Przemyśl, czy tkwisz aktualnie w jakichś kajdanach i błędnie postrzegasz je jako krzyż, który musisz mężnie nieść." - zachęca ks. Sawielewicz. Podreśla, że uwolnienie się może dużo kosztować: mogą się pojawić wyrzuty sumienia, lęk czy poczucie straty, ale ich końcem jest wolność radość. "A konsekwencją usidlenia – smutek, depresja, ciągłe niezadowolenie i frustracja. Może jesteś w takiej sytuacji, ponieważ od lat tkwisz w pętach niewoli?" - pyta ksiądz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ks. Sawielewicz: Tkwisz w trudnej sytuacji i uważasz, że to krzyż, który musisz mężnie nieść?
Komentarze (15)
LZ
~Leo-n Z.
9 czerwca 2024, 09:53
A czy życie z wiecznie niezadowoloną żoną, którą nienawidzi swojego męża nie jest dla niego niesieniem krzyża?
BD
~Bo D.
14 czerwca 2024, 21:09
Nie wiem, może trzeba sie rozstać?
ZN
~ZOFIA NOGA
8 czerwca 2024, 23:04
SWIETA RITO ROSZE CIE O ZDROWIE
MJ
~Monika Jaworska
7 czerwca 2024, 11:44
Bardzo trudno w tej sytuacji o dobre rozeznanie .
OR
~Ojciec Roku
6 czerwca 2024, 23:31
Od około 5 lat jestem w niesakramentalnym związku z kobietą, a od około 1,5 roku wychowujemy wspólnie dziecko. Nie ma możliwości na ślub, ze względu na jej poprzednie małżeństwo. Mało powiedzieć, że przez 5 lat odczuwałem silne wewnetrzne rozerwanie, pomiedzy potrzebą nawrócenia, a miłością do tej kobiety. Od około roku coraz mocniej daje wyraz mojej wewnetrznej potrzebie pojednania z Panem Bogiem i dochodzimy do takiego punktu, w którym nie wiem co mam stwierdzić, jak to rozeznać. Co jest moim krzyżem w tej sytuacji? Dalsze życie z tą kobietą, tyle że jak brat z siostrą, byleby móc być ojcem obecnym w życiu mojego dziecka? Dodam tylko, że bardzo się staram, poczyniliśmy pewne kroki w tą stronę, niestety za każdym razem kiedy upadamy, czuję się wewnętrznie, strasznie obłudny. Czy odejść, żeby nie narażać się na pokusy i wyprostować wreszcie tą sytuację przed Panem Bogiem, ale stracić codzienny kontakt z dzieckiem, żyć ze świadomością, że coś temu dziecku zabrałem. Co tu jest krzyżem?
MM
~Mariusz Mariusz
7 czerwca 2024, 20:45
W moim przekonaniu należy zakończyć taki związek i odejść od tej kobiety, ale nie porzucać dziecka, bo potrzebuje ojca. Życie z taką kobietą powinno wyglądać podobnie jak życie rozwodników, którzy nie współżyją razem ani nie mieszkają razem, ale o dzieci troszczą się wspólnie na tyle na ile jest to możliwe. Tak to widzę
PN
~Piotr Nowacki
8 czerwca 2024, 20:35
Pan nie nosi żadnego krzyża! Popełnił pan ogromny grzech wiążąc się z zamężną kobietą, poprawił pan drugim równie wielkim -spłodzeniem dziecka z tą panią. Najwyższa pora się nawrócić: yt 7. Ks. dr Marek Dziewiecki - sytuacje najtrudniejsze - ks. dr Marek Dziewiecki
RC
~Roman Czytelnik
9 czerwca 2024, 09:58
Nikt z nas nie moze wziasc odpowiedzialnosci za panskie zycie dlatego wszelkie jednoznaczne rady jak postapic sa ryzykowne lub niestosowne. Nie znamy ani pana ani panskich relacji z partnerka ani jej. Nic nie wiemy.
PN
~Piotr Nowacki
9 czerwca 2024, 10:05
Tego dziecka nie powinni wychowywać wspólnie! Ksiądz dr M.Dziewiecki bardzo dobrze uzasadnia, dlaczego nie powinni tego robić razem.
BD
~Bo D.
9 czerwca 2024, 16:35
A co o tym myśli ta kobieta i jak się czuje dziecko w tej rodzinie?
OR
~Ojciec Roku
10 czerwca 2024, 09:00
1. Dziecko ma się z nami świetnie. Oboje je bardzo kochamy. Przyznam, że sam z siebie mam takie odczucie, że właśnie teraz to guzik jest z tego mojego nawrócenia. Moja partnerka też boi się panicznie, gdzie mnie dalej zaprowadzi analizowanie tego, a myślę, że oboje boimy się po prostu przyznać przed sobą, że to nie powinno mieć nigdy miejsca. Kiedy się poznawaliśmy, byłem w takim punkcie życia, że ciężko było mi pokonać moje wątpliwości zarówno do wiary jak i w siebie, że mógłbym się zmienić i żyć zgodnie z wiarą. Strasznie byłem wtedy pokręcony po wcześniejszych perypetiach życiowych. Słowem nie widziałem w wiązaniu się z nią żadnego problemu. Mało tego dałem się przekonać jej w wielu sprawach, również do zakładania wspólnie rodziny. Myślę, że na postawione przezemnie pytanie odpowiedź jest tutaj trafnie postawiona.
OR
~Ojciec Roku
10 czerwca 2024, 09:01
2. Kontynuując. Krzyż to się zacznie, jak zdobędę się na odejście od niej. Zniszczy to co prawda moje życie, ale w Słowie Bożym jest wiele odniesień do tego, że to jest często jedyna możliwość. Nie powinienem miłować bardziej mojego życia, ponad Pana Boga. Wiecej szczegółów nie będę podawał, bo to i tak chyba nie ma już sensu. Jak się na to wszystko patrze, to nawet te światełka jakiejś nadzieji na to, że kiedyś, za kilka lat, mogłaby się otworzyć dla nas opcja na małżeństwo sakramentalne, są tak mgliste i niepewne, że raczej odbierałbym je jako dalsze formy zwodzenia nas do pozostawania w tym bałaganie, a nie już jako trudną przeprawę do osiągnięcia celu zgodnego z Wolą Bożą.
OR
~Ojciec Roku
10 czerwca 2024, 09:02
3. Kończąc. Pozostaje mi się modlić o siłę, do podjęcia tego co trudne, ale właściwe i zakończenia wreszcie tego związku. Oznacza to, dla mnie również, że kolejnego związku już z żadną kobietą nie podejmę. Wystarczy już tych moich pomyłek, sam sobie zamknąłem drogę do tego. Za wszystkie komentarze, a szczególnie te które wylały kubeł zimnej wody na głowę, serdecznie dziękuję. Z Panem Bogiem!
JZ
~Jadzia Zniewolona
6 czerwca 2024, 22:57
Szkoda ,że tak księża nie mówili kilkadziesiąt lat temu z ambon... może wtedy dotarłoby do takich ludzi jak moja teściowa- która nie dość że nie wychowywała swojego syna a mojego męża- tak zmanipulowała synka ,że poświęcił swoją rodzinę dla humorów matki...a ja dla świętego spokoju- stałam się - katalizatorem- który zapłacił swoim zdrowiem a teraz po 35latach tkwienia w toksycznym związku nie mam siły i możliwości rozwiązania problemu A - ona- teściowa dalej gra na emocjach synka Takich jak ja jest ogrom No cóż- sama sobie jestem winna..
MZ
~Maria Z
7 czerwca 2024, 20:54
Moze trzeba mieć swój rozum, a nie słuchać bezkrytycznie innych, w tym księży.