Małżeństwo to przekraczanie granic

(fot. ~Rich Johnson~/flickr.com/CC)
Konrad i Hanna Sawiccy

Decyzja o ślubie przyszła całkowicie naturalnie. Była po prostu kolejnym etapem rozwoju znajomości i naszego zakochania. Podszyta ekscytacją i czystą radością, taką, jaką odczuwa się przed czymś niezwykle ważnym - mrowiące ściskanie w środku i niecierpliwość ogarniająca całe ciało od stóp do głów. Ani przez chwilę nie mieliśmy wątpliwości: jeżeli wspólne życie, to tylko ślub kościelny i powaga ślubowania sobie w obliczu Boga.

Kilka dni temu minęło sześć lat od początku przygody przeżywanej w roli męża i żony. Od dnia, w którym sakrament małżeństwa na stałe wkroczył w nasze życie i wprowadził je w inny wymiar. To był piękny dzień. Z uśmiechami na twarzach, z wewnętrznym spokojem i niezwykłą radością kroczyliśmy do ołtarza, by wypowiedzieć przysięgę małżeńską, przekroczyć granicę życia w pojedynkę i zacząć kolejny etap, teraz już wspólnej drogi.

Ale skąd właściwie wzięło się w nas to szczere przekonanie o tym, że do udanego, trwałego i owocującego związku potrzebujemy sakramentu? Po co nam był ten ślub oraz cały ambaras z tym związany? Czy nie mogliśmy po prostu zamieszkać razem i w ten sposób wejść w nowe życiowe role?

Jeśli razem, to w całości

DEON.PL POLECA

Już u początku naszej znajomości wyszło na jaw, że dla nas obydwojga wiara jest czymś ważnym. Skoro tak, to poza tym, że stopniowo zbliżaliśmy się do siebie na płaszczyźnie intelektualnej, psychicznej, społecznej i fizycznej, w sposób naturalny również nasze sfery duchowe poczęły ciążyć ku sobie. Zrozumieliśmy, że jeśli ten element zaniedbamy, nasza miłość będzie niepełna, bo zostanie ogołocona z jednego z istotnych wymiarów dotychczasowego życia oraz naszego człowieczeństwa. A co to za miłość, która zamiast pomnażać i wzbogacać wnętrza, czyni je uboższymi? Stąd był już tylko krok do decyzji, by w miarę możliwości razem uczestniczyć w niedzielnych mszach oraz próbować wspólnej modlitwy.

Ten czas zbliżania się do siebie to były dni pięknego zakochania, ale jednocześnie dni ciężkiej pracy nad sobą. Szybko okazało się, jacy jesteśmy słabi, odmienni i egoistyczni. Z perspektywy czasu widzimy, jak ważny był dla nas okres narzeczeństwa i ile znaczył kurs przedmałżeński - oba stanowiły wspaniałą lekcję naszej bliskości. Jak ważne jest, by ten czas dobrze przeżyć, by zatrzymać się w pędzie zakochania, by omówić i przemyśleć wspólnie istotne tematy.

My wybraliśmy wyjazdowy, trzydniowy kurs dla narzeczonych. Takie zamknięte wspólne rekolekcje, z czasem na modlitwę, ciszę i rozmowę. Czas, w którym mogliśmy się skupić na sobie - parze planującej małżeństwo. To było niezwykłe spotkanie - nauka prawdziwej rozmowy o sprawach najważniejszych. Rozmowy, od której dzięki formule tego kursu, nie można było uciec. Czy wiemy, jacy jesteśmy? Jaka jest moja, twoja, nasza hierarchia wartości? Jaką mamy wiedzę o sobie nawzajem? Jak widzimy nasze wspólne funkcjonowanie w szarej codzienności? Czy potrafimy ze sobą rozmawiać? Czego oczekujemy od małżeństwa? Jak wygląda wiara każdego z nas osobno, a jak wspólnie? Czym jest dla nas nierozerwalność małżeństwa, miłość i odpowiedzialność? Tyle różnych pytań, tyle dyskusji, nawet łez, tłumaczenia sobie nawzajem rzeczy i spraw faktycznie najważniejszych.

Właśnie ten czas narzeczeństwa ukoronowany kursem przedmałżeńskim - odpowiednio, poważnie przeżytym, nie odbębnionym czy odfajkowanym dla jakiegoś papierka - uświadomił nam niezwykle dobitnie, jak dużo pracy jest jeszcze przed nami w małżeństwie, ile mamy braków, jaki ogrom tematów musimy jeszcze przepracować, zbudować od zera, ile granic przekroczyć, jak wiele jest spraw, o których na co dzień musimy pamiętać, byśmy mogli razem żyć w pełni. Nie ma co ukrywać, byliśmy tym wszystkim nieco onieśmieleni, a nawet momentami przerażeni, ale podeszliśmy do tego z wiarą i przekonaniem, że łaska sakramentu małżeństwa będzie nam pomagała realizować te zamierzenia.

Królewskie misterium

"Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem" - ta krótka sentencja przypisywana św. Atanazemu Wielkiemu wyraża w skrótowej formie istotę chrześcijańskiego orędzia i powołania. Wszyscy ochrzczeni wezwani są do tego, by mieszkając na tej ziemi, stawać się stopniowo coraz bardziej mieszkańcami Królestwa Niebieskiego. A ponieważ dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa bramy Królestwa zostały otwarte, można Go doświadczać już teraz. Małżeństwo jako jeden z sakramentów tę drogę umożliwia - pozwala na przekraczanie ziemskich granic i "zaglądanie" do Królestwa. Więcej, małżeństwo to "ściąganie" tego Królestwa na ziemię, co teologia nazywa antycypacją.

Chrześcijaństwo od samego początku pojmowało małżeństwo jako rzeczywistość zwiastującą radość Królestwa Bożego i życia wiecznego. W ten sposób znana przecież od wieków instytucja małżeństwa została wzbogacona o dodatkowy wymiar. Gdy cywilne "tak" powoduje zapisanie związku kobiety i mężczyzny w urzędzie, sakramentalna przysięga zapisuje ich wspólnotę w niebie.

Dlatego byliśmy świadomi tego, że najważniejsze w dniu ślubu jest misterium naszego ślubowania, owo sakramentalne "ściąganie" nieba na ziemię. Właśnie takie myślenie dawało nam spokój i radość, a jednocześnie poczucie wagi tego, co ma się wydarzyć w kościele. Sprawy weselnego przyjęcia, sukni, fotografa i całej masy innych elementów przesunęły się naturalnie na dalszy, dużo dalszy plan. Nie było szaleńczej gonitwy, panicznego odhaczania z listy wykonanych spraw, nie było nerwów i nieporozumień. W tym ślubnym dniu najważniejsi czuliśmy się MY i nasza miłość, którą będziemy sobie ślubować wobec Boga.

Łaska ratunkowa

Św. Paweł w piątym rozdziale Listu do Efezjan porównuje miłość małżeńską do miłości Chrystusa względem Kościoła. "Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół" (Ef 5,25). Oznacza to również, że tak jak Chrystus stał się człowiekiem dla zbawienia ludzi w Kościele, tak i małżonkowie wzajemnie zobowiązują się do odpowiedzialności za swoje zbawienie. Zatem chrześcijańskie wezwanie do permanentnego uświęcania oraz nieustannej troski o swoje osobiste zbawienie. zostaje rozszerzone o obowiązek troski o zbawienie małżonka. I tak kolejny raz życie małżeńskie wykracza poza granicę życia ziemskiego. Owszem, mamy dbać o zaspokajanie potrzeb materialnych, społecznych, kulturalnych. Sakrament wynosi jednak ten obowiązek wyżej i każe spoglądać dalej - poza granice tego życia.

Św. Paweł uświadamia nam również, że małżeństwo w swym najgłębszym wymiarze nie służy jedynie zaspokajaniu wzajemnych potrzeb i nie jest tylko środkiem do przekazywania życia. Jest wyjątkowym związkiem dwojga ludzi, którzy mocą sakramentu mogą przekraczać własną, ludzką naturę.

Bo ta natura jest bardzo krucha, przekonujemy się o tym na co dzień. Wiemy, że jesteśmy słabi. Wiemy, że jeżeli choć przez chwilę w bezsensownym pędzie codzienności zaniedbamy się, zagubimy naszą rozmowę, bliskość psychiczną i fizyczną, to MY, które stworzyliśmy sakramentem zaczyna pękać i psuć się. Wszystko traci wtedy sens. Gdy zdarza się taki okrutny czas niekochania, ranimy się, sprawiając sobie ból. Jakże trudno jest z tego się wydobyć!

A jednak udaje się za każdym razem. I dzieje się to w iście niewytłumaczalny sposób. Choć oczywiście, łasce sakramentu należy też pomóc. To nie magia. Wiemy, że trzeba się wtedy zatrzymać, wyciszyć, wezwać Boga, wspólnie się modlić, chociaż w takich chwilach jest to bardzo trudne. Trzeba pokory. A Bóg czyni z nami cuda. Daje siłę do przezwyciężenia i przetrwania trudności, daje w końcu radość zgody.

Takie sytuacje uświadamiają nam, że gdy jest między nami jakiekolwiek nieporozumienie, to nie potrafimy się w rezultacie niczym cieszyć. Świat jest szaro-bury, a radość zaledwie połowiczna. Jej pełnię można osiągnąć tylko wtedy, gdy patrzymy na siebie z czułością i miłością. To są również chwile, gdy boleśnie pojmujemy, jak niewiele trzeba, by doprowadzić do katastrofy powolnego rozpadu. Fakt, że żyjemy nadal w tak szczęśliwym związku, poczytujemy za efekt ciężkiej codziennej pracy, wspartej niezwykle silnie mocą sakramentu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Małżeństwo to przekraczanie granic
Komentarze (14)
S
szczęśliwa_żona
22 stycznia 2014, 07:10
A ja dla tych, którzy nie wierzą w małżeństwo i nie widzą potrzeby aby ukoronować swoją miłość poprzez ten piękny sakrament - powiem, że mnie i mojemu mężowi udało się osiągnąć właśnie to o czym piszą autorzy artykułu. To jest bardzo trudna droga, ale możliwa do przejścia. Droga ta daje ogromne szczęście, które czuje się każdego dnia. Daje spokój i pewność, że zawsze będziemy razem, że przy byle okazj nikt z nas nie wyjdzie trzaskając drzwiami. Tak sobie ludzie uprościli świat...Tylko świat pozornie "bez" problemów to wcale nie jest lepszy świat. Trzeba mieć odwagę, aby wyzbyć się swojego egozimu i dać coś z siebie, aby prawdziwie Kochać. Tylu mamy wykształconych młodych ludzi w Polsce...Taką mają wiedzę...Na nic ona, kiedy nie ma tej podstawowej wiedzy jak żyć prawdziwie pełnią życia w zgodzie z Bogiem, z sobą i z innymi....
17 stycznia 2014, 11:17
"Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół" (Ef 5,25).  Ale to tylko część cytatu. ZApominamy o tej drugiej. Wiecie o jakiej.
K
krzycho
8 stycznia 2014, 23:57
Do jana. ...Miłość jest owocem Ducha Świętego... Być może naszym największym zaniedbaniem w dzisiejszym świecie jest zapomnienie lub zapominanie o mocy Ducha Świętego i o Jego oświecającej sile działania. Duch  Święty jednak nie działa wbrew woli człowieka. Musimy Go prosić o to działanie i otworzyc sie na Jego Światło. Bóg dając człowiekowi wolną wolę i możliwość wyboru, jest konsekwentny w swej decyzji do bólu. Czeka cierpliwie na nasze zaproszenie i otwarcie się na jego zbawczą moc i miłosierdzie.Dlatego też nasza modlitwa i gotowość współpracy jest niezwykle ważna aby Duch Święty zadziałał w nas. Doi nas zawsze należy pierwszy krok. To my musimy zaprosić Ducha Świętego, aby dać Mu możliwość działania.On nie zadziała wbrew nasze woli.
K
krzycho
8 stycznia 2014, 23:27
Być może brakuje mi tak wielkiej wiedzy i wiary, jaką mają autorzy. Nie brakuje mi natomiast doświadczenia życiowego i małżeńskiego. Na pewno brakije mi wykształcenia i inteligencji. Jestem prostym i niewykształconym robaczkiem. Powyższy esej jest dla mnie niemal niezrozumiały i pewnie stąd moja krytyka. Zawsze jednak targają mną wątpliwości, kiedy czytam podobne peany (niemal) na cześć... Czyż nie jest to przerost formy nad treścią? No cóż... jestem tylko prostym nieskomplikowanym i niewykształconym maluczkim człowieczkiem, dlatego też proszę o wyrozumiałość i przebaczenie. Przypomina mi to - niestety- kazania naszych ukochanych biskupów, z których to kazań też niewiele rozumiem. Stąd pewnie ten lud prosty tak słabo wyedukowany i taki daleki, obcy...
M
Malinia
30 września 2013, 10:32
Związek bez wiary jest faktycznie ogołocony. Człowiek w takim związku się męczy, czegoś mu brakuje. Często myśli, że to depresja, że może z nim coś jest nie tak. Warto się zapytać, czy to nie zaparcie się nie tylko Chrystusa, ale i samego siebie. Miłość budowana na Miłości Najdoskonalszej będzie doskonała. O taką Miłość modlę się dla Was i dla siebie. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. Biblia, 1 List do Koryntian Juzu ufam Tobie.
A
Alabama
22 września 2013, 02:30
Too stupid to understand science? Try religion!
B
Basia
16 sierpnia 2013, 02:02
Na całe szczęście ludzie coraz mniej zawierają małżeństw. Po co się wązać na całe życie?
Krzysztof Baranowski
17 lipca 2013, 00:30
Związek bez wiary jest faktycznie ogołocony. Człowiek w takim związku się męczy, czegoś mu brakuje. Często myśli, że to depresja, że może z nim coś jest nie tak. Warto się zapytać, czy to nie zaparcie się nie tylko Chrystusa, ale i samego siebie. Miłość budowana na Miłości Najdoskonalszej będzie doskonała. O taką Miłość modlę się dla Was i dla siebie.
A
amelka
9 sierpnia 2012, 13:47
 Ostatni komentarz jest irytujący. Człowieku, najpierw patrz na siebie, a potem oceniaj innych. To, że ktoś jest na świeczniku, nie oznacza, że to, co robi i oczym mowi w danej chwili, to ogół działań danej osoby! Bzdura! Wiesz o tym, że Episkopat nie zajmuje się tylko TV Trwam? Wiesz o tym, że czyni wiele w celu pojednania Rosjan i Polaków? Wiesz, że podejmuje działania mające zwrócić uwagę, na fakt, że rodzina jest szkołą trzeźwości? Że trwa 1 Kongres Nowej Ewangelizacji? Wiele by wymieniać z tych licznych działań. JAk się ogląda TVN lub jakąś inną lewicową stację, to nie dziw, że tam Kościół jest postrzegany jako zmaterializowana instytucja!  A co do artykułu, to wiele w nim prawdy. Piękne słowa.
KT
ktoś taki
17 maja 2012, 15:54
Piękny artykół. Ale ile małżeństw idąc do ołtarza jest świadoma tego co za chwilę się wydarzy, ile w tym piękna można by było widzieć a ile widzi się w rzeczywistości. JA naprzykład nie widziałąm wogóle, nawet nie patrzyłąm na męża z miłoscią i czułoscią, nawet nie czułam szczęscia. Byłam w okropnym nastroju, teraz myślę czy to nie była depreesja, która gdzieś tam siedzi we mnie do dnia dzisiejszego. Nie wiem co to było i jest, ale jesli ktoś zmusza się do jakiegokolwiek gestu czułosci, i nie czuje zadnej radosci z tej drogi którą kroczy, i wciąż czuje zal że wybrał ta a nie inną osobę do tego wspólnego życia, i wszysko się rozwaliło,  to patrząc na taką kochającą rodzinę może sie chociaż wtedy wzruszyć i nakarmić serce cząstką czyjegoś szczęscia.
KS
Konrad Sawicki
15 maja 2012, 11:50
Bardzo dziękuję za dobre słowo i błogosławieństwo!
L
leszek
14 maja 2012, 23:05
"....w milości nie ma lęku bo lęk kojarzy się z karą..." to slowa z jednego z listów sw.Jana... niech Bóg wam błogosławi na tej drodze życia
D
dolores
13 maja 2012, 12:55
Sakramentalne małżeństwo,szczęśliwe nie znaczy bez wzlotów i upadków.Kiedy jest MIŁOŚĆ ? KIEDY ZAWSZE DOBRA DRUGIEGO CHCE,wzajemnie sobie wówczas małżonkowie usługują,wręcz szukają tego co służy drugiemu.To nie uczucie, lecz stała postawa, mająca swoje źródło w Bogu- BÓG JEST MIŁOŚCIĄ, "kto trwa w Bogu", trwa w MIŁOŚCI.Tymczasem kiedy nie ma miłości,bądź trwamy w grzechu współmałżonek może łatwo np. zdradzić,zadając ból Bogu, partnerowi małżeńskiemu i sobie. Kto zaś prawdziwie kocha, tego nie uczyni,a jeśliby to uczynił szybko ucieka się do Boga w sakramencie pokuty, chcąc naprawić wyrządzoną krzywdę i odzyskać utraconą relację MIŁOŚCI. Przykazania są ochroną przed grzechem, każdy grzech rani człowieka, Kościół - BOGA. Pan uczy jak czynnie kochać,powiedział-wypełnieniem przykazań jest MIŁOŚC. " BĘDZIESZ MIŁOWAŁ BOGA Z CAŁYCH SIŁ, CAŁYM SERCEM, A BLIŹNIEGO SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO, na tym opiera się całe prawo i prorocy". Zatem MIŁOŚĆ JEST SPÓJNIĄ DOSKONAŁOŚCI, WIĘŻIĄ JEDNOŚCI, kOL.3,14. Proszę Panie rozszerz moje serce w MIŁOŚCI- amen.
B
Bilbo
13 maja 2012, 09:17
Dziś panuje wielkie niezrozumienie sakramentu małżeństwa przez tych, którzy się pobierają. Po części jest to ich zaniedbanie, a po części duchowieństwa, które raczej zajmuje się walką o przywileje niż rzeczywistym duszpasterstwem małżeństw i młodych. Od kilku tygodni najważniejszą troską przewodniczącego Episkopatu jest walka o TV Trwam i lamentowanie nad katastrofą i "strukturami zła" w Polsce. Nie widzi jednak, że o wiele poważniejsze sprawy są przemilczane. Szuka się winnych poza Kościołem, a sam Kościół utożsamia z duchownymi. Nie dziwmy się, że mamy później takie owoce. Powyższy tekst godny polecenia.